„Każdy ma takie chwile, które są niczym pierwszy śnieg.”* Słów parę o „Kuchni Książek” Kim Jee Hye

Łatwo zgubić w drodze oczarowania, olśnienia tym kruchym, ulotnym, przepływającym światem w blaskach słońca, w kroplach deszczu, w płatkach kwiatów, w śpiewie ptaków, w tej zachwycającej muzyce przestrzeni. Zmęczeni, wyczerpani wędrowcy przestają dostrzegać piękno, nie są w stanie odbierać zmysłami niesamowitych, fascynujących pierwiastków rzeczywistości, elementów tworzących przejścia do innych wymiarów świata. Utkwili bowiem w rozpaczy codzienności i kolejną wiosnę pragną przespać, przeczekać do zimowego, lodowego królestwa ciszy.

Po sprzedaniu swojego start-upu trzydziestoletnia Yujin znalazła się na rozdrożu. Ale gdy pewnego dnia usłyszała w kawiarni rozmowę dwóch mężczyzn na temat trudności ze sprzedażą dużej działki we wsi Soyang-ri, poczuła, że to szansa dla niej na nowy etap w życiu. Po szybkiej kalkulacji finansowej postanowiła kupić ziemię i wybudować na niej księgarnio-kawiarnię, która stanie się swego rodzaju miejscem rekonwalescencji dla wyczerpanych emocjonalnie i psychicznie osób. Kuchnia Książek"Wybór nazwy kompleksu budynków przeznaczonych na nie tylko chwilową lekturę, ale i dłuższy pobyt – Soyang-ri Book’s Kitchen – związany był z poczuciem, że czytelnicy smakują słowa i zdania w książkach, ale w zależności od ich gustu czy chwilowych potrzeb będą one inaczej odbierane. Stara śliwa, którą Yujin postanowiła pozostawić podczas projektowania i aranżowania przestrzeni, stała się duchem opiekuńczym miejsca, pozwalającym na zatrzymanie się i zarówno zachwyt, afirmację ulotnego, kruchego świata, „tu i teraz”, jak i nostalgiczny powrót do pięknych momentów, do odnalezionego w odłamkach reminiscencji ciepła umożliwiającego dalszą podróż przez wyboiste życie.

Koreanka Kim Jee Hye (김지혜) opublikowała debiutancką subtelną, eteryczną powieść w 2022 roku 책들의 부엌, której polski przekład Marty Niewiadomskiej (z cennymi przypisami!) ukazał się w 2024 roku pod tytułem „Kuchnia Książek”. To pełna uroku i nostalgii, słodko-bolesnej tęsknoty opowieść o konieczności zatrzymania się, gdy człowieka coraz bardziej pochłania poczucie pustki, beznadziei, bezsensowności, gdy tonie, obumiera w czynnościach wykonywanych machinalnie, wyczerpujących tyleż fizycznie, ile psychicznie, w rutynie codzienności bez przestrzeni na oddech i chwilę dla rekonwalescencji duszy. Niekiedy impulsem do tego będzie wydarzenie graniczne, punkt zwrotny. Wspierające i kojące może okazać się odnalezienie miejsca wyciszenia, ukojenia zmysłów, pozwalającego na odnowienie więzi ze światem i ze sobą, swoim „ja” zagubionym w drodze dorosłości obarczonej problemami, wyzwaniami, nierzadko przerastającymi nas trudami i kolejnymi piętrzącymi się obowiązkami oraz oczekiwaniami. I tam, w cichym szumie (wszech)świata, w muzyce przestrzeni podjąć się można rewizji, introspektywnej podróży, wsłuchać się w swoje pragnienia, nazwać własne emocje i uczucia, skonfrontować się z nimi, a później dokonać świadomej decyzji. Ten proces pozwoli na wybranie „trasy optymalnej” dla „ja”, bo „to nie tak, że istnieje tylko jedna norma, jeśli chodzi o życie.”**

