Balansując nad Przepaścią. Recenzja „Eksploratorów przepaści” Enrique Vili-Matasa

Mogłabym zaryzykować twierdzenie, że w stanach granicznych, takich jak zdrowie-choroba, zdrowie (psychiczne)-choroba psychiczna, równowaga (psychiczno-cielesna)-zaburzenia (psychosomatyczne), jawa-sen, zmierzamy się z tą częścią świata (czy może raczej przestrzeni), z której istnienia nie w pełni zdajemy sobie sprawę na co dzień albo po prostu nie chcemy przyjąć do wiadomości takiej ewentualności. Innymi słowy, to, co wielu nazywa „metafizycznością”, albo to, co w buddyzmie określa się mianem „pustki”, przybliża się do nas z wielką mocą w momentach „prześwitu”, na granicy, podczas przekraczania jednego stanu (ducha, umysłu) i wchodzenia w kolejny. Takie stany Enrique Vila-Matas będzie nazywał „przepaścią”, natomiast tych, którzy wyruszą na poszukiwania owej „przepaści”, „rozpadliny”, „pęknięcia” w gładkiej tafli świata, hiszpański pisarz określi mianem „eksploratorów”.


Enrique Vila-Matas urodził się w 1948 roku w Barcelonie. Plotka głosi, że zaczął pisać pod wpływem ekscentrycznego sposobu bycia… Witolda Gombrowicza. Jest autorem zarówno powieści, opowiadań, jak i zbiorów esejów. Jego dzieła tłumaczone są na wiele języków, w tym i na język polski. W Polsce już dwudziestego drugiego września 2010 roku światło dzienne ujrzy kolejna książka Vili-Matasa, po utworach: Bartleby i spółka, Paryż nigdy nie ma końca oraz Krótka historia literatury przenośnej. Eksploratorzy przepaści, bo o nich mowa, to zbiór osobliwych opowiadań, opowieści z podróży do kresu ludzkiej (samo)świadomości.

Trudno mówić o fabule w kontekście tak wielu opowiadań, zważywszy, że niektóre z nich są niezwykle krótkie – tak, iż momentami przywodzą na myśl swoistą prozę poetycką, minitraktat czy (mini)esej (Samotna sława zdaje się być bardziej esejem niźli opowiadaniem), nie mówiąc już o tych utworach, które swoją strukturą przypominają swego rodzaju kartkę z księgi cytatów ze światowej literatury (choćby Jeszcze jedna opowieść chasydzka czy Epilog).

W opowiadaniach współtworzących Eksploratorów przepaści pojawiają się punkty styczne, osobliwe lejtmotywy jak na przykład choroba (bohater, który zmierza ku przepaści, zwykle jest chory fizycznie, a niejednokrotnie i psychicznie), podróż (nie byłoby eksploracji bez wędrówki – postacie zmierzają, niczym w osobliwej pielgrzymce, przyciągani „magnesem”, ku przepaści) albo czerwień (warto zwrócić na potencjalne znaczenia koloru czerwonego w kontekście konkretnych opowiadań Vili-Matasa – krew, serce, ciepło, ogień, spalenie, śmierć i inne).

Vila-Matas bada stany graniczne, ale – jak się zdaje – interesują go przede wszystkim związki między literaturą (pewną fikcyjnością, potencjalnością, możliwością) a życiem (życiem pisarza i życiem czytelnika). Innymi słowy, na ile warto w życiu działać pod dyktando historii opowiedzianej w literaturze?, na ile warto przekładać życie na literaturę? Czym grozi balansowanie między literaturą a rzeczywistością? Jak to jest, kiedy próbuje się przeżyć to, co zostało uprzednio spisane i opisane w literaturze? Tak, Vila-Matas eksperymentuje. Na wielu poziomach.

Bohaterowie niebezpiecznie zbliżają się do niepisanej granicy, do milczenia, które jest jedynym w swoim rodzaju pomostem między rzeczywistością a literaturą. Autor – ekscentryczny demiurg – pojawia się jako element świata rzeczywistego ingerujący w literackie uniwersum. Często właśnie Autor-Stwórca burzy poukładane, bo literackie, życie bohaterów opowieści. Zmusza postacie do dążenia ku „przepaści”, czyli do miejsca, w którym literatura przecina się z życiem rzeczywistym. Kim w takim rozrachunku będzie czytelnik? Hiszpański pisarz dokonuje rewizji i reinterpretacji tradycyjnie pojętych ról: autor, narrator, czytelnik, bohater literacki.

Enrique Vila-Matas prowadzi sobie właściwy dialog z czytelnikiem. Można zaryzykować twierdzenie, że hiszpański pisarz nie usuwa czytelnika na bok, nie marginalizuje go, ale prowadzi do literackich światów i czyni go tyleż współautorem, ile powiernikiem. Z drugiej jednak strony Vila-Matas wydaje się trwać przy (s)twierdzeniu, że artyści tworzą tak naprawdę dla siebie. Innymi słowy, artysta (prawdziwy artysta) nie potrzebuje widowni (oklasków, orderów, nagród), by czuć się spełnionym.

Hiszpański pisarz gra ze schematami fabularnymi, choćby z opowiadaniami science fiction czy historią kryminalną. Sięga po takie formy jak dziennik, list (w tym e-mail!), pamiętnik, raptularz, nie wspominając o noweli, opowiadaniu czy dzienniku dzieła oraz wprawkach przed napisaniem powieści. Jak odróżnić Autora-demiurga od narratora? Kim jest narrator? Czy narrator staje się furtką, przez którą (względnie) swobodnie mogą przemieszczać się postacie literackie oraz realni ludzie (w tym autor)?

