Przestrzeń piękna-niepiękna. „W poszukiwaniu ojczyzny. Wspomnienia z chińskiego obozu pracy” Gao Ertaia

Recenzję można (było) przeczytać na stronie bookznami.pl

[Bezpośrednio na blogu od 27.04.2013]

Niespełna dwudziestodwuletni Gao Ertai opublikował w 1957 roku esej O pięknie. Młody nauczyciel, pisarz i malarz zaprezentował w swoim tekście koncepcję subiektywnej percepcji piękna, współkształtowanej przez aspekty intelektualny oraz emocjonalny. Obecne w różnych zjawiskach właściwości (czyli potencjały), które mogą być warunkiem piękna (na przykład proporcja), urzeczywistnia wyłącznie odbiorca – konstatował w filozoficzno-historycznym szkicu Gao. I chociaż 1957 rok miał być w Chinach jednym z okresów złagodzenia cenzury, w rzeczywistości służył do osłabienia czujności mieszkańców. Na fali „wywabiania węża z kryjówki” Gao, napiętnowany jako „prawicowiec”, trafił do jednego z najtrudniejszych obozów pracy, znajdującego się na pustyni Gobi. Dopiero pod koniec lat 70. XX stulecia artysta został zrehabilitowany. Jego względny spokój nie trwał długo, bo po masakrze na placu Tian’anmen aresztowano go ponownie. Po uwolnieniu uciekł z Chin razem z żoną. Czytaj dalej

„Czas jest jak rzeka”.* Na marginesie „Miasteczka Hibiskus” Gu Hua

Najcenniejsze w świecie są związki między ludźmi. Jak się zrobi pierwszy krok, nie ma co się martwić o następne. Gdy zrobi się początek, potem samo pójdzie. [s. 210]

Krytycznych czy częściowo krytycznych wydań dalekowschodniej literatury w Polsce nie posiadamy, niestety, wiele. Bardzo często substytutem obszerniejszych komentarzy historycznoliterackich staje się posłowie (i) albo jedynie przypisy. W XXI wieku omówienie krytyczne dalekowschodnich dzieł występuje właściwie jedynie w publikacjach stricte naukowych (najczęściej operujących językiem hermetycznym), po które sięgają zazwyczaj filolodzy, studenci i co bardziej dociekliwi czytelnicy, nierzadko zainteresowani konkretnym tematem. Ale jeszcze pod koniec ubiegłego stulecia tłumacze solidnie i rzetelnie informowali odbiorcę o wielu przydatnych podczas czytania kontekstach, nie tylko literackich, ale i: biograficznym, historycznym, społecznym, kulturowym czy językowym. Egzemplifikacją niech będzie Miasteczko Hibiskus – świetne przypisy i doskonałe posłowie Bogdana Góralczyka ułatwiają recepcję powieści (skądinąd realistycznej, a zatem konteksty są niezbędne) Gu Hua.

Autor Miasteczka Hibiskus urodził się w 1942 roku, w wieku dwudziestu lat rozpoczął swoją przygodę z pisarstwem, jakkolwiek z perspektywy czasu zaczął wstydzić się wczesnej literackiej twórczości. Natomiast zarówno pisarz, jak i krytycy oraz odbiorcy cenią dzieła Gu z lat 80. XX wieku. W 1981 roku opublikowano Miasteczko Hibiskus, które przyniosło autorowi sławę i rok później prestiżową Nagrodę imienia Mao Duna (dwudziestowiecznego pisarza); książka doczekała się również ekranizacji. Kanwą Miasteczka Hibiskus były autentyczne losy kobiety uznanej za kułaczkę. Czytaj dalej

Obrazki z życia zwykłych ludzi. Kilka słów o wyborze literackich miniatur „W cieniu świątyni Wielkiego Miłosierdzia” Lao Sze*

W świetnym posłowiu Teresy Lechowskiej do książki W cieniu świątyni Wielkiego Miłosierdzia przeczytamy, że Lao Sze (właściwie Szu Cing-czun,** urodzony w 1899 roku w Pekinie) to jeden z najwybitniejszych dwudziestowiecznych chińskich prozaików i dramatopisarzy. Do swojej literackiej twórczości wprowadził język zbliżony do kolokwialnego, wypełniony wyrażeniami typowymi dla pekińskiego dialektu. W połowie lat 20. XX stulecia Lao wyjechał do Londynu, gdzie nie tylko pracował jako lektor języka chińskiego na uniwersytecie (aż do 1929 roku), ale i rozpoczął swoją przygodę z pisaniem. Silnie zaangażowany w chińskie sprawy społeczne, po wybuchu wojny aktywnie uczestniczył w działalności antyjapońskiej. Zmianie uległa wówczas jego twórczość – Lao wybrał ballady, poematy oraz dramaty (szybciej reagujące na wydarzenia niż powieści oraz dostępniejsze dla szerszych gron odbiorców). W czasach rewolucji kulturalnej napiętnowany mianem „kontrrewolucjonisty”, poniżany i znieważany, popełnił samobójstwo w 1966 roku.