Koresponduje z tymi aspektami styl autorki – delikatny, nieco poetycki, liryczny czy nawet leciutko zahaczający o synestezyjny, wypełniony afirmacją pierwiastków natury, które zarówno wyzwalają odłamki wspomnień, niekiedy smutne i pełne tęsknoty przeobrażające się w na swój sposób słodkie reminiscencyjne obrazy czy są pretekstami do kontemplacji, zastanowienia się, refleksji, jak i kojąco oddziałują na zmysły, przynoszą (s)pokój wewnętrzny (vide: opadające płatki śliwy, ulotne śnieżynki, widok górskiego grzbietu, blask księżyca i gwiazd, cisza nocnego nieba, kruche światło świetlików). W opowieściach bohaterów przechodzimy od wiosny do zimy – od czasu, za którym nie przepada Yujin, bo kojarzy się jej z koniecznością, przymusem rozkwitu, oczekiwaniem na rozrost. Dosłowna i metaforyczna wiosna jest w tej powieści tyleż zwiastunem odrodzenia, ile pewną możliwością, potencjalnością, z której albo się skorzystać, albo się ją zaneguje, odrzuci czy zlekceważy i po prostu pogrąży się w zimowym śnie, wejdzie się w okres hibernacji przez kolejne lato. Cykliczność natury (ale niekoniecznie widziana w perspektywie śmierci i narodzin, końca i początku, a zatem granicznych stanów) została ciekawie zestawiona z okresami wzlotów i upadków, sukcesów i trudności w codzienności człowieka, gdy nic jeszcze nie jest całkiem przesądzone. Można zaryzykować twierdzenie, że życie w oderwaniu od rytmu i brzmienia (wszech)świata, zerwanie więzi nierzadko prowadzi do wiecznej zimy, w głąb skostniałego, lodowego królestwa, gdzie zamarzają kwiaty, zwierzęta, dźwięki przyrody, serce.

W powieści wyodrębniono prolog, siedem rozdziałów, z czego sześć poświęconych jest poszczególnym bohater(k)om i ich momentom kryzysu, siódmy zaś w połączeniu z dwoma epilogami naszkicuje, zarysuje kolejne kroki i wybory postaci, nie zawsze radosne. W pierwszej odsłonie poznamy cierpiącą na bezsennością, wewnętrznie pełną niepokoju piosenkarkę Dain, związaną emocjonalnie z działką na wsi Soyang-ri, należała bowiem do jej ukochanej babci. Następnie do Si-u, kuzyna Yujin i jednocześnie jej pomocnika w Kuchni Książek, przyjadą bliscy znajomi z czasów studenckich – Serin, Chanuk oraz Nayun. I dwudziestodziewięcioletniej Nayun będziemy towarzyszyć w jej introspektywnej podróży, rewizji i rekapitulacji minionej prawie dekady, ogromnej przepaści między światem studenckim i ówczesnymi wizjami tego, co będzie później, a rzeczywistością po podjęciu pracy i wejściu w obręb rutyny, mechanicznie wykonywanych czynności. Trzeci rozdział pozwoli nam poznać lepiej drugiego pomocnika Yujin – wycofanego, milczącego Heyongjuna. Ale centralną bohaterką będzie absolwentka prawa ubiegająca się o stanowisko sędziny Choe Sohui. To ona – „produkt” presji, oczekiwań społecznych – zasygnalizuje potrzebę odnalezienia „trasy optymalnej” w życiu, wsłuchania się we własne pragnienia. W kolejnej odsłonie pojawi się kuzyn pierwszej miłości Serin – Jihun. Jego słodko-gorzka relacja przyjacielska z Marie, Koreanką wychowaną w Berlinie, będzie asumptem do rozważań między innymi na tematy związane z konfabulacją, wymyślaniem swojego życiorysu, kłamaniem, życiem w fikcji i życiem fikcją. Następnie pojawi się Min Suhyeok, syn zamożnego przedsiębiorcy, niepotrafiący nie tylko rozmawiać z ojcem, ale i odnaleźć się w sztywnym, skostniałym świecie biznesu. W szóstym rozdziale konfrontacji z własnymi emocjami przed sprzedażą start-upu, poczuciem żalu i zawodu z powodu planów wspólnika dokona Yujin.

