Sadyzm, masochizm i… kledalizm. O „Ukrytych twarzach” Salvadora Dali*

(…) na tym świecie można rozciągać i powtarzać w nieskończoność godziny wydarzeń, z wyjątkiem godziny śmierci, która jest ściśle określona (…)**

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że wielka osobowość XX wieku, Salvador Dali, poza podtrzymywaniem mitu ekscentryka  kontrowersyjnego twórcy oraz autokreacją ujawniającą się w literaturze intymistycznej (Dziennik geniusza czy Moje sekretne życie) stworzył jedną powieść – Ukryte twarze (1944). Swoją genialność w Ukrytych twarzach Dali zaznacza tylko kilkukrotnie, między innymi w przedmowie oraz (quasi-)autocytatach, czyniąc z siebie osobliwą postać literacką-kreatora, pojawiającą się na zasadzie wspomnienia, uzupełnienia, zwieńczenia. Nadaje tym samym powieści znamion przewrotnego dzieła – niby silnie zanurzonego w konkretnej epoce, ale tak naprawdę surrealistycznego i absurdalnego wytworu niezmierzonego świata artysty, gdzie nieświadomość bierze prym i czytelnik, eksplorując krainę szaleństwa, podąża w głąb przestrzeni naznaczonych niewinnością, czystością, świętością, zbrukaniem, bluźnierstwem, grzechem. Warto podjąć grę z Salvadorem Dali, jeśli preferujemy literaturę wizyjną, eksperymentalną, nieoczywistą, pełną tropów.

Dlaczego napisałem tę powieść? (…) Po drugie, dlatego że współczesna historia stanowi wyjątkowo udane tło dla powieści poświęconej rozwojowi i konfliktom wielkich ludzkich namiętności i dlatego że historia wojny, a jeszcze bardziej gorzkiego okresu powojennego, musiała zostać napisana. Po trzecie, dlatego, że gdybym ja jej nie napisał, ktoś inny zrobiłby to za mnie i zrobiłby to źle. Po czwarte, dlatego że zamiast „naśladowania historii” bardziej interesujące jest jej antycypowanie oraz pozwolenie jej w miarę możliwości naśladować to, co wymyśliłeś (…) [s. 10]

W przedmowie Dali wprowadza termin „kledalizm” na oznaczenie trzeciej wielkiej namiętności człowieka. Triada ta – w mniemaniu malarza – składa się z sadyzmu, masochizmu oraz wspomnianego kledalizmu, który (…) oznacza rozkosz i ból wysublimowany dzięki posuniętej do granic ostateczności identyfikacji z przedmiotem uczuć.” [s. 10] Nazwa pochodzi od Solange de Cléda, postaci z Ukrytych twarzy. Kontrapunktem dla tak rozumianej „trzeciej namiętności” stanie się wszechobecna obsesja niemal wszystkich bohaterów na punkcie krwi (bogata symbolika krwi została przez malarza uruchomiona w całej powieści), niewinności, dziewictwa, rozwiązłości, rozpusty, szatańskości i grzeszności, sacrum i profanum, sublimacji, ekstazy religijnej i cielesnej.

Hrabia Hervé de Grandsailles, dumny właściciel „rozświetlonej równiny” Creux de Libreux, jest w rozpaczy. Część terenów, niegdyś należąca do jego ojca, z powodu długów znajduje się w obcych rękach. Na domiar złego nowy właściciel… wyciął wszystkie drzewa i zamierza tę ziemię uprzemysłowić! Największym marzeniem hrabiego jest odzyskanie utraconego dziedzictwa i ponowne obsadzenie go dębami (nie wdając się w symbolikę dębu,*** warto zwrócić uwagę na powiązanie drzewa zarówno z herbem de Grandsailles, jak i z późniejszymi decyzjami i dyspozycjami de Cléda). Nie tylko to zajmuje hrabiego. Od wielu lat bowiem łączy go dwuznaczny, pełen niedopowiedzeń i niejasności związek z Solange de Cléda. Erotyczno-perwersyjna gra między „kochankami”, podsycana „dekadencją” lat 30. XX wieku (świetny obraz salonów ówczesnej Francji!), zostaje udramatyzowana (ale nie przerwana!) przez wybuch drugiej wojny światowej. Myli się ten, kto sądzi, że nasi bohaterowie pozostaną w ojczyźnie przez całą wojnę. Ich wojaże obejmować będą Casablankę, Maltę (spisek maltański hrabiego – czyżby jakaś aluzja do Zakonu Maltańskiego i jeden z etapów gry z odbiorcą?), zahaczając o Buenos Aires, Palm Springs i Nowy Jork, by, zataczając (błędne) koło, znaleźć swój demoniczny finał na rozświetlonej równinie.

Wiele można mówić o barwnej i zachwycającej galerii postaci. Maître Girardin, notariusz hrabiego, ma tendencję do ubierania spostrzeżeń w quasi-poetyckie opowieści, z których (w wersji nieco skróconej) namiętnie korzysta de Grandsailles. Notariusz staje się przeciwwagą dla hrabiego, co prawda niekiedy percypującego świat obrazami, ale będącego figurą niezmiernie komiczną, rozkosznie groteskową (w każdej sytuacji musi mieć idealnie uczesane włosy i czyste buty – nawet w obliczu niebezpieczeństwa), owładniętą jedną wielką manią – rozświetloną równiną. Hrabia uwielbia także zagłębiać się w książki poświęcone… demonologii, z perwersyjną przyjemnością czyta zwłaszcza o demonach pod postacią kobiet oraz demonach uwodzących kobiety. Jego amatorskie, acz misterne plany opętania Solange de Cléda przynoszą zgoła nieoczekiwane skutki, stając się osią Ukrytych twarzy. W powieści istotną rolę odegra również Amerykanka Weronika Stevens (w tracie czytania książki dobrze jest mieć w pamięci świętą Weronikę, by zobaczyć, jak przewrotną grę prowadzi z nami Dali), funkcję katalizatorów kolejnych kuriozalnych wypadków przyjmą: uwiedziona przez Weronikę Betka oraz tajemniczy lotnik Baba. Oczywiście, nie zamyka to listy wszystkich uczestników rozpasanego karnawału. Niemniej jednak każda z postaci, zakrywając twarz w ten czy inny sposób, doprowadzi do szatańskiego wyzwolenia, bezwstydnego i lubieżnego dryfowania ku zagładzie.

