„Śnimy o wciąż niespełnionych pragnieniach, gdy ich prawdziwa natura, niby jawa, wyłania się na wierzch, by zaraz znów przemienić się w sen i rozpłynąć całkowicie.” [s. 100]
Niepostrzeżenie gubimy ślady przeszłości, bezwiednie rozsypujemy zapisy i zdjęcia miejsc, osób, emocji. Wyrywamy korzenie, odcinamy pędy, więzy(i), by móc biec szybciej. Tracimy ludzi, tłumimy wspomnienia, pijemy wodę z Lete. Ale gdy ktoś albo coś poruszy delikatną strunę w nas, wprawi w drganie, rezonans, to może odnajdziemy trop subtelnej nici łączącej nas ze światem, może odnajdziemy porzucone sny, marzenia, relacje, uczucia.
Park Min-u jest świetnie zarabiającym architektem. W zasadzie jako jedyny uciekł z Księżycowej Doliny, slumsów Seulu, i osiągnął sukces w życiu zawodowym. Ale po latach kontaktuje się z nim Cha Sun-a – jego pierwsza miłość, którą odrzucił, by poświęcić się nauce i karierze. Kobieta przywołuje w Parku zepchnięte, wymazywane wspomnienia. Podróż w głąb przeszłości przyniesie pytania o tożsamość, korzenie, osobistą, rodzinną i społeczną odpowiedzialność. Tymczasem zbliżająca się do trzydziestki Jeong U-hui nieustannie próbuje zrealizować swoje marzenia o tworzeniu sztuk teatralnych, a później wystawianiu ich, niestety kolejne przedsięwzięcia kończą się fiaskiem. Podejmuje się różnych prac, by zarobić na utrzymanie i gonić za mrzonkami, iluzjami. Poznaje Kim Min-u, który staje się dla niej kimś w rodzaju starszego brata. Ale to dopiero jego matka odmieni w jakiś sposób Jeong. W zaskakujący sposób paralelne historie architekta i scenarzystki-reżyserki (rzeczywistości) połączą się „cienką, niewidzialną nicią”.
W 2015 roku południowokoreański pisarz Hwang Sok-yong (ur. 1943), znany polskiemu czytelnikowi z opowiadań zaprezentowanych w tomie „Chwasty” oraz utworu „Znajomy świat”, opublikował powieść o znamiennym tytule „O zmierzchu”. Można zaryzykować twierdzenie, że nawiązującym między innymi do jednego z elementów koła (Uroborosa?), jednej z faz cyklu życia i śmierci, a dokładniej końca życia, zbliżającej się nocy istnienia, ale i nocy duszy, sytuacji granicznej, pomiędzy światłem a ciemnością, gdy dokonuje się rewizji, rekapitulacji dotychczasowych zdarzeń, wyborów. Następuje wówczas konfrontacja marzeń, idei, wartości z rzeczywistością, snu z jawą, przeszłości z teraźniejszością. To jakby moment do rachunku sumienia, konfesji, wyznań, okazania skruchy. I te elementy rozbłyskiwać będą między wierszami, słowami, gestami bohaterów utworu Hwanga, czyniąc z powieści podejmującej ważne społecznie problemy jednocześnie kameralną, intymną opowieść o minionej miłości, straconych złudzeniach, rozczarowaniach, płonnych nadziejach.