Uwagę zwraca intertekstualność „Kuchni Książek”, liczne odwołania do muzyki, a przede wszystkim do literatury światowej (brawa dla tłumaczki, która wskazała w przypisach m.in. adresy bibliograficzne), z wieloma aluzjami do literackich światów Murakamiego Harukiego, niegdyś najpopularniejszego japońskiego pisarza, kreatora odrealnionych, dziwnie przyciągających i na swój sposób kojących od chaosu codzienności czasoprzestrzeni. I coś z tego, jakiś pierwiastek jest w narracji Koreanki. Nie brakuje w „Kuchni Książek”, co jasne, mówienia przez bohaterów o (niby) oczywistych sprawach, aspektach życia, ale chyba dopiero gdy wybrzmią na głos w chwili zatrzymania się, wyrwania z błędnego koła rutyny dnia, odkrywają istotę. W polskim przekładzie wydawanych jest sporo w zamierzeniu kojących (o)powieści z Dalekiego Wschodu, przede wszystkim z Japonii i Korei Południowej, jednakże to od czytelniczych preferencji będzie zależało, czy konkretne narracje pozwolą mu na chwilę odetchnąć od zgiełku i kakofonii codzienności, czy też pogłębią jego frustrację.

Nostalgiczna „Kuchnia Książek” Kim Jee Hye rozbłyskuje delikatnym światłem lekko oświetlającym ulotny, przepływający świat. I przypomina, że trzeba wsłuchać się w muzykę przestrzeni, by zaczęła ona rezonować z nami. Jej dźwięki przenikną do naszego rozdrganego rytmu i przyniosą uspokojenie. Dopiero wtedy warto będzie ruszyć w dalszą wyboistą drogę.

——————

Kim Jee Hye, Kuchnia Książek, tł. [z koreańskiego]: Marta Niewiadomska, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2024.

* Kim Jee Hye, Kuchnia Książek, tł. [z koreańskiego]: Marta Niewiadomska, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2024, s. 208.

** Tamże, s. 115.

Zgodnie z zapisem dalekowschodnim nazwisko poprzedza imię.

Autor: Luiza Stachura

Po-słowach:

„(…) samo pozytywne myślnie o przyszłości nie wystarczy, by ona nadeszła.” [s. 73]

„(…) [marzenia] są raczej energią, która pozwala nam stać się lepszą wersją siebie. Kiedy utraciłem swój cel, wędrując przez kręty labirynt życia, marzenia były dla mnie niczym cichy szept. Tak właśnie uważam…” [s. 74]

„Nie ma czegoś takiego jak idealny moment w życiu.” [s. 110]

„(…) życie jest za krótkie i zbyt cenne, aby czytać nudne rzeczy i wysłuchiwać długich przemówień.” [s. 113]

à nota bene to jeden z przykładów nawiązań do Murakamiego Harukiego (por. na przykład: „Czytając byle co, mam wrażenie, że marnuję czas.” – cyt. za: Murakami Haruki, „Na południe od granicy, na zachód od słońca”, przeł. Aldona Możdżyńska, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2010, s. 111)

„(…) każdy z nas może rozkwitać w zupełnie inny sposób, możemy wędrować przez życie najróżniejszymi ścieżkami. Jeżeli choć trochę zbłądzimy ze swojej ustalonej drogi, zaczynamy od razu nerwowo przebierać nogami, ale przecież nikt nam nawet nie kazał iść właśnie tą trasą.” [s. 115-116]

„Ale nie można żyć, próbując tylko przetrwać kolejne noce. Każdy potrzebuje od czasu do czasu przytulić się i zatańczyć podczas nocnego festiwalu. Tego dnia tajfun w końcu nie nadszedł.” [s. 118]

„Każdy z nas kłamie. Czasem, żeby przed kimś się uchronić, a czasem, żeby uchronić kogoś przed sobą. A czasami po prostu dlatego, że chcemy uciec od rzeczywistości.” [s. 148]

„Wiatr krążył pomiędzy nimi jak wędrujący bez celu kot.” [s. 185]

Dodaj komentarz