„Bankiet cudownych doświadczeń”. Kilka słów o „Śpiącym przebudzonym” Herberta George’a Wellsa

Na scenie teatru świata rozgrywa się nieustannie przedstawienie podstawionego życia, imitacji istnienia. To wieczne „tu i teraz”, wszędzie i nigdzie. Konstrukcja przestrzeni, dekoracje, atrybuty postaci-marionetek oraz same kukiełki są onirycznymi odbiciami, cieniami idei. Ale czyjej idei? Kto/co pociąga za sznureczki, reżyseruje?

W 1897 roku Graham, zmagający się z bezsennością i próbujący rozmaitych środków psychoaktywnych, by odnaleźć sen, spotyka w jednej z jaskiń młodego artystę Isbistera. W otchłani rozpaczy, myślący o samobójstwie, pragnący ukoić ból i cierpienie, Graham rozpoczyna rozmowę z nieznajomym, pozwala też zaprosić się w gościnę. O dziwo, nagle zasypia u nieznajomego. Sen to jednak dziwny, niepokojący, jakby mężczyzna zawieszony był między „nicością a istnieniem”, na pograniczu. 203 lata później Graham się budzi w odmienionym Londynie. Herbert GeorŚpiący przebudzony"W dodatku dowiaduje się, że jest władcą świata, najbogatszym człowiekiem. Ale w jego imieniu rządy sprawuje Rada, którą obalić chce jeden z przywódców rebeliantów, Ostrog. Rozpoczynają się okrutne igrzyska, roszada, gra.

Jeden z prekursorów science fiction brytyjski pisarz, biolog Herbert George Wells (1866-1946) publikował „When the sleeper wakes” („Kiedy śpiący budzi się”, „Gdy śpiący się zbudzi”) w odcinkach w „The Graphic” między 1898 a 1899 rokiem. Wersja książkowa opowieści ukazała się w 1899 roku. Wells nie był ukontentowany z utworu, o czym pisze we wstępie do nowego wydania z 1910 roku, w którym dokonał zmian, modyfikacji, retuszował, wycinał, demontował i (re)montował, a nawet wybrał inny tytuł – „The sleeper awakes” („Śpiący przebudzony”). Uważał, że pośpiech w pisaniu tego utworu, presja i równoległa praca nad powieścią „Miłość i pan Lewisham” (1900 rok), przyczyniły się do tego, że ta „jedna z najambitniejszych” książek stała się „najmniej zadowalająca” [s. 5]. Pierwsze polskie tłumaczenie ukazywało się również w odcinkach w latach 1901-1902, a niedługo później pojawiła się wersja książkowa. Kolejny przekład polscy czytelnicy otrzymali dopiero w 1984 roku, następne zaś w 2016 roku i 2021 roku.

Wells kreuje nieoczywistą opowieść, którą można dookreślać jako antyutopię albo jako dystopię, w zależności od przyjętej optyki, czy odnaleźć pierwiastki paraboli. Autor wybiera elementy z legend (ot, choćby arturiańskich), baśni i mitów, sięga po motyw życia snem (wystarczy wspomnieć nie tylko Szekspira i na przykład „Sen nocy letniej”, ale i świetne „Życie snem” Pedra Calderóna de la Barki), topos teatru świata (theatrum mundi). Rozmaite pierwiastki zaczerpnięte z kultury, znaki, tropy rozbłyskują w historii podróży w czasie Grahama – między innymi symbolika snu, otchłani, kolorów (w tym czerni i bieli), aranżacja przestrzeni (centrum i peryferia), bycie obserwatorem i bycie obserwowanym. Czytaj dalej

Kusiciel. Słowo o „Mnichu” Matthew Gregory’ego Lewisa

W odpryskach zwierciadeł rozsypanych w labiryntowej przestrzeni, gdzieś poza czasem, przegląda się podróżnik, eksplorator ciemności. Wsłuchuje się w dźwięki pieśni o gubieniu „ja”. Ceną za ulotną chwilę cielesnej rozkoszy, który rozpala zmysły, rozbudza nienasycenie, jest niewola ducha.

