„Patologiczne nienasycenie”. Kilka słów o „Kluczu” Jun’ichirō Tanizakiego

Jesteś zjawiskowa. Zmysłowa, elektryzująca. Pobudzasz wyobraźnię, wzbudzasz pożądanie. Wciąż nienasycona doprowadzasz na skraj szaleństwa, nad przepaść rozkoszy, skąd nie ma powrotu. Nic już nie będzie takie samo. Nie możemy wrócić do tego czasu, gdy jeszcze tego nie zaznaliśmy.

Profesor – jego nazwiska ani imienia czytelnik nie pozna – od lat prowadzi dziennik. Teraz jednak zdecydował, że od pierwszego stycznia będzie pisał o sprawach, o których wcześniej nie miał śmiałości, a mianowicie o sferze seksualnej. On ma 56 lat, jego żona Ikuko ma 45 lat. Są małżeństwem od przeszło dwudziestu lat. Żona profesora wychowana została według „staroświeckich zasad moralnych” – jest skryta, nieskłonna do zwierzeń, udaje, że nic nie wie. Ale w sypialni objawia się jej „patologiczne nienasycenie”, wciąż jej mało, a mąż, który z wiekiem nie jest w stanie nadążyć za jej pragnieniami, postanawia znaleźć stymulatory, bodźce umożliwiające mu zaspokojenie Ikuko. W dzienniku, który chowa do szuflady zamkniętej na klucz, zapisuje kolejne etapy pobudzania i rozkwitu sfery seksualnej. Klucz często zostawia w takim miejscu, by żona go znalazła i mogła przeczytać zapiski. A Ikuko również postanawia w tym roku prowadzić dziennik – jakby odpowiedź na mężowski. Czytaj dalej

Kronika autodestrukcji. Kilka słów o „Miłości głupca” Jun’ichirō Tanizakiego

„(…) coś, co raz się stało, już się nie odstanie.” [s. 179]

Im bardziej zależy ci na kimś, tym większą władzę on ma nad tobą. Możesz zaprzeczać, uciekać, wyrzucać go ze swojego życia, płakać i krzyczeć, zarzekać się. Ale jeśli znowu pojawi się w twoim życiu ta jedyna adorowana przez ciebie osoba, złamiesz swoje postanowienieJun’ichirō Tanizaki, "Miłość głupca", przyjmiesz ją z obłędem w oczach, będziesz drżeć ze strachu, że każdy twój błąd, wybuch złości, okazywana zazdrość, sprawią, że ona odejdzie, tym razem na zawsze. A ty pozostaniesz sam w mroku własnego szaleństwa. Ile jesteś w stanie zrobić, żeby ją zatrzymać?

Pisarz Jun’ichirō Tanizaki (1886-1965) fascynował się zachodnim stylem życia, ale także żywo interesowała go klasyczna japońska literatura. Łączył w swojej twórczości zarówno japońskie elementy estetyki, kultury, jak i zachodnie inspiracje. Penetrował zakamarki ludzkiej natury, zwłaszcza namiętności i pożądania. W swoich utworach rejestrował między innymi regresję, degenerację, upadek człowieka, który pod wpływem własnych sekretnych, nierzadko lubieżnych pragnień, zatraca się i doprowadza do autodestrukcji. Polski czytelnik ma możliwość odkrywania przestrzeni wykreowanych przez Tanizakiego w kilku utworach literackich: Niektórzy wolą pokrzywy (1929), Ashikari (1932), Shunkinshō (1933), Tajemna historia pana Musashiego (1935), Dziennik szalonego starca (1961) i opowiadanie Ulotny most snów (1959, w polskim wydaniu w antologii Tydzień świętego mozołu). W 1924 roku opublikował powieść Chijin-no aiMiłość głupca, która w 2019 roku doczekała się polskiego tłumaczenia. Czytaj dalej

„Nie ma piękna bez cienia.”* Na marginesach „Pochwały cienia” Tanizakiego Jun’ichirō

Zachwycające i przerażające jednocześnie jest piękno ukryte w mroku. A mrok tyleż skrywa piękno, ile je ewokuje, na swój sposób konstytuuje, niczym demiurg powołuje do chwilowego zaistnienia w teatrze światła i cienia kruche piękno. Efemeryczne wrażenie zmysłowe dostępne jest dla otwartych poszukiwaczy, eksploratorów przestrzeni subtelnie i powoli zagłębiających kolejne odcienie i odblasTanizaki Jun’ichirō, "Pochwała cienia"ki wielowymiarowej rzeczywistości.