Losy poszczególnych bohaterów – nie tylko Parka, Jeong, ale także ich rodziców (zwłaszcza ojca i matki Parka), innych architektów (choćby idealisty Kim Gi-yeonga), prezesów firm budowlanych (przyjaciela z chłopięcych lat Parka, Yun Byeong-gu), Cha Sun-y, niegdysiejszych mieszkańców Księżycowej Doliny (pucybutów rządzących okolicą – Jae-myeonga i jego dwóch braci) – są egzemplifikacjami różnych postaw życiowych, w tym odmiennych sposób myślenia o człowieku, społeczeństwie. W życiorysach postaci odbijają się w jakimś wymiarze kształtujące ich kolejne wydarzenia oraz przemiany społeczne, gospodarcze i polityczne z około stu ostatnich lat historii Korei – począwszy od japońskiej okupacji (trwającej od 1910 roku do zakończenia drugiej wojny światowej), poprzez wojnę koreańską i podział kraju, następnie zamach stanu i juntę wojskową, w tym między innymi (autorytarną) konstytucję Yushin, masakrę w Gwangju* (maj 1980 roku) czy cykliczne aresztowania obywateli, oskarżenia o kolaborację z Koreą Północą i bestialskie przesłuchania, aż po lata 90. XX wieku i początek XXI stulecia, a zatem szybką modernizacją, restrukturyzację, wywłaszczenia, znikanie „małych ojczyzn”, wymazywanie „subtelnych śladów przeszłości”, korupcję, łapówkarstwo, brak spełniania standardów bezpieczeństwa w budownictwie, oszustwa w zatrudnianiu pracowników, unikanie umów o pracę i terminowego wypłacania pensji, naliczanie kar finansowych. I – co istotne – Hwang świetnie to wkomponowuje, wmontowuje w narrację, rozgałęziając ją, czyniąc wielowymiarową.
W powieści rozbrzmiewają chóry-pogłosy okaleczonych duchów. Wiodący dwugłos – dwojga narratorów, czyli Parka i Jeong, mężczyzny i kobiety, obojga związanych ze światem artystycznym, sztuki – będzie nadawał rytm opowieści przywodzącej na myśl podwójną pieśń, jakby lustrzane odbicie, w którym akcenty są przesunięte, uwypuklone, powiększone zostały odmienne elementy. Jedna z pieśni będzie rozkruszaniem obronnego muru obojętności, przed laty skonstruowanego i wybudowanego, by chronić delikatne „ja” przed brutalnością. Ten mur wyrósł z nieufności wobec ludzi i świata. Park we wczesnej młodości zauważył, że nieustanna walka i hierarchia społeczna w Księżycowej Dolinie (świat „wewnątrz”), ustalona przy użyciu przemocy, dominacja ludzi silniejszych fizycznie i psychicznie, kolejne piekielne kręgi, to miniatura mechanizmów rządzących i ustawiających świat „na zewnątrz”**. Większość ludzi jest reifikowana, staje się tyleż statystami, ile pionkami w wielkiej grze o władzę. Ubodzy i potrzebujący schronienia są bezwzględnie, nawet kosztem ich życia, wyrzucani z baraków, bo biznesmeni wykupują ziemię za bezcen, architekci kreują bajeczne projekty, tworzą czarujące wizualizacje, a kontrahenci, prezesi, inwestorzy nierzadko dokonują defraudacji funduszy, piorą pieniądze. Dlatego panom architektom (wśród nich Parkowi) utyskującym na znikanie rodzinnych wiosek, przebudowę niegdysiejszych małych miasteczek albo wsi, wymazywanie obiektów, elementów przestrzeni, umierający Kim Gi-yeong powie, że to ich wina. Sami wybrali bowiem realizację fanaberii zamożnych i wpływowych, a nie zajmują się użyteczną społecznie architekturą, bo ona nie przynosi finansowych korzyści. Oferuje jednak coś cenniejszego – wdzięczność i uśmiech zwykłych ludzi. „Celem architektury – stwierdzi Kim – nie jest zrównywanie z ziemią wspomnień – chodzi o to, by subtelnie, opierając się na wspomnieniach, nieco zrestrukturyzować ludzkie życie.” [s. 101].
