Świadectwo. Słowo o „Zagładzie Hiroshimy” opracowanej przez Marię Ziółkowską na podstawie tekstów Ogury Toyofumiego

„Hiroshima była jednym wielkim polem czarnej, przepalonej ziemi. (…) Nic nie pozostało. Tylko płasko rozrzucone zgliszcza aż po widnokrąg.” [s. 12]

Ogura Toyofumi (1899-1996) był badaczem historii i literatury Japonii, zajmował się między innymi twórczością Miyazwy Kenjiego, którego kilka opowieści niesamowitych i baśni ukazało się w polskim przekładzie – „»Noc na kolei galaktycznej« i inne baśnie” oraz „Jadłodajnia o licznych zleceniach”. W momencie wybuchu bomby atomowej w Hiroshimie, 6 sierpnia 1945 roku po godzinie ósmej rano wracał z porannych zajęć, znajdował się około czterech kilometrów od centrum eksplozji. Ogura Toyofumi, "Zagłada Hiroshimy"On przeżył, troje dzieci również, ale jego żona została ogromnie okaleczona i po niecałych dwóch tygodniach zmarła. Nie mogąc poradzić sobie ze stratą oraz pragnąc dać świadectwo zagłady, rozpadu świata, kryzysu ludzkości, Ogura zaczął pisać wspomnieniowe teksty i listy do żony. W 1948 roku zostały opublikowane. Później pojawiły się następne jego zapiski o wybuchu bomby atomowej. Pod koniec lat 50. XX wieku, między innymi dzięki japońskiemu esperantyście, który przetłumaczył właśnie na esperanto pamiętnikowe szkice Ogury, tekstami Japończyka zainteresowała się polska pisarka Maria Ziółkowska (1924-2012) i zdecydowała się na ich opracowanie oraz zaprezentowanie w Polsce. W 1959 roku pojawiła się broszurka „Zagłada Hiroshimy” składająca się ze szkiców Ogury oraz napisanego przez niego w 1958 roku krótkiego wstępu do polskiego wydania.

Japończyk rejestruje kolejne minuty i godziny zaraz po zrzuceniu bomby na Hiroshimę. Przemierza spaloną, okaleczoną, krwawą, wypełnioną zdeformowanymi, „makabrycznymi zjawami” ziemię, „dno płonącego piekła”, „ponurą dolinę śmierci”. Szuka swoich najbliższych, mając nadzieję, że może przeżyli wybuch. Czytaj dalej

„Życie minęło jak sen”. Parę słów o „Oczekiwaniu” Ha Jina

Zastanawiałeś się kiedyś, co będzie, gdy otrzymasz to, czego oczekiwałeś przez lata? Bo przecież wyśniony moment, gdy już przybliży się na tyle, że będziesz mógł go poczuć, dotknąć, (za)chwycić, urzeczywistnić, po procesie przeistoczenia z fazy projektu w to, co dokonane, może cię rozczarować. Może utracić blask, okazać się czymś niewartym tego czekania, tych łez, wysiłków, wyrzeczeń. Oczekiwanie"Co wtedy zrobisz?

Jak co roku od kilku lat Kong Lin, oficer pracujący jako lekarz w szpitalu wojskowym w mieście Muji, jedzie do rodzinnej wsi, gdzie mieszka jego prosta, pracowita i zaradna żona Shuyu oraz córka Hua. Mężczyzna kolejny raz próbuje doprowadzić do rozwodu z Shuyu, by związać się z pełną uroku przełożoną pielęgniarek Wu Manną. Ale za każdym razem jego plan jest sabotowany. Jedynym wyjściem wydaje się czekanie, aż – w związku z wprowadzonymi regulacjami w 1958 roku – po 18 latach separacji będzie mógł uzyskać rozwód nawet bez zgody małżonki. Jak jednak umykający czas odmieni męża, żonę i przyjaciółkę?

