Recenzję można przeczytać na stronie bookznami.pl
[Bezpośrednio na blogu od 14.04.2013]
Antologie tematyczne, obejmujące współczesną literaturę, to przedsięwzięcia ze wszech miar pracochłonne, niekiedy niebezpieczne, a i tak niezmiernie często przynoszące rozczarowanie czytelników oraz sporo głosów krytycznych. Przyczyną takiej recepcji zbiorów i wyborów opowiadań, opowieści, dramatów czy wierszy bywają zarówno preferencje odbiorców (wszak ilu czytelników, tyle idealnych spisów treści), jak i niedopracowanie, nie dość dobra selekcja, brak przemyślenia przez redaktorów koncepcji zbioru. Okładka książki 11 cięć oraz lista autorów, którą otwiera nie kto inny jak Graham Masterton, wskazuje, że będziemy mieć do czynienia z wyborem horrorów, względnie thrillerów XXI wieku (wydawca kusi, że większość historii w zbiorze jest premierowa). 11 cięć zdumiewa jednak eklektyzmem, a konsekwencję widać jedynie w układzie opowiadań: na przemian pojawiają się utwory pisarzy polskich i anglojęzycznych.
Ad rem. Inaugurująca antologię Sponiewierana Mastertona ma zaostrzyć apetyt. Efekt jest przeciwny do zamierzonego. Opowiadanie mistrza horroru wprawia czytelnika w zdumienie. Przerażająca jest nie tyle historia opowiedziana przez Mastertona, ile fakt, że na wskroś społeczno-obyczajowe opowiadanie znalazło się w 11. cięciach. Kolejnym wielkim nieporozumieniem jest Diabeł z mrocznego lasu Guya N. Smitha – opowieść, nowelka o dziku-widmie. Już po tych dwóch utworach na usta ciśnie się pytanie, w jaki sposób redaktorzy i wydawca antologii rozumieją owe tytułowe cięcia? O tym jednak później. O ile amerykańskie opowieści przeważnie nużą, ciągną się jak flaki z olejem (quasi-Hemingway na kozetce u psychoanalityka-katolika?! Chyba Mort Castle kpi z czytelników…) albo rażą perwersją niewykończoną, niedopracowaną, przywodząc na myśl raczej zaczątek pomysłu niźli porywająco-przerażającą i obłąkaną realizację (Dyniogłowy Eversona), o tyle polskie historie napisane świetnie, z polotem, niekiedy makabryczne, innym razem deliryczne, ratują całe przedsięwzięcie i każą wystawić antologii ocenę pozytywną. Zdecydowanie nasi rodzimi pisarze dzierżą palmę pierwszeństwa pod względem stylu. W przypadku niektórych przekładów tłumaczenie odznacza się chropowatością, niekiedy wręcz topornością i niewykończeniem.
Spośród amerykańskich opowieści wyróżniają się dwie, diametralnie różne, acz mocne historie: Futerka F. Paula Wilsona, przypominające do złudzenia kaidan (japońską opowieść grozy; warto zwrócić uwagę zwłaszcza na japońskie historie poświęcone tanuki – stworzonkom o kształcie zbliżonym do szopów czy jenotów), oraz sadystyczno-makabryczne Powiedz im, że kochasz Scotta Nicholsona – silnie zanurzone we współczesnym świecie dzieci bitych i katowanych. Polskie opowieści grozy oscylują wokół onirycznych i surrealistycznych przestrzeni, iście z obrazów Salvadora Dali czy Hieronima Boscha (świetny utwór, niejako reinterpretujący O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra – Radość Hetmana Jakuba Małeckiego), groteskowych, absurdalnych i psychodelicznych wizji (Marzenie Pawła Palińskiego), quasi-industrialnych płaszczyzn, z domieszką cyberpunku, przepełnionego złem miasta-molochu widzianego z perspektywy tyleż filmowej, ile fotograficznej (zbliżenia-oddalenia), przywodząc na myśl anime ze Studia 4°C (choćby Tekkonkinkreet) – Wybór Lucy Jacka M. Rostockiego. Niepokoi czytelników Łukasz Orbitowski, który w Amerykańskim horrorze dokonuje dekonstrukcji amerykańskiego snu (american dream–american horror?), polskiej emigracji zarobkowej i dreszczowców made in USA (niekoniecznie made by USA). Najbardziej krwiożercze i chyba najlepiej wpisujące się w stylistykę horrorów XXI wieku to bezsprzecznie Głód Roberta Cichowlasa.
