Odtrącenie. Kilka słów o „Fiołkach” Shin Kyung-sook

Na gruzach, wśród chwastów, które pozostały po twoim odejściu, chcę pochować wspomnienia, zakopać je głęboko, by nie wydostały się nigdy. Zamknę zardzewiałe drzwi na klucz, porzucę ten świat wraz z odłamkami moich snów i marzeń. Wybuduję nowy – lodowe królestwo, do którego nie wprowadzę nikogo, by uniknąć kolejnych ran, rozczarowań, porzuceń. Ale co będzie, jeśli kiedyś minę kogoś, kto mógłby…

Niedługo po narodzinach Oh San ojciec opuszcza ją, żonę i swoją matkę. Trzy pokolenia kobiet mieszkają w wiosce, gdzie przewodzi klan Yi. Fiołki"Napiętnowana i doświadczająca po raz pierwszy odrzucenia dziewczynka znajduje bratnią duszę w rówieśniczce So Namae, równie marginalizowanej przez uprzywilejowane dzieci z rodu Yi. Niedaleko pola pełnego minari San podczas jednej z eskapad zakochuje się w Namae. Ale niespodziewanie znów doświadcza kolejnej utraty, tym razem boleśniejszej, naznaczającej ją na całe życie. Kilka lat później sytuacja się powtarza, znów ktoś bliski ją skrzywdzi. Gdy zbliżają się jej dwudzieste drugie urodziny, mieszka już w Seulu i szuka wymarzonej pracy w wydawnictwie. Niepowodzenia pchają ją ku pobliskiej kwiaciarni, magnetycznie przyciągającej, prowadzonej przez młodą kobietę Lee Sue. W niesamowitym ogrodzie, odmiennym wymiarze wytwarzanym przez rośliny, wydaje się, że San odbuduje swoje delikatne istnienie, pozbiera rozsypane cząstki, zabliźni rany. Do ogrodu jednak pozwoli wejść komuś, kto nie żywi wobec niej autentycznych uczuć. Głęboko zakopane i skrywane bolesne wspomnienia zaatakują ją, obezwładnią, rozdrapią rany, zniszczą prowizoryczny zewnętrzny pancerz, jedyną ochronę jej kruchego „ja”.

Jak zaznacza południowokoreańska pisarka Shin Kyung-sook (ur. 1963) w krótkim słowie odautorskim do angielskiego wydania z 2022 roku, opowieść „Fiołki” (2001) jest oddaniem głosu kobietom przywodzącym na myśl tytułowe niepozorne kwiaty – żyjącym w ciszy, niewyróżniającym się, anonimowym w strumieniu społeczeństwa. Można zaryzykować twierdzenie, że to bardzo delikatne, subtelne i kruche kobiety, nieprzystosowane do brutalnego świata, niepotrafiące znaleźć łączności, nieumiejące wprost komunikować swoich potrzeb, bo na pewnym etapie życia, wchodzenia w relacje międzyludzkie zostały skrzywdzone. Czytaj dalej

„(…) przeżywamy teraz przełomową chwilę.” Parę słów o „Ziemi” Yi Kiyeonga (Li Gi Jona)

W którym momencie rozpoczyna się gnicie pięknych, głoszących równość wizji i idei? Kiedy prawdę zaczyna pożerać fałsz? Czy zastanawiasz się czasem, na ile ogląd sytuacji zależy od punktu widzenia, od tego, gdzie, kiedy i z kim jesteś, co obserwujesz i oceniasz? Każde drobne przesunięcie, zakrzywienie, każda paralaksa, powodują deformacje – może niezauważalne albo bagatelizowane, ale czy to nie w detalach nierzadko bywa zakodowane sedno, istota rzeczy?

