Ucieczka z piekła. Słów kilka o „Likwidatorze” Kim Un-su

Przejście przez lustro na drugą stronę, tę ciemną, ukrytą w mroku, gdzie promienie słoneczne nie docierają, zatrzaskuje na zawsze drzwi do świetlistej, jasnej drogi. Jeśli raz wejdziesz do bystrego strumienia czasu, to nie wyjdziesz z niego nienaruszony. Blizny, rany i zadrapania na twoim ciele będą najmniej bolesnym wspomnieniem, jedynie znamionami cienia. W twojej duszy otworzy się otchłań, nicość pożerająca wszystko i wszystkich, do których się zbliżysz.

„Tak jak wszystko we wszechświecie, nawet najbardziej zaciekła nienawiść, żądza zemsty i gniew z biegiem czasu słabną, by wreszcie zniknąć bez śladu.” [s. 223]

Trzydziestodwuletni Reseng od piętnastu lat jest likwidatorem, czyli wynajmowanym przez patronów-zleceniodawców zabójcą. We wczesnym dzieciństwie został znaleziony na śmietniku przez kulawego dyrektora biblioteki zwanego Starym Jenotem. Mężczyzna określa swoje królestwo książek „Psiarnią”, a w czasach dyktatury wojskowej w Korei Południowej było to miejsce, do którego przybywali wojskowi i dygnitarze, szukający najemników, by zgładzić swoich przeciwników, niewygodnych politycznie ludzi. Po upadku junty, przemianach społeczno-politycznych „Psiarnia” zaczęła tracić na znaczeniu na rzecz takich graczy jak Hanja – wywodzący się z „Psiarni”, ale dobrze wykształcony i wyglądający na biznesmana mężczyzna. Reseng jako jeden z nielicznych pomocników Starego Jenota został uwikłany w intrygi związane nie tylko z przejęciem dominacji w świecie cyngli, likwidatorów, egzekutorów, zawodowych morderców, ale i… ryzykowne próby „naprawienia” Korei Południowej, „ocalenia” ludzi, wykorzeniania sięgających blisko stu lat praktyk wynajmowania w „Psiarni” tajnych zabójców, by pozbyć się konkurencji.

Południowokoreański pisarz Kim Un-su (ur. 1972) debiutował jako twórca opowiadań, z czasem zaczął pisać powieści i w 2010 roku opublikował „Likwidatora” – utwór z pogranicza sensacji, kryminału, thrillera, powieści szpiegowskiej z dodatkiem konfesyjności, „spowiedzi” cyngla. Czytaj dalej

Piękna wyspa. Słów kilka o utworach zamieszczonych w „Na drugim brzegu. Antologii współczesnych opowiadań tajwańskich”

„Może to, co widzimy na powierzchni, jest tylko przykrywką tego, co prawdziwe…” [„Śmierć na polu kukurydzy”, s. 135]

Dryfując dziś po bezdrożach światła i cienia, na przecięciu snu i jawy, przed moimi źrenicami pojawiły się fragmenty obrazów dziwnie znajomych. Jakieś nikłe impresje, odpryski, migocące w oddali. Wyciągam rękę i chwytam ich pozostałości. Oglądam ze wszystkich stron. Próbuję dopasować. Ułożyć z nich opowieść. Ale one przeciekają przez palce jak woda, roz-pływają się w rzece niepamięci. Zasłonięte mgłą skrywają się w oczekiwaniu na kolejny moment krystalizacji, by atakować mnie, gdy chciałabym zapomnieć.

Historia Tajwanu naznaczona jest podbijaniem wyspy przez różnych kolonizatorów, gwałtownymi przemianami społecznymi i politycznymi. Rozmaite grupy etniczne, kultury, języki, obyczaje, wierzenia, wpływy czynią z Formozy, czyli pięknej wyspy jak Portugalczycy w XVI wieku ją określili, niezwykłą, fascynującą przestrzeń. Odłamki i rozbłyski literackie odnajdziemy w pierwszej na polskim rynku wydawniczym antologii opowiadań tajwańskich – „Na drugim brzegu”. Polska sinolog Lidia Kasarełło w krótkim wstępie przybliża główne przemiany na Tajwanie w kontekście historii tamtejszej literatury, zwłaszcza od czasów japońskiej okupacji (1895-1945), powojennej dyktatury Czang Kaj-szeka i kolejnych lat aż do chińskich nacisków w celu marginalizowania odrębności Tajwanu na arenie międzynarodowej. Badaczka wskazuje na zachodnie i rodzime inspiracje w rozwoju tajwańskiej literatury współczesnej i najnowszej, tendencje oraz nurty literacko-artystyczne dominujące w określonych momentach historycznych Tajwanu. Krótko charakteryzuje także zaprezentowane w zbiorze utwory – 11 opowiadań napisach po chińsku przez ośmioro pisarzy tajwańskich (cztery autorki i czterech autorów). Przy każdym twórcy zamieszczono notkę biograficzną, zarysowano obszary literackich i artystycznych zainteresowań oraz działań. Czytaj dalej

