Labirynty Babilonu. „Irak. Piekło w raju” Pawła Smoleńskiego

Tekst można przeczytać na stronie e-splot.pl

Bezpośrednio na blogu od 22.08.2022

Wewnętrzne rozbicie Arabów nie jest czytelne dla reszty świata. Tam, gdzie panuje pluralizm światopoglądowy i ideologiczny, trudno dostrzec rozłam w monolitycznej skale, jaką zdają się wyznawcy Allacha. W europejsko-amerykańskiej przestrzeni dryfują negatywnie nacechowane słowa takie jak „dżihad” czy „burka”. Stanowią one dla Zachodu symbol fundamentalizmu religijnego, ustawiając jednocześnie silną opozycję my-oni. Oni są Innym, którego nie rozumiemy i chyba nie chcemy zrozumieć.

Irak Saddama

Publikacja Pawła Smoleńskiego, poświęcona Irakowi po upadku tyranii Saddama Husajna, dzieli się na siedem części. Poszczególne elementy książki to kolejne aspekty irańskiej przestrzeni – odsłony piekła w raju. A rajskość w tytule wynika nie tylko z historycznego kontekstu, ogrodów Babilonu i piękna tamtejszych terenów; Eden rozumiany będzie tu bardzo szeroko, nierzadko przewrotnie i paradoksalnie, między innymi jako raj dla męczenników-samobójców. Główną narrację uzupełniają parentezy; w nawiasach zamieszcza Smoleński dopiski, dopowiedzenia (ale nie te zwyczajowo umiejscowione w przypisach!), które stanowią nieodłączną część głównej narracji: uzupełniają ogląd sytuacji, poszerzają pole percepcyjne. O ile pierwsza odsłona Iraku stanowi jedynie preludium, jest krótkim wprowadzaniem w europejsko-amerykańskie postrzeganie arabskiego kraju (czyli widok na stolicę z bezpiecznej odległości, tu: z hotelu Isztar), o tyle kolejne części to zejście w głąb Bagdadu i rozmowy z mieszkańcami – zarówno zwykłymi ludźmi, jak i przywódcami religijnymi oraz politykami. Bagdad po obalenia Saddama to koszmarne, upiorne miejsce. Miasto-widmo. Upadły i zdegradowany raj, w którym wszyscy czekają na Godota. Nieustanne przygotowywanie się, niepokój i niepewność wpływają na nerwowość i nieufność wszystkich – miejscowych i przyjezdnych.

Drugą część Iraku wypełniają opowieści mieszkańców o Saddamie Husajnie. Podobno był bękartem. Gwałcony od chłopca. Przeszedł szybko inicjację w śmierć (w młodym wieku nauczył się strzelać z broni). Wszystko to wpłynęło zapewne na skrzywienie psychiki i późniejsze sadystyczne upodobania. Saddam Husajn tyleż obdarzony został destrukcyjną osobowością, ile jego tożsamość nigdy się w pełni nie ukształtowała. Innymi słowy, był tym, którego można dowolnie wykorzystywać. Póki nie wyrwie się spod kontroli. Znamienne, że praktycznie nikt nie pamięta momentu symbolicznego przejęcia władzy przez Husajna, czyli zawieszenia portretów dyktatora obok wizerunków ówczesnego prezydenta Iraku. Oto bezszelestnie zaznaczył swoją pozycję. Ale to był tylko przedsmak wyrafinowanego terroru, który przejawiał się dwojako: w całkowitym podporządkowaniu umysłów Irakijczyków oraz długiej i wymownej ciszy ze strony Zachodu. Pod jego absolutną władzą – z tym zgadzają się wszyscy rozmówcy Smoleńskiego – Irak spłynął krwią. Opisują tortury (swoistą formę „wychowania”), krytykują i nienawidzą. Ale. Porównują go z amerykańskimi okupantami, krytycznie odnosząc się do ingerencji „niewiernych”, i jednocześnie – paradoksalnie – broniąc Saddama Husajna. Z ich wypowiedzi wyłania się dwoisty, wewnętrznie sprzeczny portret dyktatora: tyrana i ojca narodu. Mityzacji, co istotne, podlega właściwie tylko oficjalny wizerunek Husajna. Jeden z rozmówców zaznacza: Pozbawić się Saddama, to zapomnieć o sobie. O sobie z przeszłości – pokornym wychowanku terroru, milczącym wspólniku despotycznego władcy. Potrzeba bowiem nowych pokoleń, które przebudują kraj. Jednakże nowe pokolenie, stopniowo przejmujące w Iraku inicjatywę i coraz silniej zaznaczające swoją pozycję, dorastało pod okupacją Amerykanów…

