„Indywidualistka własnego chowu.” Kilka słów o „20 odsłonach zachłannej młodości” Xiaolu Guo

Młodość, co jasne, jest nienasycona, zachłanna życia i wyzwań, które ze sobą niesie każdy dzień. Chce się wyrwać z ciasnej klatki społecznych nakazów, mechanicznie powtarzanych czynności, iluzoryczności wytwarzanej przez codzienność. Nie tyle na przekór zasadom ojców i matek, którzy własny bunt zagrzebali głęboko w (nie)pamięci, ile w celu samodzielnego odkrycia prawdy i Guo Xiaolu, "20 odsłon zachłannej młodości"zrozumienia istoty reguł społecznej gry wyznaczającej granice wolności, młodość prowadzi po manowcach, labiryntami świateł i mroku. Czy jednak jedynym wyjściem, by zachować nienaruszoną piękną młodość (duchowo-cielesną), jest podążyć drogą pewnej samobójczyni z Japonii, zainspirowanej ulotnymi kwiatami wiśni?

„(…) swoje prawdziwe marzenia, plany i uczucia zaczęłam tłamsić głęboko w sobie. Do perfekcji opanowałam sztukę skrywania tego, co czuję. Może dlatego ludzie myślą, że jestem bez serca. Moja twarz najczęściej bywa bez wyrazu.” [s. 95]

Fenfang Wang ma 17 lat, gdy ucieka ze swojej rodzinnej wsi (Wzgórze Słodkiego Imbiru), by zostać… statystką w pekińskich produkcjach filmowych. Pierwsze próby wejścia w obręb nowej przestrzeni, wykreowanej w dużej mierze przez ludzi pochodzących z podobnych wiosek do Wzgórza Słodkiego Imbiru, są bolesne. Nowe miejsce nie tyle ją odrzuca, ile wymaga od niej samodzielnego znalezienia odpowiedniej wyrwy, by zająć fragment chwilowo wolnej, chociaż nie pustej, przestrzeni, dopasować swoje indywidualistyczne młodzieńcze pragnienia do kolektywnej rzeczywiści jednolitego muru. Niemożliwym jest, co jasne, zapuszczenie korzeni w metropolii – to jedynie przystanek, „nie-miejsce”, przestrzeń tranzytowa. Podejmuje się Fenfang różnych prac, w odruchu rozpaczy decyduje się nawet na biurową posadę, ale wytrzymuje tylko jeden dzień. Poświęca także czas na naukę – to jej swoista reedukacja z wieśniaczki w pekinkę, by stać się kimś użytecznym dla społeczeństwa. Każde świadectwo swojego wrastania w świat ludzi „wykształconych” i równocześnie część jej „oficjalnej tożsamości” przechowuje starannie w szufladzie, którą nazywa „Szufladą Przewodniczącego Mao”. Z czasem jednak i to porzuca, gdyż nie umożliwia jej przeobrażenia się w autentyczną pekinką – trudno odtworzyć w pełni obraz pekińskiej kobiety według Fenfang, gdyż jest on mglisty, bliżej nieokreślony, bo i bohaterka unika definiowania, klasyfikowania, porządkowania rzeczywistości.

Bycie statystką w kiepskiej jakości produkcjach przynosi rozczarowanie dorosłością. Ale bycie statystką przede wszystkim w codzienności, czyli bycie taką, jak mijani przez nią na ulicach ludzie, ewokuje pustkę, samotność i poczucie nierealności, fikcyjności własnego istnienia. Niemożność stania się kimś więcej niż tylko numerem na długiej liście statystów (chociaż to i tak, paradoksalnie, jest awans – niegdyś, w rodzinnej wsi, była bowiem „bezimiennym patatem”) zmusza do sięgnięcia po pokłady własnej wyobraźni i odkrycia umiejętności kreowania nowych światów (tworzy postać Hao Ana, szukającego – podobnie jak ona – sposobów na zarobienie pieniędzy i w jakiś sposób zniwelowanie pustki). Pisanie scenariuszy nie jest – wbrew pozorom – zadaniem łatwym. Szczególnie jeśli nie chce się wypełniać planu wytwórni filmowych, a pragnie zachować odrobinę własnego świata, indywidualnego języka (jakkolwiek i tak przefiltrowanego przez rzeczywistość, w której się dorasta).