Do klasztoru kapucynów w Madrycie udają się tłumy wiernych i przygodnych ciekawskich, by usłyszeć legendarne płomienne, porywające kazania wybornego oratora ojca Ambrozjo. Trzydziestoletni mówca jest znajdą wychowanym i wykształconym w zakonie. Ślubował nie opuszczać murów klasztoru, jest wzorcem wszelkich cnót, ostentacyjnie gardzi nieprawością. Matthew Gregory Lewis, "Mnich"Tym razem w kościele hrabia Christoval d’Ossorio oraz Lorenzo de Medina, którego stryjem jest książę Medina, spotykają dwie intrygujące kobiety – zwariowaną, zabawną Leonellę oraz jej siostrzenicę Antonię. Nieżyjący już ojciec Antonii, szlachcic z rodu de las Cisternas, popełnił przed laty mezalians i ożenił się z Elwirą. Uciekli przed gniewem głowy rodu do Indii, ale ich synek został przez dziada porwany. Po śmierci męża Elwira z córką wróciły do Hiszpanii, gdzie zamieszkały w majątku w Murcji. Ich krewny, markiz de las Cisternas, zmarł niedawno i grozi im wygnanie, dlatego planują ubłagać syna markiza o pomoc. Traf chce, że Lorenzo przyjaźni się z owym synem markiza, Rajmondem de las Cisternas i obiecuje wstawić się za kobietami. Tymczasem Agnes, siostra Lorezno, niebacznymi ślubami rodziców i za sprawą perfidnych działań ciotki, która chciała ją rozdzielić z Rajmondem, przebywa w klasztorze klarysek, obok kapucynów. Na losy Antonii i Agnes oraz Lorenzo wpływ będą miały decyzje Ambrozjo. On zaś z wielkim zadowoleniem odbiera pochwały swoich zdolności krasomówczych. Pełen skrywanej pychy i próżności, niemiłosierny dla grzeszników nie wie jeszcze, jakie pokusy na niego czekają. I jak potężną kusicielkę spotka na swojej drodze…

A to dopiero rys, fragmencik, ledwie początek świetnej powieści (dookreślanej jako gotycka; romans gotycki) „Mnich” z 1796 roku autorstwa angielskiego pisarza Matthew Gregory’ego Lewisa (1775-1818). O swoich inspiracjach twórca nadmienia w krótkim „Uwiadomieniu”, jego dzieło zaś stało się natchnieniem dla innych artystów, ot Ernsta Thomasa Amadeusa Hoffmanna (1776-1822) przy pisaniu „Diablich eliksirów”. Trzy główne linie oraz liczne dodatki, rozgałęzienia (w tym czasoprzestrzenne) „Mnicha” przeplatają się i zazębiają, tworząc wielopoziomową opowieść o namiętnościach, zbrodni i karze, zmaganiu się z pokusami, pożądaniem, nienasyceniem seksualnym, chorobliwością, obsesyjnością, szaleństwem, grzesznością – hipokryzją, zawiścią, zazdrością, pychą, próżnością, lubieżnością, wyuzdaniem, rozwiązłością. A także o tym, jak nasze decyzje wpływają na innych, dekonstruują ich życie, wspierają albo niszczą, budują albo rujnują. Czytaj dalej

Pogłosy. Słów kilka o „Nokturnach. Pięciu opowiadaniach o muzyce i zmierzchu” Kazuo Ishiguro

Pozornie spokojna, delikatna melodia, bez nagłych zwrotów i zaskoczeń, czasem przynosi więcej niż się spodziewasz niepokoju, emocjonalnego rozedrgania, bo rezonuje z ukrywanymi, marginalizowanych elementami duszy. Kazuo Ishiguro, "Nokturny. Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchuWyzwala pogłosy, pobudza uśpione albo celowo spychane uczucia, pozwala na rewizję i rozrachunek z przeszłością, przejrzenie się w „ja”.

W 2009 roku ukazał się pierwszy zbiór opowiadań brytyjskiego pisarza japońskiego pochodzenia Kazuo Ishiguro (ur. 1954) o wdzięcznym tytule „Nokturny”, przywodzącym na myśl między innymi cykl utworów Fryderyka Chopina. Ale muzycy pojawiający się w opowieściach nie występują w salach koncertowych, nie uczestniczą w wielkich wydarzeniach muzycznych, przygrywają bowiem na placach, w kawiarniach i restauracjach czy hotelach jako członkowie okazjonalnie montowanych grup muzycznych uprzyjemniających czas turystom albo są w przedsionku do muzycznego biznesu, pragną, by ich kompozycje zdobyły słuchaczy. W niespiesznych narracjach przywołują po epizodzie ze swojego życia, gdy ich ścieżka zetknęła się z drogą osoby psychicznie i emocjonalnie okaleczonej, zranionej, złamanej, pełnej wątpliwości czy z kimś na rozdrożu bądź przebywającym we własnym wymiarze dźwięków. To wyimki z codzienności, wyrywy w czasoprzestrzeni monotonii i rutyny, drobne momenty olśnień, przebłysków, niekiedy przynoszące lekcję, innym razem wskrzeszające zagadkowe, może i niepokojące wspomnienie.

