Tekst można (było) przeczytać na stronie dziennika
Od 13 stycznia 2022 bezpośrednio na blogu:
„Be Haiku” przywodzi na myśl współczesną wariację na temat tradycyjnego chińskiego malarstwa – rysunek i wiersz. A w efekcie jest interesującym przekładem intersemiotycznym
Nieprzekładalność haiku na inny język wynika w dużej mierze z gramatyki języka japońskiego. Pismo, składnia, ewokowane obrazy, asocjacje, realia przestrzeni Kraju Wschodzącego Słońca wpływają na idiomatyczność haiku, które jest – jak zauważa Tokimasa Sekiguchi w jednym z tekstów zamieszczonych w zbiorze „Eseje nie całkiem polskie” – „zapisem pewnego pomiaru w pewnym momencie”, nie zaś opisem czy opiewaniem świata. To pomiar relacji między „ja” a naturą – co już samo w sobie stanowi niebywale trudne zadanie dla tłumacza. Natomiast dla ludzi zafascynowanych wizją haiku i próbujących swoich sił w ich tworzeniu uwagi Sekiguchiego powinny być doskonałą wskazówką, w którym kierunku podążyć, kreując własne zapiski pomiarów, niekoniecznie nazwane haiku. Zastanawiające jest jednak, na ile odbiorcy zdają sobie sprawę z właściwości i niezwykłości tej formy poezji, a na ile tak naprawdę usiłują jedynie odtworzyć strukturę, zrekonstruować budowę, poprzez odmierzenie liczby sylab i wersów, wprowadzenie kigo – słowa odnoszącego się do pory roku – oraz starannie umiejscowienie kireji, czyli podziału wiersza. Innymi słowy, haiku istniejące poza językiem japońskim niezwykle łatwo jest sprowadzić do matematycznego zapisu, niezależnie od tego, czy będziemy mieli do czynienia z tłumaczeniem, czy z wierszem wzorującym się na haiku, czerpiącym natchnienie z tego specyficznego spojrzenia na rzeczywistość, czas, przestrzeń, fenomeny.
Pośród licznych wyborów, zbiorów, próbek, ćwiczeń, wprawek w pisaniu haiku, w konstruowaniu zainspirowanych japońską formą wierszy polskojęzycznych ekwiwalentów, w drugiej połowie 2017 roku pojawił się ciekawy projekt dziennikarki Beaty Jewiarz, o zaskakującym tytule – „Be Haiku”. Autorka koncepcji wybrała dwadzieścia haiku japońskich mistrzów – osiem utworów Bashō, po sześć Busona i Issy. Ale w przeciwieństwie do innych tego typu publikacji zdecydowała się, by zaprezentować polskim odbiorcom oryginalny zapis oraz podwójny przekład – językowy i pozajęzykowy, intersemiotyczny. Wszystkie haiku pojawiły się w tłumaczeniu Agnieszki Żuławskiej-Umedy – otrzymaliśmy zatem ekwiwalenty językowe. Jewiarz zaprosiła jednak do współpracy także grafika, twórcę plakatów Ryszarda Kajzera, by dokonał transpozycji słów na rysunki. Dziennikarkę zainspirował widok dwudziestu jeden czapli w porcie na Olandii i, jak się zdaje, poprzez „Be Haiku” chciała dokonać zapisu swojego pomiaru świata. Co z dwudziestą pierwszą czaplą, wszak wybranych wierszy jest dwadzieścia? Ostatnia strona, na dwudzieste pierwsze haiku, została pozostawiona dla czytelnika, który może wybrać utwór swojego mistrza i dokonać samodzielnie przekładu na inny system znaków, kod pozajęzykowy.
Rysunki Kajzera to twórcze odczytanie i zreinterpretowanie haiku. Grafik oszczędnie operuje prostymi znakami i kilkoma kolorami. Wskazuje ukryte w elementach przestrzeni kształty, łączy symbole i poszerza pole semantyczne polskich tłumaczeń haiku. Bo należy pamiętać, że powstałe rysunki otwierają szereg skojarzeń, asocjacji właściwych dla polskich odbiorców, niekoniecznie czytelnych dla osób spoza naszego kręgu kulturowego. Rysunki w „Be Haiku” są w zasadzie swego rodzaju miniplakatami przekształcającymi polskie tłumaczenie w formę graficzną. Każda kreska i kropka znaczą i odsyłają do kolejnych znaków, tworząc pozajęzykowy labirynt. Można, oczywiście, potraktować je jako nieco humorystyczne ilustracje do haiku, ale zdecydowanie ciekawiej jest podążać za nimi, tropić kolejne ślady i odczytywać symbole.
Czy być haiku to być chwilą, przepływającym obrazem, elementem dryfującego świata? Tytuł „Be Haiku” przywodzi na myśl dwa odmienne stany. Jednym z nich jest „być haiku”, stać się zapisem pomiaru natury. Drugi to zabawa w kreatora, tego, który powoła haiku do istnienia, wypowiadając słowa „stań się haiku”. Stać się haiku może nawet kilka kresek i kropek, jak wskazuje przykład konceptu Jewiarz. Bo w zasadzie polski odbiorca otrzymuje w projekcie dziennikarki nie dwadzieścia, a sześćdziesiąt haiku – każdy z dwudziestu utworów będzie potrójny, jak wariant, paralaksa, odbicie. Pierwszym, wyjściowym, jest ten zapisany w oryginale, drugim – tłumaczenie na język polski, trzecim – rysunek. Ujawniony tym samym został ruch kołowy – japońskie znaki odzwierciedlają elementy rzeczywistości, są swego rodzaju uproszczonym, schematycznym obrazem, ale żeby tę właściwość języka japońskiego unaocznić polskim odbiorcom, trzeba sięgnąć po rysunek, pismo obrazkowe.
„Be Haiku” to interesujący koncept. Może odchodzący od koncepcji haiku, może i nieco czerpiący z poezji konkretnej, dadaistycznej, z kaligramów, przywodzący na myśl skojarzenia z „Dwunastoma wierszami w kolorze” Krystyny Miłobędzkiej czy „Wszystkowierszami” tejże, ale jednocześnie inspirujący i wyzwalający wyobraźnię.
—
„Be Haiku”, koncepcja Beata Jewiarz, tłumaczenie Agnieszka Żuławska-Umeda, ilustracje Ryszard Kajzer, Wydawnictwo Blue Bird, Warszawa 2017.
Autor: Luiza Stachura