Rok przed śmiercią Lao ukazał się w Polsce, opatrzony bardzo dobrymi przypisami, wybór krótkich form prozatorskich chińskiego pisarza – W cieniu świątyni Wielkiego Miłosierdzia.*** Zbiorek inauguruje tytułowy utwór. Narratora i zarazem jednego z bohaterów nowelki spotykamy, gdy odwiedza grób zmarłego przed wielu laty nauczyciela Huanga. Przypadkowo jego droga przetnie się z drogą szkolnego kolegi Tinga. Obie okazje będą tyleż impulsem, ile pretekstem do rozmyślań narratora (porte-parole autora) o kondycji współczesnego człowieka – tak moralności, jak i godności. Twierdzenie, że dobre i złe uczynki wracają do nas, ciekawie dopełnia Lao z tym, co nazywać można prawem serii. Doskonały portret psychologiczny nauczyciela zespolony z niemniej fascynującym opisem zmian w zachowaniu Ting Kenga stanowią o sile nowelki. Czytaj dalej

Zabytki chińskiej literatury – słowo na temat „Opowieści o małpie prawdziwej i małpie nieprawdziwej”

Właściwie Opowieść o małpie prawdziwej i małpie nieprawdziwej nie jest autonomicznym (arcy)dziełem, a jedynie epizodem powieści Wu Ch’eng-ena (ok. 1500-1582), pisarza i poety epoki Ming (dynastia Ming panowała w latach 1368-1644). Wyimek ze stu, pokaźnych rozmiarów, rozdziałów arcydzieła chińskiej literatury – Wędrówka na Zachód – opracował Zhang Cheng, olśniewająco zaś zilustrował Zheng Jiasheng.* Dodać wypada, że fragmenty Wędrówki na Zachód „transponowano” także do opery, filmu i malarstwa.

Kanwą szesnastowiecznego utworu jest autentyczna podróż mnicha z VII stulecia, Xuanzanga (602-664). Powieść Wu bowiem to świetny literacko, pełen fantastycznych postaci, niesamowitych wydarzeń, zapis przygód, które spotkały mnicha buddyjskiego (jak wcześniej: Xuanzang, a w indyjskiej wersji: Tripitaka) w trakcie wędrówki do Indii. Celem wyprawy było sprowadzenie do Chin świętych buddyskich ksiąg. Towarzyszą Xuanzangowi: Wspaniały Król Małp Su Wu-k’ung, Wieprzek Zhu Bajie, Piaskowy Mnich Sha Wujing oraz Smok przemieniony w Konia. Postacie, co jasne, zaczerpnięte zostały z chińskiej mitologii. Nie trzeba chyba dodawać, że bohaterowie powieści Wu spotykają na swej drodze czarowników czy demony. Czytaj dalej

Miniatura świata. Na marginesie[1] „Muzeum Ciszy” Yōko Ogawy

W miejscu, gdzie się naucza milczenia, słowa są zbyteczne.*

Jeśli sądzisz, że w otaczającej cię przestrzeni nie znajduje się nic takiego, co mogłoby stanowić po tobie pamiątkę, gdy któregoś dnia odejdziesz, to bardzo się mylisz. Zawsze jest „to”, co będzie w ciszy świadczyło o twoim istnieniu. Dlatego ważne, by znalazł się ktoś, kto przechowa tę bezcenną rzecz. Najlepiej, by zawiózł ją do Muzeum Ciszy, które znajduje się w jednej z odległych wiosek – wiosce o kształcie liścia klonu, położonej w niecce, z trzech stron otoczonej górami. Niczym mannowska „czarodziejska góra”, miejscowość z Muzeum Ciszy jest przestrzenią, z której nie ma ucieczki. Kto raz dostąpi zaszczytu wtajemniczenia, inicjacji w ciszę, uczestnicząc w rytuale (wy)słuchania opowieści kryjącej się w pamiątce po zmarłym, nigdy nie opuści wioski. Magnetyczna siła przeszłości i wspomnień zatrzyma go jako kolejnego strażnika pamięci. I ciszy. Kto wypełni zadanie, ten odchodzi. [s. 293] Nic więc dziwnego, że połączeni sercem, umysłem i ciałem z Muzeum Ciszy strażnicy nieświadomie dążą do od-tworzenia, re-konstrukcji mitycznego prawdziwego muzeum, gdzie trafiają zaginione rzeczy [s. 259] – rzeczy, o których nikt nie pamięta, bo zniknęły nagle. A może odchodziły powoli, gasnąc i zamierając w ciszy?

