Tekst(y) w tekście. Słów parę o „Śledztwie” Juana Joségo Saera

Duszne, parne, falujące powietrze. Skrzydlate tancerki zalotnie zaczepiają rozmówców. A oni, pogrążeniu w snuciu opowieści, stwarzają słowami kolejne światy. Powołują do chwilowego istnienia ludzi. Oglądają ich z różnych perspektyw. Dopisują im życiorysy i charaktery. Prowadzą po manowcach historii. By po pewnym czasie wzruszyć obojętnie ramionami i ruszyć dalej, zostawiając ich w odmętach morza możliwości, w wiecznym „tu i teraz”, skąd nie ma ucieczki, nie ma zakończenia.Juan José Saer, "Śledztwo"

Argentyński pisarz Juan José Saer (1937-2005) w 1994 roku opublikował Śledztwo. Utwór nieco oniryczny, niesamowity, wykorzystujący poetykę realizmu magicznego, eksperymentujący z fabułą i sposobami jej rozwijania. Początkowo powieść dzieli się na dwie paralelne historie. Z czasem opowieści zazębiają się, w zdumiewający sposób zaczynają ze sobą korespondować. Saer zbiera różne motywy i toposy, a następnie je rozrzuca. Podkłada czytelnikowi tropy, które mogą być tyleż pomocne, ile zaprowadzić na manowce opowieści. Mnoży i rozbudowuje dygresje, namiętnie wykorzystuje enumeracje. Testuje możliwości konstruowania historii widzianej i relacjonowanej przez różne osoby. I te rozmaite punkty widzenia stają się jednym z kluczy do rozrastania się fabuły, wytwarzania nowych korytarzy, przejść, (ślepych) uliczek. W Śledztwie widoczna jest, zwłaszcza w kwestiach narracji, inspiracja Williamem Faulknerem.

Oto prowadzone są dwa śledztwa – jedno kryminalne, drugie… literackie. W Paryżu w brutalny sposób mordowane są starsze kobiety. Ich oprawca dokonuje swego rodzaju rytuału. Komisarz Morvan usiłuje rozwiązać zagadkę i złapać tego „człowieka, czy cokolwiek to było”. Jednak przez większość czasu somnambulicznie przemierza labirynt ulic miasta. Płynnie, niezauważalnie przechodzi z realnego miasta do miasta z sennych rojeń. Elementem pozwalającym odróżnić jawę od snu są zamieszczone na banknotach znane mu z książki z lat dziecięcych mitologiczne postacie. Podróż po zaułkach, nocne eskapady przywodzą deliryczne majaczenie i mogą zostać zinterpretowane jako odbicie jego wewnętrznych przeżyć, doświadczeń, które być może odcisnęły silne piętno na nim i doprowadziły do stopniowego upadku. Rozwiódł się z żoną, „by znaleźć się w najdoskonalszej z doskonałych samotności”. Ojciec przed samobójstwem wyjawił mu, że matka tak naprawdę nie umarła przy porodzie, ale porzuciła ich dla innego mężczyzny… No dobrze, ale co ze śledztwem? Przeciwwagą dla Morvana, swego rodzaju drugą stroną medalu, jest jego przyjaciel i współpracownik komisarz Lautrent. Z doskonałą prezencją występuje w mediach, staje się najbardziej rozpoznawalnym śledczym usiłującym rozwikłać zagadkę zabójstw staruszek. Tylko że on także nie przybliża się do schwytania złoczyńcy, ba! już prawie trzydzieści kobiet nie żyje, a komisarze nie mają nawet jednego podejrzanego. Ich przełożeni zaczynają się niepokoić.

Druga historia i drugie śledztwo to opowieść o Pichónie, który po latach przyjeżdża z Paryża do rodzinnej Argentyny, by zobaczyć słynny anonimowy maszynopis „W greckim obozie”. W Buenos Aires spotka swojego niegdysiejszego przyjaciela Tomatisa oraz poznaje literaturoznawcę Soldiego. Miasto jego dzieciństwa i wczesnej młodości stawia jednak opór – pozostawia w nim obojętność. Może ma to związek z zaginięciem przed kilkom laty jego brata bliźniaka. Nie przyjechał wówczas go szukać, co zdumiało Tomatisa. A może to miasto w pewnym momencie przestało być jego i musiał wyjechać… No dobrze, ale co ze śledztwem? Otóż nikt nie wie, kiedy powstał tekst „W greckim obozie”, kto go napisał, dlaczego i od jak dawna był on ukryty w domu zmarłego niedawno znajomego Pichóna i Tomatisa, Washingtona. Jednakże rozmowa na temat maszynopisu w pewnym momencie w nieoczekiwany sposób przechodzi w opowieść Pichóna o wydarzeniach, które miały miejsce w Paryżu, niedaleko jego miejsca zamieszkania…

