Wszystko to pustka, ułuda:
Sen, omam, nicość, cień,
Przemijające jak rosa, chwilowe jak błyskawica,
Tylko tak trzeba to postrzegać.*
Na świecie istnieje, jak dowiadujemy się w pierwszym rozdziale Snu ulotnego jak obłok, pięć świętych gór. Związane są z nimi różne opowieści, przeważnie oscylujące wokół zdarzeń nadprzyrodzonych, magicznych. Spośród świętych gór narrator wyróżnia Górę Południa, Hyeongsan. Znajduje się tam, co nie dziwi, świątynia. Pewnego dnia mistrz Yukyeo (z) owej świątyni każe jednemu ze swych uczniów-mnichów, Seongjinowi, udać się (w imieniu mistrza, oczywiście) do podwodnego królestwa, by pozdrowić króla oraz złożyć podziękowanie za jego dobroć i ofiarność.
Człowiek wrażliwy opętany jest przez demona głodu na kobiety. [s. 181]
W drodze powrotnej Seongjin popełnia jednak trzy grzechy (upił się u króla, flirtował z ośmioma nimfami, a w domu rozmyślał nad kobiecym wdziękiem i bogactwami świata), toteż mistrz wysyła go do piekieł, gdzie czekać ma na niego stosowna kara. Odradza się jako Yang Soyu i rozpoczyna swoją podróż ku chwale oraz zaszczytom, zdobywając kobiece serca, żyjąc dostatnio i bogato. Czytelnik towarzyszy jego interesującej peregrynacji. Ale… czy nasz bohater zauważy miałkość fortuny i dobrobytu w porównaniu z wiecznością? (…) wszak życie ludzkie nie jest niczym więcej jak tylko chwilą. [s. 229] Czy Seongjin-Soyu powróci do swojego mistrza?
Są trzy drogi na tym świecie – droga Konfucjusza, droga Buddy i droga taoistów. Najlepszą z nich jest droga buddyjska. Konfucjanizm tłumaczy porządek w naturze, wywyższa dokonania i dba o przekazywanie imion przodków potomnym. Taoizm jest bliski bezsensowności. I chociaż ma on wielu wyznawców, nie ma żadnego dowodu na jego prawdziwość. (…) Muszę zrzucić pęta życia na tym świecie i osiągnąć drogę, która nie ma początku ani końca, narodzin ani śmierci. [s. 229]
Sen ulotny jak obłok wypełniają tragikomiczne przygody Soyu, przeplatane wierszami, poematami, pieśniami, żartami, flirtami. Obok postaci realnych, rzeczywistych (chociażby cesarz, wojsko), pojawiają się i bohaterowie fantastyczni (nimfy, zwierzęta wodne toczące boje z Soyu w jednej z bitew). Zakończenie przypowieści koresponduje z tytułem – czy Seongjin rzeczywiście odrodził się w innym życiu, czy… jedynie śnił? Powiadasz, że sen i świat to dwie różne rzeczywistości, co dowodzi, że ciągle jeszcze się nie obudziłeś. Jang Ja śnił, że jest motylem, a motyl śnił, że jest Jang Ja. Co było naprawdę? Jang Ja czy motyl? [s. 232]
Niestety polskie wydanie Snu ulotnego jak motyl nie jest wydaniem krytycznym, a przecież siedemnastowieczną przypowieść Kima uznaje się za pierwsze arcydzieło narodowe koreańskiej literatury. Zarówno utwór, jak i dociekliwość czytelników (w którą chyba nikt nie wątpi), zasługują, by poza króciutkim wstępem dotyczącym autora, znalazło się niewielkich rozmiarów wprowadzenie do historii koreańskiej literatury. W pierwszym momencie odstraszać może forma wizualna polskiej wersji językowej Snu ulotnego jak obłok. Formatem, czcionką i ilustracjami (jakkolwiek malowniczymi i interesującymi, ale chyba nie w takiej książce) polskie wydanie utworu Kima przypomina… podręcznik do szkoły, a i okładce daleko do bycia „artystyczną”. Jakże kontrastuje to z treścią… W Internecie można odnaleźć angielskie tłumaczenie Snu ulotnego jak obłok, z oryginalnym ilustracjami. Polecam.
——————
* Kim Man-jung, Sen ulotny jak obłok, przeł. Kyong Geun Oh i Tomasz Lisowski, Officyna TUM, Gniezno 2007, s. 233. Wszystkie następne cytaty pochodzą z tego wydania i zostały umiejscowione bezpośrednio w tekście.
Autor: Luiza Stachura
mam pytanie. jak nazywa się autor/autorka ilustracji zamieszczonych w polskim wydaniu? nie znalazłem odpowiedzi w internecie.
Tyleż ilustracje, ile zdjęcia po prostu (trochę obrobione w jakimś programie). Ale nazwiska ich autora nie pamiętam.^^’ Książki już nie mam – jest w bibliotece. Jak będę tam w najbliższym czasie i egzemplarz nadal będzie niewypożyczony, to zajrzę i napiszę.
Pozdrawiam serdecznie!
„Tyleż ilustracje, ile zdjęcia po prostu (trochę obrobione w jakimś programie).” – aha. w takim razie pytanie nie jest aktualne :) liczyłem na ilustracje „klasyczne”. ale dziękuję.
Pozdrawiam… serdeczniej :).
Zasugerowałam się opisem bibliograficznym i wpisałam ilustracje.^^’
Hehe, przyjemnego wieczoru (już prawie ; ))!
:)
myślę, że zdjęcia poddane edycji, zamieszczone w książce można (bądź należy) nazwać ilustracjami. pisząc „klasyczne” miałem na myśli ilustracje powstałe bez pomocy programów komputerowych (rysunki, malunki, kolaże, linoryty, drzeworyty, akwaforty, akwatinty, itd.).
Dzięki. Przyjemnego wieczoru, a nawet… dobrej nocy :)!
Tak, tak, wiem, co miałeś na myśli, pisząc „klasyczne” ; )
Hehe, miłego dnia!
Kolejna recenzja, którą zachęciłaś mnie do zapoznania się z literaturą azjatycką :) Niestety…poszukiwałam w bibliotekach (mi najbliższych) kilku książek, które sobie u Ciebie „upatrzyłam”, ale znalazłam jedynie dwa tytuły od H.Murakamiego :(
A najnowszego filmu Kim’a nie widziałam, a Ty tak? Jak wrażenia?
O, szkoda. Ale może kiedyś Ci się uda. Ja większość z tych książek znalazłam w bibliotece – co mnie samą zdziwiło.
Nie, też nie widziałam jego najnowszego filmu (T_T), jestem bardzo ciekawa, co wymyślił tym razem (bo poprzedni jego film mnie lekko załamał).
Pozdrawiam serdecznie!^^