O Sylvain Reynard niewiele wiadomo. Przede wszystkim nie można powiedzieć, czy to pisarz, czy pisarka (dlatego też w tytule tekstu nie odmieniłam nazwiska i imienia albo pseudonimu). Całkiem możliwe, że pod marką Sylvain Reynard ukrywa się jakiś znany literat, który pokątnie tworzy dość niezłą jak na współczesne standardy literaturę erotyczno-romantyczną. Kompletnie poza moim zainteresowaniem, niemniej jednak w zabawny i pomysłowy sposób skomponowaną z popkulturowych obrazków.
Piekło Gabriela (2011) jest pierwszą książką z planowanej trylogii (druga – Ekstaza Gabriela – także niedawno ukazała się w języku polskim; trzecia – Gabriel’s Redemption – jest w fazie tworzenia). W polskim tłumaczeniu powieść wydana została przez imprint Wydawnictwa Muza – Wydawnictwo Akurat, zajmujące się szeroko rozumianą literaturą popularną. Tytuł książki Sylvain Reynard – iście anielsko-diaboliczny – przywodzi na myśl psychomachię, lecz w swej istocie jest jedynie erotykiem popkulturowym.
Ale do rzeczy. Rok 2009, Uniwersytet Toronto. Na wydziale italianistyki wykłada przystojny, acz kapryśny i nieobliczalny trzydziestotrzyletni profesor Gabriel Emerson, specjalista od Dantego. Zadufany w sobie, snobistyczny mężczyzna ukrywa przed światem nauki swoją drugą twarz – lubieżnego i perwersyjnego kochanka (oto przed nami uosobienie wszelkich grzechów – jak usiłuje przekonać nas narrator). Na jego zajęcia zapisuje się eteryczna, wiotka i śliczna Julia Mitchell (uosobienie wszelkich cnót wedle opowiadacza). Początkowo Gabriela irytuje nieskazitelnie czysta „panna Mitchell”, ale z czasem zaczyna go coraz bardziej interesować. Światło przyciąga bowiem mrok. Stopniowe poznawanie się, zagłębianie w przeszłość zarówno anielskiej Julii, jak i Gabriela-upadłego anioła, odsłania kolejne ciemne strony ich życia (bo Julia również ukrywa prawie-mroczną przeszłość). A wszystko zaczęło się od ich pierwszego spotkania w 2003 roku, gdy nie w pełni świadomy Gabriel nazwał naówczas siedemnastoletnią dziewczynę Beatrycze i tym imieniem napiętnował jej życie…
Zmarnowałam całe swoje życie, kochając ułudę.*
On jest grzesznikiem, a ona jego aniołem, który ma go odnaleźć w piekle i uratować przed ostatecznym upadkiem. Brzmi bajkowo i patetycznie? Ale jest zabawnie (choć momentami bywa śmiesznie i żenująco), erotyczno-seksualnie, zmysłowo. W wersji popularnej, oczywiście, acz nie obscenicznej, atawistycznej i nazbyt wulgarnej. Powieść Sylvain Reynard to nieźle skrojona historia o wyobrażeniach, które determinują dalsze losy i wybory. Bohaterowie Piekła Gabriela żyją w zasadzie wyłącznie mrzonkami, iluzorycznym wizerunkiem drugiej osoby, wyobrażeniem – nic o sobie nawzajem nie wiedzą, ale pozwalają czarować się pięknymi, choć złudnymi obrazkami Danego i Beatrycze, ba! przenoszą miłość autora Boskiej Komedii i jego ukochanej na własne życie. Wytwarzają mityczny portret nieskazitelnej, krystaliczno czystej miłości, duchowego związku, gdzie miejsce na cielesność przyjdzie z czasem, gdy oboje dojrzeją do decyzji o fizycznym zjednoczeniu.
Kanadyjska powieść skonstruowana została z połączenia schematycznych i przewidywalnych bohaterów (czarno-białych), ich przeszłości pełnej niewiadomych oraz sekretów; mnóstwa nawiązań, kryptocytatów, aluzji do popkultury, zwłaszcza muzyki (choćby Nine Inch Nails wyeksploatowane przez Sylvain Reynard), a dalej fotografii, malarstwa i literatury – wszystko to ma tworzyć intelektualną nadbudowę, tło dla prostej historii dwojga kochanków. Niemniej jednak widać silne zainteresowanie Reynard twórczością i osobowością Dantego. Poetyckość i lekkość języka skontrastowana została z wulgaryzmami, kolokwializmami i manierycznymi sformułowaniami, makaronizmami. Sylvain Reynard swobodnie żongluje schematami fabularnymi, w mało wyrafinowany sposób gra z czytelnikiem, prowadząc go po kolejnych kręgach piekielnych, aż do mroczno-ciemnej strony człowieka. Ot, nieskomplikowana rozrywka, ale nie napisana topornie – wręcz przeciwnie, z osobliwym smakiem i z(a)mysłem.