Chińsko-amerykański pisarz i poeta Jin Xuefei (ur. 1956) publikuje swoje utwory w języku angielskim pod pseudonimem Ha Jin. Przebywał na stypendium w Stanach Zjednoczonych, gdy miała miejsce masakra na placu Tiananmen (1989) i po tym wydarzeniu zdecydował się na emigrację. W 1999 roku opublikował powieść „Oczekiwanie”, w której porusza tematy związane przede wszystkim ze świadomym budowaniem rodziny, z małżeństwem, miłością, zadurzeniem, zauroczeniem, zdradą. Podejmuje rozważania o idealizacji relacji między kobietą a mężczyzną, wizji idyllicznej, iluzorycznej, pełnej pasji i fascynacji, olśnień i ekscytacji codzienności w małżeństwie. Tymczasem konfrontacja, zwłaszcza po latach, planu z rzeczywistością nierzadko roztrzaskuje się, rozpada na kawałki. Czytaj dalej

„(…) więc spróbujmy jeszcze raz!” – odsłona japońskiej literatury proletariackiej. „Poławiacze krabów” Kobayashiego Takijiego

W początkach XX wieku na statki do poławiania krabów werbowani byli mężczyźni z różnych środowisk – robotniczych, górniczych, rolniczych, studenckich, rybackich. Skrajne ubóstwo, brak perspektyw pracy i zarobku zmuszają ludzi do podjęcia się wypraw w pobliże Kamczatki, w rejon Morza Ochockiego. Ale Spółka, której przedstawicielem na statku jest dozorca, traktuje poławiaczy jak niewolników. Wyzysk, brutalność, okrucieństwo dozorcy zapalają iskierkę buntu wśród mężczyzn na jednej z pływających przetwórni krabów.

Po tragicznym trzęsieniu ziemi w regionie Kantō w 1923 roku zaczęły się klarować dwa nurty w japońskiej literaturze, jak zauważa Mikołaj Melanowicz*, postulujące, nawołujące do swoistych rewolucji. Kobayashi Takiji, "Poławiacze krabów"Jeden z nich to artystyczny, modernistyczny (vide: Kawabata Yasunari), drugi zaś – skoncentrowany na tematyce społeczno-politycznej, czego świetną egzemplifikacją są „Poławiacze krabów” (蟹工船, Kani Kōsen) autorstwa Kobayashiego Takijiego (1903-1933). Pisarz i działacz zmarł w wieku 29 lat po torturach na posterunku policji, gdzie zabrano go po obławie – podający się za członka partii komunistycznej mężczyzna, z którym spotkał się Kobayashi, okazał się agentem japońskiej tajnej policji politycznej (Tokkō).

Inspiracjami do wydanych w 1929 roku „Poławiaczy krabów” są i artykuł przeczytany przez Kobayashiego o brutalnie potraktowanych pracownikach pływającej przetwórni krabów, i autobiograficzne „Umi no ikuru hitobito” (海に生くる人々) z 1926 roku pisarza także związanego z ruchem proletariackim Hayamy Yoshikiego (1894-1945) – utwór opisuje doświadczenia autora, który pracował na statku przewożącym węgiel. Co ciekawe, egzemplarze „Poławiaczy krabów” od początku, mimo zakazów i konfiskat, były kolportowane. Nieocenzurowana wersja pojawiała się po drugiej wojnie światowej, a po wznowieniu w 2008 roku utwór był jedną z lepiej sprzedających się powieści w Japonii. Polski przekład – niestety pośredni, z języka czeskiego – ukazał się w 1950 roku, a drugie wydanie w 1953 roku. Czytaj dalej

„Życie jest szczęściem, a śmierć przeznaczeniem.” Słów parę o „Narodzinach bohatera” Jin Yonga

Wystarczy iskierka, jeden drobny gest, by wyzwolić ciąg (nie)przewidzianych sytuacji, (nie)zwykłych okoliczności, (nie)uniknionych spotkań. Przemierzanie kolejnych etapów, zdobywanie artefaktów, budowanie drużyny sojuszników, przekraczanie granic (nie)możliwości, wzrost siły i rozwijanie umiejętności – jak w grze – będą elementami-pierwiastkami potrzebnymi do rozwiązywania czasoprzestrzeni, odkrywania kart przeznaczenia, a może… przypadku, losowego rzutu kośćmi.

