Czasem wystarczy jedna chwila, byś dokonał wyboru ścieżki, którą pójdziesz. Jeden gest, jedno słowo, jeden dźwięk czy obraz. Możesz porzucić wszystko inne, poświęcić wiele, i mimo niepewności, momentów zwątpienia, rozpaczy, nauczysz się, że rozwijanie swoich umiejętności, wytrwałość, powolne wchodzenie w gęsty las i przedzieranie się przez kolejne rozgałęzienia kiedyś przyniosą efekty. Ale musisz też wiedzieć, kiedy zrezygnować. Nie, nie zrezygnować z wędrówki, ale z podążania za idealnością – w tym życiu, w tym świecie nic nigdy nie będzie doskonale. Jeśli istnieje gdzieś idealne brzmienie, to nie chciałabym go jeszcze usłyszeć.
Siedemnastoletni Tomura zostaje poproszony przez swojego nauczyciela, by zaprowadził do sali gimnastycznej stroiciela pana Sōichirō Itadoriego, który ma zająć się szkolnym fortepianem. Nastolatek przypatruje się pracy mężczyzny i przypadkowo (a może to przeznaczenie?) słyszy brzmienie (na)strojonego instrumentu. W jednej chwili przenosi się do położonego w górach lasu. Doznanie jest na tyle olśniewające, silne i przejmujące, że Tomura podejmuje szybką decyzję o swojej przyszłości zawodowej – pragnie zostać stroicielem, by wydobyć dla siebie i dla innych ludzi niezwykłe obrazy świata wywoływane dźwiękami. Jego wizja bycia stroicielem nie jest jednak doprecyzowana, sprawia wrażenie mglistej, niejasnej, delikatnie zarysowanej. Ale młodzieniec opuszcza rodzinne strony, swoją małą miejscowość, by podjąć naukę w szkole dla stroicieli, a następnie starać się o posadę w sklepie, w którym pracuje pan Itadori.
Japońska pisarka Natsu Miyashita w powieści z 2016 roku „Las z wełny i stali” nie tylko przybliża czytelnikom trudną, wymagającą precyzji i opanowania pracę stroicieli fortepianów, wplata bowiem w opowieść elementy muzyki przestrzeni – mariażu natury, przyrody oraz muzyki*. Oba wątki w narracji japońskiej pisarki łączyć chyba miała postać Tomury – młodzieńca niepewnego, wahającego się, niewierzącego we własne możliwości, ale ciągle poszukującego swojego miejsca w świecie stroicieli. Coś jednak nie do końca zagrało. W utworze Miyashity pojawiają się zgrzyty, mniejsze i większe rysy. Tomura jako narrator i bohater może irytować przede wszystkim swoim nierozgarnięciem, czasem aż tępotą, nieustannym robieniem notatek nawet podczas zwykłych rozmów, gwałtownym, impulsywnym i słabo umotywowanym zmienianiem zamiarów – raz stwierdza, że nie chce być stroicielem koncertowym, by niedługo później pod wpływem uroku muzyki nastolatki pragnącej zostać pianistką zmienić zdanie i zdecydować o swojej przyszłości. Poszczególni bohaterowie pocieszają go, motywują, wspierają, pomagają, troszczą się o niego, dają wskazówki, udzielają rad, ale Tomura w zasadzie przez całą opowieść żyje w zawieszeniu, niepewności, strachu – niby chce, ale się boi, wycofuje. Jest jak wędrowiec, który po przejściu kroku albo dwóch kroków zatrzymuje się i zastanawia, czy nie powinien jednak zawrócić, mimo iż ma obok siebie wspierających ludzi.
