Synergia. Tylko słowo o „Sądzie w Canudos” Sándora Máraia

„(…) Ale chciałby wiedzieć, jaki jest sens tego, że w organizmie, który poza tym jest zdrowy, jakaś komórka nagle wpada w obłęd i zaczyna rosnąć, mnożyć się… I nikt nie umie powiedzieć, dlaczego (…) Ale ta komórka rośnie niczym olbrzym pomiędzy karłami… I wokół niej po kolei wpadają w obłęd pozostałe komórki, i również one zaczynają rosnąć, mnożyć się… To jest rak. (…) taka osobliwość występuje nie tylko w organizmie pojedynczego człowieka, ale i w życiu społeczeństw, ludów… Pomiędzy wieloma milionami zdrowych komórek trafia się jedna zbuntowana. Myśli inaczej niż pozostali… I przerzuty są szybkie.” [s. 138-139]

Oliver O’Connel po pięćdziesięciu latach postanawia wreszcie spisać to, co widział i słyszał w ciągu czterech godzin – od siedemnastej do dwudziestej pierwszej – piątego października 1897 roku, gdy jako skryba uczestniczył w zaimprowizowanej konferencji prasowej ówczesnego ministra wojny Brazylii, marszałka Carlosa Machado de Bittencourta. Sándor Márai, "Sąd w Canudos"Dowódca miał ogłosić dziennikarzom zakończenie oblężenia Canudos, zwanego przez niektórych Świętym Miastem, a dla innych będącego miastem z gliny i błota, gdzie – jak uważano – zamieszkali buntownicy przeciwko wprowadzonej republice w miejsce monarchii, wyznawcy „fanatycznego proroka” Antônio Maciela zwanego Doradcą. Ale przemówienie marszałka nie przebiegło zgodnie z zaplanowanym scenariuszem. Nieoczekiwana opowieść pojmanej kobiety przesunęła akcenty, zdekonstruowała schematyczny, poukładany, czarno-biały świat.

W 1970 roku ukazała się tworzona przez kilka lat powieść „Sąd w Canudos” węgierskiego pisarza, poety Sándora Máraia (1900-1989; właśc. Sándor Károly Henrik Grosschmid de Mára). Inspirowany autentycznymi wydarzeniami rozgrywającymi się w brazylijskim mieście pod koniec XIX wieku oraz powieścią „Os Sertões” (1902) dziennikarza i prozaika Euclidesa da Cuhna utwór Máraia jest parabolą o cyklicznym wyczerp(yw)aniu się „energii spajającej” społeczność, wypaleniu się wspólnoty (cywilizacji? ale jak definiowanej?) i tym samym otwierającej się drodze dla tyleż gestów nihilistycznych, ile anarchii. Po amoku, obłędzie, zachłyśnięciu się powrotem do rzekomej, wyidealizowanej pierwotności, symbolicznym zabiciu państwa (Państwa?, Systemu?) przychodzi moment ocknięcia się, przebudzenia ze snu, delirycznej, narkotycznej iluzji wywrotowości, która miała przynieść wolność, a okazała się złudzeniem, mrzonką prowadzącą do (auto)destrukcji albo kolejnego zniewolenia. Można zaryzykować twierdzenie, że za pomocą kostiumu historycznego węgierski pisarz ostrzega nie tylko przed anarchistycznymi ruchami, które jak rak – oszalała komórka we względnie zdrowym ciele, organizmie – dokonuje ekspansji i prowadzi do wyniszczenia, rozpadu. Bo w „Sądzie w Canudos” tytułowa rozprawa nie dotyczy tylko buntowników, którzy tworzą mirażowy „front z gliny i błota”. Krytyczna ocena, sąd odbywa się także nad środowiskami wpływowych, zamożnych, uprzywilejowanych, finansjery, dziennikarzy, wojskowych i, co jasne, władzy, podtrzymujących prymat między innymi rubryk, statystyk, liczb, urzędniczego opisywania rzeczywistości i człowieka. Skrajności prowadzą do zwyrodnienia, wykoślawienia, deformacji, a w efekcie do zniewolenia człowieka, uczynienia z niego przedmiotu, narzędzia.

Zanim jednak trochę więcej o powieści Máraia, kilka słów o punkcie wyjścia dla narracji węgierskiego twórcy, „kanwie” (nota bene, historia zainspirowała także między innymi peruwiańskiego prozaika Marię Vargasa Llosę do napisania „Wojny końca świata”, wydanej w 1981 roku). W 1889 roku Brazylia przestała być cesarstwem, stała się republiką. Skutkowało to politycznymi walkami o wpływy i (po wyzwoleniu niewolników w 1888 roku) wzrostem pauperyzacji, zubożenia ludności. Ale czynników wpływających na pojawienie się wędrownych duchowych przywódców pociągających za sobą rzesze biednych było jednak więcej, choćby susze, bezwzględność i brutalność najemników zatrudnianych przez plantatorów czy liczni bandyci. Wśród podróżnych głoszących Słowo znalazł się Antônio Maciel zwany Doradcą, który skupił wokół siebie wielu zwolenników i wraz z nimi zajął miasto Canudos, kreując je na ziemię obiecaną. Naciski lokalnych księży i właścicieli plantacji na brazylijskie władze, rozsiewanie pogłosek, jakby „fanatycy” byli promonarchistami, przyczyniły się do zbrojnych wypraw, by stłumić (rzekomych?) wichrzycieli. Pierwsze trzy próby zakończyły się przegraną wysłanników władzy, dopiero czwarta, zorganizowana w połowie 1897 roku, po kilku miesiącach, w tym po interwencji ministra wojny, by zapewnić zaopatrzenie (między innymi zdatną do picia wodę czy jedzenie), przyniosła zwycięstwo.

