Jak już sugeruje tytuł, Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland, odbiorca otrzymuje dwie, prowadzone równolegle historie. Nic więc dziwnego, że czytelnika nie opuszcza odczucie, iż dwie opowieści to tyleż lustrzane odbicia, ile negatywy – biel i czerń, doskonałość i niedoskonałość, życie i śmierć (yin i yang?). W pierwszej historii (Hard-boiled Wonderland, bo od tej części rozpoczyna się dzieło Murakamiego) bohaterem jest cyfrant, osobliwy i bezimienny szyfrant, druga zaś stanowi zapis gry podświadomości, a w tej grze stawką jest serce.* Obie opowieści są ze sobą połączone, jakkolwiek Koniec Świata z powodzeniem może funkcjonować jako autonomiczny utwór. O treści nie będę pisać – powieści Murakamiego rozwijają się stopniowo, poszerzając wiedzę czytelnika o świecie wykreowanym przez japońskiego pisarza. Owa przygoda z przestrzenią przetworzoną przez Harukiego Murakamiego wydaje się na tyle nośna i przyciągająca uwagę czytelników, że warto skupić się raczej na kilku chwytach autora, niż wdawać się w jałowe streszczanie.
Fantazja jest wolna jak ptak.[1]
Koniec Świata rozpoczyna się jak baśń, eteryczna opowieść o tajemniczej, ba! mitycznej krainie. Murakami, jak się zdaje, korzysta głównie z mitu stworzenia, przeobrażając i przekształcając go na potrzeby powieściowego świata. Można by rzec, że japoński pisarz dokonuje swoistej dekonstrukcji mitu kosmogonicznego – zamiast kreacji jest destrukcja (o czym mówi już wieloznaczny tytuł: Koniec Świata), ale czyż po destrukcji Murakamiego nie następuje nowy początek, nowy świat, cybernetyczna, odhumanizowana, doskonała (nie)rzeczywistość? Od subtelnych i pięknych (autentycznie pięknych) opisów japoński pisarz przechodzi raptem ku bardziej dynamicznej akcji – Koniec Świata przeobraża się raczej w przygodową opowieść o trudnych wyborach człowieka i jego cienia, niż kontemplacyjną, ezoteryczną opowiastkę o końcu i początku, o zmierzchu i świcie w doskonale skomponowanej krainie bez łez, bólu i uczuć (kto wie, co lepsze).
Natomiast Hard-boiled Wonderland czerpie sporo z tradycyjnej powieści szpiegowskiej, detektywistycznej, mniej kryminalnej sensu strico. Na początku XX wieku tyleż powstała odmiana powieści kryminalnej, ile wyodrębnił się pewien styl pisania takich historii, który nazwano hardboiled (chyba najsłynniejszym przedstawicielem tego stylu jest Raymond Chandler). Typowy dla prozy Murakamiego, bierny i oporny bohater, cyfrant, zostanie zmuszony do działania, nieoczekiwanie zagra rolę quasi-detektywa (czyżby japoński pisarz grał ze schematem fabularnym hardboiled?), którego zadaniem będzie odcyfrowanie własnej przeszłości… A ów drugi człon tytułu – Wonderland – jak go rozumieć? Jako jedyny i słuszny cudowny świat czy jako ironiczne stwierdzenie, że nasza rzeczywistość jest w gruncie rzeczy przestrzenią żywcem wyjętą z Alicji w Krainie Czarów, pełną iluzjonistycznych trików i podstępnych gier naszej podświadomości?
Haruki Murakami sprawnie korzysta z przerobionej na potrzeby powieściowego świata jukstapozycji, piętrząc i zderzając ze sobą obrazy filmowo-malarskie (filmowe projekcje pod-świadomości, co pewnie jest jasne, odnoszą się do hardboiled, malarskie zaś do mitycznej krainy o nazwie Koniec Świata). Symultaniczna narracja, wrażenie jednoczesności rozgrywanych wydarzeń czy wreszcie dychotomiczność (ciało-serce, świadomość-podświadomość, powierzchnia-podziemia, jasność-mrok, materialność-niematerialność, lato-zima i tak dalej) niewątpliwie uatrakcyjniają utwór japońskiego pisarza. Dobrze czytać książki Harukiego Murakamiego, mając na uwadze intertekstualne związki pisarstwa Japończyka z innymi wytworami kultury i popkultury. Dość ciekawym (ale czy owocnym?) może okazać się podążanie za literackimi i muzycznymi inspiracjami pisarza. Z drugiej jednak strony rodzi się wątpliwość – ile z owych odniesień i nawiązań to świadome prowadzenie gry z czytelnikiem i z tekstami (pop)kultury, a na ile jest to sprawą prywatnych preferencji czytelniczych, muzycznych, malarskich czy filmowych autora powieści?
