Ciemność pozbawiona przestrzeni. Recenzja „Tańcz, tańcz, tańcz” Harukiego Murakamiego

Proza Harukiego Murakamiego budzi skrajne emocje – można zaryzykować twierdzenie, że od miłości do nienawiści. Niektórzy uwielbiają Murakamiego niemal bezkrytycznie, inni z niezrozumieniem kręcą głową i mówią „nie”, „stanowczo nie”. Niewątpliwym jest, że bez choćby minimalnej znajomości czy zainteresowania Krajem Kwitnącej Wiśni, wiele niuansów, aluzji bądź otwartej krytyki, polemiki ze współczesnym japońskim społeczeństwem, jest nieczytelnych. Nie oznacza to, iż proza Murakamiego jest aż tak hermetyczna, bardzo „japońska”. Problem polega raczej w analizach stylu, analizach schematów fabularnych, we wszelkich interpretacjach, w odcyfrowaniu symboliki i tym podobnych. Można bowiem „pływać” po powierzchni, zdumiewając się prostotą zdań (bazujemy wszak na tłumaczeniu, nie na oryginale), ale można i sięgnąć nieco głębiej. Nie oznacza to, że proza Murakamiego odkrywa Nieodkryte i nazywa Nienazwane. Nie. Jest raczej intrygującym spojrzeniem na przestrzeń literacką.

Książka Tańcz, tańcz, tańcz wydana została w Japonii w 1988 roku, w Polsce dopiero niedawno, bo w 2005. Akcja rozgrywa się (nie tylko w Japonii) w 1983 roku, chociaż nie brak retrospekcji. O fabule można napisać tyle: główny bohater i zarazem narrator (którego nazwiska czy imienia Murakami nie zdradził czytelnikom, przez co staje się osobliwym Jedermannem), wiedziony głosem ze snów, prowadzi czytelników do tajemniczego hotelu Pod Delfinem (jakkolwiek hotel naprawdę nazywa się Dolphin). Hotel staje się swoistym centrum (centrum świata i życia) dla narratora. Narrator musi do niego powrócić. Dlaczego? Warto przekonać się, czytając książkę, gdyż jedno (nie)przypadkowe spotkanie pociąga za sobą nieoczekiwane zdarzenia, zwroty akcji. Bohater-narrator przemierza drogę od hotelu do hotelu. Jak się zdaje, struktura książki oparta została na kompozycji klamrowej, ramowej – wszystko zaczyna się w hotelu i w nim też musi urwać się akcja. Dzieło Murakamiego, jak przystało na przykład azjatyckiej literatury, nie kończy jedna konkluzja, nie ma nic pewnego, wszystko jest jeszcze możliwe. Zakończenie jest otwarte.

Zastanawia tytuł utworu, Tańcz, tańcz, tańcz. Na wstępie warto przypomnieć, że taniec w wielu kulturach połączony jest ściśle z początkiem istnienia człowieka, z odżegnywaniem niebezpieczeństwa związanego ze światem natury – dzikim, nieokiełznanym, nieznanym. Taniec to ruch, dynamika i, w przeciwieństwie do statyki, utożsamiany bywa z radością i życiem. Bezruch zaś to niejako śmierć. Taniec łączy się zarówno ze sferą sacrum, jak i profanum. Tym samym często padające w książce Murakamiego słowa tańcz, tańcz, tańcz – tańcz tak pięknie, by zadziwić innych można interpretować jako: żyj, żyj, żyj – żyj tak pięknie, by zadziwić i zachwycić innych.

Bohater-narrator spotyka jednak wiele osób na drodze „od hotelu do hotelu”, choćby roztargnioną artystkę Ame (zapominającą o wszystkich i wszystkim, co zdarzyło się przed chwilą); jej trzynastoletnią córkę Yuki (zagubioną, nierozumianą przez otoczenie, nadwrażliwą); ojca Yuki (pisarza o zmarnowanym talencie); kochanka Ame; sekretarza ojca Yuki; prostytutki: Kiki, Mei i June; dwóch policjantów („Literata” i „Rybaka”); recepcjonistkę hotelu Yumiyoshi czy wreszcie swojego znajomego ze szkoły – aktora Gotandę; nie wspominając o… Człowieku-Owcy. Właściwie każda z postaci wpływa na działania bohatera-narratora, zmienia jego życie, zmusza do rewizji tego, co było, i tego, jak powinno być. Przy spotkaniach z innymi bohater-narrator poznaje lepiej samego siebie, jest w stanie powiedzieć o sobie więcej, niż na początku swojej „przygody”, kiedy „rozbija się” na sformułowaniu za mało danych. Pustka wewnętrzna zostaje zapełniona. Ale… czy na pewno?

Przestrzeń zewnętrzna utworu Murakamiego, niezwykle różnorodna, pełna zmiennych barw i krajobrazów, świetnie koresponduje ze światem wewnętrznym bohaterów – ciemnością, pustką, niechęcią, samotnością, a często i egoizmem. Paradoksalnie to stan duszy (a zatem intuicje, przeczucia, nieświadomość, czyli osobliwy „pokój” wewnętrzny) każdego bohatera konstytuuje (na zasadzie kontrastu) wygląd przestrzeni zewnętrznej – przestrzeni, w której postać funkcjonuje na co dzień.

