Pogłosy. Słów kilka o „Nokturnach. Pięciu opowiadaniach o muzyce i zmierzchu” Kazuo Ishiguro

Pozornie spokojna, delikatna melodia, bez nagłych zwrotów i zaskoczeń, czasem przynosi więcej niż się spodziewasz niepokoju, emocjonalnego rozedrgania, bo rezonuje z ukrywanymi, marginalizowanych elementami duszy. Kazuo Ishiguro, "Nokturny. Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchuWyzwala pogłosy, pobudza uśpione albo celowo spychane uczucia, pozwala na rewizję i rozrachunek z przeszłością, przejrzenie się w „ja”.

W 2009 roku ukazał się pierwszy zbiór opowiadań brytyjskiego pisarza japońskiego pochodzenia Kazuo Ishiguro (ur. 1954) o wdzięcznym tytule „Nokturny”, przywodzącym na myśl między innymi cykl utworów Fryderyka Chopina. Ale muzycy pojawiający się w opowieściach nie występują w salach koncertowych, nie uczestniczą w wielkich wydarzeniach muzycznych, przygrywają bowiem na placach, w kawiarniach i restauracjach czy hotelach jako członkowie okazjonalnie montowanych grup muzycznych uprzyjemniających czas turystom albo są w przedsionku do muzycznego biznesu, pragną, by ich kompozycje zdobyły słuchaczy. W niespiesznych narracjach przywołują po epizodzie ze swojego życia, gdy ich ścieżka zetknęła się z drogą osoby psychicznie i emocjonalnie okaleczonej, zranionej, złamanej, pełnej wątpliwości czy z kimś na rozdrożu bądź przebywającym we własnym wymiarze dźwięków. To wyimki z codzienności, wyrywy w czasoprzestrzeni monotonii i rutyny, drobne momenty olśnień, przebłysków, niekiedy przynoszące lekcję, innym razem wskrzeszające zagadkowe, może i niepokojące wspomnienie.

Nie ma tu wielkich słów, dynamicznych sytuacji, brak wyraźnych puent, ale jest ulotność, efemeryczność właściwa dla wszystkich spotkań, przecięcia się ścieżek podróżników po muzyce przestrzeni. Prostota, niekiedy chropowatość (korespondująca z żalem niektórych bohaterów), bardzo subtelna magiczność wynikająca z wyjątkowości każdej relacji, niezmiernie delikatne, podskórne wydobywanie „niezwykłości” w „zwykłości” nie znajdą wielu zainteresowanych takim prowadzeniem opowieści czytelników. Tym bardziej, że podczas przemierzania narracji Ishiguro nie opuszcza odbiorcy wrażenie oglądania świata przez szybę, a w zasadzie przyglądania się obserwatorowi-narratorowi, który z emocjonalnym dystansem doświadcza, mimowolnie podgląda cudzą relację w chwili jej pęknięcia, a także staje się współuczestnikiem, trochę statystą w grze między dwojgiem bliskich przeżywających kryzys, zwątpienie. Postępująca multiplikacja i odbicie „rejestratorów” (czyli w uproszczeniu oraz bez oznaczania strzałkami zależności i/czy „relacji”: czytelnik/autor-narrator-bohaterowie-relacja między bohaterami-bohaterowie-narrator-czytelnik/autor) impulsów świata działa pokątnie, bo tuż pod powierzchnią, w „głębi” powierzchni. Ale czy to usatysfakcjonuje odbiorców, czy odnajdą w tych narracjach pierwiastki, za którym warto podążać? Wątpię, chociaż opowieści przywodzą na myśl część krótkich form prozatorskich Harukiego Murakamiego. Ishiguro lepiej wybrzmiewa w dłuższych narracjach jak „Pejzaż w kolorze sepii”, „Pogrzebany olbrzym”, „Malarz świata ułudy” czy „Klara i Słońce” – w nich koduje elementy świata, szyfruje tropy, by wybrzmiała niejednoznaczność, a wielogłosowość i wielowymiarowość czasoprzestrzeni.