Po wyzwoleniu Korei spod japońskiej okupacji, wejściu od północy Armii Czerwonej, a od południa wojsk Stanów Zjednoczonych oraz ustaleniu linii demarkacyjnej wzdłuż 38. równoleżnika, rozpoczął się rozpad na dwie Koree. O ile na północy pod kierunkiem Kim Ir Sena wprowadzano kolejne reformy – zwłaszcza rolną i o równouprawnieniu kobiet – o tyle na południu Li Syng Man usiłował ustabilizować sytuację przy pomocy Amerykanów, krwawo tłumił demonstracje Koreańczyków. Yi Kiyeong, "Ziemia"Niebywale silny, ale łagodny i spokojny Kuak Ba Wi przez lata okupacji wędrował po północnych wioskach, pod koniec dominacji Japończyków był parobkiem we wsi Piolmayl u zamożnego Ko Ben Sana. Japońscy urzędnicy oraz koreańscy kolaboranci kosztem chłopów wiedli dostatnie życie. Doprowadzali zwykłych ludzi do skrajnej nędzy i rozpaczliwych kroków, w tym samobójstw. Porywali ich córki, by stały się nałożnicami, taki los spotkał na przykład Sun Ok. Dlatego po odzyskaniu niepodległości i przeprowadzeniu reform, między innymi rolnej gwarantującej każdemu równy kawałek ziemi, ludzie z nadzieją zaczęli patrzeć w przyszłość i sławić przywódcę. Kuak Ba Wi otrzymał własną działkę, ale rozmyślał też nad możliwościami przekształcenia bagien w pola ryżowe, by umacniać i rozwijać swój kraj. Po rozmowach z Kan Giunem, synem światłego i wykształconego Kan Sa Gwa, rozpoczęli pracę nad wykorzystaniem i zaadaptowaniem dostępnych terenów pod uprawę.

Można spotkać się z rozmaitą transliteracją nazwiska jednego z autorów literatury „chłopskiej”, „proletariackiej”, północnokoreańskiego pisarza 리기영 (1896-1984)*, na przykład: Yi Kiyeong, Ri Ki-yong, Lee Gi-yeong, Li Gi Jon – ostatnie z wymienionych pojawiało się w polskim wydaniu z 1955 roku powieści „Ziemia” (oryg. 땅, 1949 rok), przekładu dokonano z języka rosyjskiego. To przejmujący utwór poświęcony bataliom o godność człowieka, jego prawa do samostanowienia i do życia, o rozpowszechnianie i upowszechnianie edukacji, by zlikwidować analfabetyzm, czy wreszcie o równouprawnienie kobiet, które do czasów drugiej wojny światowej traktowane były w Korei jak niewolnice, reifikowane i poniżane, sprzedawane, wykorzystywane. Yi zaprasza także czytelnika do rozmów o tym, czym jest patriotyzm. Czytaj dalej

Co piszesz swoim życiem. Kilka słów o zbiorze opowiadań „Panna Kim wie” Cho Nam-joo

Tkwienie w przeszłości, ruminowanie, próby wskrzeszania trupów, zadowalanie się fantomami uczuć, paraliżuje, pogrąża w matni, sabotuje próby wyruszenia przed siebie i rozpoczęcia nowej sekwencji w odmiennej aranżacji, na innej scenie. Odcięcie sznurów jest jednak niezbędne, by opuścić klatkę, zrobić przejście i poczuć wolność.

Praktykowanie tłumaczeń pośrednich dalekowschodniej literatury w czasach, gdy w Polsce są filolodzy specjalizujący się w przekładach z koreańskiego, japońskiego i chińskiego, zdumiewa, a przede wszystkim rozczarowuje. Cho Nam-joo, "Panna Kim wie"Zbiór opowiadań południowokoreańskiej pisarki Cho Nam-joo (ur. 1978) z czerwca 2021 roku 우리가 쓴 것 został przełożony z języka angielskiego na język polski i chyba dlatego zachowano angielski ekwiwalent tytułu – „Panna Kim wie”. A można by się było pokusić o otwierający szerszą perspektywę interpretacyjną tytuł zahaczający o oryginał. Jak przystało na pośrednie tłumaczenie, brakuje wyjaśnień terminów „oppa”, „unnie” („unni”), „hagwon”* – beztrosko pozostały w tekście bez żadnych przypisów. I o ile dla osób zainteresowanych Koreą (Południową) niekoniecznie są nieznane, o tyle dla licznych odbiorców dalekowschodniej literatury (popularnej) mogą okazać się kłopotliwe albo zostać błędnie zrozumiane.**

