„Diabelska chmura” – o „Czarnym deszczu” Masujiego Ibusego

Wcześniej czy później, dziś lub jutro, ja, a może ty,
niby kropla rosy stąd odejdziemy.

Pąsowe lica o poranku – wieczorem w nagie kości się przemienią.
A gdy powieje wiatr nietrwałości wszechrzeczy,
gdy dwoje źrenic zamknie się od razu
i gdy jedno życie na wieki wygaśnie…

Fragment Pisma o śmiertelności[1]


Przyglądając się japońskiej literaturze, przetłumaczonej na język polski, trudno odnaleźć dzieła poświęcone tragedii, która rozegrała się w Hiroshimie[2] i Nagasaki w 1945 roku. Obok Kwiatów lata Tamikiego Hary, pisanych – bądź co bądź – z perspektywy pisarza (z pełną świadomością, namysłem), polski czytelnik odkryje Czarny deszcz Masujiego Ibusego[3] – utwór wyjątkowy nie tylko ze względu na tematykę, ale i formę literacką, o czym szerzej za chwilę. Na wstępie polskim odbiorcom należy się jednak kilka słów na temat autora Czarnego deszczu, bowiem poza tą powieścią jedynie trzy jego opowiadania (każde w innej antologii) pojawiły się w tłumaczeniu na nasz język.[4]

Masuji Ibuse urodził się w 1989 roku, we wsi Kamo, w prefekturze Hiroshima, zmarł w 1993 roku. Od wczesnych lat pociągało go malarstwo, jednakże za namową brata rozpoczął (chociaż nie ukończył) studia na Wydziale Literatury Uniwersytetu Waseda. Równolegle uczęszczał na zajęcia w Szkole Sztuk Pięknych. Debiutował w roku 1923 opowiadaniem Uwięzienie, opublikowanym na łamach jednego z prywatnych czasopism. Lata 30. XX wieku to okres licznych literackich wydawnictw Ibusego. Niewątpliwie poza Japonią pisarz znany jest głównie z, początkowo wydawanej w odcinkach (od stycznia 1965 roku), dokumentalnej powieści o silnym semantycznie tytule: Czarny deszcz (1966).[5] Czytaj dalej

„(…) jak bez żalu iść na śmierć, gdy nadejdzie czas umierania…”* Recenzja książki „Cień wschodzącego słońca. Opowiadania” w przekładzie Mikołaja Melanowicza

Engraved in stone long ago,
Lost in the shifting sand,
In the midst of a crumbling world,
The vision of one flower.**

Mikołaj Melanowicz, polski japonista, jeden z najbardziej zasłużonych dla promowania japońskiej literatury w naszym kraju, przełożył na język polski między innymi pięć opowiadań poświęconych wojnie. Pięć ujęć wojny i czasu powojennych rozrachunków, pięć perspektyw stanowi przejmujące i wstrząsające świadectwo. Wieloznaczny tytuł zbioru – Cień wschodzącego słońca – doskonale oddaje istotę utworów japońskich twórców.


Kenzaburō Ōe, którego opowiadanie otwiera zbiór Cień wschodzącego słońca, urodził się w 1935 roku, jest laureatem literackiej Nagrody Nobla za rok 1994. W swojej prozie bardzo często porusza problem (szeroko pojętej) odpowiedzialności, penetruje ciemne strony ludzkiej osobowości. Nie unika opisu niskich, wręcz zwierzęcych żądz i namiętności, a także stanów na granicy zdrowia i choroby (nie tyle choroby psychicznej, ile zaburzeń psychosomatycznych). Jego utwory pozostają pod silnym wpływem Sartre’owskiego egzystencjalizmu. W 1963 roku na świat przyszedł pierwszy syn pisarza, Hikari. Chłopiec urodził się z ciężką chorobą. Odtąd wątek dziecka chorego umysłowo, niepełnosprawnego intelektualnie zaczął pojawiać się w prozie Ōe. W Polsce wydano trzy powieści Ōe (debiutanckie Zerwać pąki, zabić dzieci, Futbol ery Man’en oraz Sprawa osobista), a także kilka opowiadań, spośród których na uwagę zasługuje Hojność umarłych (zamieszczona w antologii Tydzień świętego mozołu. Opowiadania japońskie 1945-1975 pod redakcją Mikołaja Melanowicza) oraz Zdobycz (z roku 1958) (znalazła się w wyborze Cień wschodzącego słońca. Opowiadania), za którą pisarz otrzymał prestiżową japońską nagrodę literacką im. Akutagawy.