W Tańcz, tańcz, tańcz Murakami portretuje młodego człowieka na rozdrożu. Narrator-bohater ma trzydzieści cztery lata, zanurzony jest w latach 60. i 70. XX wieku, a musi zmagać się z tym, co już na początku lat 80. dało o sobie znać ze zdwojoną mocą, a mianowicie z kapitalizmem. Kapitalizm łączy się z nieuniknioną przemianą mentalności społeczeństwa, drastycznymi zmianami w hierarchii wartości. Balansowanie między teraźniejszością a przeszłością prowadzi bohatera-narratora do samotności, mizantropii, niezrozumienia przez innych ludzi czy wręcz odrzucenia, wykluczenia.

Haruki Murakami w swej książce, co wydaje się istotne, odnotowuje narodziny nowego mitu. Kapitał stał się bogiem końca XX wieku i – jak się zdaje – początku XXI stulecia. Japoński pisarz bez pardonu krytykuje współczesny świat, który zatracił się w „robieniu” pieniędzy, a zaprzestał żyć. Żyć naprawdę. W pogodni za pieniędzmi, za popularnością niezwykle łatwo zatrzeć granicę między byciem sobą a przemienieniem się w kogoś innego – kogoś, kim nikt nie chciałby zostać. Wyścig szczurów deprawuje każdego, niszczy i pożera od środka. Pozornie, na powierzchni, na zewnątrz wszystko jest bez zarzutu: zawodowy uśmiech, nienaganny strój, modne gadżety. Wewnątrz zaś pustka, nicość, duchowe ubóstwo, odrzucenie, dojmująca samotność, egoizm. Permanentne granie określonej roli społecznej w dzień, w nocy przemienia się w karykaturę, groteskę. Noc wyzwala cienie „aktorów” życia. Praca staje się wykonywaniem rutynowych, automatycznych i bezsensownych czynności – wszystko po to, aby podtrzymać mit kapitału. Machinalne „kulturalne odśnieżanie” prowadzi do chałtury, tandety, kiczu. Ruch jest pozorny. Naprawdę nie zmienia się nic. Wydaje się, że jedynym możliwym sposobem odreagowania jest zatopienie się w alkoholu… Murakami trafnie uchwycił dominującą cechę współczesnego świata, a w szczególności japońskiej popkultury: nastawienie na zysk, kosztem nieomal wszystkiego z jakością na czele. Ludzie stają się marionetkami, lalkami na sznurkach, którymi pociąga osoba posiadająca najwięcej kapitału. Wszyscy są od kogoś zależni. Jeśli spróbują wyrwać się z roli, którą narzuca im społeczeństwo, to najczęściej są wyśmiewani, obrażani, niszczeni psychicznie.

Wszelkie niezrozumienie i odrzucenie oraz chęć życia „po swojemu” może doprowadzić do ucieczek w wewnętrzny świat, w świat duszy. Częsty eskapizm determinuje stworzenie wyimaginowanego świata, na granicy zdrowia i choroby psychicznej. Jeśli zdamy sobie z tego sprawę, wówczas możemy zapytać: czy narrator Tańcz, tańcz, tańcz nie jest… schizofrenikiem? Czy nie cierpi na chorobę psychiczną? A może jest jedynym zdrowym pośród chorych?

W Tańcz, tańcz, tańcz nie brak gry ze schematami fabularnymi, takimi jak powieść grozy (kaidan), kryminał, love story, jednostka kontra (konserwatywne) społeczeństwo, podróż oraz wiele innych. Momentami pierwszoosobowa narracja przemienia się w quasi-eseistyczne, a niekiedy niby-filozoficzne rozważania na temat samotności, (nie)zrozumienia, społeczeństwa i mechanizmów nim rządzących. Murakami prowadzi wielostopniową grę (z) czytelnikiem. W powieści odnajdziemy aluzje do literatury światowej, do muzyki, do przemian społecznych czy wreszcie do zawodu pisarza (wątki autotematyczne) – dość powiedzieć, że jeden z bohaterów (pisarz!) nazywa się… Hiraku Makimura (co jest niewątpliwym anagramem Haruki Murakami).

To, czy pozwolimy uwieść się prozie Harukiego Murakamiego i czy pozwolimy wciągnąć się w grę, zależy od naszego nastawienia, gotowości i chęci wkroczenia w fascynujący świat, wykreowany przez japońskiego pisarza z dbałością o detal – świat niejednoznaczny, zdumiewający, wprawiający w zakłopotanie, konsternację, momentami przywołujący (u)śmiech i łzy. Świat wart odwiedzenia. Choćby na chwilę.

——————
Haruki Murakami, Tańcz, tańcz, tańcz, przeł. Anna Zielińska-Elliott, Wydawnictwo MUZA, Warszawa 2005.

Tekst zamieszczony wcześniej na BiblioNETka.pl

Autor: Luiza Stachura

Dodaj komentarz