Nie ma dwóch ludzi o takim samym sercu.[2]
Japoński pisarz, mnożąc tropy, przyczynia się do rozpraszania sensów. Odbiorca pozostaje na rozdrożu – które tropy są „znaczące” i warto za nimi podążać, a które są tak naprawdę puste semantycznie, co jest grą, co ślepą uliczką, które motywy stanowią osobliwą nić Ariadny w labiryncie opowieści Murakamiego, a które są ułudą i iluzją? Czytelnik może poczuć się jak Alicja biegnąca za niedoścignionym królikiem. Czy to było snem, czy zdarzyło się naprawdę? Dla porządku wymieńmy kilka elementów tworzących ścieżki, którymi podążyć może interpretator: motyw narodzin i zamierania świata, mit kreacyjny, mit kosmogoniczny, czaszki zwierząt, cień (czyżby aluzja do Nietzscheańskiego Wędrowca i jego cienia?), jednorożec, spinacze. W dodatku Murakami dokłada wątek wyraźnie nawiązujący do manicheizmu – mamy System i Fabrykę, dwa antagonistyczne twory (które mogą być w rękach jednej osoby, ale tego nie wiemy na pewno) walczące o informacje, a w dalszej perspektywie o duszę (serce) człowieka. Kto ma wiedzę (informację), ten ma władzę – można skonstatować, parafrazując jednego z filozofów.
Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland zostało opublikowane w 1985 roku. Mogłabym zaryzykować twierdzenie, że ta książka jest swoistą odpowiedź Harukiego Murakamiego na cyberpunkowe zainteresowanie świata w latach 80. XX wieku. Japoński pisarz jest w swojej wizji świata odhumanizowanego jednak bardzo silnie zanurzony w baśniowości i mityczności, tworząc sugestywną wersję świata przyszłości. Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland zachwyca.**
——————
* Zastanawiam się, jakim znakiem w oryginale to „serce” jest zapisane (心kokoro?). Niewątpliwie wiedza na ten temat wypłynęłaby na potencjalną interpretację, bowiem na tym poziomie (czyli bazując jedynie na przekładzie) można odnosić „serce” jedynie do europejskiego kręgu kultury…
** Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland czytało mi się o wiele lepiej niż inne książki Murakamiego, to na pewno zasługa tłumaczenia (jakkolwiek japońska literatura nie ma szczęściach do korektorów, błędy są, a jakże, już na pierwszej stronie).
[1] Haruki Murakami, Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland, przeł. Anna Horikoshi, Wydawnictwo MUZA S.A., Warszawa 2008, s. 159.
[2] Tamże, s. 303.
Autor: Luiza Stachura
Nie mogę się przekonać do tego autora
Nie ma sensu, jak sądzę, przekonywanie Ciebie (czy kogokolwiek) do pisarstwa Murakamiego, bo każdy w literaturze szuka czegoś innego i coś innego z niej wyciąga, zabiera, porywa dla siebie.^^’
Dla mnie Murakami to taka popkulturowa wersja Krainy Czarów – inny świat, inna przestrzeń, niby inne, ale jednak… często takie bliskie.
Pozdrawiam serdecznie!^^
Luizo. Odnośnie pierwszej gwiazdki: W „Haruki Murakami i muzyka słów”, w rozdziale poświęconym recenzowanej powieści, znajduje się następujący fragment: „W zamian za wieczne życie mieszkańcy miasta musieli poświęcić serca i umysły (w oryginale: kokoro)” (str.139).
„Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland” to moja ulubiona powieść Murakamiego (może się powtarzam).
Literówka już na pierwszej stronie wywołała zniechęcenie, które udało mi się przezwyciężyć. Na szczęście :). Dzięki.
Pozdrowienia.
O, dziękuję Ci bardzo – jednak kokoro. Wspaniale.