(Z)Manipulowani. Kilka słów o „Niestandardowych” Michała Pawła Urbaniaka

Obok wyedytowanych, wyretuszowanych, wygładzonych twarzy i ciał w przestrzeni publicznej pojawiają się blizny, rany, skazy, okaleczone ciała. Michał Paweł Urbaniak, "Niestandardowi"Pomysł na promocję urealnionego, autentycznego wizerunku nierzadko ulega wykoślawieniu, przeobrażeniu w kolejny produkt, wyznacza jakąś modę, głośne hasła i slogany są farmazonami odkształcającymi świat. I znów za ich sprawą rozpoczyna się następna afer(k)a koperkowa dotycząca piękna i brzydoty oraz ich obecności w mediach czy życiu codziennym. Tymczasem antydotami na rzeczywistość zniekształcaną przez cudze narracje, odtrutkami na manipulacje-żonglerki słowami i gestami okazać mogą się uważność i nieporównywanie się.

Dwudziestoośmioletni Wiktor Porocha siedzi sobie z gazetą w parku na ławce. Zagaduje go sporo starsza od niego kobieta z aparatem fotograficznym i prosi o możliwość zrobienia mu zdjęcia, gdyż jego „oblicze” okazało się dla niej „urzekające”. Poirytowany młody mężczyzna w końcu się zgadza. Po odejściu nieznajomej zaczyna rozmyślać nad jej słowami dotyczącymi sztuki i tego, że jest ona najważniejsza. Nie może wyrzucić z głowy tajemniczej kobiety. Stopniowo odkrywa jej tożsamość – to fotografka i artystka Liwia Gawlin. Zafascynowany, przyciągnięty jej magnetycznością zaczyna wchodzić głębiej w jej świat. Odsłania przed nią swój największy kompleks – poparzone nogi. Jakiś czas temu jego bratanek wylał wrzątek na nogi Wiktora, a nieudolne próby pomocy rodziny skończyły się większymi niż mogłyby być bliznami zarówno fizycznymi, jak i psychiczno-emocjonalnymi. Władcza, nieznosząca sprzeciwu Liwia Gawlin, manipulując jego uczuciami i wykorzystując brak poczucia wartości chłopaka, przekonuje opornego Wiktora, by dla sztuki odsłonił swoje oszpecone ciało i wziął udział w jej projekcie. Mężczyzna porzuci swoich znajomych, odetnie się od dotychczasowego życia, by podążyć za wielbioną przez niego kobietą. Bolesne i drastyczne zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością i autentycznymi intencjami Gawlin popchnie Wiktora do ostateczności. Nie tylko jego jednak kobieta (po)traktuje instrumentalnie… Czytaj dalej

Wrażliwość. Parę słów o powieści „Riku i królestwo bieli” Randy Taguchi

Sprzeczne komunikaty, zakładanie masek, dorysowanie uśmiechu, pozorowanie, retuszowanie nie ukryją twojego drżącego ze strachu serca i twojego bólu. Nie chowaj w sobie tego, co czujesz, nie udawaj kogoś silniejszego niż jesteś. Możesz wyszeptać, możesz wykrzyczeć to, co cię dręczy. Dopóki będziemy razem, damy radę i przetrwamy. Nie puszczę twojej ręki.

„Jest takie powiedzenie, że żeby żyć, trzeba być silnym, ale żeby życie miało jakąkolwiek wartość, trzeba być wrażliwym.” [s. 193]

Niedługo po katastrofie elektrowni atomowej w Fukushimie dziesięcioletni Riku Satō przeprowadza się z tatą z Utsunomiyi do Makigahary, miasta położonego czterdzieści kilometrów od elektrowni. Mężczyzna otrzymał pracę w szpitalu i zdecydował się nieść pomoc poszkodowanym mieszkańcom. Ciotka Midori bezskutecznie próbuje odwieźć szwagra od tego pomysłu, przerażona, że jej siostrzeniec zostanie skażony promieniowaniem. Wyjazd do miejscowości naznaczonej i napiętnowanej, pełnej okaleczonych dusz, wydrążonych i psychicznie wyczerpanych ludzi, przestrzeni, w której nie wolno otwierać okien, bawić się na zewnątrz i nieustannie trzeba sprawdzać poziom promieniowania na dozymetrze zawieszonym na szyi, będzie dla Riku istotnym etapem inicjacji w dorosłość i impulsem do rozpoczęcia poszukiwań sensu (własnego) istnienia. Czytaj dalej