Polski czytelnik miał okazję w 2021 roku przeczytać rozczarowującą „Kim Jiyoung urodzoną w 1982” Cho Nam-joo. Zbiór ośmiu opowiadań jest literacko nieco lepszy, bo mniej publicystyczny, felietonowy, quasi-reportażowy, ale nadal niestety w prozie Koreanki odbijają się tendencyjność, piętnowanie mężczyzn, którzy przedstawiani są w rolach oprawców albo idiotów, dużo mniej inteligentnych od kobiet, zadufanych w sobie, dezawuujących kobiety, na swój sposób ubezwłasnowolniających je, przycinających, by pasowały do ich wizji. Szkoda, że autorka podgrzewa konflikty między kobietami a mężczyznami, zamiast skupić się na kondycji współczesnego człowieka uwikłanego w rozmaite role społeczne (nie tylko matki, żony, córki, siostry, pracowniczki, ale i na przykład ojca, męża, syna, brata, pracownika) – role, które w zależności od dominującego dyskursu są redefiniowane, podważane, rewidowane, znikomo albo znacznie zmieniają zakresy. Wybrzmiałyby te historie jako zapiski o zmaganiu się z codziennymi oczekiwaniami innych (najczęściej bliskich) względem tego, kim mamy być, co mamy myśleć, co mówi, co czuć, jak żyć. Zupełnie jakbyśmy byli marionetkami, kukiełkami, poruszanymi za pomocą sznurków (więzów?, węzłów?) lalkami w teatrze świata, gdzie fikcja nadpisała prawdę. Czytaj dalej

Pieśń duchów o istnieniu. Słów parę o „Na krawędzi” Han Mal-sook

Od czego zależy to, gdzie i z kim teraz jesteś? Może to przypadek, może przeznaczenie, konieczność, twój wybór, rzut kością, rozkład figur na szachownicy, wynik bożego igrzyska. Każda odpowiedzi zdaje się niekiedy i prawdziwa, i fałszywa. Podczas wędrówki w tej linii czasowej, w tej przestrzeni, może dostrzeżesz prześwity tajemnicy istnienia, tropy do rozwiązania zagadki życia. Czy słyszysz pień końca i początku? Zwiastun śmierci i (od)rodzenia?

Czterdziestoletnia Kim Judzin* od niedawna codziennie o świcie wraz z mężem Li Sangdzunem idą do źródła napić się krystalicznej wody. Podobnie czyni wielu innych okolicznych mieszkańców. To wydarzenie stanowi dla kobiety tyleż pretekst, ile impuls do rozważań nie tylko na tematy związane ze swoim dotychczasowym życiem, rodziną. Han Mal-sook, "Na krawędzi"Bohaterka dokonuje bowiem duchowej peregrynacji, introspektywnej podróży, podczas której szuka odpowiedzi na pytania dotyczące istnienia, sensu życia, chrześcijaństwa i buddyzmu, wspólnych elementów różnych religii, obecności duchów bliskich zmarłych, cykliczności śmierci i narodzin, łączności z naturą. Równolegle kolejne wydarzenia przyczyniają się do momentów zwątpienia, nocy duszy, nieustannej rewizji.

