„Opowiedzieć mogę wszystko, ale w opowieści są tylko słowa, a to było życie, męka, śmierć głodowa.”[1] Recenzja „Wszystko płynie” Wasilija Grossmana

XX wiek to jeden z najtragiczniejszych w dziejach Rosji. Miliony ofiar. Miliony zapomnianych. Miliony skrzywdzonych. Miliony przemilczanych zbrodni.

Wasilij Grossman jest znany polskiemu czytelnikowi właściwie jedynie z utworu Wszystko płynie. Dopiero w zeszłym roku światło dzienne ujrzało polskie tłumaczenie jednej z wielu aresztowanych (sic!) książek w Związku Radzieckim – Życie i los, a Życie i los (1959) to najważniejszy (liczący blisko dziewięćset stron w polskim tłumaczeniu) utwór Grossmana i jedno z najistotniejszych dzieł dwudziestowiecznej literatury światowej.

Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy Wszystko płynie (1961).

Niewielkich rozmiarów dzieło Grossmana, o tytule przywodzącym na myśl słowa Heraklita, jest wstrząsającym i bolesnym, ale jednocześnie niezwykle ważnym świadectwem i przypomnieniem o tragicznej historii zarówno Rosji, jak i Ukrainy.

Iwang Grigorjewicz – główny bohater Wszystko płynie – po śmierci Stalina wyszedł (jak wielu innych) z obozu. Wspólnie z nim przemierzamy Rosję, nową-starą Rosję, w poszukiwaniu utraconego czasu, miejsca, a przede wszystkim życia. Przyglądamy się ludziom, także tym znanym Iwanowi – ich zachowaniu, zmianom, które w nich zaszły, a w szczególności patrzymy na ich oportunizm, lęk i nieprzemijającą trwogę. Zniewoleni strachem ludzie, którzy uniknęli (z takich czy innych powodów) aresztowań, boją się tych, którzy opuścili obozy. Boją się, że zniszczą ich względny spokój. Boją się spojrzeć im w oczy. Boją, że prawda może wyjść na jaw – gorzka prawda o zdradzie, denuncjacji, wydaniu albo zaniechaniu. Boją się wyrzutów sumienia. O ile jeszcze mają sumienie.

Mimowolnie stajemy się świadkami swoistego rozrachunku Iwana (porte-parole Grossmana) z własnym życiem, z historią, z bezsensowną śmiercią…

Technika narracyjna Wszystko płynie uderza z podwójną siłą. Mowa pozornie zależna w utworze Grossmana charakteryzuje się ascetyzmem, oszczędnością słów i rzeczowością. O tematach trudnych, o tematach, które wielu wolałoby przemilczeć albo po prostu nie potrafiłoby napisać, a co dopiero powiedzieć, dowiadujemy się stopniowo. Bez zbędnych słów. Bez zbędnych opisów.

Narrator przypomina o obozach (zarówno o obozach dla mężczyzn, jak i dla kobiet), o wypełnianiu irracjonalnych norm, rozkułaczaniu, wysiedleniach…, ale najboleśniejsze i najdramatyczniejsze są opisy głodu na Ukrainie:

Kto zarządził to morderstwo masowe? Często myślę: czyżby sam Stalin? Chyba takiego rozkazu jak Rosja Rosją nigdy nie było. Takiego rozkazu nie tylko car i Tatarzy, ale i okupanci niemieccy nie wydali. A rozkaz – wytępić głodem chłopów na Ukrainie, nad Donem, na Kubaniu, zabić wszystkich, najdrobniejsze dzieci także. Polecenie było, żeby zabierać również cały zapas nasion. Szukali ziarna, jakby to było nie zboże, ale bomby czy broń. Ziemię całą podziurawili bagnetami, wyciorami, wszystkie piwnice przekopali, podłogi łamali, w ogrodach szukali. Niektórym zabrano ziarno, jakie mieli w chatach wsypane do dzbanów, do niecek. Jednej kobiecie zabrali chleb upieczony, załadowali na wóz i też powieźli do Komitetu Rejonowego. W dzień i w nocy skrzypiały wozy – kurz się unosił nad ziemią, a elewatorów nie było. Zsypywano ziarno prosto na ziemię, naokoło chodzili wartownicy. Ziarno przed zimą zwilgotniało na deszczu, zaczęło gnić.[2]

Ludzie pozbawieni żywności chwytają się każdego sposobu, aby przeżyć – w rozpaczy przed śmiercią głodową zjadają innych ludzi… Niespostrzeżenie zaciera się granica między człowiekiem a zwierzęciem.

Utwór kończy się esejem poświęconym istocie leninizmu i stalinizmu – zniewoleniu. Na tragiczną historię Rosji wpływa miała i ma „rosyjska dusza”, której, paradoksalnie, umiejętność jednoczenia wszystkich ludzi przepowiadał choćby Fiodor Dostojewski. Grossman pyta:

Czyż wizja proroków Rosji, zapowiadających przyszły święty triumf duszy rosyjskiej, miała się spełnić w zgodnym zgrzycie drutów kolczastych naciągniętych w tajdze i wokół Oświęcimia?[3]

Permanentny ucisk jednostki „towarzyszył” Rosjanom od tysiącleci, współtworząc ich świadomość i tożsamość. Rozwój Rosji ujawnił swoją dziwną istotę – był rozwojem niewoli.[4] Autor Życia i losu zestawia Piotra I, Katarzynę II, Lenina oraz Stalina – łączy ich szczególnie mocno prowadzenie osobliwego pochodu niewoli pod sztandarami jednoczenia, rozwoju, postępu. Po śmierci Stalina nic się jednak nie zmieniło. Nie przyszło „nowe”. Żyje zbudowane przez Stalina państwo pozbawione wolności.[5] Można zaryzykować twierdzenie, że „żyje” do dziś…

Wszystko płynie. Życie toczy się dalej. Jeden człowiek umiera, drugi się rodzi. Nie ma nic trwałego. Człowiek z łatwością może w jednej chwili zanegować istotę człowieczeństwa – człowieczeństwa „budowanego” od tysiącleci. Człowiek jest w stanie odrzucić wartości moralne na rzecz przetrwania – instynktu przetrwania. Wszystko płynie.

Jednym tchem, bez przerw, bez postojów nie można przeczytać książki Wasilija Grossmana, bowiem zbyt wiele bólu, zbyt wiele cierpienia zawarto na tych nielicznych stronach. Pojedyncze obrazy percypowanej przestrzeni układają się w przerażającą rzeczywistość, w koszmar na jawie. I tak był naprawdę.[6]

Wszystko płynie Grossmana to przejmujące studium poświęcone mechanizmom zniewalającym człowieka i podporządkowującym go systemowi, studium o zatraceniu moralnych hamulców, o bezduszności, o nowym (nie-)człowieku – o człowieku-trybiku…

——————
[1] Wasilij Grossman, Wszystko płynie, przeł. Wiera Bieńkowska, Wydawnictwo „Współpraca”, Warszawa 1990, s. 108.
[2] Tamże, s. 107-108.
[3] Tamże, s. 155.
[4] Tamże, s. 150-151.
[5] Tamże, s. 167.
[6] Analogicznie z Opowiadaniami kołymskimi Warłama Szałamowa.

Autor: Luiza Stachura

Dodaj komentarz