Taoistyczna droga. Recenzja „Mistrza Pú Pú” Hideyukiego Nikiego

Każdy oddziałuje na to, czego dotyka. Czy to będzie tylko chwila, czy sto lat, zawsze i bez wyjątku wywiera jakiś wpływ.[1]

W 2006 roku Hideyuki Niki (urodzony w 1973 roku) otrzymał Japan Fantasy Novel Award za Mistrza Pú Pú. Już dwa lata później polski odbiorca, dzięki Wydawnictwu Hanami, miał okazję przenieść się do świata wykreowanego na kartach powieści japońskiego pisarza. Akcja Mistrza Pú Pú rozgrywa się w… Chinach, konkretne informacje odnośnie czasu oraz miejsca otrzymujemy na początku utworu:

Wielkie Imperium Tàng wkraczało właśnie w drugi zloty wiek po okresie chaosu i niepokoju, będącym udziałem cesarzowych Wŭ i Wéi. Na czele państwa stał cesarz Lĭ Lóngjī, który dał się poznać jako postać wybitna. (…) Prefektura Guāng, w której mieszkał Biàn, znajdowała się we wschodniej części Chin, w miejscu, gdzie obecnie graniczą ze sobą prowincje Húbĕi, Ānhuī oraz Hénán.[2]

Nieco dalej, na kolejnych stronach powieści Nikiego, pojawia się jeszcze bardziej uszczegóławiająca wiadomość, że była wiosna trzeciego roku ery Kāiyuán,[3] czyli rok 715. Znając już dokładny czas i miejsce akcji, przyjrzyjmy się bohaterom. Jedną z dwóch centralnych postaci w powieści jest Wàng Biàn,* młody mężczyzna, będący na utrzymaniu ojca – emerytowanego urzędnika o nazwisku Wàng Tāo. Biàn ma nieco ponad dwadzieścia lat, niegdyś pilnym był uczniem, jednakże w pewnym momencie swego życia, odkrywszy w skarbcu znaczny majątek ojca, stracił jakikolwiek zapał do czynienia czegokolwiek. Inercja i bierność Biàna niepokoi i irytuje ojca, co wcale nie dziwi. Młodzieniec przechadza się po ogrodzie, snuje się z kąta w kąt, śpi, ni to medytuje, ni to ospale egzystuje. Wszelkie próby zachęty do nauki czy pracy kończą się niepowodzeniem. Czytaj dalej