Nie ma tu wielkich słów, dynamicznych sytuacji, brak wyraźnych puent, ale jest ulotność, efemeryczność właściwa dla wszystkich spotkań, przecięcia się ścieżek podróżników po muzyce przestrzeni. Prostota, niekiedy chropowatość (korespondująca z żalem niektórych bohaterów), bardzo subtelna magiczność wynikająca z wyjątkowości każdej relacji, niezmiernie delikatne, podskórne wydobywanie „niezwykłości” w „zwykłości” nie znajdą wielu zainteresowanych takim prowadzeniem opowieści czytelników. Czytaj dalej

„Podróż po Krainie Czasu”. Słówko o „Wehikule czasu” Herberta George’a Wellsa

W zwojach czasoprzestrzeni piętrzą i multiplikują się aspekty, które pozostają nieodkryte, niepojęte, niejasne, ale co jakiś czas pojawiają się eksploratorzy wielowymiarowości. Ich nie przeraża, lecz fascynuje Przepaść, pociąga swoim magnetyzmem, potencjalnością, nienazwanym. Herbert George Wells, "Wehikuł czasu"To (de)konstruktorzy, wynalazcy, wizjonerzy, a nie sezonowi sztukmistrze, iluzjoniści, żonglerzy, przygodni magicy. Jeśli podążysz nikłym śladem którego z odkrywców, możesz znaleźć przejście do jednego z niesamowitych, fantastycznych światów.

Pewien mężczyzna i kilku jego znajomych ze świata nauki, kultury i rozrywki spotykają się w domu Podróżnika w Czasie, który kieruje rozmowę na kwestię czwartego wymiaru i oznajmia, że jest nim czas. Ta myśl skłoniła go do poszukiwań sposobów przemieszczania się w czasie. I tak skonstruował model wehikułu. Jednakże goście pozostają sceptyczni. Ale gdy następnym razem widzą się z wizjonerem, zdumiewa ich jego przerażający wygląd oraz to, co opowiada im o swojej wyprawie w przyszłość, do roku 802701, Złotego Wieku. Ile w jego historii jest prawdy, a ile konfabulacji?

Jeden z pionierów fantastyki naukowej, science fiction brytyjski pisarz Herbert George Wells (1866-1946) opublikował w 1895 roku fascynującą powieść „Wehikuł czasu”. Pracował nad nią kilka lat, zresztą koncept podróży w czasie pojawił się w jego wcześniejszej nowelce „The Chronic Argonauts” (1888). W „Wehikule czasu”, fantastycznym (w obu znaczeniach) utworze o elementach powieści grozy i antyutopii (utopii negatywnej), autor przedstawia wizję zdegenerowanego, intelektualnie, duchowo, moralnie i fizycznie skarlałego społeczeństwa dalekiej przyszłości. Ale upadek przebiega dychotomicznie, następuje rozszczepienie – ludzkość dzieli się bowiem na paralelne „linie”, gałąź i odnogę, dzień i noc. Oto Podróżnik w Czasie spotyka Eloje, czyli „piękne dzieci ziemskiego świata” oraz „wstrętne stwory mroku” – Morloków. Czytaj dalej

„Nikt jednak nie zdoła poskromić strachu, z chwilą gdy opęta on umysł ludzki.” Parę słów o „Dzienniku roku zarazy” Daniela Defoe

Wystarczy tylko ziarenko rzucone w przestrzeń albo iskierka, by na odpowiednim podłożu w określonym czasie wykwitnąć płomiennym, śmiercionośnymi kwiatami i pochłonąć istnienie. Dziennik roku zarazy"Nigdy nie wiadomo, kiedy to, co miało się rozwijać, rozrastać, eksplorować, zostanie nagle, jednym ruchem wymazane.