„Ta dziewczyna to nic dobrego. Indywidualistka własnego chowu.” [s. 55]

Rejterada ze świata podporządkowanych i posłusznie wykonujących uwierające obowiązki ludzi-maszyn, a raczej kolektywu, jednolitej masy, nie oferuje jednak szans na przeżycie kolejnego dnia. Głód fizyczny będzie swego rodzaju znakiem, sygnałem nienasycenia ducha, nieustannego pragnienia wyzwolenia. Rozczarowanie Pekinem – bez względu na miejsce zamieszkania (a trzeba przyznać, że Fenfang przechodzi przez kolejne stopnie inicjacji pekińskiej przestrzeni – począwszy od chińskiego bloku komunalnego, aż do mieszkania w jednej z największych dzielnic miasta) pełnym pyłu i karaluchów, krętych uliczek, tworzących labirynt zgnilizny zamiast drogi świateł – połączone z nieudanymi związkami z mężczyznami (destrukcyjnym, ale jednocześnie bardzo bliskim i pewnie dlatego pociągającym Xiaolinem, obcym, bo Amerykaninem, Benem oraz Huizim – przyjacielem skrycie się podkochującym w Fenfang) przyczyniają się do kolejnej ucieczki. Po dekadzie w Pekinie, mieście niespełnionych marzeń, przychodzi czas, by odnaleźć inne miejsce. Tym razem wybrać je staranniej, dojrzalej. Może już nie tak zachłannie, jak gdy się miało siedemnaście lat…

Xiaolu Guo napisała 20 odsłon zachłannej młodości jako młodziutka dziewczyna. Zapewne dlatego dominuje wrażenie zimna, samotności i pustki, a Fenfang jest bohaterką żyjącą chaotycznie i przez fragmentaryczne zapełnianie przestrzeni, przeskakiwanie z epizodu do epizodu. Kolokwialnie zapisuje umykające sceny (z) wczesnej młodości – młodości niedoświadczonej, opornej, do pewnego stopnia zbuntowanej i niekoniecznie przygotowującej się do (mniej bądź bardziej) świadomego wybrania oraz podjęcia ról społecznych. Tytułowe odsłony nawiązują do scenariusza filmowego. Fenfang jest autorką i odtwórczynią głównej (wreszcie pierwszoplanowej) roli. Filmem będzie życie, czyli to, czego teoretycznie oczekują od niej potencjalni producenci. Autentyczność w konfrontacji z wyobrażeniami okazuje się jednak nieatrakcyjna, ponieważ brakuje w niej teatralnych, f i l m o w y c h emocji – napięcia między kochankami, dramatycznych zwrotów akcji, zdumiewających zbiegów okoliczności i wzruszeń. Ale Chiny nie znają słowa „romantyczne”, bo – jak stwierdzi Fenfang – nie ma w nich miejsca na „romantyczność”.

20 odsłon zachłannej młodości są próbą inicjacji w świat. Dziecięce eksplorowanie przestrzeni zastąpione zostaje gwałtowanym wejściem do maskarady rzeczywistości, do świata samotności, pustki, nieustannego szukania spełnienia i oczekiwania wyzwolenia.

„Nigdy nie rozpamiętuj przeszłości (…) Nigdy niczego nie żałuj. Nigdy się nie oglądaj, nawet gdybyś przed sobą widziała tylko pustkę.” [s. 64]

——————
Xiaolu Guo, 20 odsłon zachłannej młodości, przeł. z ang. Jacek Manicki, Witold Nowakowski, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2010.

Autor: Luiza Stachura

Reklama

5 uwag do wpisu “„Indywidualistka własnego chowu.” Kilka słów o „20 odsłonach zachłannej młodości” Xiaolu Guo

    1. Hm, nie tak wiele czytałam współczesnych chińskich utworów, ale większość tego, co poznałam, to dobra literatura. Ale „dobra” to zbyt małe, a jednocześnie zbyt wielkie słowo. Część utworów jest inspirująca, ożywcza, część okazuje się na swój sposób cenna (pod względem stylu bądź tematyki, bądź…), a jeszcze inne stanowią swego rodzaju czytelnicze wyzwanie. Nie jest to literatura jednorodna, chociaż można zauważyć wspólne rysy, charakterystyczne motywy, (świadomie czy nieświadomie użyte) chwyty literackie. Wolę mówić o konkretnych utworach niż silić się na syntezę – wynika to z prostego faktu: wciąż jeszcze poznaję tę literaturę ; )
      A Tobie się podoba?

      1. Jestem z tych osób, które bardzo lubią poznawać nowe /inne /orientalne dla mnie przestrzenie literackie. Niewątpliwie literatura chińska (szeroko pojęta) jest kusząca. Bywa wyzwaniem (tj. to określiłaś), bywa „spotkaniem” z tym innym, bywa przeżyciem, ale i bywa stratą czasu.

        1. Z tą stratą czasu to jest tak, że zależy od czytelnika. To, co dla mnie jest wyzwaniem, dla innego będzie właśnie stratą czasu. To, czym ja się zachwycam, inny określić może jako przeciętne czy słabe. Dlatego trudno mi polecać niektóry książki, bo wiem, że trzeba się dużo przygotować samodzielnie, by móc wejść z mniejszą czy większą świadomością w konkretny literacki świat.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s