„Te wszystkie ręce, które uścisnęłam, wszystkie promienne uśmiechy, które zamieniłam, wszystkie zwyczajne rozmowy, które przeprowadziłam – jakże mogłabym je rozegnać, niczym wicher rozwiewa szaty na wszystkie strony świata, i bezdusznie zapomnieć?
Potrafię obdarzyć uczuciem każdy jeden kamyk na pustyni. Nie potrafię zapomnieć ani jednego wschodu czy zachodu słońca. Tym bardziej nie jestem więc w stanie wymazać z pamięci tych twarzy, żywych twarzy.”
[„Pasażerki i pasażerowie”, s. 265]
Sanmao to pseudonim chińskiej pisarki Chen Mao-p’ing, która znana jest też pod nazwiskiem Echo Chen (Echo to jej przybrane tzw. angielskie imię). Urodziła się w 1943 roku w Chongqing w Chinach, gdy była dzieckiem, jej rodzina przeniosła się na Tajwan. Zmarła w 1991 roku w tajwańskim szpitalu – podejrzewa się, że popełniła samobójstwo. Zyskała popularność w dużej mierze dzięki utworom podróżniczym o charakterze autobiograficznym. Około 1974 roku w czasopiśmie tajwańskim opublikowano kilka ze szkiców dotyczących jej życia na Saharze, a dokładniej pobytu z mężem Hiszpanem Josém Marią Quero y Ruizem w okolicach Al-Ujun (Sahara Zachodnia), gdy teren ten był jeszcze kolonią hiszpańską i nazywał się Hiszpańską Afryką Zachodnią. Natomiast zbiór dwudziestu zapisków z tamtego okresu wydano w formie książkowej jako „Saharyjskie dni” (oryg. 撒哈拉的故事, ang. Stories of the Sahara) w 1976 roku. Polski przekład ukazał się po przeszło czterdziestu latach.
Barwnie kreślone szkice, anegdoty, dykteryjki, zapiski dziennikowe, teksty o charakterze eseistycznym, portrety spotkanych osób, wyimki z codzienności w afrykańskiej przestrzeni niestety nie układają się chronologicznie. Zdają się zestawieniem przypadkowych wpisów, notek, historyjek, tragikomicznych zdarzeń, w których najczęściej Sanmao samą siebie przedstawia jako superkobietę, wychodzącą bez większych obrażeń, zwinnie i z gracją (ach, jakżeż filmowo!) z praktycznie każdej opresji, niebezpiecznej sytuacji, vide: opowieść o zabójczym talizmanie czy sceny związane z 1976 rokiem, gdy rebelianci walczyli o niepodległość rejonów Sahary Zachodniej. Jak to w „intymistyce” bywa – pojawiają się autokreacja, retuszowanie, koloryzowanie, można nawet zaryzykować twierdzenie, że obecne są mitomania i bajkopisarstwo. Sanmao – która staje się dla miejscowych znachorką-lekarką, nauczycielką, powierniczką, biurem porad (w tym miłosnych), uzdrowicielką (nawet kozie, której nie wyszło łożysko, jest w stanie pomóc!), brawurowo pędzi przez pustynię, skutecznie ucieka przed mężczyznami, którzy chcą ją skrzywdzić, kombinuje z egzaminem na prawo jazdy – sprawia wrażenie postaci nierealnej, fikcyjnej, przerysowanej superbohaterki. Zastanawiać może, na ile ten wizerunek został starannie przez autorkę wyreżyserowany, skonstruowany w oparciu o (ówczesne?) czytelnicze potrzeby.
W potoku narracji Sanmao pojawiają się ciekawe zapiski, a raczej sygnalizacje tematów, spraw, problemów – zwłaszcza dotyczące kolonializmu i walki o niepodległość („Plączące wielbłądy”), a także kwestii niewolnictwa („Niemy niewolnik”), wzajemnych animozji Sahrawi i Hiszpanów („Sierżant Sebas”) – ale i tak przytłaczająca większość tekstów jest utrzymana w konwencji podtrzymywania wiary w umiejętność Sanmao do radzeniu sobie w praktycznie każdej sytuacji oraz wypełniona opisami ekscytujących, przerażających albo zniesmaczających autorkę epizodów, zdarzeń. Jak to bywa z literaturą osobistą, intymną, niektórych czytelników przekona autokreacja pisarki, inni odbiją się przesyceni nadmiarem niesamowitości „ja”. Ot, fragment o teściowej część odbiorców odczytywać może jako zabawną, pełną humoru opowieść, ale dla pozostałych będzie napisaną w sposób ironiczny czy złośliwy taktyką walki z teściową-wrogiem.