Dwunasty wiek. W Krowiej Wiosce na południu Chin Guo Xiaotian oraz Yang Tiexin, potomkowie walecznych wojowników z armii legendarnego Yue Feia, mieszkają ze swoimi żonami i sekretnie ćwiczą się w sztukach walk, licząc, że kiedyś północne tereny zostaną odbite z rąk Dżurdżenów, założycieli dynastii Jin. Narodziny bohatera"Ale nie oni jedni znaleźli tu schronienie, bo i choćby niepozorny Qu San. Pewnego śnieżnego wieczoru Guo i Yang zauważają, że przed ich domami przemyka taoistyczny mnich. Gościnni mężczyźni zapraszają nieznajomego, by ogrzał się u nich. Nie wiedzą jednak, że za sprawą mistrza Changchun ze Szkoły Doskonałej Prawdy, aroganckiego i zadziornego Qiu Chujiego, doświadczą przerażających wydarzeń, drastycznie odmieniających losy obu rodzin.

Chiński i hongkoński pisarz Zha Liangyong (1924-2018) publikował swoje utwory prozatorskie i eseistyczne pod pseudonimem Jin Yong. Specjalizował się w „wuxia xiaoshuo”, czyli literackich opowieściach o przygodach i perypetiach walczących bohaterów (武俠, wuxia – sztuki walki). W codziennej gazecie 香港商報 między styczniem 1957 rokiem a majem 1959 rokiem ukazywały się kolejne odcinki, które złożyły się później na tom otwierający trylogię (oryg. 射鵰三部曲). Polski tytuł pierwszej części to „Narodziny bohatera” (oryg. 射鵰英雄傳). I jest wyśmienitą, rewelacyjną powieścią przygodową o reprezentujących rozmaite szkoły i style mistrzach sztuk walk oraz – a może przede wszystkim – ich adeptach. Czytaj dalej

Destabilizacja. Słówko o „Diablich eliksirach” Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna

Przeglądasz się w oczach innych, szkicujesz  swoje nowe rysy twarzy, grymasy, wyrazy. Przeobrażasz „ja” w „on”, przepływasz między tożsamościami, multiplikujesz twarze-maski, porzucasz przeszłość, by tworzyć kolejne korytarze-tunele w teraźniejszości, gdzie ukryjesz się, gdyby ktoś odsłonił twój sekret. A może tak naprawdę uciekasz w on(i)” od przerażającego cię „ja” – nieobliczalnego, obciążonego, naznaczonego. Pamiętasz jeszcze, jak to wszystko się zaczęło i kim jesteś?

Franciszek urodził się w Świętej Lipce. Gdy był małym chłopcem, spotkał pielgrzyma z dziecięciem. Podróżnik poradził jego matce, by syn został mnichem i odkupił grzechy ojca – rzekomego zbrodniarza, którego Franciszek nie (po)znał. Jako młodzieniec rozpoczął zatem studia teologiczne. Ernst Thomas Amadeus Hoffmann, "Diable eliksiry"Pragnąc uciec od pokusy kobiecych wdzięków, zdecydował się na nowicjat, przybrał imię Medard. Ale oficjalnie przyznał, że wybiera drogę mnicha, gdyż został powołany. To kłamstwo pociągnie za sobą kolejne i zdaje się, że uaktywni piętno występku odziedziczone po ojcu. Gdy po kilku latach otrzyma nadzór nad relikwiami klasztornymi, wśród których znajduje się flaszka z eliksirem zostawiona przez szatana świętemu Antoniemu, skuszony Medard ukradkiem spróbuje napoju. Czy to za jego sprawą stanie się pyszny i zuchwały, żądny podziwów i poklasku, prowadzących go na rubieże, manowce, do zbrodniczych czynów? A może…