W utworze pojawiają się ciekawe drugoplanowe i epizodyczne postacie, lecz szybko zostają przez autorkę porzucane albo lekko potraktowane. Poznajemy między innymi trzy wielkie osobowości, a mianowicie stroicieli, których działania obserwuje Tomura: Itadori, Yanagi i Akino. Każdy z nich w odmienny sposób podchodzi do pracy, choć właściwie w ich wykonaniu to sztuka – różnice wynikają z ich doświadczeń życiowych, pasji, niespełnionych pragnień i marzeń. Itadori na przykład wyjawi Tomurze słowa pisarza, które na tyle go zainspirowały, że wytyczyły cel podczas procesu wydobywania, uzyskiwania brzmienia. Tym, co chce przy każdym strojeniu osiągnąć Itadori jest „styl jasny, spokojny i czysty, który przywodzi na myśl drogie wspomnienia; styl nieco sentymentalny, ale zarazem pełen powagi i głębi; styl piękny niczym sen, lecz konkretny jak rzeczywistość.” [s. 54]. Akino zaś dopasowuje brzmienie do możliwości i umiejętności klienta, by jego przyjemność z amatorskiego grania była największa, a nie przynosiła mu poczucie bycia nieudolnym grajkiem. Niestety ich sylwetki są pośpiesznie kreślone w zależności od potrzeb narracyjnych – choćby Yanagiego, o którego przeszłości i zamknięciu się na świat, a później procesie przywracania właściwego porządku rzeczywistości jego dziewczyna powie kilka intrygujących słów, niestety nie będzie mogła ich rozwinąć. I dlatego zamiast pełnoprawnych nauczycieli młodzieńca, jego mentorów, drogowskazów, przewodników po przestrzeni brzemienia, przemieniają się w statystów podczas nieudanych i męczących prób przywracania świetności fortepianów przez Tomurę. Tempo opowieści też szwankuje – jest nierówne, bardziej szarpane, początkowo rwące do przodu, z czasem zaś często stopowane przez wahania i wątpliwości narratora, jego reminiscencje z czasów dziecięcych, rozważania na temat różnic między miastem a wsią czy za pomocą usilnie wprowadzanych quasi-poetyckich elementów – przede wszystkim w postaci opisów ewokowanych przez dźwięki obrazów (co jasne, głównie lasu).
Tytułowym lasem z wełny i stali jest projektowany przez barwę brzmienia fortepianu (kraj)obraz. Z filcu (wyprodukowanego z wełny) tworzy się jeden z elementów instrumentu – młoteczki. Stal odnosi się w zasadzie do struny fortepianowej. Stroiciel jest kimś, kto „przemierza las z wełny i stali” – on w dużej mierze wpływa na dźwięki wydobywane podczas gry, chociaż niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę. Ale w powieści Miyashity brakuje odrobiny owej magiczności przestrzeni leśno-muzycznej czy leśno-dźwiękowej, „drobinek piękna” wydobywanych przez fortepian, sygnalizowanych na wstępnym etapie kształcenia Tomury.
Początkowo wydaje się, że japońska pisarka stworzy historię o pełnym wyrzeczeń i trudów poszukiwaniu zachwycającego brzmienia – brzmienia, które poruszy serce jakiegoś klienta, nie pozostawi obojętnym, odmieni czyjś los. Tymczasem głównie śledzimy sytuacje, gdy Tomura obserwuje wielkich stroicieli przy pracy, niby ich słucha, ale ich rad nie bierze chyba do siebie, bo jakoś skutków nie uświadczymy, co widoczne jest, gdy bohater sam się męczy (a czytelnik wraz z nim) podczas kolejnych napraw i gdy rozpacza, bo oto kolejni klienci odwołują strojenia. Brakuje jakiegoś kierunku, zamysłu, spójności – opowieść sprawia wrażenie nieco chaotycznej, niedostrojonej. Oczywiście można próbować szukać wyjaśnień – dla jednych taka struktura historii będzie odzwierciedleniem życia, zwłaszcza życia młodych ludzi szukających swojej ścieżki i celu, wciąż pełnych wątpliwości, zagubionych. Ale dla innych pozostanie po prostu niedopracowaną powieścią, której możliwości zostały roztrwonione.
„Las z wełny i stali” Natsu Miyashity to niespieszna, melancholijna opowieść tyleż o pasji, ile o odkrywaniu swojego celu, nabywaniu i szlifowaniu umiejętności, mozolnej pracy, wytrwałości i konsekwencji w dążeniu do realizacji postanowień. Trochę rozpływa się we mgle, traci na ostrości i wyrazistości. Wątki się gubią, niektóre dryfują po morzu możliwości – czasem Miyashita sobie o nich przypomina i wyciąga je na brzeg, nierzadko jednak pozwala im zatonąć. Dla niektórych „Las z wełny i stali” japońskiej pisarki będzie przyjemną, nastrojową powieścią, która przyniesie otuchę i ciepło. Inni zaś dostrzegą w niej potencjał niewykorzystany przez autorkę i pozostaną z dużym niedosytem.
——————
Natsu Miyashita, Las z wełny i stali, z jap. przeł. Dariusz Latoś, Kwiaty Orientu, Skarżysko-Kamienna 2020.
* Por. Riku Onda, Pszczoły i grom w oddali, tł. Katarzyna Sonnenberg-Musiał, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2020.
Autor: Luiza Stachura
Kilkakrotnie przeczytałam tytuł – bardzo taki niespotykany i intrygujący….
Intryguje. Ale niestety opowieść za nim ukryta, nieco mnie rozczarowała.