Każdy gest, rekwizyt starannie został przygotowany, by przedstawienie mogło przynieść widzowi (nie)oczekiwaną rozkosz, estetyczne spełnienie będące wynikiem napięcia między światłem a cieniem. Ale nie Platońskim odbiciem idei, nie teatrzykiem palców i dłoni, dziecięcymi kuglarstwami i sztuczkami, lecz wymiarem pozornie pokątnym, pełnoprawnym odgałęzieniem rzeczywistości, dostrzegalnym dla wrażliwych na załamania gładkiej tafli, nieoszlifowania diamentów, patynę czasu – swoistą księgę, w której przeszłość rozrzuca swoje tropy.

Obcowanie z wysublimowaną sztuką aranżacji przestrzeni na wzór oryginalnej gry światło-cienia, uczestniczenie w wyrafinowanym spektaklu zmysłów łączą się z jedną z japońskich kategorii estetycznych – ukrytego piękna, tajemnej głębi, ukrytej esencji, czyli yūgen. Czytaj dalej

Demoniczne kobiety. Recenzja „Dwóch opowieści o miłości okrutnej” Jun’ichirō Tanizakiego

Jakże wyśmienite możemy odnaleźć w literaturze wizerunki kobiet demonicznych! Kobiety niezwykłe, zmysłowe, wzbudzające niepokój, kryjące tajemne, mroczne piękno swej duszy, a piękno to jest zarówno niszczycielskie, destrukcyjne, jak i kierujące ku tworzeniu, kreacji, przekształcaniu. Inspirujące i niezmiernie porywające, przyciągające i odpychające jednocześnie, motywujące do doskonałości oraz szukania ideału, kuszące i niebezpieczne – zaiste Jun’ichirō Tanizaki jest jednym z tych pisarzy, którzy potrafią wydobyć owo ambiwalentne piękno, ba! istotę piękna.


Japoński twórca urodził się w 1886 roku w Tokio, zmarł zaś (jak podaje Mikołaj Melanowicz w posłowiu do jednego z dzieł Tanizakiego) „u szczytu sławy” w 1965 roku. Początkowo zafascynowany „europejskością” (estetyzmem, dandyzmem, a nawet… satanizmem!), z czasem zachwycił się rodzimym pięknem – klasyczną japońską sztuką, szczególnie literaturą. Tanizaki to jeden z najciekawszych i najwybitniejszych japońskich literatów, jakkolwiek jego późniejsza proza, zanurzona głęboko w „japońskości”, niekoniecznie przypadnie do gustu tym, do których nie przemawia japońska estetyka.

Dla mnie Tanizaki jest pisarzem prowadzącym czytelnika po labiryncie duszy tyleż każdego człowieka, ile właśnie kobiety, przy czym japoński twórca kieruje odbiorcę w stronę ciemnego, zamglonego, tajemniczego piękna – piękna rodzącego się na styku jasności (światłości?) i mroku (ciemności?). W Polsce możemy (o ile odnajdziemy w bibliotece, bo – niestety – książek Tanizakiego się nie wznawia) przeczytać: Dziennik Szalonego Starca, Niektórzy wolą pokrzywy, Tajemną historię pana Musashiego oraz kilka opowiadań (rozproszonych po antologiach i czasopismach), spośród których jedynie dwa zostały wydane pod wspólnym tytułem Dwie opowieści o miłości okrutnej jako odrębna publikacja książkowa (uzupełniona interesującym rysunkami Janiny Neuman). Czytaj dalej

Lubieżnie. Recenzja „Tajemnej historii pana Musashiego” Jun’ichirō Tanizakiego

Przez pamięć woni kwiatów pomarańczy kukułko
Przybądź do Wioski Opadających Kwiatów*

Powiedz, drogi czytelniku, co kryje się w twoim sercu? O czym marzysz? O czym przypomina ci każdej nocy podświadomość? Jakie są twoje najdziksze i najbardziej nieujarzmione fascynacje i fantazje? Czego o tobie nie wie nikt? Czy naprawdę nikt nie wie?


Jun’ichirō Tanizaki należy do najbardziej znanych i najlepszych japońskich pisarzy. Urodził się jeszcze w XIX wieku (1886), w Tokio, zmarł zaś w 1965 roku. Początkowo Tanizaki zafascynowany był Zachodem, ale w późniejszej fazie swojego życia powrócił do „korzeni”, czyli kultury (szeroko pojętego) Wschodu. W jego twórczości dostrzec można między innymi próby odnalezienia wspólnej płaszczyzny (porozumienia) dla Zachodu i Wschodu.