Sahara w literackich obrazach Sanmao jest miejscem przefiltrowanym przez światopogląd kobiety wyzwolonej, świadomej siebie, swoich praw, jasno stawiającej granice, zachłannej poznawania, eksplorowania świata, odkrywania nowych przestrzeni, wykształconej, oczytanej, elokwentnej. I wydawałoby się, że taka osoba jak ona podejdzie do Innego (czyli Sahrawi, rdzennej ludności Sahary Zachodniej) z otwartością. Ale w jej narracji odbijają się zarówno niezrozumienie, niemalże złość na nieprzystający do jej wizji sposób myślenia o człowieku i o świecie mieszkańców Sahary Zachodniej, jak i nieustanna krytyka, poczucie wyższości, pragnienie pouczania i zmieniania. Ich mentalność, tradycje, obyczaje społeczne, kulty, wierzenia (w tym zabobony) są dla Sanmao najczęściej kuriozalne i nonsensowne. Pisze o Sahrawi nierzadko z obrzydzeniem, odrazą, niechęcią. Można zaryzykować twierdzenie, że nie chce ich zrozumieć, a chciałaby ich zmienić. Zresztą jej Sahara jest Saharą w gruncie rzeczy romantyczną, bardziej mityczną, baśniową, legendarną niż rzeczywistą. Wyobrażoną i wyśnioną przez młodą dziewczynę. Dlatego byłaby ostrożna z określaniem tego zbioru jako literaturę faktu.
Mam mieszane odczucia. Rozumiem, że barwna, pełna pasji i nienasycenia osobowość Sanmao, a w dodatku opisy części Sahary – krainy pełnej tajemnic, Ghuli, fenomenów, niezwykłych zjawisk – przyciąga(ła) czytelników i przyczyniła się do sukcesu „Saharyjskich dni”. Mnie jednak odpycha w dużej mierze swoim zamkniętym podejściem do Innego – bo oryginalnie (s)konstruowana i prowadzona autokreacja bywa wciągającą szaradą, ale trzeba robić to z rozmysłem, by nie przekroczyć granicy. Ta interakcja z Innym Sanmao dziwi, gdyż autorka wiele w życiu podróżowała, a zatem zetknęła się z różnymi kulturami, poglądami, wizjami. A mimo to na Saharze, gdzie przyjechała, bo przeczytała artykuł w „National Geographic” i nagle poczuła „coś jakby nostalgię za światem z poprzedniego życia” [s. 173], zachowuje się jak osoba zamknięta na odmienność, różnorodność, wielokulturowość. Ot, fanaberia dziewczyny z prawniczej rodziny poszukującej ekscytacji, adrenaliny w życiu, a nie chęć eksploracji i przemierzania Nieznanego, przybliżania się i dialogowania z Innym, Obcym*, wejścia w obręb niepoznanych wymiarów świata, sposobów percypowania i interpretowania rzeczywistości, których poznawanie może pozwolić na odsłanianie tajemnicy życia, istnienia. Szkoda.
——————
Sanmao, Saharyjskie dni, z jęz. chiń. przeł. Jarek Zawadzki, Kwiaty Orientu, Skarżysko-Kamienna 2018.
* Nota bene mąż nazywał ją „Obcą” między innymi ze względu na jej pragnienie zrobienia czegoś bez powodu, który można by było wyjaśnić.
Nie wiem, skąd informacja wydawcy, że to „klasyka tajwańskiej literatury”.
Autor: Luiza Stachura
To swoją drogą fascynujące na smutny sposób, że można tak na inność pozostać zamkniętym.
Też mnie to zdumiewa. A ta książka ma w sumie dobre opinie i tym bardziej byłam zaskoczona podczas czytania…