Południowokoreańska pisarka Han Mal-sook (ur. 1931) – której w Polsce ukazały się dwa wybory opowiadań  („Filiżanka kawy” i „Komungo”) oraz dwa literackie szkice w „Barwach miłości. Antologii współczesnych opowiadań koreańskich” – opublikowała w 1981 roku polifoniczną powieść 아름다운 영가, która ukazała się w angielskim tłumaczeniu pod tytułem „A beautiful hymn of the spirit”, w polskim zaś – „Na krawędzi” (1993), nieco tylko przesuwającym akcenty, oświetlającym czy skupiającym się na trochę innych aspektach interesującej opowieści Han, eksplorującym tyleż pogranicza i marginesy, ile Przepaść, Otchłań, punkt graniczy, zwrotny, a zatem przede wszystkim wybór między życiem a śmiercią. Jednakże należałoby wprowadzić kolejne dopowiedzenia – czy śmierć uważamy za koniec czy za początek, czy po śmierci następuje nicość czy inny wymiar istnienia, czy życie jest etapem, ogniwem w łańcuchu odpłacania za winy z poprzednich wcieleń, czy może… Ten wieloaspektowy, niejednoznaczny, pełen pytań o istnienie utwór może być katalizatorem duchowej podróży czytelnika. Szkoda jednak, że powieść Han jest nierówna, momentami zbyt wyboista, meandryczna, rozmywająca się, rozpływająca w bezmiarze, morzu możliwości. Autorka nie do końca poradziła sobie z tematami, które próbowała podjąć. Coś gdzieś umyka, dryfuje, jest ledwie naszkicowane, wyblakłe, nie wybrzmiewa – pozostaje w sferze prześwitów, ale może taki był cel, może chodziło o (pod)rzucenie tropów, zasygnalizowanie, wprowadzenie paru punktów, węzłów, elementów… Dodatkowo w polskim wydaniu są bardzo słabe redakcja i korekta, pojawiają się błędy w druku (jakby fragment tekstu został pominięty). Czytaj dalej

„Każde z nas stoi w strumieniu czasu.” Parę słów o „Nikt nie odpisuje” Jang Eun-jin

Podczas przemierzania czasoprzestrzeni w ciszy i samotności wytwarzają się pokątnie nowe wymiary, w których gnieżdżą się porzucone wspomnienia i emocje. Ale wystarczy czyjaś obecność, kilka słów zapraszających do rozmowy, by odzyskać to, co utracone, przywrócić zapomniane.

Trzydziestodwuletni Jihun od trzech lat podróżuje z psem Chociem. Podczas noclegów w hotelach w ramach rytuału wędrowniczego pisze list do jednej z osób, zwykle wybranej spośród poznanych podczas wyprawy. Ale mężczyzna wypracował specyficzny sposób nazywania ludzi – oznacza ich bowiem numerami, w kolejności spotkania na swojej drodze życiowej. Jang Eun-jin, "Nikt nie odpisuje"Pewnego razu wsiada do metra, udając niewidomego, by jego pies nie został wygnany, i tam spotyka pisarkę sprzedającą swoją książkę „Pasta do zębów i mydło”. Kobieta jest tak zaintrygowana Jihunem, że nawiązuje z nim rozmowę. A może wyczuwa w mężczyźnie kogoś równie samotnego co ona. Poirytowany natrętnym zachowaniem autorki podróżnik niechętnie nadaje jej tymczasowy numer 751. Kilka sierpniowych dni wspólnej wędrówki czy raczej dryfowania po naznaczonych opuszczeniem czasoprzestrzeniach, meandrach pamięci, traumach, pozwoli im zbudować więź.

W 2009 roku ukazała się powieść południowokoreańskiej pisarki Jang Eun-jin (ur. 1976) „Nikt nie odpisuje”. Autorka sięga po elementy literatury terapeutycznej, powieści psychologicznej, obyczajowej, epistolarnej, powiastki filozoficznej, romansu, powieści drogi, detektywistycznego utworu, eseju, „intymistyki” (w formie nie tylko listów – pojawiają się pierwiastki pamiętnika, wyznań, konfesji), sztuki teatralnej, reportażu (vide: gosiwony, czyli bardzo małe jednoosobowe pokoje do wynajęcia). „Listowa tułaczka”, „podróż słów”, „podróż listów” Jihuna jest sposobem na przepracowanie przez niego traumy, odkąd zaczął mieć ataki paniki, gdy przebywał w domu. O autentycznych przyczynach reakcji mężczyzny czytelnik dowie się bliżej finału peregrynacji duchowo-psychicznej narratora-bohatera. Po drodze odbiorca odnajdzie rozmaite detale, znaki, dostrzeże ślady, rysy, tropy, a niektóre z nich prowadzą na manowce, są artystycznym ornamentem, zwłaszcza literackie i malarskie aluzje, nawiązania, cytaty oraz formowane w aforystyczne frazy podsumowania przemyśleń wędrującej pisarki i Jihuna, refleksji o istnieniu i rozmaitych aspektach życia, doświadczania świata, relacji międzyludzkich, istoty i potrzeby rozmowy, komunikacji. Czytaj dalej