Polski czytelnik (który nie zna języka japońskiego, oczywiście) może zapoznać się z kilkoma jego dziełami takimi jak Dziennik szalonego starca, Niektórzy wolą pokrzywy czy Ulotny most snów. Każdy miłośnik literatury penetrującej zakamarki świadomości powinien sięgnąć po jego dzieła. Warto przyjrzeć się literackim przestrzeniom i pomostom budowanym na styku dwóch wielkich kultur – Wschodu i Zachodu. Myśli, przeżycia i zdarzenia (za)pisane są pięknym, wykwintnym językiem, co stanowi jeden z walorów prozy Jun’ichirō Tanizakiego.

Tajemna historia pana Musashiego utrzymana jest w charakterze dzieła powstałego na faktach. Za „pomocnicze” utwory („pomocnicze”, bo uzupełniające pewne informacje) służą dwa quasi-dokumenty: Marzenie nocy, których autorką jest mniszka Myōkaku, oraz Wyznania Dōamiego (autor, Dōami, służył u pana Musashiego). Tajemna historia pana Musashiego stanowi swoisty aneks, osobliwy „apokryf” do Kronik Wojennych Domu Tsukuma, będących… również quasi-historycznym źródłem wiedzy na temat jednego z samurajskich rodów. Czytaj dalej

Między wschodem a zachodem słońca. Recenzja książki „Dziennik szalonego starca. Niektórzy wolą pokrzywy” Jun’ichirō Tanizakiego

Opadają już bazie wierzbowe, mój przyjaciel wciąż jeszcze nie wraca.
Odleciały słowiki, opadły kwiaty – zostały same tylko puste sny.
Wydałem dziesięć tysięcy miedziaków na wino ze stolicy,
Teraz stoję przy balustradzie w deszczu wiosennym i patrzę na rozkwitłą peonię.*

Jun’ichirō Tanizaki urodził się w 1886 roku w Tokio, zmarł zaś w 1965 roku. Jest jednym z najważniejszych i najsłynniejszych nowożytnych japońskich pisarzy. W młodości Tanizaki zafascynowany był Zachodem i niemal wszystkim tym, co zachodnie. Pociągała go odmienna kultura, ale przede wszystkim styl życia ludzi z Zachodu, bohema artystyczna, ekscesy erotyczne i swoboda, wyrwanie się ze sztywnego gorsetu konwenansów, norm i zasad. Z czasem jednak u Tanizakiego zaszła zmiana i skierował się ku japońskiej kulturze, tradycji i wartościom. Dwa przewrotne i wieloznaczne opowiadania Tanizakiego polski czytelnik możne znaleźć w antologii pod redakcją Blanki Yonekawy (Ballada o Narayamie. Opowieści niesamowite z prozy japońskiej), a utwór Ulotny most snów, pod pewnymi względami zbieżny z Dziennikiem szalonego starca, zamieszczony został w innym wyborze, o tytule Tydzień świętego mozołu. Opowiadania japońskie 1945-1975 pod redakcją Mikołaja Melanowicza.


Pierwsza z powieści zaprezentowana przez Państwowy Instytut Wydawniczy nosi tytuł Dziennik szalonego starca i powstała w 1962 roku, a zatem w końcowej fazie życia Tanizakiego. Głównym bohaterem i zarazem autorem dziennika, tytułowym szaleńcem, jest siedemdziesięciosiedmioletni Tokusuke Utsugi. Dziennik, który czytamy, nie jest zwartą całością czy starannie wyselekcjonowanym zapisem, a raczej stanowi pewien wyimek z bogatych notatek Utsugiego i obejmuje przełom 1960 i 1961 roku. Mężczyzna opisuje tyleż swoje przemyślenia, ile drobne wydarzenia z życia, nie szczędząc opisów potraw, wyliczając otrzymywane lekarstwa, zastrzyki czy wreszcie skrupulatnie relacjonując nasilanie się swojej nieuświadomionej choroby psychicznej. Dziennik zatem przypomina raptularz. Czasami jednak zdarza się, że Utsugi porównuje współczesną Japonię z Japonią, kiedy był dzieckiem, ba! porównuje współczesne kobiety ze swoją matką. Z tak silnych zderzeń i kontrastów rysują się przed oczami czytelników zmiany (a raczej ich niewielka część), które zaszły w Kraju Wschodzącego Słońca.

