Wszyscy śnimy ten sam sen, który każdego dnia i każdej nocy rozpada się na fragmenciki, drobne odpryski. Jesteśmy jednością, wszystko jest w nas i my jesteśmy we wszystkim. Ta wielość w jedności i jedność w wielości stanowi siłę i przynosi pewność podczas wędrówki, że jeśli upadniesz, ktoś wyciągnie pomocną dłoń. Tylko… skąd to pojawiają się przez lata poczucie obcości, bycie niezrozumianym?
Na Chiny składa się 56 grup etnicznych, jedną z nich jest około ośmiomilionowa Yi (wcześniej nazywana Lolo), używająca języków z rodziny tybeto-birmańskiej. Najliczniejszą społecznością w jej obrębie jest Nuosu (dosł. „Czarni Ludzie”) – z nich wywodzi się tworzący w języku chińskim poeta Jidi Majia (ur. 1961). Sylwetkę twórcy, specyfikę religii, kultu przodków oraz tradycję Nuosu, a także charakterystyczne rysy poezji Jidiego przybliża Małgorzata Religa w słowie wstępnym do wyboru wierszy „Słowa i płomienie”.
W utworze „Autobiografia” otwierającym zbiór widoczny będzie jeden z fundamentów, (najbardziej) istotnych elementów poezji Jidi Majii – poczucie bycia nierozerwalną częścią świata (także w myśl idei, że wszystko jest we wszystkim), w tym nierozerwalną częścią ciągłości czasowej, którą ludzie rozbijają na przeszłość-teraźniejszość-przyszłość. Wiążą się z tym świadomość pochodzenia i pamięć (szeroko rozumiana), w oparciu o które konstytuowana jest tożsamość jednostkowa, etniczna, ale przede wszystkim tożsamość człowieka połączonego ze światem przyrody, ze zwierzętami, roślinami i z innymi ludźmi. Tym duchem wypełnione są poetyckie przestrzenie eksplorowane przez Jidi Majię.
Wiersze chińskiego twórcy zdają się słownymi obrazami, czasem szkicami kadrów rzeczywistości, a momentami monumentalnymi dziełami malarsko-słownymi. Oszczędnie operuje poeta kolorami – dominuje czarny, który odnosi się do Nuosu, ale w zestawieniach z rzeczownikami pospolitymi wytwarza nowe znaczenia, rozszerza pola semantyczne, na przykład: „czarna dusza”, „czarny chrzest”, „czarne plemię”, „czarna rzeka”, „czarna świadomość”. Zaistnieją także inne barwy – zwłaszcza żółty, czerwony oraz w mniejszym natężeniu niebieski i zielony. Wbrew pozorom jednak sposób obrazowania, rysowania słowami przez Jidiego pozwala dojrzeć wielobarwność, różnorodność świata, świata, który zachwyca, zdumiewa, czasem przeraża, wywołuje niepokój, świata, gdzie wschodzi i zapada słońce, pada deszcz, wiatr śpiewa swoje pieśni, a każde stworzenie ma swoje miejsce i swoją rolę. Istotnym punktem jest również szeroko rozumiana cisza, milczenie – w nich można usłyszeć głosy z innego (wymiaru) świata.
W poetyckie „słowoobrazy” Jidiego wplatane są aluzje, nawiązania do literatury i sztuki światowej, z prymatem rodzimego dziedzictwa kulturowego. Tworzy on wiersze upamiętniające wybranych poetów czy popularyzatorów dialogów międzykulturowych, działaczy na rzecz pokoju. Ale, co istotne, kreuje liryczne portrety zwierząt, artefaktów, a także bliskich sobie osób, szczególnie matki i ojca, którzy są niejednokrotnie adresatami jego apostrof i w dodatku w poetyckich szkicach stają się swego rodzaju symbolicznymi „wszystkimi” matkami, pramatkami, „wszystkimi” ojcami, praojcami.