„Jesteśmy na wyprawie katastroficznej”. Słowo o „Turystce” Yun Ko-eun

Słyszysz tykanie wskazówek zegara? Każda sekunda to odliczanie do końca. Do rozpadu fasady, rozkruszenia tego wymiaru rzeczywistości. Nie zmarnuj chwil, które przygotowują cię do ostatecznego wyzwolenia, do jedynego wyjścia z tego świata. Drugiej szansy nie dostaniesz.

Trzydziestotrzyletnia Ko Yona pracuje od dekady w biurze turystycznym Jungle, które specjalizuje się w organizowaniu wycieczek do miejsc rozmaitych katastrof. Podróżnicy mają przeżyć coś w rodzaju katharsis, swego rodzaju oczyszczenia i uwolnienia poprzez zwiedzanie okaleczonych, pełnych blizn fragmentów świata oraz zetknięcie się z ocalałymi. Yona zaczyna być molestowana przez przełożonego Kim Jo-gwanga, ale nie chce tej sprawy zgłaszać, mimo inicjowanych przez innych pokrzywdzonych prób nakłonienia jej do zmiany zdania. Yun Ko-eun, "Turystka"Gdy kobieta składa wypowiedzenie, Kim proponuje jej urlop, by w jego trakcie pojechała służbowo do jednego z oferowanych przez Jungle miejsce, które firma chce zweryfikować pod kątem dalszej opłacalności. Yona zgadza się i wybiera wyspę Mui położoną niedaleko Wietnamu. Atrakcją ma być lej kresowy na pustyni, w którym zagrzebane zostały ofiary masakry z 1963 roku będącej skutkiem walki pomiędzy dwoma ludami Undo i Kanu. Kobieta jest rozczarowana wycieczką. Ale podczas powrotu do Korei w wyniku swojej nieostrożności, pozbawiona dokumentów i portfela, utknie na Mui. Otrzyma jednak zdumiewającą propozycję od kierownika hotelu. Początkowo nie wie, że wielki plan zakłada makabryczne przedstawienie.

Południowokoreańska pisarka Yun Ko-eun (ur. 1980) studiowała kreatywne pisanie, które zaowocowało nagradzanymi utworami. W 2013 roku ukazała się jej zaangażowana społecznie powieść „Turystka” (oryg. 밤의 여행자들). Ale polski tytuł (w oryginale odwołujący się do „nocnych podróżników” czy „podróżników nocy”) przesuwa akcenty, wydobywając pierwiastki grozy i makabry kryjące się w opowieści Yun, dostrzegalne dopiero po finałowych mocnych scenach w przerażającym scenariuszu. Koreanka konfiguruje rozmaite schematy, wzorce, klisze, przykładowo wybiera elementy z powieści społeczno-obyczajowej, przygodowej, romansu, kryminału, thrillera, powieści detektywistycznej, powieści rozrachunkowej, felietonu, reportażu czy „intymistyki” głównie w formach (nierzadko udawanej) konfesji, wyznań. Sięga niekiedy po rozbudowane aforystyczne frazy, puentujące określoną sytuację. Wprowadza kilka wątków-tematów, ale większość jest wyłącznie sygnalizowana, nie zostanie rozwinięta, bo powinna stanowić tyleż rozgałęzienie interpretacyjne, ile po prostu tło, element konstrukcji teatru Yun, czego egzemplifikacjami są: katastrofy klimatyczne i ekologiczne, tożsamość turysty, szeroko pojęte bycie ofiarą, molestowanie w pracy, zostawanie po godzinach czy traktowanie pracownika jak robota, którego można wymienić, jeśli przestanie spełniać oczekiwania.

