Poezja jest moją wielką miłością. Zdecydowanie wolę zgłębianie i eksplorowanie słownych korytarzy, odczytywanie, dekodowanie pojedynczych wierszy, ale na potrzeby tego wymiaru przestrzeni decyduję się niekiedy na parę pobieżnych słów o całym tomiku, wyborze, zbiorze, antologii poetyckich utworów. Najłatwiej jest z poezją w języku polskim, bo bez pośredników podążam za muzyką wiersza i przemierzam (czaso)przestrzeń poetyckiego ogrodu. W przekładach, co jasne, zawsze się coś gubi, (czasami) coś zyskuje. Tłumacz jako drugi twórca, dla niektórych przetwórca, reinterpretator, poszukiwacz ekwiwalentów, (po)głos poety, przynosi wraz ze swoimi językami (opisu świata i siebie), słowami, dźwiękami, obrazami, doświadczeniami, przeżyciami coś innego, jakiś obcy pierwiastek. Niekiedy zaraża czymś tekst, (świadomie albo nie) przesuwa akcenty, konfabuluje, przerysowuje, podmienia szczegóły, kradnie rytm, zmienia melodię, podstawia odmienne obrazy, staje się fałszerzem. Jego dzieło jest palimpsestem, tekstem nadpisanym na oryginale.
W trzech odsłonach, w cielesnym tryptyku konstytuującym tom-zbiór z 2014 roku „Histeria”, południowokoreańskiej poetki Kim Yideum (Kim Yi-deum; ur. 1969), przemierzamy gęsty, niejednoznaczny, pełen niedopowiedzeń, „(nie)domyśleń” labirynt słów, w którym najczęściej w piętrzących się obrazach objawia się, prześwituje, przepływa, odsłania, ukrywa, maskuje za metonimiami, metaforami, symbolami ciało (też: ciało-poezja). Ale owo ciało ulega nieustannie metamorfozie, przemianie, degeneracji, okaleczeniu, degradacji, reifikacji, zwyrodnieniu-chorobie, stając się ciałem-grobem, wydrążaną przez świat skorupą, pustym pancerzem. Wespół z cielesnością (i asocjacyjnymi ciągami prowadzącymi w kierunkach seksualności, zmysłowości, nagości) koegzystować, na swój sposób korespondować i rezonować, wydobywając pokątne tony, szmery, będą stany takie jak chociażby gubienie, tracenie, znikanie, zacieranie, wymazywanie, swego rodzaju korekta, podstawianie, podmienianie – co jednak ważne, szeroko rozumiane, na przykład zarówno jako wyjazd „ty” i/albo podróż „ja”, ucieczka, rejterada ze świata czy/oraz z życia, jak i jako ubywanie miejsc, słów, (szczątków) wspomnień, a wreszcie wykreślanie, wycinanie, usuwanie tyleż „ja”, „ty”, ile… „ono”.
„Ono” zaś to i dosłownie, i metaforycznie rozumiane potencjalne dziecko, nienarodzone, wyproszone z przedstawienia ciała-przedsionka świata, niekiedy intruz, niekiedy jedyny sposób wyrazu. Inaczej mówiąc, między w(i)ers(z)ami Kim odnajdziemy frazy, które odczytywać można jako na przykład wspólny element, więź, połączenie ze światem polegające na przekazywaniu i/czy przywoływaniu (powoływaniu, wyzwalaniu) życia, lęk przed byciem matką, strach przed ciążą, poronienie albo przymusowa aborcja. Warto mieć na względzie, że dzieckiem „ja” lirycznego, identyfikowanego z poetką, twórczynią, dekonstruktorką, jest również… słowo, wiersz. Bo w utworach pojawi się odprysk tożsamości luminarza słów, zestawienie poetki z kisaeng*, zarzucenie jej sprzedajności, roznegliżowania, rozbierania się (siebie) poprzez wiersz, który obnaża przecież więcej niż fizyczna nagość, sięga do sfery psychicznej, emocjonalnej, intymności duszy. Taka interpretacja odwraca pierwotnie wyczytane, zebrane z powierzchni utworu myśli, wyrywa z automatyzmu percepcji, wprowadza do niezwykłego ogrodu, pełnego karykaturalnych, zdeformowanych, koślawych i nieukończonych form, osamotnionego, mrocznego, lecz z migotliwymi elementami-pierwiastkami, przebłyskami i rozbłyskami, prześwitami istnienia. I taka poezja odsłania w teatralnej przestrzeni świata także ciemne miejsce, w którym „ja” krzyczy, wzywa, błaga, rozpacza, milknie, cichnie, zapada się w sobie (siebie), ucieka do wewnątrz, introspektywnie podróżuje, by po pewnym czasie (cyklicznie) ponowić apel, wrzask, wydobyć głos i rzucić go do (na) „zewnątrz”.