Niemiecki artysta – między innymi poeta, pisarz, kompozytor, rysownik – Ernst Theodor Amadeus Hoffmann (1776-1822), znany w Polsce w dużej mierze dzięki opowieści „Dziadek do orzechów i Król Myszy”, publikował w latach 1815 i 1816 „Diable eliksiry”. Utwór stylizowany jest na odnaleziony manuskrypt, autentyk, do którego autor dodał tylko kilka uwag o charakterze redakcyjnym i lakoniczny komentarz. Nota bene, w tekście E.T.A. Hoffmann zamieszcza bezpośrednie odniesienie do powieści gotyckiej z 1796 roku „Mnich” brytyjskiego pisarza i dramaturga Matthew Gregory’ego Lewisa (1775-1818) – tym utworem inspirował się podczas komponowania „Diablich eliksirów”. A skonstruował obraz intrygujący, niejednoznaczny, otwierający arcyciekawe odczytania, sięgające po aspekty zaburzeń emocjonalno-psychicznych. Czytaj dalej

„Nie ma to, tamto.” Kilka słów o „Niewinnych ofiarach” Katarzyny Wolwowicz

Olga Balicka od pięciu lat pracuje w wydziale zabójstw jeleniogórskiej policji. Podczas wolnego dnia odbiera telefon od komendanta Pawła Kaweckiego, który pilnie każe jej przyjechać do lasu. Odkryto bowiem ciała dwóch dziewczynek. Sprawca odciął im głowy. Balickiej jako partnera w śledztwie przydzielono zesłanego z Warszawy za nadużywanie uprawnień Kornela Mureckiego. Katarzyna Wolwowicz, "Niewinne ofiary"Ze zdziwieniem odkrywają, że dwanaście lat temu spotkali się w zupełnie innych okolicznościach. Tymczasem kolejne incydenty, zdumiewające zbiegi okoliczności, kłamstwa, podrzucane najprawdopodobniej przez mordercę tropy prowadzące na manowce, coraz bardziej komplikują sprawę.

W 2022 roku ukazała się powieść „Niewinne ofiary” autorstwa Katarzyny Wolwowicz (ur. 1983), pierwszy tom kryminalno-detektywistycznego cyklu z panią komisarz Olgą Balicką. Chociaż należy od razu zaznaczyć, że to romansowy kryminał, pełen kochanek i kochanków, zdrad małżeńskich (o dziwo, nienapiętnowanych, lecz w zasadzie usprawiedliwianych), seksu, erotycznych, wyuzdanych wyobrażeń bohaterów. Kontrastuje to z makabryczną zbrodnią i trudnym tematem handlu ludźmi. Mniej tu detektywistycznej, śledczej pracy, mozolnego zbierania dowodów, ale zamiast tego mnóstwo fajerwerków, spektakularnych scen(ek), roz(g)rywek, elektryzująco-ekstatycznego flirtowania, schematów w opisach relacji damsko-męskich, (niekoniecznie zabawnych) żarcików, wulgaryzmów i kolokwializmów. Ale autorka swoją literacką twórczość zaczęła od romansu – może w takim kierunku powinna podążać? Czytaj dalej

Roztrzaskane niebo. Słów kilka o „Końcu samuraja” Serizawy Kōjirō

I mimo że niebo spada na ziemię, nadal żyjesz. Przemierzasz jak upiór przestrzeń zalaną krwią, po(d)paloną, wypełnioną jękami agonii okaleczonych ciał. Z piekła nie ma ucieczki. Obrazy pożogi i potworów nie opuszczą cię nigdy.