Można zaryzykować twierdzenie, że nadrzędne problemy w nowości Wydawnictwa Kwiaty Orientu związane są z medialną (w tym funkcjonującą w obrębie turystyki) kreacją (nie)rzeczywistości, inscenizacją wyrw świata, fabrykacją katastrof (nie)naturalnych, manipulowaniem emocjami odbiorców, wyrachowaną grą demiurgów, reżyserów poszczególnych przedstawień. Czytaj dalej

„Coście zrobiły, moje słowa?”. Myśli parę o poetyckim tomie „Histeria” Kim Yi-deum

Poezja jest moją wielką miłością. Zdecydowanie wolę zgłębianie i eksplorowanie słownych korytarzy, odczytywanie, dekodowanie pojedynczych wierszy, ale na potrzeby tego wymiaru przestrzeni decyduję się niekiedy na parę pobieżnych słów o całym tomiku, wyborze, zbiorze, antologii poetyckich utworów. Najłatwiej jest z poezją w języku polskim, bo bez pośredników podążam za muzyką wiersza i przemierzam (czaso)przestrzeń poetyckiego ogrodu. Histeria"W przekładach, co jasne, zawsze się coś gubi, (czasami) coś zyskuje. Tłumacz jako drugi twórca, dla niektórych przetwórca, reinterpretator, poszukiwacz ekwiwalentów, (po)głos poety, przynosi wraz ze swoimi językami (opisu świata i siebie), słowami, dźwiękami, obrazami, doświadczeniami, przeżyciami coś innego, jakiś obcy pierwiastek. Niekiedy zaraża czymś tekst, (świadomie albo nie) przesuwa akcenty, konfabuluje, przerysowuje, podmienia szczegóły, kradnie rytm, zmienia melodię, podstawia odmienne obrazy, staje się fałszerzem. Jego dzieło jest palimpsestem, tekstem nadpisanym na oryginale.

W trzech odsłonach, w cielesnym tryptyku konstytuującym tom-zbiór z 2014 roku „Histeria”, południowokoreańskiej poetki Kim Yideum (Kim Yi-deum; ur. 1969), przemierzamy gęsty, niejednoznaczny, pełen niedopowiedzeń, „(nie)domyśleń” labirynt słów, w którym najczęściej w piętrzących się obrazach objawia się, prześwituje, przepływa, odsłania, ukrywa, maskuje za metonimiami, metaforami, symbolami ciało (też: ciało-poezja). Ale owo ciało ulega nieustannie metamorfozie, przemianie, degeneracji, okaleczeniu, degradacji, reifikacji, zwyrodnieniu-chorobie, stając się ciałem-grobem, wydrążaną przez świat skorupą, pustym pancerzem. Wespół z cielesnością (i asocjacyjnymi ciągami prowadzącymi w kierunkach seksualności, zmysłowości, nagości) koegzystować, na swój sposób korespondować i rezonować, wydobywając pokątne tony, szmery, będą stany takie jak chociażby gubienie, tracenie, znikanie, zacieranie, wymazywanie, swego rodzaju korekta, podstawianie, podmienianie – co jednak ważne, szeroko rozumiane, na przykład zarówno jako wyjazd „ty” i/albo podróż „ja”, ucieczka, rejterada ze świata czy/oraz z życia, jak i jako ubywanie miejsc, słów, (szczątków) wspomnień, a wreszcie wykreślanie, wycinanie, usuwanie tyleż „ja”, „ty”, ile… „ono”.

„Ono” zaś to i dosłownie, i metaforycznie rozumiane potencjalne dziecko, nienarodzone, wyproszone z przedstawienia ciała-przedsionka świata, niekiedy intruz, niekiedy jedyny sposób wyrazu. Inaczej mówiąc, między w(i)ers(z)ami Kim odnajdziemy frazy, które odczytywać można jako na przykład wspólny element, więź, połączenie ze światem polegające na przekazywaniu i/czy przywoływaniu (powoływaniu, wyzwalaniu) życia, lęk przed byciem matką, strach przed ciążą, poronienie albo przymusowa aborcja. Warto mieć na względzie, że dzieckiem „ja” lirycznego, identyfikowanego z poetką, twórczynią, dekonstruktorką, jest również… słowo, wiersz. Czytaj dalej

Umiłowanie ojczyzny. Kilka słów o „Niebie we śnie” i „Wojnie smoków” Sin Chaeho

Czy słyszysz już pieśń wzywającą do powstania, rebelii? Właśnie na scenę wszedł bard. Jego śpiew towarzyszyć będzie buntownikom. Stanie się iskrą, zarzewiem pożaru, źródłem blasku ognia wypalającego w ciemnościach znamiona. Shin Chae-ho, "Niebo we śnie"Czy jesteś gotów do walki o życie ojczyzny?