Głos Parka prowadzi go po labiryntach pamięci, zwłaszcza zaułkach, mrocznych, zamazanych, mglistych rejonach, które starał się uśpić albo wymazywać, by uciszyć wyrzuty, poczucie winy, żal. To nie nostalgiczna, ale niezmiernie trudna droga, meandryczna, wyboista, cierniowa. Konfrontacja z minionym czasem, wyborami, ucieczkami, usprawiedliwianiem się (siebie), poświęceniem miłości i lojalności (wobec Cha Sun-y, Jae-myeonga i samego siebie), czyli ceną za walkę o wyższy szczebel w drabinie społecznej, doprowadzi go do rozdroża. Jakby o zmierzchu życia dokonał rekapitulacji, wreszcie odsłonił karty i ujrzał otchłań, pustkę. Ale kusi też interpretacja, że jego życie jest… fikcją, wizją scenarzysty albo reżysera miniprzedstawienia.
Drugi głos to próba przerwania błędnego koła codzienności, monotonii, tyleż rutyny, ile jałowego, mechanicznego powtarzania tych samych czynności. Jeong w zasadzie tylko pracuje – albo za darmo w teatrze, przy próbach adaptacji cudzych utworów, albo w sklepie całodobowym czy innych miejscach, gdzie nie zarabia nawet tyle, by opłacić czynsz w terminie, nie mówiąc o jedzeniu. Dryfuje, przemieszcza się jak zombie, motywowana nikłą oniryczną wizją, że kiedyś spełni swoje marzenia. Otrzyma od losu (przypadek czy konieczność?) rolę minikreatorki, minitwórczyni, minisprawczyni. Ale czy będzie zdawała sobie sprawę, że jej gest, działanie uruchomią lawinę, wyłowią z letejskiej wody Mnemosyne, Pamięć, która jak wróżka namaluje obrazy przeszłości, wskrzesi ludzi, okoliczności, słowa i niedopowiedzenia, uruchomi kadry minionego czasu.
Hwang sięga po rozmaite schematy i wzorce, jak chociażby: powieść obyczajowa, rozrachunkowa, detektywistyczno-kryminalna (à rebours), esej, felieton, kalendarium, kronika, „intymistyka” zwłaszcza w formie konfesji, wyznań, listów, e-maili, esemesów, prywatnych szkiców i notatek. Pojawią się elementy autotematyzmu, pisania o pisaniu, kreowania światów fikcyjnych. Południowokoreański twórca rozłoży znaki, symbole (ot, włośnica zielona – chwast***), które uruchomią rozmaite ścieżki interpretacyjne. Warto (za) nimi podążać, bo autor świadomie żongluje fragmentami, detalami, tropami, zestawia je, rozdziela, a w odpowiednich momentach włącza kolejne elementy, dorzuca puzzle, naświetlające odmienne aspekty, zmieniające bądź rozszerzające odczytania.
Wielowymiarowe „O zmierzchu” Hwang Sok-yonga to nie tylko literacki portret świata bez ubarwień, retuszowania, upiększania, pudrowania – świata zwykłych ludzi, którzy walczą o przetrwanie w piekle codzienności, uwikłanych w polityczno-gospodarcze przemiany. To także przejmująca pieśń upiorów o nieustannym gubieniu, utratach, przemijalności, zerwanych więziach, straconych złudzeniach, rozczarowaniach.
——————
Hwang Sok-yong, O zmierzchu, tł. z koreańskiego Dominika Chybowska-Jang, bo.wiem/WUJ, Kraków 2022.
* Zob. Han Kang, Nadchodzi chłopiec, przeł. [z koreańskiego] Justyna Najbar-Miller, W.A.B., Warszawa 2020.
** Zob. Hwang Sok-yong, Znajomy świat, z jęz. koreańskiego przeł. Beata Kang-Bogusz, Sonia Draga, Katowice 2018.
*** Zob. Hwang Sok-yong, „Chwasty” i inne opowiadania, przeł. z koreańskiego Beata Kang-Bogusz, Choi Sung Eun (Estera Czoj), Kwiaty Orientu, Skarżysko-Kamienna 2012.
Zgodnie z zapisem dalekowschodnim nazwisko poprzedza imię.
Autor: Luiza Stachura
Egzemplarz recenzencki