Poetka nawiązuje do histerii, a zatem zaburzenia nerwicowego, między innymi o nadmiernej pobudliwości emocjonalnej, podnieceniu. Stan ten niegdyś łączono z nieprawidłowym funkcjonowaniem narządów rodnych i przypisywano wyłącznie kobietom, stąd nazwa, która w języku starogreckim oznacza ‘macicę’**. Koreanka gra z opresyjnością społeczeństwa, przejawiającą się w kształtowaniu sztywnych wzorców (między innymi) wyglądu, ciała, cielesności, seksualności czy ról. Część rozrzuconych w wierszach Kim tropów doprowadzi nas do ironicznego, przewrotnego zapisu błędów zakodowanych w żeńskim układzie rozrodczym, oczyszczającej go krwi (a krwi szeroko rozumianej w poezji Koreanki będzie sporo), wyzwalającej z nadmiaru rozedrgania emocjonalnego, płaczliwości, labilności, by przywrócić względną równowagę, stabilność, aż do kolejnej sytuacji, gdy „ja”-kobieta będzie bombardowana negatywnymi bodźcami, nękana przez natrętne myśli i uruchomi się histe(o)ryczny ciąg-cy(r)kl. Społeczne i rodzinne oczekiwania, narzucone role stanowią jedną z zewnętrznych warstw, klisz przykładanych do „ja” lirycznego, by móc „ja” docinać, przycinać, korygować, represjonować, nagradzać i karać. Ale wewnątrz „ja” uczucia i emocje nasilają się i słabną okresowo, w zależności od rozmaitych czynników, chociażby brutalnego wdzierania się rzeczywistości, ludzi i wytwarzanej przez nich kakofonii. Cząstki, zalążki emocji, które za chwilę się rozszaleją, południowokoreańska poetka przyłapuje i próbuje słownie przygwoździć, tyleż zamknąć w szklanym pudełku wiersza, ile je opowiedzieć, opisać, nakreślić, zarysować – ot, w niby-poemacie „Dolina popiołu – opowieść osoby o zrównoważonych proporcjach” powie „ja” liryczne: „(…) Zamęt w mojej głowie jest wierszem, który drży z niepokoju. (…)” [s. 64]. Niekiedy zdaje się, że rozgałęziająca się poezja, wymykająca się „ja”, żywiąca się słowami-emocjami, anektuje pustkę kartki, rozsadza ciszę, pauzę, wywołuje krzyk, który „ja” tłumi, gasi, zamyka w sobie (z obaw?).