W 1720 roku wybuchła zaraza w Marsylii. Informacja o tym zapewne była jednym z impulsów dla angielskiego pisarza, pamflecisty, dziennikarza, a nawet handlarza i szpiega, najbardziej znanego z powieści z 1719 roku „Robinson Cruzoe” Daniela Defoe (właśc. Daniel Foe, 1660-1731) do stworzenia kolejnego utworu, w gruncie rzeczy głównie w celu zarobkowym. Dwa lata później bowiem opublikował „Dziennik roku zarazy” opisujący doświadczenia i przeżycia rymarza podczas epidemii dżumy w Londynie w 1665 roku. Stylizowany na autentyk, odnaleziony dokument-świadectwo utwór podpisany został inicjałami „H.F.”, w których dopatrywano się nazwiska wuja autora, Henry’ego Foe. Pierwsze polskie tłumaczenie autorstwa Jadwigi Dmochowskiej ukazało się dopiero w 1959 roku. A dzieło Defoe inspirowało przecież różnych twórców, między innymi Gustawa Herlinga-Grudzińskiego podczas pisania „Innego świata”, wskazuje się także pisarzy takich jak Albert Camus czy Herbert George Wells.

Narrator postanawia pozostać w Londynie, mimo potęgującej się zarazy, jakby na przekór propozycjom i prośbom brata oraz siostry, by ratował swoje życie. Wstrzymuje go w dużej mierze strach przed tym, co stanie się… z jego przedsiębiorstwem i sklepem, gdy opuści miasto, ale przekonuje czytelnika, że powód był zupełnie inny. Interpretował bowiem różne znaki sabotujące jego przygotowania do rejterady jako sygnał od Boga. Nie oznacza to, że nie odczuwa lęku przed chorobą – wręcz przeciwnie, pisze o swoich obawach, momentach załamania, zwątpieniu w słuszność swojej decyzji. Ale po krótszym czy dłuższym odizolowaniu, zamknięciu się w domu, niemalże rekluzji, mimo morowego powietrza coś go nieustannie wyrywa, wyciąga na ulice, by przemierzać zaułki, obserwować i (pod)słuch(iw)ać, eksplorować, a następnie spisywać swoje doświadczenia i konstatacje. Jak nadmieni, wiele z jego notatek to osobiste zapiski, których zabrania publikacji nawet po swojej śmierci, dlatego czytelnik – jak sugeruje narrator – otrzymuje jedynie wycinek, fragment. Czytaj dalej

„Empireum słów”. Kilka myśli o powieści (idei) „W kręgu Crome” Aldousa Huxleya

Misternie skonstruowane ze słów tunele prowadzą do ogrodu, w którym rozkwitają i obumierają idee, wznoszą się i upadają, roztrzaskują płonne wizje. Ich los w gruncie rzeczy zależy od luminarzy i od zręcznych kuglarzy, prestidigitatorów – albo rozwiną, rozbudują, przeformułują koncepcje, albo dokonają ich zwinięcia, rozbicia, rozmycia. Szczątki złożą w pauzach, momentach zawieszenia głosu, przecięcia ciszy i dźwięku, zawahaniach między działaniem a niedziałaniem.

Dwudziestotrzyletni Denis Stone jedzie do Crome, posiadłości Henry’ego Wimbusha i jego żony Priscilli, by zobaczyć się z siostrzenicą Wimbusha, starszą od Denisa od cztery lata Anne. Młodzieniec to wschodzący poeta i pisarz, którego umysł przesiąknięty jest licznymi fragmentami i cytatami z dzieł kultury. Zakochany w Anne, usiłuje wyznać jej swoje uczucia. Tymczasem w Crome spotyka innych gości – głuchą i skrycie coś notującą Jenny Mullion, rówieśniczkę, nienasyconą seksualnie Mary Bracegirdle, przystojnego malarza Gombaulda, z którym flirtuje Anne, oraz cynicznego kolegę szkolnego Wimbusha – Scogana. Przelotnie zjawi się atrakcyjny bawidamek Ivor. Arystokratyczne towarzystwo będzie snuło się po różnych pomieszczeniach dworku, rozległym parku i ogrodzie, w rozmaitych konfiguracjach, opowiadając nie tylko historyjki, anegdotki, dykteryjki czy słuchając wyimków z „Historii Crome” napisanej przez gospodarza, ale i snując przerażające wizje o przyszłości ludzi i „idealnym” społeczeństwie, pokątnie marząc i pożądając.