Irak Amerykanów

I właśnie o amerykańskiej ekspansji irańskiej przestrzeni mówią w trzeciej części publikacji Smoleńskiego Irakijczycy. Są to słowa, co nie powinno dziwić, krytyczne, niekiedy wrogie. Amerykanie nie informują Irakijczyków o swoich poczynaniach, nie pozwalają im przejąć całkowicie władzy, wymawiając się bliżej niedookreśloną „stabilizacją”. Usiłują wprowadzić demokrację na wzór amerykański w kraju islamskim, ale tak naprawdę – jak stwierdzają mieszkańcy Bagdadu – liczą na przejęcie ropy naftowej; państwa ościenne zaś cieszą się z tego zawieszenia i oczekiwania w Iraku, bo tylko oni teraz dyktują ceny ropy. Amerykański wpływ na irakijską przestrzeń jest wielopłaszczyznowy, trudny do uchwycenia i jednoznacznego ocenienia; jeden z rozmówców Smoleńskiego stwierdzi na przykład: Wiedz, że Ameryka jest sama sobie winna. Dała Saddamowi miliardy dolarów, gdyż lękała się irańskich ajatollahów. I obaliła Saddama, gdy przestał być potrzebny. Stworzyła Al-Kaidę, bo wolała walczyć z komunizmem arabskimi rękami, ale potwór wymknął się spod kontroli.

Największą nienawiść Irakijczyków wywołały inne wydarzenia. Wstrząsające świadectwo jednego z torturowanych przez Amerykanów uzyskał Smoleński niedługo przed druzgocącą informacją, która obiegła cały świat – informacją o amerykańskich obozach. Smoleński i jego tłumacz Dżalal w pierwszej chwili nie wierzą. Kto by uwierzył?

Wkraczając w świat Innego, Smoleński (nota bene – Inny dla Irakijczyków) odczuwa strach, otwarcie mówi, że się boi. Bo dla Arabów zawsze lepszy jest Arab (innymi słowy, lepszy dyktator Husajn niż okupant Amerykanin), względem „niewiernych” odczuwa się niechęć, która z czasem może przerodzić się we wrogość, jeśli „niewierny” przebywa nazbyt długo i zbyt natarczywie próbuje przekonać do swoich racji: Okupacja niszczy i poniża Irak. Nikt nie lubi intruzów we własnym domu. Smoleński jest biały. A każdy biały w oczach Irakijczyków to Amerykanin.

Irak Irakijczyków?

Postulowane przez wszystkie strony (komunistów, przywódców religijnych, szajchów) „patriotyczne wybaczenie”, w imię budowania Iraku XXI wieku, zdaje się jedynie mirażem, prowizorką zbudowaną dla świata, iluzją pokojowego rozmawiania o Iraku. Kolejne części (od czwartej do siódmej) publikacji Smoleńskiego to Irak Irakijczyków. Wypowiedzi mieszkańców Bagdadu koncentrują się na odłamach islamu (zwłaszcza skomplikowanym relacjom między sunnitami a szyitami), uwikłaniu ideologiczno-religijnym (pojawią się między innymi głosy komunistów czy działaczki na rzecz praw kobiet) oraz sprawie Kurdów. Sporo Irakijczycy mówią o upokorzeniu (w Iraku wszyscy zostali upokorzeni – za rządów Husajna i pod okupacją amerykańską, ale także na szczeblu lokalnym, w sąsiedzkich relacjach), krzywdzie oraz pomście (wedle obyczajów irakijskich, każdy skrzywdzony ma prawo odwetu – krwawego). W bagdadzkich dzielnicach nędzy jak w soczewce skupia się  teraźniejszość Iraku – zniszczonego i niebezpiecznego miejsca, którego autentyczną strukturę (zarówno przestrzenną – dzielnice, ulice, zaułki – jak i mentalną) wyznaczają nie wielkie słowa polityków, ale bandyci.