Nie tylko ciało Utsugiego choruje, ale także, a może przede wszystkim, zmącony jest jego umysł. Postępujące starcze zniedołężnienie objawia się w najrozmaitszy sposób (czy to nagłe skoki ciśnienia, czy omdlenia, czy zaniki pamięci), zaś równolegle nasilająca się choroba psychiczna przejawia się w… nadmiernym pobudzeniu seksualnym. Obiektem, wokół którego kumuluje się napięcie seksualne, staje się Setsuko, synowa Utsugiego, była tancerka. Starzec marzy o pocałunku ponętnej Setsuko, nie potrafi uwolnić się od pożądania, doprowadzając do wręcz kuriozalnych wydarzeń i wypadków.
Czytaj dalej

Rozczarowani. Recenzja antologii „Tydzień świętego mozołu. Opowiadania japońskie 1945-1975” pod redakcją Mikołaja Melanowicza

Jeden z najwybitniejszych japonistów w naszym kraju, Mikołaj Melanowicz, prezentuje polskiemu czytelnikowi niezwykłą książkę o tytule Tydzień świętego mozołu. Opowiadania japońskie 1945-1975. Doskonały wstęp Melanowicza, napisany w przystępny sposób, prowadzi nas po meandrach japońskiej prozy, a dokładniej: przybliża nam specyfikę japońskich opowiadań z lat 1945-1975. Autor wyboru od razu zaznacza, że obszerna i zróżnicowana literatura japońska tego okresu uniemożliwia dokonanie takiej selekcji, która byłaby bliska idealnej. Poprzestaje zatem na wytyczeniu kilku głównych dróg rozwoju krótkich form prozatorskich autorstwa twórców z Kraju Kwitnącej Wiśni. I trzeba powiedzieć, że dzieła ze zbioru Tydzień świętego mozołu. Opowiadania japońskie 1945-1975 są niesamowitą i niezapomnianą podróżą w japoński świat, w japońską powojenną rzeczywistość. Ponad dwudziestu autorów, ponad dwadzieścia opowiadań – w większości z nich pojawiają się szczególnie mocno, co nie dziwi, reminiscencje czasów wojny, wojennych bombardowań, ucieczek, odpowiedzialności, śmierci oraz miłości. Eros splata się silnie z Tanatosem. Kim są autorzy i jakie dzieła zostały wybrane przez Melanowicza?


Wybór otwiera proza Kōbō Abe, którego (jak się wydaje) szerzej prezentować polskiemu czytelnikowi nie trzeba. Znany jest bowiem w naszym kraju przede wszystkim z powieści Kobieta z wydm, ale i utworów takich jak Czwarta epoka czy Schadzka. Opowiadanie Żołnierz ze snu wprowadza nas w typowy dla Abe świat – świat na granicy jawy i snu, świat, który testuje i podważa deklaracje ludzi, zmuszając ich do czynu, a zarazem płaszczyzna zderzenia jednostki ze zbiorowością (można zaryzykować twierdzenie, że to jeden z najczęściej występujących w prozie Abe motywów). W antologii Ballada o Narayamie. Opowieści niesamowite z prozy japońskiej zamieszczono jedno z opowiadań Dazai Osamu, Rybką być. Natomiast w antologii pod redakcją Melanowicza odnajdziemy dużo lepszy utwór tego pisarza, a mianowicie dzieło pod tytułem Mój mąż, Villon. Dazai pisze przewrotnie, zaskakująco, zbijając z tropu czytelnika i wprawiając w zakłopotanie, ile bowiem ma wspólnego tytułowy mąż z autorem Wielkiego testamentu – Françoisem Villonem? Pięknie poprowadzona narracja zabiera nas w głąb relacji… damsko-męskich. Shūsaku Endo, który w młodym wieku przeszedł (z inicjatywy matki) na katolicyzm, w utworze Młodsza siostra, prezentuje się nam z odmiennej strony niż w opowieści niesamowitej Pająk. Młodsza siostra porusza problem ucieczki, rozdarcia wewnętrznego i przegranej. Czy pragnąc spełnić swoje marzenia i rezygnując z ustabilizowanego życia, przegrywamy? A może wygrywamy? Endo podejmuje problem spełnienia tyleż artystycznego, ile osobistego, uzupełniając wątkiem chrześcijańskim. Zachwycająca, chociaż gorzka w swej wymowie miniatura. Shichirō Fukazawa, autor sławnej Ballady o Narayamie, zaskakuje opowiadaniem Bracia Murashō. Umiejętnie łącząc wątki baśniowe albo wręcz mityczne z opowieścią o duchach oraz iście Szekspirowskim zakończeniem, tworzy dzieło niezwykłe, opalizujące znaczeniami. Czytaj dalej

