„Ale z czasem kwiaty przebiją się przez popioły spalonych pól, by wyrosnąć i kołysać się na wietrze, na zwęglonej gałęzi pojawią się świeżo zielone listki, a srebrzysta trawa na nowo wykiełkuje. Wszystko kiedyś wróci. Zawsze wraca.”*
Trzynastoletni chłopiec o przezwisku Wytrzeszcz mieszka z matką w slumsach. Odkąd ojciec zniknął – być może zatrzymała go policja w związku z kradzieżami i wysłała do obozu reedukacji, nikt tak naprawdę nie wie – Wytrzeszcz zaczął pracować, by pomóc w utrzymaniu domu. Któregoś dnia zjawił się kolega ojca z propozycją pracy dla matki na wysypisku śmieci. Kobieta zgodziła się i wraz z synem przyjechała do „Wyspy Kwiatów”, czyli osady składającej się z ponad dwóch tysięcy bud zamieszkanych przez ponad sześć tysięcy ludzi. Każdy z dorosłych codziennie, zgodnie z rytmem przywożonych z miasta śmieci, wedle ustalonych sektorów, w ścisłej hierarchii, wybiera śmieci, segreguje je, a później sprzedaje. W tym drugim świecie, odmiennym od slumsów, Wytrzeszcz poznaje syna kolegi ojca, młodszego od siebie o trzy lata Łyska, który otwiera przed nim niezwykłość przestrzeni, inny, zakryty wymiar rzeczywistości.
Poza mnóstwem śmieci papierowych, plastikowych, elektronicznych, (nie do końca) przeterminowanej czy nadpsutej żywności społeczeństwo nastawione na ciągłą konsumpcję, przetwarzanie, pędzące przed siebie i nieoglądające się wstecz odrzuca chore, kalekie i stare zwierzęta albo takie, które się znudzą, przestaną być chwilową zabawką, rozrywką. W domu Dziadka Handlarza, który wychował się na okolicznych terenach, zanim stały się złomowiskiem, porzuconymi psami opiekuje się jego chora psychicznie córka (Mama Chudziny – Chudzina to imię psa-lidera), pomaga jej Łysek. I w to sekretne miejsce, o istnieniu którego nie zdaje sobie sprawy prawie nikt z „Wyspy Kwiatów”, Łysek zabiera Wytrzeszcza. Ten świat, jakże różniący się od codzienności na wysypisku czy metropolii, na obrzeżach której Wytrzeszcz mieszkał, zaskakuje nastolatka. Odkrywa, że jego młodszy kolega, który wydaje się lekko opóźniony w rozwoju, gdyż przed laty matka wylała wrzątek na jego głowę, w rzeczywistości jest szlachetny, inteligentny i empatycznie nastawiony do innych. Zacznie wyzwalać w Wytrzeszczu pragnienie opieki, troski o kogoś, uzmysłowi wagę prostych, ale szczerych, serdecznych, życzliwych gestów, zamiast słów.
Eksploracja osady, a szczególnie miejsc okalających wysypisko, dokonywana przez Wytrzeszcza i jego przewodnika Łyska będzie inicjacją w niejako palimpsestową przestrzeń. Na terenach, gdzie obecnie zwożone są śmieci, żyły rodziny uprawiające ziemię. Pozostałościami po ich obecności są opuszczona, zrujnowana świątynia czy święta wierzba. Nieliczni, o wrażliwych, subtelnych duszach jak Łysek, Mama Chudziny, Wytrzeszcz, są w stanie dostrzec pojawiające się co jakiś czas niebieskie światła. Tak objawia się mieszkająca w innym wymiarze rzeczywistości wielopokoleniowa rodzina Kimów. Motyw obecności duchów wśród żywych, zdający się snem, onirycznym wytworem, efemerydą, jest znakiem stopniowego zawłaszczania i degeneracji, niszczenia, uśmiercania przestrzeni przez społeczeństwo produkujące niezliczone ilości śmieci, odpadków. Innymi słowy, nie do końca zużyte, niechciane przedmioty, nadmiar jedzenia trafiają na wysypisko, przysypując, grzebiąc miejsca, na których kiedyś rozwijało się życie, wstrzymując i uniemożliwiając tym samym ponowny wzrost, rozwój, naturalny cykl narodzin i śmierci-zamierania. Czy jedną z kar za bezmyślność nie będzie wielki pożar trawiący ogrom przestrzeni?