Niewiele pojawi się w wypowiedziach Irakijczyków informacji o kobietach. Wciąż pozostają w cieniu, chociaż pojawiły się w Bagdadzie aktywistki, dzielnie walczące o prawa kobiet do samostanowienia. Ale wszystkie ich usiłowania torpedowane są… przez same Irakijki, które dla „świętego spokoju” decydują się na powrót do tradycyjnych strojów, zasłaniają włosy i unikają mężczyzn. Paradoksalnie młodzi ludzie, którzy znają zachodnie tendencje i niegdyś pragnęli je zaszczepić w Iraku, decydują się na fanatyzm. Wina leży zapewne w dużej mierze po stronie najeźdźców – ich nieustanna obecność i ingerencja w sprawy wewnątrzpaństwowe wywołują uśpione ciągoty fundamentalistyczne – swego rodzaju mechanizm obronny, który w dłuższej perspektywie jest działaniem autodestrukcyjnym.

Wydarzenia z ostatnich tygodni, jak syryjski ostrzał Akcakale i ostra reakcja Turcji, w niepokojący sposób korespondują z wypowiedzią szajcha Madżida, z którym rozmawiał Paweł Smoleński na początku XXI wieku. Szajch stwierdził wówczas, że masoni, którzy przyjechali z Syrii, z Egiptu, z Jordanii, z Emiratów, nawet z Jemenu są odpowiedzialni za ataki o podłożu terrorystycznym. Kto inny, jak nie masoni, utworzyłby blisko dwie setki partii politycznych, skoro każdy gorliwy muzułmanin wie, że powinna być tylko jedna partia – Partia Boga? Kto jest zainteresowany, by Arabowie kłócili się między sobą, skakali sobie do gardeł, zabijali się. Brzmi jak teoria spiskowa dziejów? Irak to tygiel sunnicko-szyicki, ale przecież w obu tych odłamach pojawiają się kolejne odgałęzienia. Nie brakuje także komunistów, którym marzy się oddzielenie religii od państwa. Liczne islamskie odłamy, nurty i ugrupowania komplikują pozornie klarowny obraz arabskich krajów i każą się zastanowić, czy wypowiedź szajcha nie jest – wbrew pozorom – autentyczną oceną sytuacji na Bliskim Wschodzie.

Czy Irak będzie kiedyś Irakiem Irakijczyków, czyli miejscem, które odbudują samodzielnie, zgodnie i bez rozlewu krwi; gdzie Europejczyk i Amerykanin będzie gościem, a nie najeźdźcą? Innymi słowy, czy utopijnym wydaje się wskrzeszenie raju?

——————

Paweł Smoleński, Irak. Piekło w raju, Czarne, Wołowiec 2012.

Autor: Luiza Stachura

14 uwag do wpisu “Labirynty Babilonu. „Irak. Piekło w raju” Pawła Smoleńskiego

  1. Bardzo ciekawa recenzja. Ciekawia mnie tamte strony, chociaz na wycieczke to bym sie tam raczej nie wybrala ;) Wiec zostaja ksiazki… Od dawna mam ochote na cos wydawnictwa Czarnego – moze zaczne wlasnie od niej?
    (Przepraszam, ze bez polskich liter, ale pisze z uniwersytetu ;))

    1. Dziękuję.
      Irak jest fascynujący. W ogóle kraje arabskie. Im więcej się o nich czyta, tym więcej – paradoksalnie – się nie wie.
      Polecam w takim razie tę książkę jako początek przygody z reportażami wydanymi w Czarnym. Zwłaszcza, że większość z nich to świetne publikacje xD (hehe, nie masz za co przepraszać^^’)
      Pozdrowienia!