„Głos cesarza umilkł.” Pięćdziesięcioletnia pani Sonoko, żona wiceadmirała Abego Yusukego wysłuchała w radiu informacji o kapitulacji Japonii. Niebawem pojawiła się u niej radosna z powodu końca wojny Kakuko, małżonka kapitana Tokudy, podlegającego Abemu. Ale pochodząca z samurajskiego rodu teściowa Sonoko, uważa, że jej syn nie wróci, gdyż postąpi zgodnie z bushidō. Serizawa Kōjirō, "Koniec samuraja"Okazałby się człowiekiem pozbawionym honoru, zhańbiłby się, gdyby po przegranej nadal żył. W momencie wybuchu pierwszej bomby atomowej Taro, syn Sonoko, student medycyny, przebywał u znajomego w Hiroshimie, gdzie chciał się spotkać z przyjaciółką Mitsuko. Przerażony piekłem na ziemi, potwornie okaleczonymi i zniekształconymi ofiarami, powraca odmieniony. W kolejnych miesiącach amerykańskiej okupacji Japonii Kakuko, wiedząc o problemach finansowych Sonoko, proponuje jej wynajęcie części domu Amerykaninowi kapitanowi Sadockowi. Po protestach teściowej i niemym oporze Sonoko, ale za zgodą Taro oraz córki Fumiko mężczyzna wprowadza się do japońskiej posiadłości. Żona wiceadmirała z niepokojem obserwuje przepaść między swoim pokoleniem a generacją jej dzieci, w większości poranionych psychicznie i duchowo, naznaczonych wojenną traumą, okupacją, wyrywających się dotychczasowym sztywnym ramom społeczno-obyczajowym, walczących o niezależność w nowym świecie, w którym dokonało się druzgocące przetasowanie, przewartościowanie.

W 1955 roku ukazała się przejmująca powieść japońskiego pisarza Serizawy Kōjirō (1896-1993) „Koniec samuraja” (oryg. サムライの末裔, co można przetłumaczyć jako „potomkowie samuraja” i ten tytuł najlepiej koresponduje z treścią i wymową utworu). Polski przekład z 1957 roku jest niestety pośrednim, z języka francuskiego. A szkoda, bo dzieło Japończyka porusza ważne kwestie związane z końcem drugiej wojny światowej i kształtowaniem się pokolenia powojennego, które chociaż podąża w różnych kierunkach – albo wybierają apatię, marazm, inercję, albo widać u nich obojętność, odrętwienie, dystans (emocjonalny), albo sprzedają swoje ciała, by przetrwać w nowym porządku świata, albo kształcą się za granicą, rewidują zasadne normy i role społeczne, aby dokonać zmian – połączone jest (szeroko pojętym) zwątpieniem, rozczarowaniem. Rzeczywistość rozpadła się, została zmiażdżona, niebo się roztrzaskało. To, w co uczono ich wierzyć, okazało się iluzją. W takiej przestrzeni, pełnej gruzów, krwawiących ran, potworności, deformacji, zanegowania dotychczasowych prawd i wpajanych wartości, pozostaje rozpacz albo budowa czegoś nowego, innego. Ale jakie będą fundamenty, na jakim gruncie rodzić się będzie „jutro”? Czytaj dalej

„Rzeczywistość cudowna”. Słówko o „Królestwie z tego świata” Aleja Carpentiera

„Ale fakt, że wielu ludzi zapomina, przebierając się za magów tanim kosztem, że cudowność zaczyna być autentyczna, kiedy powstaje z pewnej nieoczekiwanej przemiany rzeczywistości (cudu), z uprzywilejowanego sposobu dostrzegania rzeczywistości, z oświetlenia niezwykłego lub faworyzującego niezauważone bogactwa rzeczywistości, z rozszerzenia skal i kategorii rzeczywistości, wypływającą z egzaltacji ducha, która go doprowadza do pewnego rodzaju »stanu krańcowego«. Przede wszystkim poczucie cudowności zakłada istnienie wiary. (…)” [s. 7-8]