Sin Chaeho (jego nazwisko transliteruje się także jako Shin Chae-ho) urodził się w 1880 roku, zmarł w 1936 roku. Był koreańskim nacjonalistą i historykiem, twórcą koreańskiej nacjonalistycznej historiografii (민족 사학, minjok sahak), wywodzącej się z czasów, gdy Japonia na początku XX stulecia narzuciła protektorat Półwyspowi Koreańskiemu. Japońska władza usiłowała wówczas wynarodowić Koreańczyków, zasymilować ich, uczynić z nich obywateli Kraju Wschodzącego Słońca, wskazując im między innymi wspólne pochodzenie rasowe. Można zaryzykować twierdzenie, że w obronie tożsamości etnicznej i narodowej część koreańskich intelektualistów, działaczy, patriotów przyjęła wizję Sina, który głosił, iż koreański naród był zawsze wojowniczy, lecz w pewnym momencie zaniechał walk, co w dużej mierze przyczyniło się do japońskiej ekspansji na Półwyspie Koreańskim. Dlatego teraz trzeba ożywić tego ducha i wyzwolić koreańską rasę. Ideę minjok Sin zawarł w książce z 1908 roku 독사신론 (Doksa sillon).* Zręby tej myśli zaś odnajdziemy w literackim utworze „Niebo we śnie” opublikowanym w polskim tłumaczeniu przez wydawnictwo Yumeka wraz z drugim szkicem Sina – „Wojną  smoków”. To zaskakująca nowość, nieoczywista, trudna, skłaniająca do refleksji nad tożsamością etniczną i narodową, kwestią zrywów narodowowyzwoleńczych, obrony dziedzictwa i korzeni narodu. Czytaj dalej

(Z)rozumienie. Kilka słów o utworze „O mojej córce” Kim Hye-jin

Gdybyś był mną, gdybyś stał się „ja”, to być może twój sposób postrzegania świata nie byłby taki jak „teraz”, gdy jesteś „ty”, gdy oglądasz mnie z dystansu jak eksponat, obiekt i nadpisujesz moje gest, słowa, wybory. Kim HyeO mojej córce"Może odbieranie bodźców (z) rzeczywistości, poczucie przepływających przez ciało i ducha dźwięków, smaków, zapachów, muśnięć elementów świata, okazałoby się nowym doświadczeniem, przewartościowującym, zmieniającym, przemeblowującym. Może nie trzeba wcale zamieniać się miejscami, a wystarczy dokonać paralaksy, odchylenia w obliczaniu i odmierzaniu wielowymiarowej rzeczywistości, by dostrzec mnogość w jedności.

„Ludzie zaczynają mówić, jakby ktoś naciskał im jakieś przyciski. Tworzą historie, dodając treść do swoich własnych życzeń i wyobrażeń.” [s. 49]

Pracująca w domu opieki nad starszymi osobami ponad sześćdziesięcioletnia kobieta podczas jednej z rozmów z córką, wykładowczynią na uczelni, proponuje zamiast pożyczki wspólne zamieszkanie. Ale nie przewiduje jednego. Jedyne ukochane dziecko, w którym pokłada nadzieje i ma liczne oczekiwania, nadzieje, bo tyleż poświęciła mu całe swoje życie, ile uczyniła centrum, sensem swojego istnienia, wywróci jej świat, zniszczy piękną kryształową wizję przyszłości, spróbuje odwrócić, zdekonstruować skostniały społeczny porządek, zapraszając tym samym i obnażając jednocześnie obłudne uśmiechy sąsiadów i znajomych. Trzydziestoparolatka bowiem ma… partnerkę i wraz z nią zamieszkuje u matki.