Już na początku utworu Salvador Dali rozwiewa złudzenia – współcześni ludzie (a czy obecnie te tendencje, które prezentuje malarz, nie nasiliły się?) zatracili umiejętność rozróżniania dobra i zła. Niewielu potrafi myśleć samodzielnie, wyciągać wnioski w oparciu nie o to, co powie grupa społeczna i polityczna, do których się należy, ale o to, co człowiek sam zaobserwuje, co odczuwa, z czym się zgadza jego sumienie (o ile je ma), ba! nawet umiejętność konstruktywnej dyskusji na tematy społeczne została zaprzepaszczona, o czym wybitnie świadczy zebrane u hrabiego zblazowane towarzystwo (każdy rzekomo prezentujący inne poglądy…).

Czy wiemy dzisiaj, która jest prawa ręka, a która lewa? Nie, drogi wicehrabio, nie mamy o tym żadnego pojęcia! W młodości można jeszcze było sformułować opinię o ważnych wydarzeniach w oparciu o ideologię partii politycznej, do której się należało. Dzisiaj to już niemożliwe. Czytasz w gazecie jakąś sensacyjną i niezwykle istotną wiadomość – cóż, nie masz sposobu odgadnięcia, czy jest dobra, czy zła, dopóki specjaliści z twojej partii nie przeżują jej i nie wydadzą decyzji za ciebie. W przeciwnym razie narazilibyśmy się, że wyjdziemy na głupców i dojdziemy do tych samych wniosków, co ukazujące się następnego dnia gazety naszych najgorszych politycznych wrogów. [s. 39-39]

Rozważanie tytułu poprowadzi w dwie strony. Szukając w powieści znaków, przejawów „ukrytych twarzy”, odnajdziemy takie momenty w życiu bohaterów, kiedy muszą mieć zakryte twarze zarówno dosłownie – Baba, jak i metaforycznie – każda z postaci (ale niekoniecznie przez cały czas) ukrywa swoją tożsamość bądź niektóre przejawy swojej osobowości (preferencji, marzeń, obaw, żądz, poglądów). A czymże innym jest pokój, jeśli nie ponownym odkryciem godności twarzy człowieka. [s. 373] Istnieje jednak takie optyczne zjawisko, jak dostrzeganie w przedmiotach (rzeczach codziennego użytku, obrazach, rzeźbach i innych) twarzy człowieka. W herbie hrabiego, w czynach poszczególnych postaci, w słowach, w gestach, w nawiązaniach, aluzjach Salvadora Dali, a wreszcie w całej powieści możemy odnaleźć „ukryte twarze” – wszystko zależy od indywidualnej czytelniczej percepcji. Optyczna iluzja, zaburzenia percepcji, stadium delirycznego, opiumowego i absyntowego pogrążania się w nieistniejącym, w urojonym, psychodelicznym świecie, stanowią zasadniczą część Ukrytych twarzy. Być może to stanowi rozwinięcie znaczenia tytułu, tytułu wyrażonego też w finale powieści niezwykle wymownie – ukrycie twarzy w rękach, sprawiające wrażenie załamania, rozczarowania, zgrozy, przerażenia czy wstydu.

Dotykamy ciała (…) a w gruncie rzeczy obejmujemy chimery. Dotykamy go po to, by upewnić się, że oszukujemy i jesteśmy oszukiwani. [s. 327]

Ukryte twarze to obłąkany, surrealistyczny teatr marionetek. Fantastycznie namalowane przez Salvadora Dali (…) stworzenia bez twarzy, istoty zaprzedane obłudzie, kamuflażowi, zdradzie [s. 373] doskonale charakteryzują zdeformowane i zdegenerowane umysły.

——————
* Dla wnikliwych czytelników: nazwisko malarza można albo pozostawić nieodmienne (i ja się w tym teście ku temu skłaniam), albo odmieniać: Dali – Dalego, Dalemu, Dalim.
** Salvador Dali, Ukryte twarze, przeł. z ang. Lesław Ludwig, Phantom Press International, Gdańsk 1993, s. 186. Wszystkie następne cytaty pochodzą z tego samego wydania i zostały umiejscowione bezpośrednio w tekście.
*** Co nie dziwi, symbolika w powieści Salvadora Dali jest niezwykle bogata. W zależności od czytelniczych preferencji, można uruchamiać poszczególne znaczenia, nie wyczerpując potencjału (interpretacyjnego) tkwiącego w Ukrytych twarzach.

Autor: Luiza Stachura

2 uwagi do wpisu “Sadyzm, masochizm i… kledalizm. O „Ukrytych twarzach” Salvadora Dali*

  1. „Ukryte twarze” przeczytałem kilka lat temu, tuż po lekturze „Mojego sekretnego życia”. Na kartkach Dali szarżował – uwodził (wspomnianym bogactwem), przestraszał/irytował – uprawiał dalizm ;). Czytając pomyślałem – między innymi – o Witkacym-pisarzu.
    Nie żałuję spotkania z tą powieścią.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s