Zakres semantyczny tytułowego słowa „cięcie” jest w odniesieniu do zbioru, jak się zdaje, dość szeroki (wbrew temu, co przekazuje czytelnikom strona wizualna – okładka ociekająca krwią), obejmując zarówno rany psychiczne, duchowe okaleczenie i degenerację (stąd różnego rodzaju halucynacje, widma, duchy, z którymi rozmawiają bohaterowie), jak i nienasycone żądze, które prowadzą do rozlewu krwi, ujawnienia się sadystycznych skłonności skrzętnie skrywanych pod maską zwyczajności. 11 cięć jest zatem tyleż antologią horrorów czy thrillerów, ile subiektywnym wyboru współczesnych opowiadań grozy – grozy szeroko pojętej. Od tej w stylu Edgara Allana Poego, poprzez niewątpliwe inspiracje twórczością Brama Stokera, skończywszy na scenach niezmiernie brutalnych, krwawych, makabrycznych. Nie brak także koszmarów sennych, majaków, delirycznych omamów, niemożliwych do racjonalnego wyjaśnienia wydarzeń, będących produktem umysłów zdeprawowanych, chorych i bardzo często zagubionych.
——————
11 cięć, red. Anna Klejzerowicz, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2011.
Autor: Luiza Stachura
To pierwsze.
Być może.
„11 cięć jest zatem tyleż antologią horrorów czy thrillerów, ile subiektywnym wyboru współczesnych opowiadań grozy – grozy szeroko pojętej.” –
wyborem.
nie wybiorę tej książki ;)
(podczas wizyty na bookznami.pl, w mojej przeglądarce automatycznie otwiera się druga karta, np. serwisu youtube – ot, taka ciekawostka :/)
Haha, no widzisz – dlatego nie lubię sprawdzać tekstów na kompie, bo połowy błędów nie widzę. Ale że na booku korekta nie zadziałała? ; )
Dziękuję! Ale… nie mam możliwości edytowania tam tekstów (jedynie na blogu i na papierowemysli.pl).
Pisałam jakiś czas temu już adminom bookznami.pl, że różne strony wyskakują (swego czasu były i przekierowania na inne strony), obiec(yw)ali poprawić, ale teraz pracują nad nową wersją strony, więc pewnie nic się nie zmieni w najbliższym czasie.^^’
Książka nie jest zła. Polskie opowiadania ją ratują.
Miłego dnia!
W ramach buntu przestaję odwiedzać bookznami.pl, do odwołania :)
Nie przepadam za opowieściami grozy (choć lubiłem opowiadania Poego).
„Redefinicja horroru czy chwyt marketingowy?” – redefinicja, bądź jej próba oraz chwyt marketingowy (wystarczy spojrzeć na okładkę… jest bardzo „hollywoodzka”) ;) Odpowiadam, choć nie czytałem książki (wnikliwie przeczytałem recenzję) ;).
Pozdrawiam.
O, szkoda, bo będzie tam (nie wiem kiedy, ale pewnie do końca miesiąca) moja recenzja książki… austriackiego pisarza. A kiedyś, o ile dobrze pamiętam, o austriackiej literaturze wspomniałeś.
Nie oceniaj książki po okładce ; )
Pozdrawiam sierpniowo (jeszcze sierpniowo).^^
dziękuję za informację – recenzję przeczytam z przyjemnością, po zakończeniu buntu ;)
pozdrawiam piątkowo!