Podczas wojny w lasach przy jednej z japońskich wiosek rozbija się samolot wroga. Mężczyźni łapią jednego z lotników niczym zwierzę i prowadzą do wioski jako swego rodzaju zdobycz. Początkowo traktowany jak zwierzątko, które trzeba hodować i tresować, czarnoskóry jeniec zjednuje sobie żądne emocji dzieci i niepostrzeżenie staje się „elementem” krajobrazu, lokalnym kolorytem. Do czasu, aż… Czytaj dalej

Pod powierzchnią. Recenzja „Ballady o Narayamie. Opowieści niesamowitych z prozy japońskiej” pod redakcją Blanki Yonekawy

Jak wskazuje drugi człon tytułu, czyli Opowieści niesamowite z prozy japońskiej, książka jest w gruncie rzeczy antologią. Oczywiście, każda antologia to najczęściej subiektywny wybór, jednakże w dużej mierze wybór reprezentatywnych dla danego autora utworów poetyckich, dramatycznych czy wreszcie prozatorskich. Ballada o Narayamie. Opowieści niesamowite z prozy japońskiej jest nie tyle wyborem dzieł charakterystycznych dla konkretnych twórców, ile subiektywnym wyborem „opowieści niesamowitych”.


Od razu, i nieprzypadkowo, pierwsze skojarzenie europejskiego oraz amerykańskiego czytelnika łączy się z Opowieściami niesamowitymi Edgara Allana Poego – dziewiętnastowiecznego amerykańskiego pisarza (albo raczej: poety i powieściopisarza). Opowieści Edgara Allana Poego zmuszają do intelektualnego wysiłku, nie przynosząc łatwych emocji, które oferują niskiej klasy horrory albo thrillery. Największy bowiem mrok obecny jest w duszy człowieka. Wiele z japońskich opowieści umieszczonych w antologii Blanki Yonekawy jest pod tym względem podobnych do Opowieści niesamowitych Poego i chyba w tym tkwi ich największa siła oddziaływania. Na ile jednak opowieści zebrane (wybrane) przez Blankę Yonekawę, są „niesamowite”, zależy w dużej mierze od… czytelnika, wszak słowo „niesamowity” niekoniecznie musi konotować sformułowanie „opowieści grozy”.

Blanka Yonekawa dokonała niełatwego wyboru oraz przekładu utworów, które pozostawiają czytelnika w oniemieniu, konsternacji, a czasami przerażeniu. Oczywiście, czytelnik nieprzyzwyczajony czy nieprzygotowany do japońskiej prozy, może odczuć w wielu wypadkach niedosyt czy zniecierpliwienie. Tak, opowiadania, opowieści, nowele, miniatury i minipowieści zebrane przez Yonekawę są iście „japońskie”. Co rozumiem przez wyrażenie „iście japońskie”? Jednej definicji nie ma i nie spróbuję nawet takiej stworzyć. „Japońskość” bowiem w dużej mierze wiąże się z efemerycznością, ulotnością, nietrwałością, czyli chwilowym wrażeniem, nie zaś długotrwałym procesem. Powodów, dla których część opowiadań pozostanie dla czytelników poniekąd hermetyczna (mimo świetnych przypisów Blanki Yonekawy), jest wiele, między innymi upodobanie Japończyków do przerywania opowieści w najmniej oczekiwanym momencie, brak wyrazistej puenty (bądź całkowita jej nieobecność) albo zaskakujące suspensy, nieprzewidziane wydarzenia, które mają swe źródło niejednokrotnie w japońskiej mitologii, tradycji, wierzeniach i, co się z tym wiąże, japońskiej mentalności. Ponadto scenerii, w których rozgrywają się niesamowite, niekiedy wręcz fantastyczne historie, próżno szukać poza Japonią – może w Chinach czy Korei, ale nawet tam nie odnaleźlibyśmy tego specyficznego klimatu, który przynoszą nam (i w który przenoszą nas) opowieści japońskich twórców. Całość uniezwyklają dodatkowo świetne ilustracje Wiesława Rosochy. Wkraczamy zatem w niejednoznaczny świat. Dla niektórych świat groteskowy, ironiczny, niekiedy surrealistyczny, szatański, brutalny, lubieżny – świat, który za chwilę, niczym w kalejdoskopie, pokaże nam swoją subtelną, delikatną, kruchą stronę. Przed nami zatem ambiwalentna rzeczywistość.
Czytaj dalej