Południowokoreańska pisarka Kim Hye-jin (ur. 1983) opublikowała w 2017 roku kameralną, bolesną (o)powieść „O mojej córce”. Wykorzystując elementy powieści rozrachunkowej, „intymistyki”, konfesji, dziennika i pamiętnika, kroniki, wywiadu, eseju, sięgając po paralelizmy, narrację pierwszoosobową z odpryskami strumienia świadomości, autorka śledzi krzywdzący, deprecjonujący jednostkowość i podmiotowość każdego człowieka wpływ wzorców kulturowo-społecznych, obyczajowości oficjalnej, przekazywanej od pokoleń, kształtującej w dużej mierze światopogląd kolejnych generacji. Czytaj dalej

Sen o przeszłości. Słów kilka o powieści „O zmierzchu” Hwang Sok-yonga

„Śnimy o wciąż niespełnionych pragnieniach, gdy ich prawdziwa natura, niby jawa, wyłania się na wierzch, by zaraz znów przemienić się w sen i rozpłynąć całkowicie.” [s. 100]

Niepostrzeżenie gubimy ślady przeszłości, bezwiednie rozsypujemy zapisy i zdjęcia miejsc, osób, emocji. Wyrywamy korzenie, odcinamy pędy, więzy(i), by móc biec szybciej. Tracimy ludzi, tłumimy wspomnienia, pijemy wodę z Lete. Ale gdy ktoś albo coś poruszy delikatną strunę w nas, wprawi w drganie, rezonans, to może odnajdziemy trop subtelnej nici łączącej nas ze światem, może odnajdziemy porzucone sny, marzenia, relacje, uczucia.

Park Min-u jest świetnie zarabiającym architektem. O zmierzchu"W zasadzie jako jedyny uciekł z Księżycowej Doliny, slumsów Seulu, i osiągnął sukces w życiu zawodowym. Ale po latach kontaktuje się z nim Cha Sun-a – jego pierwsza miłość, którą odrzucił, by poświęcić się nauce i karierze. Kobieta przywołuje w Parku zepchnięte, wymazywane wspomnienia. Podróż w głąb przeszłości przyniesie pytania o tożsamość, korzenie, osobistą, rodzinną i społeczną odpowiedzialność. Tymczasem zbliżająca się do trzydziestki Jeong U-hui nieustannie próbuje zrealizować swoje marzenia o tworzeniu sztuk teatralnych, a później wystawianiu ich, niestety kolejne przedsięwzięcia kończą się fiaskiem. Podejmuje się różnych prac, by zarobić na utrzymanie i gonić za mrzonkami, iluzjami. Poznaje Kim Min-u, który staje się dla niej kimś w rodzaju starszego brata. Ale to dopiero jego matka odmieni w jakiś sposób Jeong. W zaskakujący sposób paralelne historie architekta i scenarzystki-reżyserki (rzeczywistości) połączą się „cienką, niewidzialną nicią”.

W 2015 roku południowokoreański pisarz Hwang Sok-yong (ur. 1943), znany polskiemu czytelnikowi z opowiadań zaprezentowanych w tomie „Chwasty” oraz utworu „Znajomy świat”, opublikował powieść o znamiennym tytule „O zmierzchu”. Można zaryzykować twierdzenie, że nawiązującym między innymi do jednego z elementów koła (Uroborosa?), jednej z faz cyklu życia i śmierci, a dokładniej końca życia, zbliżającej się nocy istnienia, ale i nocy duszy, sytuacji granicznej, pomiędzy światłem a ciemnością, gdy dokonuje się rewizji, rekapitulacji dotychczasowych zdarzeń, wyborów. Następuje wówczas konfrontacja marzeń, idei, wartości z rzeczywistością, snu z jawą, przeszłości z teraźniejszością. To jakby moment do rachunku sumienia, konfesji, wyznań, okazania skruchy. I te elementy rozbłyskiwać będą między wierszami, słowami, gestami bohaterów utworu Hwanga, czyniąc z powieści podejmującej ważne społecznie problemy jednocześnie kameralną, intymną opowieść o minionej miłości, straconych złudzeniach, rozczarowaniach, płonnych nadziejach. Czytaj dalej