Alejo Carpentier, "Królestwo z tego świata"W miasteczku Cap na północy Haiti czarnoskóry niewolnik Ti Noel doświadcza „rzeczywistości cudownej”, jest świadkiem i uczestnikiem niezwykłych widowisk, wyrywających się spod kontroli, deformujących, naginających przestrzeń, przekształcających ludzi. Jednym z tych, którzy wskrzeszą i rozwiną pierwotną wiarę, zaczną snuć hipnotyzujące opowieści o afrykańskim praźródle, jest Mackandal – protueszowy, zagadkowy przewodnik Murzynów, zdolny do przybierania dowolnych postaci i form, wymykający się ognistym stosom kolonialistów. W wypadku traci jedną rękę i pewnego dnia ucieka od ciemiężców, by głosić słowo, wyzwać do zjednoczenia i wyzwolenia spod jarzma białych. Stanie się swego rodzaju Mesjaszem. A to dopiero początek haitańskiej rewolucji – krwawej, makabrycznej, odurzająco uwodzącej, euforycznej, będącej egzemplifikacją cyklicznego cierpienia podczas poszukiwań szczęścia przez człowieka, mieszkańca królestwa z tego świata.

W przedmowie do wydanej w 1949 roku powieści „Królestwo z tego świata” kubański pisarz Alejo Carpentier (1904-1980) ostro krytykuje „księgowych cudowności”, „żenujące ubóstwo wyobraźni”, sztuczne ożywianie legend, w których literaci-buchalterzy doszukują-doliczają się magiczności i niezwykłości. Tymczasem „rzeczywistość cudowna” istnieje, ale potrzebuje wiary, zbiorowa wiara zaś potrafi dokonać cudu. Tyleż tego doświadczał, ile to odczuwał, odbierał Carpentier, gdy przebywał w 1943 roku na Haiti. Czytaj dalej

„A może potrafię być towarzyszem jastrzębia, chociaż sam jestem tylko wróblem.” Słowo o „Dzikich palmach” Williama Faulknera

Oddychać tylko miłością namiętną, pełną pasji, wyrywającą się z gorsetów codziennej rutyny i obowiązków. Płonąć i nie spalać się, być oczarowanym, trwać w nieustannym tańcu, wirowaniu świata. Chwycić dłoń snu i porzucić role, maski, kostiumy. Ciągle podążać za marzeniem. Zbiec z rzeczywistości. Czy jedynym wyjściem, wyzwoleniem jest pogrążenie się w wiecznym śnie?

W Nowym Orleanie podczas przyjęcia niedoszły lekarz Henry Wilbourne poznaje młodą mężatkę, matkę dwóch córek, Charlotte Rittenmeyer. Dzikie palmy"Kobieta ma duszę artystki, niebieskiego ptaka, wizjonerki i kreatorki wielkiej miłości – autentycznej miłości, której rozpaczliwie pragnie, bez względu na konwenanse, pieniądze, „drobnomieszczańskie cnoty”. Swoista gra przeobrażająca się w tyleż romans, ile wspólne poszukiwanie, wskrzeszanie i ucieleśnianie idei miłości przez Charlotte oraz Henry’ego prowadzą ich po rozmaitych przestrzeniach. Uciekają przed schematycznymi rolami żony i męża, ale na ile niedoświadczony, naiwny młodzieniec dorówna kroku kobiecie z jasno określoną wizją, wyrywającej się stereotypom marzycielki?

W 1939 roku ukazała się powieść „Dzikie palmy” amerykańskiego pisarza Williama Faulknera (1897-1962). Pierwotnie książka zatytułowana był słowami Psalmu 137 „Nad rzekami Babilonu”, a konkretnie frazą „If I forget thee, Jerusalem” („Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie”), i oryginalnie zawierała dwie opowieści – „Wild palms” („Dzikie palmy”) oraz „Old man”. Wydawca zdecydował jednak, by publikacji nadać tytuł „Dzikie palmy”. W zależności od wydania polski czytelnik otrzymuje albo oba utwory, albo wyłącznie „Dzikie palmy”.

Polifoniczna opowieść Faulknera o dwojgu poszukiwaczy miłości, dryfujących, szarpanych przez wiatry i huragany codzienności, społecznych konwencji, obowiązków, jest wstępem do rozważań między innymi o (nie)zmienności „ja” w czasie, o braku miłości we współczesnym świecie, w którym dominują substytuty i rutyna podstawiane przez „drobnomieszczańską dostojność” i takież cnoty oraz pieniądze. Czytaj dalej