Wszystko na świecie dąży do rozkładu. Nie ma nic, co by się nie zmieniało. [s. 78]

Doskonale skonstruowana została czasoprzestrzeń w Muzeum Ciszy. W skali „makro” japońska pisarka kontrastuje świat, który nie układa się w żadną całość [s. 14], czyli wioskę (przestrzeń à rebours, świat na opak, oniryczno-baśniowy), ze światem precyzyjnym i pięknym [s. 36], czyli tym, który widać pod mikroskopem. Przejdźmy do „mikrostruktury”. Czytaj dalej

Cielesna pseudoliteratura blogowa, czyli… „Popioły miłości” Mu Zimei*

Seks to jedno, miłość to drugie. Nie chcesz się ze mną pieprzyć, to po co zawracasz mi głowę pogaduszkami.**

Mu Zimei (木子美 – tyle co ‘piękne drzewo’) to pseudonim chińskiej dziennikarki i blogerki Li Li (1978). W Państwie Środka znana jest głównie ze skandalizujących wpisów na blogu Popioły miłości – skandalizujących, bo dziennikarka opisywała ze szczegółami swoje życie seksualne. Mu Zimei, co jasne, bardzo szybko stała się obiektem zmasowanych ataków. Kontrowersyjne notki przyczyniły się do wniesienia przeciwko autorce co najmniej kilku pozwów sądowych oraz wzmożonych działań cenzury. Wpisy od 19 czerwca do 21 listopada 2003 roku złożyły się na książkową wersję „blogowej przestrzeni”. Co ciekawe, publikacja chińskiego wydania została zablokowana,*** toteż fragmenty książki pojawiły się w języku francuskim w 2005 roku. Polskie tłumaczenie ukazało się dwa lata później – w 2007 roku. Publikacja zaopatrzona została w cykl zdjęć autorki bloga.

Ale bardzo nie chcę, żeby mój dziennik stał się powszechnie znany. [s. 100]

Blogowe wpisy wypełnione są przede wszystkim przez mniej bądź bardziej drobiazgowe relacje z seksualnych kontaktów i ekscesów dwudziestoczteroletniej Mu Zimei. Nie brakuje jednak fragmentów listów, urywków dialogów, zapisów kreowanych na notki pseudopoetyckie (pod względem formy raczej niż treści), list zakupów, „mądrości życiowych”, trywialnych uwag (Czasami, gdy wychodzimy z domu rano, przydarzają nam się zupełnie inne rzeczy, niż wtedy, gdy zaczynamy dzień po południu. [s. 129]), SMS-ów, e-maili, kilku artykułów Li Li czy wreszcie wywiadów. Czytaj dalej

Dość inteligentna ekwilibrystyka tematyczna. Albo szachrajstwo. „Szanghajska kochanka” Zhou Weihui

Pisarz grzebie przeszłość we własnych słowach.*

Urodzonej w 1973 roku Zhou Weihui** największą popularność przyniosła kontrowersyjna w Chinach Szanghajska kochanka. Książka zakazana, bo „schyłkowa”, w odczytaniu wielu zapewne destrukcyjna, przede wszystkim jednak elektryzująca, przesycona seksualnością oraz szeroko pojętym wyzwoleniem. Czyż może być lepsza reklama, niż oficjalne potępienie przez władzę i publiczne spalenie chińskiego nakładu książki? A jeśli dopowiedzieć, że autorka jest córą z „plemienia ery dobrobytu”, tak zwanego „Nowego Pokolenia”, i w dodatku ukończyła prestiżowy Uniwersytet Fudan w Szanghaju? Porównywana do Mian Mian, w moim odczuciu Zhou jest jednak dużo lepszą kreatorką rzeczywistości, bo inteligentniejszą i przebieglejszą. Autorka potrafi wykazać się błyskotliwością i z błahej historyjki stworzyć całkiem interesującą quasi-literacką fotografię współczesności.

Opowieść o miłości, namiętności, zdradzie, seksie, przyjemnościach, wzlotach i upadkach w trudnych relacjach z najbliższymi: chłopakiem Tiantianem, niemieckim kochankiem Markiem, rodzicami (innymi słowy, romans, w którego ramy wpleciony zostaje wątek dorastania i odnajdywania siebie, ustalania hierarchii wartości oraz priorytetów) oraz quasi-dygresyjne komentarze o… zmaganiach z przetwarzaniem rzeczywistości na literaturę – oto czym w wielkim skrócie jest Szanghajska kochanka. Proza bardzo kobieca – jeśli „kobiecość” będziemy rozpatrywać w perspektywie XXI wieku, a zatem konotującą między innymi: wyzwolenie, nieskrępowane mówienie o intymnych sprawach, flirt, konstatację zastanych norm, rozpasanie, zmysłowość i lubieżność. Czytaj dalej