W nieco ponad dwa miesiące 1920 roku Aldous Huxley (1894-1963) napisał swoją pierwszą powieść „W kręgu Crome” (wyd. w roku 1921). Polskie tłumaczenie ukazało się dopiero po stu latach, w 2021 roku. Utwór odtwarza atmosferę ówczesnych dziwnych, mrocznych czasów – już po pierwszej wojnie światowej, gdy rozrosły się w ludziach niepewności, napięcia, (szeroko pojęte) dezorientacje, podskórne przeczuwanie czegoś równie potwornego, uświadomienie sobie jałowości, miałkości intelektualnej i emocjonalnej mizerii, zawieszenia w działaniu. Czytaj dalej

„Może wszyscy ludzie są samotni.”* Parę słów na marginesach „Klary i Słońca” Kazuo Ishiguro

Promienie słoneczne szkicują płoche obrazy, delikatnie tkają wzory na ziemi, roślinach, przedmiotach i ludziach. Kazuo Ishiguro, "Klara i słońce"Za chwilę chmury zasłonią rysunek i świetlne źródełko wyschnie. Ale wystarczy cierpliwie poczekać, by znów pojawiły się ciepłe, olśniewająco-oślepiające iskierki i zatańczyły przed oczami, tworząc niesamowity teatr.

Klara jest SP, czyli Sztucznym Przyjacielem. Jej unikatowość polega na niezwykle umiejętnym obserwowaniu i szybkim uczeniu się, wychwytywaniu niuansów w emocjach i uczuciach objawiających się w mimice, gestach i słowa ludzi; w przeciwieństwie do innych robotów usiłuje zrozumieć te niejasne, ukrywane przeżycia. W Sklepie ze swoją przyjaciółką Rosą i innymi modelami androidów czeka na nabywcę. Przeznaczeniem SP jest bowiem towarzyszenie dzieciom podczas dorastania. Korzystają z technologii fotowoltaicznej, toteż są niejako uzależnione od Słońca, które w ich pojęciu dostarcza „odżywcze składniki”. Pewnego dnia nastoletnia Josie zauważa Klarę w witrynie Sklepu. Dziewczynka koniecznie chce, by to ona została jej SP. Po długim czasie w końcu udaje się jej przekonać Matkę i Klara wyrusza w z Josie podróż, podczas której dowie się o chorobie nastolatki. Szczerze, prostodusznie wierząc w uzdrawiającą moc Słońca, podejmie się negocjacji z nim w sprawie udzielenia pomocy i łask dla dziewczynki.

„(…) zobaczyłam odbicie wieczornej twarzy Słońca” [s. 289]

„Klara i Słońce” brytyjskiego pisarza Kazuo Ishiguro (ur. 1954) ukazała się w 2021 roku i bardzo szybko została przetłumaczona na język polski, zachowano także oryginalną okładkę (jakże świetnie oddającą fragmenty powieści!). Autor powraca do motywów z poprzednich utworów, zwłaszcza z „Nie opuszczaj mnie”, i znów zadaje kluczowe, fundamentalne pytania dotyczące człowieczeństwa (zwłaszcza: co czyni nas ludźmi, co odróżnia człowieka od maszyny-przedmiotu-artefaktu, na czym polega wyjątkowość istnienia) i jednostkowości. Sięga po aspekty bioetyczne, znacznej ingerencji w organizmy żywe, inżynierii genetycznej zahaczającej o eugenikę, technicyzacji, sztucznej inteligencji, produkcji androidów, które są superinteligentne, ale część z nich także rozwija w sobie uczucia i emocje, wykazuje empatię. Czytaj dalej

Polityka. Kilka słów o publikacji „Japonia, Chiny i Korea. O ludziach skłóconych na śmierć i życie” Michaela Bootha

Wymiar polityczny rozrasta się nierzadko pokątnie i wrasta w innej wymiary świata. Michael Booth, "Japonia, Chiny i Korea. O ludziach skłóconych na śmierć i życie"Drąży tunele, podkopuje, wprowadza konie trojańskie. Ucieczka możliwa jest chyba tylko w oniryczną krainę, chociaż… nie można być pewnym, czy już tam gdzieś nie pojawia się zalążek kolejnego odgałęzienia polityczności.

Michael Booth jest angielskim podróżnikiem, dziennikarzem, specjalizuje się w książkach o… jedzeniu. W 2020 roku ukazała się jego publikacja „Three tigers, one mountain: A journey through the bitter history and current conflicts of China, Korea, and Japan”, w polskim tłumaczeniu rok później wydano ją pod tytułem „Japonia, Chiny i Korea. O ludziach skłóconych na śmierć i życie”. Książka stanowi bardzo dobry impuls do poszukiwań i zagłębiania poruszonych przez autora ważnych tematów oraz świetny punkt wyjścia do rozmów o trzech, a w zasadzie czterech „tygrysach” Azji Wschodniej – Chinach, Korei, Japonii oraz Tajwanie.