  2. ciekawy temat. Być może odrobinę jednostronnie ukazany, ale w bardzo szarej rzeczywistości Iraku jest to jednostronność bliższa chyba prawdzie niż konkurencyjna wobec niej jednostronność medialna. Faktem jest, że zrozumienie Iraku i świata islamskiego przez Amerykanów jest żałośnie niewielkie. Wychodzą powoli na jaw smaczki – na przykład celowe marginalizowanie fachowych opinii nie pasujących do odgórnie wyznaczonej polityki i przykrawanie dowodów do przygotowanych wstępnie tez, a wszystko po to, by mieć powód do interwencji. O ile jednak świat muzułmański jest rozdarty i niejednolity, pamiętać należy o tym, że Wielki Szatan też ma wiele oblicz: amerykańska polityka jest zmienna, podatna na manipulację jednostek, ale i te jednostki podlegają fluktuacji.

    1. Temat jest arcyciekawy.
      Jednostronnie? Mówisz o moim tekście czy o książce, czy o jednym i drugim? I co rozumiesz pod „jednostronnie”?
      Wiedza o Iraku czy szerzej – krajach islamskich (że tak uproszczę) – nie tylko w Ameryce jest żadna. Jaka jest u nas, w Europie? A na Dalekim Wschodzie? ; ) Ale to samo można powiedzieć o drugiej stronie. W ogóle świat jest niby mały, ale tak naprawdę nic o nim nie wiemy, nic nie wiemy o naszych „sąsiadach” – bliższych geograficznie i dalszych. Przykre. Konieczne?

      1. wszystkie – lub niemal wszystkie – opracowania Iraku są jednostronne. Albo krytykują interwencję (mniej lub bardziej) i ukazują „prawdziwe” jej oblicze. Albo odwrotnie, jadą po terrorystach (że niby każdy Arab to terrorysta) i uzasadniają interwencję na wszystkie możliwe sposoby. Ja przynajmniej nie trafiłem na publicystę, który próbowałby naprawdę to wypośrodkować, choć paru udawało że to czyni ;-).

        myślę, że u nas, w Europie, wiedza o krajach islamskich jest większa niż w krajach islamskich o Europie. Muzułmanie – o czym się rzadko mówi lub w ogóle – są egocentrykami, podobnie jak Amerykanie. Dla obu grup na świecie mogłoby nie być nikogo poza nimi… Co prawda egocentryzm narodowo-kulturowy nie jest obcy także nam, ale występuje w nieco łagodniejszej formie.

        powyższe nie zmienia faktu, że uwzględniając nasze zwiększające się zaangażowanie polityczno-militarne, powinniśmy wiedzieć znacznie więcej niż wiemy. I rozumieć więcej.

        1. Publikacja Smoleńskiego to w zasadzie zbiór wypowiedzi Irakijczyków. Trudno, żeby pod niebiosa wychwalali Amerykanów – przyznają, że się cieszą, iż obalono Saddama, ale irytuje ich okupacja. Inaczej niż okupacją nazwać tego nie można – takie jest moje zdanie. Pewnie dlatego odczytujesz tę książkę jako jednostronną, bo ja akurat należę do tych, którzy krytykują inwazję na Irak. Ale u Smoleńskiego tego nie ma – nie ma jednoznacznej, druzgocącej krytyki. On nie ocenia. On słucha, przeżywa i opisuje. Nie jest też uprzedzony do Arabów, ba! ta publikacja w świetny sposób pokazuje ów mechanizm przypisywania miana „terrorysty” – doskonale tłumaczą to przywódcy religijni.
          Naprawdę sądzisz, że wiemy więcej o krajach islamskich? Ja bym powiedziała: zdaje się nam, że wiemy, ba! my chcemy, żeby to, co wiemy, było prawdą. Ale tak nie jest. Wystarczy wsłuchać się w to, co mówią choćby Irakijczycy w książce Smoleńskiego. A i tak zawsze każdą wypowiedź przefiltrujemy przez własne wyobrażenia ; ) Zawłaszczymy. Egocentrycznie ; )