„Czasami coś nam się wydaje”. Słów trochę o „Daleko od Rueil” Raymonda Queneau

„A teraz, no a teraz jest całkiem niedobrze. To nie jest duszność, która chwyta za szyję, jak gdyby szyję ściśnięto dwiema mocnymi rękami, nie, to duszność postępująca wzwyż z mroków przepony, rozchodząca się od pachwiny, no i jest to duszność smętna, zapaść duchowa, kryzys świadomości. A teraz, no a teraz jest całkiem niedobrze, bo to coś gorszego od uduszenia, od blokady, to otchłań fizjologiczna, koszmar anatomiczny, trwoga metafizyczna, bunt, skarga, serce, które bije za mocno, ręce, które się zaciskają, skóra, która się poci.” [s. 17]

Louis-Philippe des Cigales zwany Loufifi, rzekomy hrabia, jest „zapoznanym” poetą w Rueil. Poza tą miejscowością nikt o nim nie słyszał. Loufifi cierpi na nieuleczalną „ontalgię”, chorobę egzystencjalną. Młodzieniec Jacques L’Aumône, syn dziewiarza, uważa, że to ów poeta jest jego autentycznym ojcem. Tym bardziej, że ma przekonanie graniczące z pewnością o swoim arystokratycznym pochodzeniu. Nieustannie chodzi do kinematografu, by oddawać się swej wielkiej pasji, czyli tyleż oglądaniu filmów, ile wcielaniu się w bohaterów i wytwarzaniu własnego potencjalnego życiorysu. Jego wyobraźnia sprawia bowiem, że widzi siebie w rozmaitych rolach. Korowody postaci, liczne perypetie, przygody, wojaże, wzloty i upadki, miłostki i romanse, namiętności, rozczarowania, wygrane i przegrane w iście filmowej narracji prezentuje francuski pisarz Raymond Queneau (1903-1976) w szalonej, rozpasanej powieści z 1944 roku „Daleko od Rueil”.

Mnogość środków wyrazu i zestawianie ich, przebudowywanie, kalejdoskopowe przemienianie, przesuwanie akcentów, detali, kreowanie z dostępnych „materiałów” języka, (pop)kultury i sztuki opowieści czyni z „Drogi do Rueil” wyborne, ekscentryczne laboratorium, w którym co krok-kadr wybuchają mieszaniny, powstają eliksiry, w oparach lekkiego absurdu wytwarzane są przez reżysera(ów) scenariusze i scenopisy oraz kształtowane kukiełki (statyści) mające odgrywać określone role. Ale lalki wyrywają więżące je sznur(ecz)ki i przerabiają, wykoślawiają, poprawiają, modyfikują, retuszują, hiperbolizują czy przekreślają pomysły (prze)twórcy. W tym szalonym teatrze świata, świecie nieco à rebours, wyświetlany jest osobliwy film-kolaż z dotychczas istniejących klatek filmowych, zdjęć, „słowoobrazów”, opowieści, historyjek, anegdotek, dykteryjek, facecji. Czytaj dalej

Kulinarne hallyu. Kilka słów o „Pierogach z kimchi. Koreańskich smakach dla każdego” Wiolety Błazuckiej

Tak, od roku, prawie od początku zaistnienia youtube’owego kanału „Pierogi z kimchi”, oglądam filmy Wioli.* Wioleta Błazucka, "Pierogi z kimchi. Koreańskie smaki dla każdego"W zasadzie podglądam, bo nie mam konta na YouTube. I cenię pozytywną energię Wioli, jej radosne powitalne „Siemanko!” oraz kończące „No to papaaaa!”, prowadzenie po koreańskich przestrzeniach, przybliżanie i wyjaśnianie rozmaitych zagadnień związanych z Krajem Porannej Ciszy zarówno na swoim kanale, jak i na Tymczasem w Korei z Pyrą.