Celem podróży Bootha jest próba odpowiedzi na pytania, jakie są powody nienawiści między tymi państwami i komu zależy, by kraje Azji Wschodniej o ogromnym potencjale żyły w nieustannym konflikcie, pielęgnowały urazy, zamiast połączyć siły i dominować na światowych rynkach. Czytaj dalej

Oryginał. Słów parę o „Nie opuszczaj mnie” Kazuo Ishiguro

Właściciele cudzego losu, eksperymentatorzy na kruchej, delikatnej konstrukcji ludzkiego ciała, nie chcą dopuścić myśli, że „ich” stworzenia posiadają niezależną duszę, czują i odbierają świat nie tylko sensualnie, ale i pozazmysłowo, że nie są wyłącznie obiektem do badań, wydrążoną powłoką do przechowywania narządów. Ich marzenia, fantazje, pomysły, ich pragnienia, lęki i ból przerażają konstruktorów życia, bo przypominają im ich własne. Każda z istot jest oryginałem, nie czyjąś kalką, kopią. Czasem różnice są pozornie drobnymi, lekkimi odchyleniami, paralaksami, ale gdy przyjrzeć się bliżej, z otwartością, wrażliwością, dostrzec można wyjątkowe, indywidualne cechy, myśli, uczucia.

Trzydziestojednoletnia Kathy niedługo przestanie być opiekunką dawców. Zwykle dawcy są w stanie przeżyć dwie donacje. Kathy jest świetną opiekunką, zatem pozwalają jej czasami wybierać tych, którymi będzie się zajmowała. I udaje jej się trafić na osoby pochodzące jak ona z Hailsham – swego rodzaju internatu. Dziewczyna po blisko jedenastu latach spędzonych jako opiekunka i po spotkaniu swojej niegdysiejszej przyjaciółki Ruth oraz przyjaciela Tommy’ego, zaczyna wspominać swoje dzieciństwo i wczesne nastoletnie lata w Hailsham, a później dorastanie w Chałupach i przygotowywanie się do wyznaczonych ról opiekuna oraz finalnie dawcy. Stopniowo Kathy powraca do odkrycia przez nią i Tommy’ego przerażającej prawdy i zaprojektowanej dla nich i innych dzieci przyszłości, w której ich indywidualne marzenia, plany okazują się bez znaczenia, są fikcją mającą na celu ofiarowanie im namiastki normalności na wczesnym etapie, iluzji zwykłego życia. Czytaj dalej

„BLΛƆKPIИK in your area”. Parę słów o publikacji „Blackpink. Księżniczki k-popu” Adriana Besleya

Jesteś pięknym kwiatem. Delikatnym, subtelnym, wrażliwym. Potrafisz też pokazać swoją siłę. Rozkwitasz pośród nocy. Rozjaśniasz przestrzeń. Przypominasz, że nie wolno rezygnować z marzeń. Trzeba iść przed siebie.

Adrian Besley w opublikowanej w 2019 roku nieoficjalnej biografii południowokoreańskiego girlsbandu Blackpink przybliża kulisy powstania zespołu. Jednakże dla zrozumienia sukcesu, jaki osiągnęły poza Koreą Południową, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, ważne jest spojrzenie na rynek muzyczny Kraju Porannej Rosy. Dlatego Besley rozpoczyna swoją książkę od nakreślenia kwestii związanych z koncernami wydawniczymi, procesem przesłuchań utalentowanych młodych, najczęściej nastoletnich kandydatów na przyszłych idoli, ze żmudnymi treningami praktykantów, którzy uczą się profesjonalnego śpiewu, tańca, poznają języki. Polski odbiorca mógł poznać niektóre z aspektów poruszonych w „Blackpink. Księżniczki k-popu” w innej nieoficjalnej biografii napisanej przez Besleya, a dotyczącej BTS – siedmiu chłopaków popularnych na niemalże całym świecie.

O ile za sukcesem BTS nie stoi wielka wytwórnia fonograficzna, a sami członkowie zespołu mają ogromny wpływ na wykonywaną przez siebie muzykę, o tyle Blackpink jest zespołem stworzonym na potrzeby zawojowania światowego rynku muzycznego, czego firma YG Entertainment nie ukrywała. Przy wyborze kandydatek stawiano nie tylko na umiejętności wokalno-taneczne, ale i na naturalną urodę. Czytaj dalej