Wiele utworów Kim jest rejestracją ech, cieni, odłamków reminiscencji, fragmencików wspomnień czasoprzestrzeni, zapisem chwil(i), doświadczania i odbierania świata, a także jego naznaczania, pozostawiania śladów (po) „ja”. Dla nich wszystkich szuka odpowiednich form wyrazu. Sięgnie zatem po strumień świadomości, wprowadzi dialogi, jukstapozycję (zestawienia, piętrzenia poetyckich obrazów wytwarzające nadrzędne znaczenie/-a), paralelizmy, metonimie, metafory, symbole, onomatopeje, ciągi asocjacyjne, które kreować będą labiryntową, meandryczną narrację „ja” o sobie i o świecie, wydobywając i wykorzystując wszelkie dwuznaczności czy też wieloznaczności, komunikowanie przez słowa i język tego, czego nie chcemy (nie chcemy?) komunikować, a co wydarza się w języku/słowie/świecie. Zestawia Kim na zasadach kontrastu różne kadry, dokonuje przeskoku, (re)demontaży w obrębach rozmaitych sekwencji, skostniałych form, rozbija schematy (ot, gra nawet metatekstem, autotematyzmem), stosuje elementy zaskoczenia, wyrwania z automatyzmu percepcji, wstrząśnięcia, poruszenia, odwracania fraz, by wieloznaczność została usłyszana, zaistniała w języku-komunikacie (vide: w wierszu „Wiejska dziwka” wyzna: „Poezja w końcu mnie opętała. Jestem wariatką.” [s. 45] czy „Jestem emocjonalną dziwką.” [s. 46]). Jednocześnie jest to zapis „ja” w stanach „histerii”, obłędu, załamania nerwowego, wyczerpania psycho-fizycznego, rozedrgania, roztrzęsienia (między innymi wtedy gdy „ja”-kobieta jest obmacywana w pociągu, gdy doświadcza molestowania, jest zmuszana do czegoś, czego nie chce). O ile w pierwszej i w trzeciej odsłonie tomu okaże się w zasadzie marginalna, tak w drugiej części „Histerii” proza poetycka będzie dominować. Można zaryzykować twierdzenie, że środkowy segment tomu to „proza” codzienności, odwrócone centrum życia (odwrócone, bo nie autonomiczne, indywidualne, lecz w nieustannym zmaganiu, formowaniu, kształtowaniu), pierwsza odsłona jest kruchą inicjacją, ostatnia – wyzwalaniem „ja” poprzez nabranie samoświadomości. Rozbrzmiewać w „Histerii” będą także quasi-poematy czy imitacje sonetów (a może to sprawka tłumaczy?).
„(…) Rzeczywistość jest pozbawionym snów wyjątkiem od reguły czasu. (…)”
[fragm. wiersza „Aori zamiast aury”, s. 9]
Poetycka twórczość Kim Yi-deum zaprezentowana w tomie „Histeria” jest nie tylko zmaganiem się „ja” z narzuconymi rolami, oczekiwaniami, ograniczeniami, rytuałami, ale również inicjacją w samoświadomość „ja”, próbami uchwycenia odmiennych stanów psychicznych i emocjonalnych „ja”, załamań, wstrząśnięć, rozedrgań, (mylących?) znaków szaleństwa. To wielowarstwowa, palimpsestowa poezja, pełna paralaks, odchyleń, masek, ukrytych, zakodowanych znaczeń, dróg, możliwości (szeroko rozumianych, jako na przykład możliwości interpretacyjnych czy potencjalnych istnień), aporii, nierozstrzygalników. Uwodzi i zwodzi, przyciąga i odpycha, elektryzuje, rozbudza, niepokoi. Jest wymagającą wyprawą w szerokie pola semantyczne, gęstość, mętność słów konstytuujących cielesność i cielesności kształtującej słowa. To poezja gubienia i szukania.
——————
Kim Yideum, Histeria, z jęz. koreańskiego przeł. Ewa Suh, Lynn Suh i Katarzyna Szuster-Tardi, Biuro Literackie, Kołobrzeg 2022.
Zgodnie z zapisem dalekowschodnim nazwisko poprzedza imię.
* Kisaeng, gisaeng (기생) – koreańska nazwa na kobietę do towarzystwa, kurtyzanę. Zob. na przykład: https://en.wikipedia.org/wiki/Kisaeng [odczyt: 01.10.2022].
** Zob. na przykład: Władysław Kopaliński, „Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych”, wyd. 16 rozszerz., Wiedza Powszechna, Warszawa 1988, s. 213.
Przepraszam za mętność, chaotyczność, skrótowość.
Autor: Luiza Stachura