W dalszej perspektywie Enrique Vila-Matas zastanawia się nad licentia poetica. Przygląda się (auto)kreacjom artystów. Sam eksperymentuje, tworząc na oczach czytelnika historie quasi-obyczajowe, które wprawnie i sprawnie sam dekonstruuje, rozbraja, przekształca. Opowiadania są tworzone tu i teraz – dominuje czas teraźniejszy i zdania orzekające, powołujące bohaterów do istnienia, do (literackiego) życia, do tańca szaleństwa, tańca śmierci. Mogłabym zaryzykować twierdzenie, że nieuchronnie wzrastająca w autorach chęć do konfrontacji świata literackiego (czy szerzej: świata artystycznego) ze światem rzeczywistym inicjuje swoiste danse macabre.

Uwielbiam twórczość Witolda Gombrowicza. Jego światy (ba! jego kosmos) są mi niezwykle bliskie. Vila-Matas tworzy intrygujące przestrzenie, które śmiało mogłyby korespondować z Gombrowiczowskim uniwersum. Nie oznacza to jednak, że hiszpański pisarz jest bardzo Gombrowiczowski. Nie jest. Potrafił odnaleźć swoją drogą, swoje miejsce wśród literackich światów. Czyta się go z przyjemnością, porywająco, ale jednocześnie z niepokojem. Lęk ów rodzi się, gdy zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę literatura niebezpiecznie zbliża się do życia i życie niebezpiecznie zbliża się do literatury, a my – i jako czytelnicy, i jako współautorzy, i jako powiernicy, i jako podglądacze – nachylamy się nad przepaścią, spoglądamy w nicość, swoisty „przedświt”, „przesmyk” między tym, co przynależne do świata literatury, a tym, co właściwe dla życia. Prawdziwego życia.

——————
Enrique Vila-Matas, Eksploratorzy przestrzeni, przeł. Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodán Casas, Wydawnictwo MUZA, Warszawa 2010.

Autor: Luiza Stachura

Spis opowiadań:

1. Kawiarnia Kubistyczna
2. Jeszcze jedna opowieść chasydzka
3. Skromność
4. Siódme poty
5. Mały
6. Tacy są autyści
7. Ciemna materia
8. Dla mnie nigdy nic nie zrobił
9. Daleko stąd
10. Dzień wyznaczony
11. Kochałem Bo
12. Iluminat
13. Życie poety
14. Pustka władzy
15. Światło na zewnątrz
16. Wspaniała nuda
17. Bo mnie o to nie prosiła
18. Samotna sława
19. Epilog

6 uwag do wpisu “Balansując nad Przepaścią. Recenzja „Eksploratorów przepaści” Enrique Vili-Matasa

  1. Zaintrygowałaś mnie Luiz, mam słabość do takich „nietypowych” form wyrazu – w przeciwieństwie do mojego portfela, który jest w coraz to gorszej formie ;-) Pozdrawiam!

    1. Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję, że kiedyś uda Ci się przeczytać którąś z książek Vili-Matasa (i że nie zbankrutujesz przy tym ; )) xD

      Pozdrawiam serdecznie!^^

  2. Bardzo dobra recenzja. Związki między literaturą a życiem, reinterpretacja roli narratora i bohatera przyciągają mnie (jak większość moli książkowych, co zaobserwowałam, wędrując po blogach okołoliterackich). Natomiast reinterpretowanie roli czytelnika wzbudza we mnie delikatną nieufność, bo często okazuje się balansowaniem na krawędzi.

    „(…)Vila-Matas wydaje się trwać przy (s)twierdzeniu, że artyści tworzą tak naprawdę dla siebie. Innymi słowy, artysta (prawdziwy artysta) nie potrzebuje widowni (oklasków, orderów, nagród), by czuć się spełnionym.” – Spotkałam się kiedyś ze stwierdzeniem, że artysta nie potrzebuje widowni, ale (będący nim) człowiek – już tak.

    Pozdrawiam serdecznie!

    1. Dziękuję. Polemizowałabym, czy rzeczywiście wielu czytelników zainteresowanych jest reinterpretacją roli narratora i bohatera ; )
      Vila-Matas balansuje na krawędzi – razem z czytelnikiem, razem z bohaterami, razem z narratorem. Moim zdaniem autorowi udaje się nie spaść w Przepaść. Zawczasu się wycofuje, gdy grunt pod stopami zaczyna się sypać.

      Tak, słusznie. Też się z tym stwierdzeniem spotkałam.
      Co ciekawe, narrator w jednym z opowiadań Vili-Matasa zmaga się z własnym egoizmem, chce być skromniejszy, ale gdzieś w środku czuje, że nie jest, że nie umie być i nie będzie – przynajmniej stara się być w miarę szczery ze sobą, bo inni postrzegają go raczej jako skromnego.
      Cóż, artysta też człowiek ; )

      Również pozdrawiam serdecznie!^^

  3. Może nie zawsze na poziomie języka, struktury tekstu, może i czasem nieświadomie, ale podobne wątki, jak zauważyłam, zwracają szczególną uwagę.
    Skoro piszesz, że podróż bezpieczna i przepaść mi nie grozi, zarezerwuję sobie bilet i wybiorę się w nią za jakiś czas. ;)

    1. Otóż to.
      Związki literatury z rzeczywistością są interesujące, tak, ale chyba dla każdego czytelnika pod nieco innym względem.

      Jeśli zbyt często będziesz spoglądać w przepaść (Przepaść?), to kto wie, kto wie ; ) Ale mam nadzieję, że wybierzesz się w tę niezwykłą podróż i… podzielisz swoimi wrażeniami z prób eksplorowania przepaści.

Dodaj komentarz