          1. jestem pewien że wiemy więcej o nich niż oni o nas. Trochę miałem okazję poznać tych ludzi, skądinąd były to znajomości bardzo zróżnicowane, niektóre wspaniałe, inne masakryczne – jak to zwykle bywa. Ale jedno co mnie uderzyło to fakt, że ci ludzie nie są zainteresowani resztą świata. Niektórzy, owszem, chcieliby aby w krajach arabskich wprowadzić pewne zachodnie rozwiązania, ale nawet oni nie są zainteresowani Europą jako taką czy Ameryką. Być może to kwestia religii, która odgórnie stwarza doskonałe warunki do rozwoju etnocentryzmu. Religia nakazuje wręcz silną preferencję własnych postaw. My jesteśmy inni o tyle, że na ogół zachłystujemy się zewnętrznym światem. Marzymy o nim i chcielibyśmy go importować w całości w nasze granice ;-)

          2. Wiemy? Mówiąc „my”, masz na myśli Europejczyków? Ja bym tak nie przeceniała tego ; ) Ale to moja subiektywna ocena.
            Egoizm – jak sądzę – jednorodny nie jest. Bo jest taki, który prezentują ludzie z krajów arabskich, i taki, który prezentują Polacy czy inne narody (nasz rodzimy egoizm wiąże się z tym, coby stać się jak inni, bo wciąż myślimy tylko o sobie – „ja” jest w centrum).

  3. Temat ciekawy i myślę, że do końca chyba obiektywnie w nim nie da się wypowiadać. Problem polega na tym, że jak piszesz w recenzji, Arab zawsze uważa Araba za lepszego. Temat kobiet, ich praw czy oddzielenia państwa od religii to dla mnie oddzielna kategoria do rozmowy. Miałam znajomych wśród Arabów i muszę powiedzieć, że dzięki znajomości z nimi zyskałam dużo wiedzy. Bo doczytywałam ile się dało o religii, polityce, ich kulturze, ba! nawet czytałam ich poezję, aby lepiej móc zrozumieć ich duszę, to, jak myślą, jak czują. Problem polega na tym, że (nie chcę generalizować), ale moi znajomi potwierdzili wiele stereotypów, jakie funkcjonują o Arabach.

    Problem z krajami arabskimi jest taki, że to zupełnie inna kultura. Oni myślą inaczej, są inni, mają inne patrzenie na świat. Nie można ich oceniać jako gorszych czy lepszych, ale można wymienić ich pewne cechy charakteru, typowe dla nich. Odnośnie samej religii, to mam też porównanie. Mam znajomych, którzy praktykują islam z krajów arabskich, Indii i Filipin i naprawdę oni są bardzo różni, nawet w zwykłym podejściu do drugiego człowieka. Przepraszam, że piszę chaotycznie, ale jest już późno. Pozdrawiam

    1. Mnie się zdaje, że nie ma tematów, na które można się „obiektywnie” wypowiedzieć ; )
      Hm, to też nie tak, że tylko „Arab zawsze uważa Araba za lepszego.” Polak myśli tak samo – chociaż może deklarować coś innego ; )
      Jasne, że problem praw kobiet jest sprawą skomplikowaną i złożoną. Zaznaczyłam tylko to, co się w publikacji pojawia ; )
      Nie masz za co przepraszać – dziękuję za Twoje dopowiedzenie.

      1. Tak, ale są tematy, w którym można bardziej wywazyć opinię, i takie, w których jest to bardzo, bardzo trudna sprawa.
        Jasne, Polacy też potrafią myśleć, mówić i robić wszystko w kategorii: „ja jestem lepszy”. W ogóle kiedyś coś mi się obiło o uszy o książce, w której autor w fajny sposób pokazuje pewne typowe cechy konkretnych narodów. Musiałam zapomnieć tytułu! A by nam się akurat taka lektura przydała:)

Dodaj komentarz