Wiele utworów Jidiego przywodzi na myśl choćby piosenki (z charakterystycznym refrenem, powtarzaniem tych samych fraz, najczęściej w nawiasach), ody, hymny, elegie, psalmy, modlitwy, odezwy, poetycki dziennik podróży, poemat czy erotyki. Konstruuje swoje wiersze nie tylko przy pomocy metafor, metonimii i porównań, ale równie często sięga po inwokacje, anafory, parentezy (często wytwarzające wrażenie dwugłosu), enumeracje, rozmaite paralelizmy czy wreszcie personifikację. Zwierzęta, rośliny, ale też rzeczy otrzymują ludzkie cechy, właściwości – płaczą, cieszą się, ale nade wszystko pamiętają i we wspomnieniach przechowują sny przeszłości, sny teraźniejszości i sny przyszłości, bo są nierozerwalną (jak człowiek) częścią całości, czyli świata. Różnorodność form, środków stylistycznych, artystycznych odzwierciedla wielowymiarowość i wielobarwność kalejdoskopowej rzeczywistości, której jesteśmy częścią.
Sporo utrwalonych zostało w wierszach Jidiego zapisów tyleż wydarzeń historycznych, ile tradycji ludowych, zwyczajów, obyczajów, obrzędów, rytuałów, przejścia ze świata żywych do świata umarłych, innego wymiaru doświadczania rzeczywistości, czyli snu, śnienia, nierzadko śnienia podobnych snów. W dziedzictwo ludzkości, świat natury wpisane są bowiem pamięć i tożsamość – one kształtują poczucie przynależności i łączności ze wszystkim, wzmacniają więzy, sny czy pewne rytualne gesty i słowa stanowią wspólny element poznawania i doświadczenia. Bez pamięci, tożsamości, połączenia ze światem „sny obracają się w nicość”, są puste, wydają się wydmuszką.
Utwory ze zbioru „Słowa i płomienie” Jidi Majiego eksplorują przestrzenie językowe, kulturowe, historyczne w poszukiwaniu wspólnych dla ludzi punktów, momentów przecięcia, zespolenia. Zdaje się, że poetę interesuje pierwotny sposób komunikacji (chociaż nie do końca jest to „archeologia” języka), swego rodzaju prajęzyk, czyli między innymi znaki, ślady, gesty, doświadczenia, praktyki, rytuały właściwe dla wszelkich stworzeń wywodzących się z praźródła, dzieci świata. To fascynująca podróż poprzez czasy i przestrzenie, wierzenia i obyczaje, poglądy, punkty widzenia i pamięć, w poszukiwaniu wzajemnego porozumienia i zrozumienia, świadomego uczestnictwa w świecie, wspólnego budowania i tworzenia.
——————
* Jidi Majia, Ja, śnieżny lampart…, [w:] tegoż, Słowa i płomienie, z chiń. przeł. Małgorzata Religa, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa, 2015, s. 246.
Szkoda, że tylko trzy ostatnie utwory opatrzone zostały datą napisania.
Autor: Luiza Stachura
Po słowach:
„List
Tego, czego ja pragnę
I wy pragnęliście
Jestem zaledwie znakiem
Naprzeciw niezmierzonego gwieździstego ogromu
Nie jesteśmy nawet chwilowym rozbłyskiem
Ja tylko w przypadkowym
Szukam przypadkowego
Jak rzeka iluzji
Nasze radości i łzy
Rozsypujemy
W piasek nicości
Kiedyś sądziłem, że ziemia jest wielka
A przecież to tylko złudzenie
Oceanie czasu
Czy możesz mi powiedzieć
Gdzie dzisiaj są cienie zmarłych?”
[s. 120]
*
„Bez tytułu
Może od dawna już wiemy,
Że ta powtarzająca się opowieść
Zacznie się tutaj
Może nie rozumiemy,
Że każdy początek życia
Jest zakończeniem śmierci
Kiedy z zatoki losu wyruszamy w drogę
Jest nam już przeznaczone nigdy się nie wyzwolić
Z mistycznej fascynacji
O, co ma zniknąć, znikło już dawno
I pozostało tylko chwilowe ja
Ale kto może mi powiedzieć
Poza życiem i czasem
Kim jest ten człowiek, który mnie niepokoi?”
[s. 77]
Domyślam się, że pytanie z pierwszego akapitu miało mieć charakter retoryczny, ale przekornym bytem będąc, pokuszę się o próbę odpowiedzi. Może to poczucie bierze się z faktu, że mimo chwil zrozumienia i bliskości dusz, nikt tak naprawdę nie jest w stanie dotrzeć do tych najmroczniejszych zakątków nas samych.
Jak najbardziej : )