Pod powierzchnią. Recenzja „Ballady o Narayamie. Opowieści niesamowitych z prozy japońskiej” pod redakcją Blanki Yonekawy

Jak wskazuje drugi człon tytułu, czyli Opowieści niesamowite z prozy japońskiej, książka jest w gruncie rzeczy antologią. Oczywiście, każda antologia to najczęściej subiektywny wybór, jednakże w dużej mierze wybór reprezentatywnych dla danego autora utworów poetyckich, dramatycznych czy wreszcie prozatorskich. Ballada o Narayamie. Opowieści niesamowite z prozy japońskiej jest nie tyle wyborem dzieł charakterystycznych dla konkretnych twórców, ile subiektywnym wyborem „opowieści niesamowitych”.


Od razu, i nieprzypadkowo, pierwsze skojarzenie europejskiego oraz amerykańskiego czytelnika łączy się z Opowieściami niesamowitymi Edgara Allana Poego – dziewiętnastowiecznego amerykańskiego pisarza (albo raczej: poety i powieściopisarza). Opowieści Edgara Allana Poego zmuszają do intelektualnego wysiłku, nie przynosząc łatwych emocji, które oferują niskiej klasy horrory albo thrillery. Największy bowiem mrok obecny jest w duszy człowieka. Wiele z japońskich opowieści umieszczonych w antologii Blanki Yonekawy jest pod tym względem podobnych do Opowieści niesamowitych Poego i chyba w tym tkwi ich największa siła oddziaływania. Na ile jednak opowieści zebrane (wybrane) przez Blankę Yonekawę, są „niesamowite”, zależy w dużej mierze od… czytelnika, wszak słowo „niesamowity” niekoniecznie musi konotować sformułowanie „opowieści grozy”.

Blanka Yonekawa dokonała niełatwego wyboru oraz przekładu utworów, które pozostawiają czytelnika w oniemieniu, konsternacji, a czasami przerażeniu. Oczywiście, czytelnik nieprzyzwyczajony czy nieprzygotowany do japońskiej prozy, może odczuć w wielu wypadkach niedosyt czy zniecierpliwienie. Tak, opowiadania, opowieści, nowele, miniatury i minipowieści zebrane przez Yonekawę są iście „japońskie”. Co rozumiem przez wyrażenie „iście japońskie”? Jednej definicji nie ma i nie spróbuję nawet takiej stworzyć. „Japońskość” bowiem w dużej mierze wiąże się z efemerycznością, ulotnością, nietrwałością, czyli chwilowym wrażeniem, nie zaś długotrwałym procesem. Powodów, dla których część opowiadań pozostanie dla czytelników poniekąd hermetyczna (mimo świetnych przypisów Blanki Yonekawy), jest wiele, między innymi upodobanie Japończyków do przerywania opowieści w najmniej oczekiwanym momencie, brak wyrazistej puenty (bądź całkowita jej nieobecność) albo zaskakujące suspensy, nieprzewidziane wydarzenia, które mają swe źródło niejednokrotnie w japońskiej mitologii, tradycji, wierzeniach i, co się z tym wiąże, japońskiej mentalności. Ponadto scenerii, w których rozgrywają się niesamowite, niekiedy wręcz fantastyczne historie, próżno szukać poza Japonią – może w Chinach czy Korei, ale nawet tam nie odnaleźlibyśmy tego specyficznego klimatu, który przynoszą nam (i w który przenoszą nas) opowieści japońskich twórców. Całość uniezwyklają dodatkowo świetne ilustracje Wiesława Rosochy. Wkraczamy zatem w niejednoznaczny świat. Dla niektórych świat groteskowy, ironiczny, niekiedy surrealistyczny, szatański, brutalny, lubieżny – świat, który za chwilę, niczym w kalejdoskopie, pokaże nam swoją subtelną, delikatną, kruchą stronę. Przed nami zatem ambiwalentna rzeczywistość.
Czytaj dalej