Mieszkająca od 2017 roku w Korei Południowej Wioleta Błazucka za namową redaktorki z Wydawnictwa Znak zdecydowała się na zebranie przepisów prezentowanych na swoim kanale youtube’owym i opublikowanie ich w formie książkowej – „Pierogi z kimchi. Koreańskie smaki dla każdego”. Istotnym pomocnikiem w przygotowaniu książki kucharskiej był Sonu, syn Wioli i jej męża Hwangoo. Rzetelnie przygotowana i pięknie, z dbałością o szczegóły wydana publikacja podzielona została na informacje wstępne, przygotowujące adeptów-amatorów sztuki kulinarnej do wejścia w koreańskie smaki (w tym wyboru i przygotowania ryżu czy koreańskich past, sosów i przypraw) oraz na trzy części reprezentujące kolejne poziomy inicjacji w kuchnię Korei Południowej, wynikające nie z poziomów trudności, lecz z sukcesywnego dodawania składników Kraju Porannej Ciszy. Czytaj dalej

Zważ na to, co sobie zażyczysz. Kilka słów o pierwszym tomie „Książki pełnej Magii” Alicji Szulborskiej – „Tajemnica Zielonego Gaju”

Z podziękowaniami i życzeniami powodzenia w kreowaniu literackich światów dla Alicji

Chodź ze mną tam, gdzie róże skrywają wejście do sekretnego królestwa. Alicja Szulborska, Książka pełna Magii, tom 1: Tajemnica Zielonego GajuW tej pięknej, wielobarwnej i pełnej melodii przestrzeni nasze marzenia (od)zyskają blask. I chociaż przyjdzie nam wrócić do zmagań z codziennością, to nikt nie zabierze nam możliwości odnalezienia kolejnego przejścia do onirycznej krainy.

W Zielonym Gaju pełno jest tajemnic. Lipcowe dni uchylą wybrane sekrety. W zieloności przestrzeni prześwitywać będą odpryski magii. Czterech chłopców z rodziny Nowaków zapragnie zdobyć skarb ukryty przez legendarnego gnoma o imieniu Tuli. A ten tymczasem wyczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo, decyduje się na rejteradę. Emilka zechce wyrwać się z rodzinnej wsi, gdzie czeka ją przewidywalna, przyziemna przyszłość na gospodarstwie rolnym. Swoim pragnieniem jednak uruchomi lawinę niezwykłych wydarzeń. Otóż pewnej nocy nad Zielonym Gajem pojawi się spadająca gwiazda Chichotka. Emilka ponaglana przez dziadków w myślach sformułuje życzenie. Ale nie będzie wiedziała, że rezolutna gwiazdka postanowi je spełnić. Niedługo po tym pozornie drobnym epizodzie dziewczynka zacznie nieświadomie wyzwalać magię poprzez pisanie swojej książki, w której odzwierciedli się, rozbłyśnie jeden z wymiarów rzeczywistości – Kraina Marzeń. W tym czarownym miejscu Chwila traci swoje drogocenne Marzenia, co doprowadzić może do jej anihilacji. Chyba że ktoś ją ocali… Czytaj dalej

Obrazy codzienności. Kilka słów o pięciu utworach ze zbioru „»Bezsenność na moście Xie« i inne opowiadania”

Ta chwila, którą spędzamy razem, jest ulotnym motylem. Nic się nie powtórzy – raz rozbłyśnie i zgaśnie na zawsze. „Bezsenność na moście Xie” i inne opowiadaniaDlatego każdy moment przy tobie jest cennym prezentem. W pośpiechu codzienności, wśród złości, irytacji, niechętnych spojrzeń, ulewy, śnieżycy, w mroźny czas chcę zawsze przywoływać twój uśmiech – moją radość.

We współpracy wydawniczej Związku Pisarzy Chińskich i Wydawnictwa Adam Marszałek powstała publikacja zawierająca pięć współczesnych chińskich utworów prozatorskich. Została wydana w 2010 roku pod tytułem „»Bezsenność na moście Xie« i inne opowiadania”. Zbiór nie został opatrzony żadnymi notami wprowadzającymi, posłowiem, biogramami pisarzy czy nawet informacją o języku, z którego dokonano przekładów. Zastanawia mnie też fakt, że już nazwisko pierwszego autora w wyborze – Liu Heng – zostało błędnie zapisane jako „Liu Hen”. W zasadzie dobrze obrazuje to jakość korekty zbiorku, w którym pełno literówek i błędów. Szkoda, bo prezentowane utwory zasługują na czytelniczą uwagę i są dobrym uzupełnieniem różnych antologii chińskiej prozy współczesnej. Czytaj dalej

Rany. Słów parę o „Rdzy” Jakuba Małeckiego

W tym kruchym świecie, gdzie odłamki wspomnień dryfują ku otchłani, przepaści niepamięci, przechowam twój uśmiech i twoje łzy, marzenia i obawy. Tak długo, jak ślad po moim istnieniu nie zniknie.