Miałam tę książkę z biblioteki, ale wrócę do niej dopiero w lipcu^^’
„>>Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland<< to moja ulubiona powieść Murakamiego (może się powtarzam)." – nie dziwię się, że ulubiona.
Przyjemnego weekendu!
Jeszcze jedno: Masz wydanie z 2008. Ja mam wydanie z 2006. Mamy błąd na pierwszej stronie. Wznawianie książek bez poprawiania błędów to… Nie pochwalam takich praktyk. Pozdrawiam. Tym razem serdecznie :).
Książka musiałaby przejść ponowną korektę, żeby w kolejnych wydaniach nie było tych samych błędów – wydawnictwa rzadko tak robią, a szkoda…
Dziękuję i również pozdrawiam serdecznie!^^
Ta powieść jeszcze przede mną. Jakoś czytanie Murakamiego hurtem nie jest dla mnie, jest mnóstwo pisarzy, których dzieła mam ochotę poznać i zwyczajnie szkoda mi czasu li tylko na Murakamiego (a tak by było, gdybym zdecydowała się czytać jedną jego książkę za drugą). Lubię natomiast wracać do tego pisarza, w ramach czegoś na kształt odskoczni od dzieł trudniejszych (że tak uogólnię). Jakiś czas temu skończyłam „Na południe od granicy…”, od czasu do czasu zaglądam do „Wszystkich bożych dzieci…” (osobisty re-read ^^ – Przyjaciel czyta oryginał, opowiada wrażenia, a ja zaglądam do tłumaczenia polskiego, które przed laty całkiem mnie urzekło), na półce grzecznie czeka „1Q84″… Więc do owego „Końca świata…” długa jeszcze droga dla mnie;) Niemniej, kiedyś dobrnę, nyo.
Pozdrawiam!
Tak, rozumiem to doskonale. Otóż to – Murakami jest dobry jako „odskocznia”.
Z kolei przede mną „Na południe…” (^_-)
Wiem, że kiedyś przeczytasz! I z chęcią poznam Twoją opinię.
Pozdrawiam serdecznie^^
Murakami wciaż przede mną i właśnie ta książka jakoś działa na moją wyobraźnię. Może własnie od niej zacznę moja przygodę z panem Harukim:) tytuł szczególnie mi się podoba:)
Tak, koniecznie od tej (albo od „Przygody z owcą”)! xD Ciekawi mnie, co o niej powiesz. To… kiedy, kiedy? xD
Pozdrawiam serdecznie^^
;) Tak mi się pomyślało – zupełnie na marginesie – skoro lubisz wczytywać się w znaki japońskie, to może zainteresuje cię aukcja książek w tymże języku? Jedna znajoma blogowa prowadzi;) o, tu:
http://podrozejaponia.blogspot.com/2011/05/ksiazki.html
Może coś zwróci twoją uwagę;) Pozdrawiam ciepło!
Oooo, dziękuję Ci bardzo!
Pozdrawiam (cóż, deszczowo jest ; )) ^^
O mamo, recenzja cudowna!
Tej akurat nie czytałam książki Murakamiego (jest jedną z 4 których jeszcze nie dorwałam :D )
Pozdrawiam!
Cała przyjemność po mojej stronie (chociaż to raczej luźnie myśli i wrażenia niż recenzja ; )), kiedyś wrócę do tej książki, bo chciałabym się jej bliżej, dokładniej i wnikliwiej przyjrzeć.
O, to tylko czterech jego książek nie czytałaś? xD Mam nadzieję, że ta Ci przypadnie do gustu! xD
Pozdrawiam serdecznie^^
Melduję, że książkę skończyłam czytać wczoraj i moje wrażenia jak najbardziej pozytywne. Do tego świetna recenzja (jak zwykle). Bardzo spodobał mi się styl H.Murakami i łatwość z jaką posługuje się metaforami, ale przede wszystkim porównaniami :) Poza tym także uwielbiam spinacze! :D Obie historie mnie wciągnęły – może dlatego, że tak płynnie się przenikały. Zakończenie mnie zaskoczyło, gdyż spodziewałam się innego obrotu spraw. Z pewnością nie jest to ostatnia książka tego autora – teraz zabieram się za ,,Kafka nad morzem”.
Super! Cieszę się, że książka Ci się podobała i kontynuujesz przygodę z pisarstwem Murakamiego! xD
Dziękuję.^^’
Pozdrawiam serdecznie!