Arteterapia. Słów kilka o „Zanim wystygnie kawa” Kawaguchiego Toshikazu

W czasoprzestrzeni dryfują odłamki wspomnień, okruchy uczuć, niewypowiedzianych słów, przerwanych gestów. Tworzą kalejdoskopowe obrazy. Przesuwają akcenty, anamorficznie deformują wymiary rzeczywistości, układają się w różne konstelacje. Kawaguchi Toshikazu, "Zanim wystygnie kawa"Migoczą, rozbłyskają, by za moment zniknąć w ciemnościach.

W powstałej około 1874 roku kawiarni „Funiculi Funicula”, ulokowanej w piwnicy, gdzie nie dociera światło z zewnątrz, niesamowity nastrój wytwarzają między innymi trzy zegary (każdy wskazujący odmienną godzinę), piękne krzesła, zapach kawy, oświetlenie barwiące przestrzeń sepią, a przede wszystkim sympatyczni właściciele Tokita Nagare i jego żona Kei oraz pracująca jako kelnerka kuzynka Tokity – Kazu. Krążą legendy, że w tym miejscu można przenieść się w czasie – zarówno w przeszłość, jak i w przyszłość. Ale podróż obwarowana jest kilkoma niewygodnymi zasadami. Najważniejsza z nich to limit czasu wyznaczany przez temperaturę kawy. Należy wrócić do teraźniejszości, zanim napój wystygnie. W przeciwnym razie można stać się duchem zawieszonym między czasoprzestrzenią.

Czy kiedyś czytaliście takie mangi i/lub oglądaliście takie anime jak na przykład „Death Parade”, „Steins;Gate”, „Clannad”, „reLIFE”, „Boku dake ga inai machi”, „Byousoku 5 centimer”, „Air” czy „Ano hi mita hana no namae wo bokutachi wa mada shiranai”?* Jakieś elementy z między innymi tych tytułów, cząstki, okruchy, odłamki wrażeń, emocji, obrazów odnalazłam w subtelnym, efemerycznym utworze z 2015 roku „Zanim wystygnie kawa” japońskiego scenarzysty, reżysera i pisarza Kawaguchiego Toshikazu (ur. 1971). Warto pamiętać, że to adaptacja jego spektaklu z 2010 roku. Pełne powtórzeń i różnych usterek językowych polskie tłumaczenie niestety powstało w oparciu o angielski przekład. Nie wiem, ile utraciliśmy między wierszami, ile eterycznych, delikatnych jak kwiaty wiśni obrazków zostało nadpisanych, przepisanych, zdeformowanych, ale mimo to jest sporo uroku i lekkości w pokrzepiającej narracji Kawaguchiego, przywodzącej na myśl light novel**. Można by zestawić ją również z takimi literackimi szkicowaniami wyimków rzeczywistości jak „Kot, który spadł z nieba” Hiraidego Takashiego, „Kroniki kota podróżnika” Arikawy Hiro czy „Kwiat wiśni i czerwona fasola” Sukegawy Duriana***. I nie bez powodu nawiązałam do m&a, tyleż ze względu na onomatopeje, ile przede wszystkim z uwagi na sposób kadrowania i wprowadzania charakterystyk postaci oraz miejsca. Czytaj dalej