2002 rok, Chojny. Siedmioletni Szymek bawił się z kolegą Budzikiem, układając monety i inne drobne przedmioty na torach. Chłopiec niecierpliwie czekał u babci Tosi na przyjazd swoich rodziców, którzy wybrali się na koncert. Ale zdarzył się wypadek i jego mama z tatą zginęli. Zdezorientowany chłopczyk zamieszkał z babcią. Musiał wejść w nowy porządek, uczyć się innej od znanej mu dotychczas rutyny poszczególnych dni. Czytelnik podgląda sceny nie tylko z jego dorastania i wchodzenia w dorosłość, lecz także Tosi, która w roku wybuch drugiej wojny światowej była dziewczynką, prawie w tym samym wieku, co teraz jej wnuk.

W 2017 roku Jakub Małecki (ur. 1982) opublikował utwór „Rdza”, obyczajową powieść z elementami Bildungsroman, historii o dorastaniu, dojrzewaniu, starzeniu się, rozrachunku, rewizji dotychczasowego życia, odtwarzania przeszłości, przywoływania fragmentów wspomnień i przyglądania się im z odmiennej perspektywy, układania na nowo, odtwarzania i przetwarzania, można nawet powiedzieć, że swego rodzaju „odrdzewiania”. To także powieść inicjacyjna. Czytaj dalej

Językowe kombinacje. Parę słów o zbiorze „Jeżeli t=0” Italo Calvino

„Historii, którą chciałem opowiedzieć, nie tylko nie można opowiedzieć, ale przede wszystkim nie można jej też przeżyć, ponieważ ona jest już zawarta w przeszłości, a tej przeszłości także nie można opowiedzieć, gdyż ona z kolei należy do własnej przeszłości, do wielu jednostkowych przeszłości, o których nie bardzo wiadomo, do jakiego stopnia nie są przeszłością gatunku ani tego, co poprzedzało gatunek – przeszłością powszechną, gdyż do  niej odsyłają wszystkie jednostkowe przeszłości; ale niezależnie od tego, jak bardzo cofniemy się myślą wstecz, przeszłość powszechna istnieje tylko pod postacią jednostkowych istnień (…)” [„Mejoza”, s. 129-130]

Włoski pisarz i eseista Italo Calvino (1923-1985) z każdą swoją książką kreował i eksplorował odmienne wymiary czasoprzestrzenności, przebierał narracyjne kostiumy, testował, smakował, (de)konstruował, przebudowywał. Italo Calvino, "Jeżeli t=0"W latach 1966-1967 stworzył jedenaście utworów zgrupowanych w trzech częściach i wydanych pod tytułem zaczerpniętym z kombinatoryki „Jeżeli t=0”. Polski odbiorca może zanurzyć się w eksperymentalną grę z Calvino w publikacji będącej przejściem od fantastycznonaukowych szkiców do zwiastującej jego przyszłe literacko-językowe rozgałęzienia, przekształcenia twórczości. A ten wyborny, wyrafinowany zbiór pozwala penetrować rozmaite wymiary świata, między innymi testować siłę języka i poszczególnych słów, badać zasięgi pól semantycznych, reorganizować mity i mitotwórstwo, składać i rozkładać aspekty naukowe, biologiczne, genetyczne, matematyczne, fizyczne, astronomiczne czy kosmologiczne.

Wieża(e), a może raczej graniastosłup(y) konstruowany(e) przez Calvino jest (są) wewnątrz i na zewnątrz (o)budowany(e) labiryntem-drzewem o licznych rozgałęzieniach, korzeniach, pełnym meandrów, zakrętów, zawijasów, kolistych, kanciastych, geometrycznych, krystalicznych, a czasem osmotycznych przejść. W tę misterną przestrzeń wprowadzone zostają mechanizmy szeroko pojętych ruchu i zatrzymywania się, bo obejmują również czasowość – zmienność i statyczność, napięcie między potencjalną przeszłością-teraźniejszością-przyszłością, antynomie i paradoksy bezruchu, permanentnego trwania, istnienia i nieistnienia. A nad tym wszystkim pojawia się gra między źródłami poznania, zwłaszcza zmysłowym, empirycznym a logiką. I problem-aporia – w jaki sposób mówić/komunikować o doświadczaniu świata i o własnym, jednostkowym istnieniu? Czytaj dalej