——————
* Sylvain Reynard, Piekło Gabriela, przeł. Joanna Grabarek, Anna Dorota Kamińska, Ewa Morycińska-Dzius, Akurat, Warszawa 2013, s. 328.
Autor: Luiza Stachura
Ja przepraszam za zboczenie… z tematu, ale mogliby się postarać wydawcy i wrzucać te książki w bardziej zmysłowe opakowania. Bardzo mi się podoba zmysłowa seria z WAB-u, który to w ogóle chyba jako jedyny wydawca wyprzedził obecne trendy na „ero”, a paradoksalnie mało się pisze o ich książkach.
Czy ja dobrze widzę? Trzy osoby przekładały książkę?! :)
Zgadzam się – mogliby. Ta okładka jest jednak mocno związana z oryginalną – szkoda.
Oj, zmysłowa seria W.A.B. jest interesująca. Może byłaby za nieco innymi rozwiązaniami graficznymi, ale tak, to jest dobry kierunek.
Mało się pisze, bo nie wysyłają zbyt wielu egzemplarzy rec. ; ) A tak na poważnie, to literatura, o której trudno pisać, bo łatwo wpaść w banał. Jak sądzę. Zresztą… analogicznie z pisarzami, którzy są w jakiś sposób bliscy – trudno o nich pisać w takie formie, jaką jest „recenzja”…
Haha, moja reakcja była podobna, gdy zobaczyłam ilość tłumaczek. No cóż… takie czasy ; )
Masz rację, związek emocjonalny z utworem i/lub autorem nie jest niedobrym tworzywem pod recenzję ;) Banał, banałem, na szczęście mało osób związuje się emocjonalnie z tego typu literaturą… mam przynajmniej taką nadzieję. Czyli miałaś trudności w napisaniu tekstu, no widzisz, zawsze to jakieś nowe doświadczenie, może nie tak porywające jak te z kart powieści, ale jednak… ;)
No jak trzy osoby przekładały książkę, to coś musi być! Przecież nawet uznani pisarze czasami nie mogą się poszczycić taką liczbą przekładających ;)
Ja się nawet rozmarzyłem, co prawda nie nad fabułą tej książki, ale nad tym, co będzie następnym trendem na literackiej mapie mód :)
To tylko taki przykład – z emocjonalnym związkiem z pisarzem czy/i konkretną książką.
Tak się zastanawiam, jak pisać o literaturze erotycznej (ale – co jasne – tej subtelnej, zmysłowej, a nie wulgarnej i obscenicznej)? Pięknie pisać? Zmysłowo pisać? Czyli jak?
Nie, z „Piekłem Gabriela” miałam tylko taką trudność, jak napisać coś więcej ponad dwa zdania o tym, że to literatura popularna, która – jak powszechnie wiadomo – bazuje wyłącznie na sferze emocjonalnej czytelnika. O ile początek jest obiecujący, a i sam wątek wyobrażeń i anielskości jest mi dość bliski z różnych względów, o tyle im dłużej czytałam „Piekło Gabriela”, tym częściej… się śmiałam. Miałam cały czas skojarzenie ze słabszymi anime, które przypadkiem obejrzałam.
Ale jeszcze podkreślę – trzy tłumaczki, kobiety. Bo to literatura kierowana w zasadzie do kobiet.
A ja aż się boję pomyśleć, co może zainspirować producentów literatury ; )
Nie moje kręgi zainteresowań, ale… jak sięgać po tego typu literaturę to moim zdaniem warto czytać powieść w oryginale i przy okazji takiej „rozrywkowej” prozy szlifować język. PozdrawiaM;)
Też tak sądzę ; )
Pozdrowienia!
okładka rzeczywiście… specyficzna ;-). Treściowo jednak wygląda to w miarę ciekawie. Co prawda literatury erotycznej (czy też romansowo-erotycznej) nie trawię, ale przecież jakieś odstępstwa zawsze są mile widziane ;-). Czytając Twoją recenzję w pewnym momencie naszło mnie skojarzenie z Niedolami cnoty wiadomo czyjego autorstwa ;-). Tam motyw lubieżności depczącej niewinność był również eksponowany, choć w całkowicie inny (jak mniemam) sposób…
Hehe, specyficzna? ; )
Wygląda, ale to też zależy, czego kto szuka. Dla mnie niezbyt, bo oddziałuje tylko na sferę emocjonalną, czyli – w moim odczuciu – dużo za mało. Ale jeśli ktoś lubi nieskomplikowane książki, to jak najbardziej – ciekawa i pasjonująca.
Znów ciekawe skojarzenie, ale motyw taki albo podobny pojawia się – wbrew pozorom – bardzo często w literaturze (i nie tylko).
wiem, to jeden z „tych” motywów, których wszędzie pełno, ale pierwsze skojarzenia są zawsze najciekawsze ;-)
No ba ; )