„czas płynie bez nas” [s. 63]

Juan José Saer żongluje schematami fabularnymi, między innymi powieści kryminalnej i detektywistycznej, tworząc kryminał(y) à rebours, na opak – zagadkę (zagadki) z kilkoma możliwymi potencjalnymi rozwiązaniami. Korzysta z toposu podróży (czego egzemplifikacjami są choćby wędrówki-włóczęgi Morvana czy przyjazd Pichóna do domu), archetypicznych postaw (przykładowo Orestesa, Zeusa-byka), motywu brata bliźniaka-sobowtóra, Doppelgängera. Saer eksperymentuje z potencjałem opowieści w opowieści (sięga po powieść szkatułkową, by ją nie tyle przekształcić, ile zdeformować) oraz prezentowaniem historii z różnych punktów widzenia. W zależności od tego, czyjej wersji słuchamy, takie otrzymamy rozwiązanie (albo zamydlenie oczu) – przywodzi to na myśl tyleż przesłuchiwanie świadków, ile relacjonowanie przez różne osoby tego samego, pozornie drobnego zdarzenia. Każdy naświetla inny aspekt. Każdy przyjmuje inną optykę, „metodę badawczą”. W zależności od światopoglądu, wyznawanych teorii, zasad, może rozpatrywać pewne sytuacji z punktu widzenia na przykład psychoanalizy, hermeneutyki czy sceptycyzmu.

Narrator(zy) gra(ją) z czytelnikiem. Jeden z opowiadaczy sygnalizuje mocno swoją obecność w pierwszej części utworu, komentuje, dookreśla, by nagle zniknąć i pozostawić odbiorcę z zagwozdką, kim tak naprawdę jest, za którą z postaci się ukrywa. Taki zabieg koresponduje z atmosferą tekstu – na pograniczu jawy i snu, w majakach, odurzeniu upalnym powietrzem, dymie cygar, w nie-miejscu, gdzie to, co fikcją, może jednak okazać się realnością, i na odwrót. Ale może właśnie jest tak, jak Pichón stwierdza w pewnym momencie dyskusji o „W greckim obozie”, że istnieje prawda doświadczenia i prawda fikcji – im mniej doświadczymy, tym skłonniejsi jesteśmy idealizować (ludzi, ich czyny, wydarzenia) oraz snuć fantazje, w które praktycznie bezgranicznie chcemy wierzyć?

„Śledztwo” to fascynująca literacka podróż między tekstami, spojrzeniami, wersjami. Wariantywność, brak jednoznaczności, otwarte zakończenie, pozwolą odbiorcy wejść w dialog z bohaterami tekstu (tekstów) Saera. Czas obojętnie będzie płynął obok, znacząc swoją obecność na przedmiotach i twarzach.

——————

Juan José Saer, Śledztwo, przekł. Nina Pluta, Universitas, Kraków 2016.

Autor: Luiza Stachura

4 uwagi do wpisu “Tekst(y) w tekście. Słów parę o „Śledztwie” Juana Joségo Saera

  1. O proszę! Całkiem niedawno sięgnąłem po tę powieść i również byłem nią zachwycony. To pierwsza książka z serii „Las Américas. Nieznana klasyka literatury latynoskiej”, którą przeczytałem, ale na pewno nie ostatnia. Porównujesz styl Saera do Faulknera i to bardzo ciekawe spostrzeżenie – zdania Argentyńczyka są faktycznie niezwykle rozwlekłe. Mnie natomiast sam sposób zabawy z formą kryminalną skojarzył się z naszym Staszkiem Lemem („Katar”, „Śledztwo”) oraz twórcami nowej powieści, zwanej też antypowieścią.

    1. Cieszę się, że podobała Ci się ta powieść. Literatura tego rejonu świata potrafi urzec – warto szukać swoich pisarzy.
      W tym podobieństwie czy inspiracji do Faulknera to nawet nie tylko kwestia zdań, ale i naświetlania opowieści z różnych perspektyw, przeplatania się głosów narracyjnych, wrażenia wielogłosowości.
      O, ciekawe skojarzenie z Lemem. Coś w tym jest. Dziękuję za ten trop!
      Polecam bardzo powieści Ernesta Sabata – niesamowita proza.

      1. Znam i cenię. Czytałem „Tunel”, „O bohaterach i grobach” oraz „Abaddón – Anioł zagłady” :) To może ja dla rewanżu polecę „Siedmiu szaleńców” Roberto Arlta – ponoć proza tego pisarza odcisnęła niemało piętno na twórczości takich panów jak Julio Cortázar czy właśnie Sabato.

Dodaj komentarz