Pochodzący z kraju komunistycznego Jan, narrator-gitarzysta z „Uwodzicielskiego głosu”*, na placu Świętego Marka dostrzega niegdyś słynnego piosenkarza Tony’ego Gardnera. Matka narratora uwielbiała jego utwory, bo przynosiły jej ukojenie, chwilową radość w trudnych czasach. Gitarzysta postanawia porozmawiać chwilę z Gardnerem. Nie spodziewa się, że ten złoży mu zaskakującą propozycję zagrania wraz z nim przewrotną serenadę, miłosną pieśń rozpadu. Tytuł tragikomicznej opowieści „Come Rain or Come Shine” nawiązuje do piosenki Raya Charlesa. Czterdziestosiedmioletni Raymond po dłuższej nieobecności odwiedza swoich przyjaciół z czasów studenckich Emily i jej męża Charliego. Z Emily łączyło go w zasadzie wyłącznie zamiłowanie do starych amerykańskich piosenek z Broadwayu, niepodzielane przez Charliego. Ale Charlie miał potencjał na osiągnięcie wysokiej pozycji w świecie i tego oczekiwała Emily. Nieustanna presja, porównywanie doprowadzają do pogłębienia rozdźwięku między małżonkami. Oboje na swój sposób chcą wykorzystać obecność Raya – według nich życiowego nieudacznika – by ocalić uczucie, posklejać rozbite serca.

Narrator utworu „Malvern Hills” rzuca studia w Londynie, by zająć się tworzeniem muzyki. Niestety jego umiejętności nie znajdują entuzjazmu w lokalnych zespołach i zespolikach – garażowe grupy jak w soczewce skupiają panującą w przemyśle muzycznym modę na płytkość, nieautentyczność, starannie opracowany i opakowany produkt. Poirytowany mężczyzna postanawia na chwilę przenieść się do siostry i jej męża – oboje prowadzą kawiarnię w ustronnym Malvern Hills. Któregoś dnia pozna tam parę Szwajcarów, Tilo i Sonję, których relacja i odmienne charaktery będą odbiciem dwóch życiowych postaw – entuzjazmowania się elementami świata i afirmacji nawet najdrobniejszych chwil i kontrastowego podejścia – rezygnacji, zwątpienia, stagnacji, pogrążania się w myśli, że „życie przynosi mnóstwo rozczarowań” [s. 158]. Trzydziestoośmioletni Steve, narrator-saksofonista z opowieści „Nokturn”, przebywa w luksusowym hotelu, bo właśnie przeszedł operację plastyczną twarzy. Wśród pacjentów znajduje się także bogata i rozpoznawalna Lindy Gardner (czyżby ta sama co w „Uwodzicielskim głosie”?) – według Steve’a kobieta jest świetną egzemplifikacją pustego świata, show biznesu, w którym liczy się wygląd, a nie talent. Nawiązana przypadkiem znajomość poprowadzi ich labiryntowymi korytarzami hotelu pogrążonego w ciemnościach nocy, gdy świat ulega odrealnieniu, lekka absurdalność i oniryczność prowadzą grę z niemogącymi zasnąć. I jakby dopiero w takiej scenerii, z dekoracjami zdeformowanymi przez noc, są w stanie powiedzieć więcej, niż odważyliby się w blasku. Finałem nocnej muzyki Ishiguro są „Wiolonczeliści” – równie dziwna i niepokojąca historia co „Nokturn”. Narrator-saksofonista grający wraz z zespołem na placu dla turystów dostrzega poznanego siedem lat wcześniej Węgra Tibora, wiolonczelistę, któremu starali się pomóc. Muzyk przywołuje wspomnienie związane z mężczyzną i jego nietypową, tajemniczą znajomość ze starszą o ponad dekadę kobietą, podającą się za wirtuozkę wiolonczeli.

„Nokturny. Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchu” Kazuo Ishiguro to nastrojowe, w gruncie rzeczy spokojne, niespieszne narracje. Nie ma w nich puenty, wielkich przemian bohaterów, wstrząsających wydarzeń. Są życie, strumień czasu, sentymentalne, delikatne i subtelne melodie wytwarzające atmosferę nostalgii, okazje do muśnięcia blizn stanowiących pozostałość po przeszłości, po kolejnych próbach spełniania marzeń i oczekiwań. Ale są w tych wyimkach z historii samotność, poczucie bycia niezrozumianym, niewpisującym się w cudze oczekiwania i przez to odrzuconym.

——————

Kazuo Ishiguro, Nokturny. Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchu, z ang. przeł. Lech Jęczmyk, Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2010.

* W oryginale tytuł tego utworu to „Crooner”, nawiązujący do wokalistów śpiewających standardy jazzowe.

Autor: Luiza Stachura

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s