Narratorem dzieła węgierskiego pisarza jest Metys, który jako jeden z nielicznych podczas oblężenia Canudos potrafił pisać, a także uczył się języka angielskiego – i tak „usprawiedliwia” przydzieloną mu przez „reżysera”-ministra rolę protokolanta w tym niezwykłym przedstawieniu, wymykającym się scenariuszowi, przeobrażającym się w coś w rodzaju performansu. Márai za maską prostego żołnierza (który powie o sobie na przykład: „ja, który w Canudos byłem nikim i niczym, jedynie zwykłym kapralem i bezimiennym naocznym świadkiem” [s. 5]) ukrywa bystrego, przenikliwego, inteligentnego obserwatora, błyskotliwie puentującego kolejne sceny w dwóch aktach dramatu. Pierwszą odsłoną jest bowiem przygotowanie do konferencji i samo przemówienie marszałka. Drugim aktem zaś – pojawienie się trzech jeńców, wśród nich kobiety, która rozsadzi opowieść, dokona paralaksy, odchylenia w percypowaniu świata przez świadków jej narracji, naświetli inne elementy, poda w wątpliwość przyjęte założenia.

Wśród nowości z beletrystyki i literatury pięknej „Sąd w Canudos” rozbłyskuje kunsztownym, wybornym językiem kreującym nieoczywistą, pełną pytań, wątpliwości, niedopowiedzeń narrację, opowieść zarówno o ludziach uciekających od odpowiedzialności życia we wspólnocie ku mrzonkom, jak i o władzy kierującej się urzędowym, mechanicznym, schematycznym podejściem do człowieka, tym samym wyostrzającym bezosobowość, przesuwającym akcenty z człowieka na pełnioną funkcję i odgrywaną rolę w społeczeństwie (Państwie, Systemie). Márai sięga po elementy gawędy, „intymistyki” w postaci wyznania, konfesji, powieści rozrachunkowej, sprawozdania, sztuki teatralnej, performansu, narracji szkatułkowej, narracji w narracji, metatekstowych uwag, autotematyzmu, pisania o pisaniu (czy opowiadania o opowiadaniu). Buduje w oparciu o między innymi retrospektywne obrazy, symbole (vide: woda i rytualne oczyszczenie, ablucja), absurd, groteskę, kontrasty (ot, obszarpane i brudne mundury żołnierzy po wielomiesięcznych walkach zestawione z wystrojonymi gośćmi i dziennikarzami na konferencji marszałka), metonimie, paralelizmy, parentezy, wtrącenia, meandryczne dygresje wprowadzające i rozgałęziające zagadnienia filozoficzno-moralne, polityczne, społeczne. Zasygnalizuje i zaprosi odbiorcę do dyskusji na temat istoty wojny (tej „rzeźnickiej roboty”, której sednem zdaje się psychopatyczna krwawa zabawa, zabijanie dla rozgrywki) czy odhumanizowania człowieka wprowadzonego do statystyk – liczby odrealniają istnienie człowieka*, ludzie to cyfry w dokumentach, sprawozdaniach, aktach spraw. Pojawią się wreszcie elementy związane zarówno z mitotwórstwem, kreowaniem legend, jak i sektami, inkwizycją, konkwistadorami, kolonializmem, niewolnictwem. To gęsta narracja, pełna tropów, znaków, którymi warto podążać, by odkrywać kolejne przejścia i pytania. Ale dla niektórych czytelników może okazać się zbyt mglista, wymykająca się, dryfująca po tematach i słowach, a następnie rozbijająca się niekiedy o marginesy, przygraniczne miejsca – albo będzie zwyczajnie przegadana.

Nieoczywisty, niejednoznaczny „Sąd w Canudos” Sándora Máraia jest punktem wyjścia do dyskusji o kondycji duchowo-moralnej i psychicznej człowieka, jego odpowiedzialności za wspólnotę i jej funkcjonowanie, żywotność energii scalającej społeczność i umożliwiającej rozwój.

——————

Sándor Márai, Sąd w Canudos, przekł. Irena Makarewicz, wyd. 2, Czytelnik, Warszawa 2022.

* Zawsze wtedy przypomina mi się wiersz Zbigniewa Herberta „Pan Cogito czyta gazetę”.

Autor: Luiza Stachura

Egzemplarz z taniaksiazka.pl

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s