„To ziemia bez adresu, bez numeru, w tym miejscu ani ludzie, ani rzeczy nie mają żadnego znaczenia. Stąd można się wydostać chyba tylko przez jakiś punkt utylizacji ludzi.” [s. 47]
Konsumpcyjne społeczeństwo, nieustannie produkujące wiele dóbr, przedmiotów, jedzenia, funkcjonuje w zasadzie bezrefleksyjnie, trwoniąc, marnotrawiąc zasoby, dryfując w nadmiarze. Zwycięzcy wyścigu oceniają drugą osobę po zasobności portfela, sprowadzają wartość człowieka do wartości pieniądza czy innych rzeczy, reifikują go. Jeśli nie należy do zamożnych, eksploatują go, wykorzystują, zużywają, a później wyrzucają. Niektórzy – chcąc uśpić ewentualne wyrzuty (sumienia?) czy po prostu spreparować piękny wizerunek siebie – będą co jakiś czas urządzali akcje charytatywne (jak rozdawanie jedzenia na terenie „Wyspy Kwiatów”). Zapozują do zdjęcia, z uśmiechem wręczą opakowania z żywnością czy drobiazgami w poczuciu, że spełnili dobry uczynek. Tymczasem ich gest będzie niejako teatralny, pusty.
Warto zwrócić uwagę, że imiona dwóch chłopców poznamy stosunkowo późno, w konfrontacji z ludźmi zamieszkującymi metropolię, i będą one dla nich powodem do śmiechu, a nie do określania siebie, budowania własnej tożsamości. Wytrzeszcz wypowie swoje imię, gdy przypomni sobie dziewczynę, która go olśniła w czasie, gdy jeszcze chodził do szkoły, a Łysek – podczas eskapady z przyjacielem do miasta, gdy umyje się i porządnie ubierze, czyli stanie się „dopuszczonym” (ale nie zaakceptowanym) przez społeczeństwo obywatelem. Pozostali bohaterowie będą funkcjonowali albo jako bezimienni, albo pod ksywkami, przykładowo Kret (lider chłopców z „Wyspy Kwiatów”, jeden z inicjatorów sekretnej bazy-azylu, gdzie nastolatki spędzają czas), Dziadek Handlarz i jego córka Mama Chudziny czy Baron Ashura (w ten sposób Wytrzeszcz nazywa kolegę ojca, wyrażając tym samym niechęć wobec niego – takie miano nosił jeden z czarnych charakterów z mangi „Mazinger”). Nie usłyszymy ich imion, jakby poprzez pseudonimy mogli żyć prawdziwie(j), bo one „coś” oznaczają, mówią o „czymś” (geście, czynie, wydarzeniu, właściwości, elemencie wyglądu), do „czegoś” się odnoszą, są w zasadzie wyjątkowe, jednostkowe, niepowtarzalne, stały się zapisem im właściwego doświadczania codzienności, zmagania się z nią.
„(…) każda żywa istota i każdy przedmiot na tym świecie są ze sobą połączone jak sieć.” [s. 188]
Poruszająca, napisana prostym, krystalicznym językiem powieść „Znajomy świat” koreańskiego pisarza Hwang Sok-yonga, znanego polskiemu czytelnikowi ze zbioru „Chwasty i inne opowiadania”**, jest spojrzeniem na rzeczywistość z perspektywy życiowych rozbitków, zmarginalizowanych, doświadczających społecznego ostracyzmu, przegrywających w wyścigu szczurów, próbujących odnaleźć miejsce dla siebie. I jest gorzkim obrazem współczesnego społeczeństwa.
——————
* Hwang Sok-yong, Znajomy świat, z jęz. koreańskiego przeł. Beata Kang-Bogusz, Sonia Draga, Katowice 2018, s. 207.
** Zob. Hwang Sok-yong, Chwasty i inne opowiadania, przeł. z koreańskiego Beata Kang-Bogusz, Choi Sung Eun (Estera Czoj), Kwiaty Orientu, Skarżysko-Kamienna 2012.
Zgodnie z zapisem dalekowschodnim nazwisko autora poprzedza imię.
Autor: Luiza Stachura
Piękny ten cytat otwierający Twój dzisiejszy wpis!
Chciałabym kiedyś zrobić sobie takie „czytanie” pisarzy z Azji: intensywne, wiele nazwisk i cały stosik książek.
PozdrawiaM!;)
O, koniecznie : ) Dużo dobrej literatury powstało na Dalekim Wschodzie : )
Niektóre fragmenty jak żyw przypominają dystopię, co dobitnie przypomina, że wiele osób żyje w warunkach, które my uznalibyśmy właśnie za dystopijne.