Nie patrz zbyt długo w oczy, nie podchodź za blisko. Lepiej odwróć się i odejdź, nim pochłonie cię twój własny mrok wywabiony elektryzującą obecnością, hipnotyzującym spojrzeniem kogoś, kto został powołany do unicestwiania. Jeszcze masz szansę na ucieczkę.
Podczas przyjęcia pierwszokomunijnego w domu radcy sądowego Sebastiana Gontrama – gdzie obecnie byli między innymi księżna Wołkońska, tajny radca i jednocześnie szalony badacz Jakob ten Brinken oraz jego szyderczy, preferujący hulaszczy tryb życia siostrzeniec Frank Braun – ze ściany pełnej artefaktów zbieranych z całego świata przez ród Gontramów spada figurka alrauneczki. Przywołana legenda dotycząca alraune, czyli mandragory, inspiruje cynicznego Franka, który usiłuje namówić wuja na stworzenie istoty na jej podobieństwo – z nasienia przestępcy skazanego na szubienicę oraz ciała-ziemi ladacznicy. Przez dwa lata mężczyzna milczy w tej sprawie, a tymczasem Frank awanturniczo, z długami i w więzieniu spędza ten czas. Aż otrzymuje list od wuja i tak rozpoczyna się demoniczny, śmiercionośny eksperyment.
O niemieckim pisarzu i poecie Hannsie Heinzu Ewersie (1871-1943) oraz jego wpływie na rozwój horrorów i fantastyki pisałam przy okazji wyboru krótkich form prozatorskich „Dama tyfusowa”. W Polsce jego twórczość popularyzował Stanisław Przybyszewski (1868-1927), który zachwycił się „Alraune. Historią pewnej żyjącej istoty” (oryg. „Alraune. Die Geschichte eines lebenden Wesens”), powieścią z 1911 roku. I nic dziwnego, bo dziś, po ponad stu latach, to fascynująca, odurzająca, emanująca cielesnością, zmysłowością, seksualnością porywająca powieść o tragizmie istnienia. A przy okazji pięknie prezentująca, jak dzieło odwraca się od stwórcy czy też imitatora (s)twórcy, który w istocie jest jedynie narzędziem do ucieleśnienia idei, myśli pochodzącej… no właśnie – skąd? Czytaj dalej