Autokreacja. Recenzja „Podróży zimowej” Amélie Nothomb

Mówienie, że życie nie ma sensu, jest niepoważne.*

Przyznam szczerze, że sięgnęłam po książkę Amélie Nothomb, aby przekonać się, w jaki sposób konstruuje swoje dość krótkie dzieła literackie belgijska pisarka, o której sporo słyszałam (tak, jak magnes działa informacja, że Nothomb urodziła się w Japonii). Podróż zimową – dzieło inaugurujące moją przygodę z pisarstwem Belgijki – streścić można jednym słowem: zemsta. Wyrafinowana i osobliwa zemsta. Utwór Nothomb rozpoczyna się od śmiałego wyznania Zoila, głównego bohatera (i zarazem narratora) – zamierza on porwać samolot i doprowadzić do efektownego zniszczenia symbolu piękna (jakiż to symbol? – nie zdradzę). Tak przemyślny i przebiegły plan zrodził się w umyśle młodego człowieka z powodu… miłosnego zawodu.

(…) zwykła rzeczywistość miłości jest łaską, stanem krańcowego pobudzenia, w którym każda inna rzeczywistość przestaje istnieć.**

Fabuła Podróży zimowej obejmuje liczne retrospekcje, reminiscencje Zoilowej przeszłości. Rozpoczyna się, paradoksalnie, od końca. Wiemy, że mężczyzna zdecydował się uprowadzić samolot, ale dlaczego, co skłoniło go do tego desperackiego kroku, co popchnęło go do dokonania tak niecnego czynu? O tym dowiemy się z jego opowieści – opowieści, którą spisuje na lotnisku, jakkolwiek ma świadomość (a może pragnie, by było inaczej), że po rozbiciu samolotu nikt jego zapisków nie przeczyta (kokieteria szaleńca czy „trzeźwa” ocena?). Zoil sięga pamięcią do swego dzieciństwa (tu opisuje pierwszą inicjację… w literaturę – samodzielny przekład fragmentów Iliady Homera), by raptem przejść ku bezpośredniej przyczynie destrukcyjnych myśli, a mianowicie nieszczęśliwym zakochaniu się w pewnej asystentce autystycznej pisarki…

Amélie Nothomb gra z czytelnikiem, zręcznie i przyjemnie go uwodzi, ciągnie na manowce, mnoży tropy, komponując swoje dzieło ze znaków kultury, ujmując w przejrzyste zdania – pozornie lekkie i nośne, w efekcie przemyślane i niezwykle precyzyjne. Ot, tytuł. „Podróż zimowa” odwołuje się bezpośrednio do pory roku (w książce Belgijki permanentnie trwa zima, Zoil wyczekuje wiosny-zbawienia) i do osobliwej podróży Zoila (podróży w podwójnym znaczeniu: planowany lot samolotem oraz bad trip, narkotyczne peregrynacje, psychodeliczne doświadczenia, halucynacje, omamy, transgresyjność). „Podróż zimowa” jest także aluzją do cyklu Winterreise Franza Schuberta. W zależności od kompetencji i potrzeb interpretator można uruchomić wspomniany kontekst muzyczny, ale także poszukać innych nawiązań do wstępującego w (pop)kulturze motywu zimowej wyprawy.

Zakochanie się zimową porą to nie najlepszy pomysł. Symptomy uczuć są wtedy subtelniejsze i bardziej bolesne. Idealne światło chłodu sprzyja posępnej rozkoszy oczekiwania. Dreszcz potęguje gorączkowość. (…) Zimowa nagość nie dostarcza żadnego schronienia. Jeszcze bardziej zdradziecka od fatamorgany pustyni jest fatamorgana zimna, oaza kręgu polarnego, skandaliczne piękno zaistniałe dzięki ujemnej temperaturze.***

Analogicznie z imieniem głównego bohatera (czytelnik dowie się, dlaczego takie imię wybrali dla niego rodzice, więc nie będę uprzedzać faktów). Słowo „zoil”, urobione od imienia krytyka Homera, Zoilosa, obecnie funkcjonuje w znaczeniu niesprawiedliwego, zajadłego krytyka (literackiego), jakkolwiek chyba coraz rzadziej jest używane w Polsce. Do ciekawych wniosków (w kontekście całego utworu) może dojść odbiorca, zarówno jeśli weźmie on pod uwagę owo niezwykłe imię narratora, jak i wtedy gdy pokusi się, by czytać książkę Nothomb jako projekcję ego (jak zatem rozumieć imię „Zoil” i jak łączy się ono z Freudowskim „ego”?).

Drobne nawiązania, intertekstualne odniesienia można wymieniać. Istotniejsze jest jednak, ile z nich, uruchomionych podczas interpretacji, przyniesie korzyść, a ile okaże się ślepymi uliczkami. Jak to w przypadku tego typu utworów literackich bywa, czytelnik może pozostać na powierzchni, nie zagłębiając się w strukturę dzieła Nothomb, a zadowalając się osobliwym czarnym humorem, ironiczno-złośliwą (zoilowską) naturą bohaterów Podróży zimowej. Większą przyjemność jednak ofiaruje zanurzenie się w potok słów składający się na monolog Zoila. A co jeśli zamiar Zoila jest zwykłym blefem, żartem, omamem na haju, wymysłem niedoszłego pisarza albo szaleńca, wariata, frustrata?

Elektryzująca, erotyczna i uzależniająca to proza Podróż zimowa jawi się raczej jako dłuższe opowiadanie, względnie szkic, (lodowy) obrazek. Ciekawe doświadczenie.

——————
* Amélie Nothomb, Podróż zimowa, przeł. Joanna Polachowska, Wydawnictwo MUZA SA, Warszawa 2011, s. 20.
** Tamże, s. 37.
*** Tamże, s. 42.

Autor: Luiza Stachura

4 uwagi do wpisu “Autokreacja. Recenzja „Podróży zimowej” Amélie Nothomb

  1. Nothomb albo się lubi, albo nie – ja zdecydowanie zaliczam się do tych pierwszych;) lubię jej styl pisania (dość wyniosły, jakby na wszystkich z góry patrzyła, pełen ironii, kpiny czasem, dystansu), niezależnie czy pisze o wspomnieniach z Japonii, czy o czymś zupełnie innym (bardzo dobrze wspominam „Dziennik Jaskółki” czy „Higienę mordercy”). Od jakiegoś czasu poluję na „Metafizykę rur”…

    Miłego dnia, Luizo! Mam nadzieję, że ładna pogoda tam w Krakowie:)

    1. Muszę przyznać, że jej twórczość mnie zainteresowała – jeśli będę miała więcej czasu, to poszukam innych jej książek xD

      Dziękuję! Słonecznie było w Krakowie, ale… do czasu, bo długo burza trwała xD’
      Pozdrawiam serdecznie i życzę udanej niedzieli!

  2. bardzo mi się podoba to jak napisałas o tej książce, sama jestem jej ciekawa, czeka na półce – zaliczam się do tej grupy ludzi, którzy lubią Nothomb, wlasnie za dystans, czasem za przesadę, czasem za banał przedstawiony w sposób iscie zakręcony że wydaje się nie byc banałem.
    :)

Dodaj odpowiedź do Luiza Stachura Anuluj pisanie odpowiedzi