Istnieje nieskończona ilość kategorii, wedle których można po-dzielić słowo i przy-dzielić mu miejsce w szeregu innych wyrazów. Kategorie te zależne są, co jasne, od osobistych preferencji katalogująco-spisującego. Silnie naznaczone emocjonalnie albo w zasadzie obojętne, bo mało bądź w ogóle nieużywane (niewypowiadane, nienapisane, niepomyślane) czy też niesłyszane, słowa kształtują czasoprzestrzeń. Wpływają na indywidualne wybory, konstytuują relacje międzyludzkie, gdyż często nie tyle wyprzedzają gesty, ile przekreślają je, podważają, wprowadzają dysonans. Drobny, acz istotny zgrzyt. I takim słowem jest „kiedyś”. Bo kiedyś…
Zapamiętajmy ten dzień na zawsze.**
Po ośmiu latach zadzwonił. I poinformował, że profesor Yun jest w szpitalu. Ten prosty gest uwolnił lawinę wspomnień. Jeong Yun, jedna z głównych bohaterek i dominująca narratorka Będę tam, dokonuje rekapitulacji krótkiego odcinka swojego życia. Momentu, gdy w jej życiu pojawił się on. Po chorobie i śmierci matki, Yun wraca na uczelnię, kontynuować przerwane studia. Są lata 80. XX wieku, nasilają się protesty i demonstracje młodych ludzi. W zamęcie i zgiełku współczesności samotnie wędrująca po mieście Yun poznaje Yi Myeong-seo oraz jego przyjaciółkę Yun Mi-ru. I to jest początek końca. Bowiem Yun Mi-ru, tajemnicza dziewczyna z poparzonymi dłońmi, szuka Min-ho – mężczyzny, na którego tropie była jej siostra Yun Mi-rae. Dla każdego z bohaterów poszukiwania bliżej nieokreślonego Min-ho staną się impulsem do ponownego spojrzenia na własne życie i dotychczasowe wybory. A zwłaszcza przypomnienia sobie niespełnionych obietnic. Wyrzuty sumienia nie pozwolą na uciszenie niepokoju i zapełnienie pustki.***
(…) gdybym (…) wiedziała, że raz dana nam szansa nigdy się nie powtórzy, być może inaczej rozwiązałabym pewne sprawy. [s. 11]
Shin Kyung-sook potrafi swoją prozą silnie oddziaływać na emocjonalną sferę czytelnika, który albo identyfikuje się z bohaterem, jego losami i decyzjami, albo odrzuca go całkowicie, polemizuje, pełen niezrozumienia patrzy krytycznie na jego poczynania. O ile Zaopiekuj się moją mamą w zasadzie pozbawione było intelektualnego dryfowania po bezmiarze (pop)kultury, o tyle Będę tam wypełniają liczne nawiązania do światowego dziedzictwa kulturowego, zwłaszcza literatury i malarstwa. Jednakże nie do przypadkowych dzieł różnorodnych twórców – wręcz przeciwnie, Shin starannie wybiera, dokonuje świadomej selekcji (choćby motto z utworu Valéry’ego, odniesienia do Rilkego i Emily Dickinson, a także aluzje do Natsumego Sŏsekiego, van Gogha czy Wyspy umarłych Arnolda Böcklina). Pojawią się wzmianki o fotografii (o utrwalaniu czasu i przestrzeni). Czytelnik będzie miał wrażenie albo wpływu erudycji autorki na strukturę powieści czy też jej artystycznych upodobań, albo wręcz przeciwnie – pseudointelektualnej narracji, która powinna przykryć oczywistość spostrzeżeń pisarki (bo – nie można ukryć – Shin sięga po prawdy oczywiste i w dodatku je zapisuje, utrwala, wypowiada na głos, przez co tracą na autentyczności, a zaczynają przypominać zbiór błyskotliwych, acz patetycznych sentencji podsumowujących trudne życie człowieka, dole i niedole, blaski i nędze, kruchą kondycję psychiki). Innymi słowy, odbiorca powieści albo pozwoli się uwieść, albo pozostanie podejrzliwy, przekonany o hochsztaplerce i próbie wciągnięcia go do (post)świata autorki, gdzie wszystko już było, tylko w nieco innej, nierzadko lepszej odsłonie.
Shin wypróbuje w Będę tam schematy fabularne między innymi: powieści kryminalnej, detektywistycznej, romansu, powieści szkatułkowej; wprowadzi próbki symultaniczności i jukstapozycji; podrzuci czytelnikowi wiele tropów artystyczno-kulturowo-społecznych, niejednokrotnie prowadząc go na manowce słowa, na obrzeża opowieści, gdzie dojrzewają różne wątki, których potencjał nigdy nie zostanie w pełni wykorzystany. Będę tam – w takim ujęciu – to powieść o oczywistych, acz zapominanych przez nas na co dzień prawdach. Wielu ludzi kogoś szuka (słowo „szukać” należy rozumieć możliwie szeroko): zaginionego, porzuconego, nieznanego (nieznajomego). Pełni niepokoju wyglądamy jutra. Składamy obietnice, których nie dotrzymujemy z różnych powodów. Słowa, które słyszymy i wypowiadamy, ranią nas oraz innych. Czasami nasze gesty są zbyt opóźnione…
Kolejne stopnie wtajemniczania czytelnika w przestrzeń Będę tam można opisać w kilkunastu grupach tematyczno-formalnych (czy treściowo-formalnych, przy czym słowo „formalny” będzie się odnosiło do dokonanego przez autorkę wyboru form piśmienniczych). Wymieńmy kilka z grup tematycznych: namiętność i miłość (oraz ich odmiany); bliskość duchowa (swego rodzaju wspólnota); przeszłość i wspomnienia, które determinują przyszłość; relacje między dwoma typami osobowości dominujących w powieści, czyli wyzwolicieli i (psychicznie, duchowo) uwięzionych-uwikłanych; artystyczne spełnienie (na przykładzie profesora Yuna, Myeong-seo oraz Dana); przemiany społeczne, rotacja pokoleniowa; kontestacja i zgoda na zastany porządek.
O ile tematycznie powieść koreańskiej pisarki jest całkiem przewidywalna, o tyle struktura utworu stanowi element gry. Shin konstruuje swoją powieść na bazie paralelizmów (różnych: składniowych, leksykalnych i innych), paralelnych obrazów, lustrzanych odbić. Będę tam jest pamiętnikarsko-dziennikowym zapisem, a ta koncepcja (spisywania z dnia na dzień i spisywania po pewnym czasie) wymusi dwa typy narratorów: młodego-niedoświadczonego oraz starszego, który przygląda się pewnym wydarzeniom z dłużej perspektywy czasu. I otrzymujemy dwóch narratorów, jednakże interesująco dobranych. Dominuje, jak już wspomniałam, Jeong Yun. W prologu i epilogu usłyszymy jej dojrzały głos, natomiast w poszczególnych rozdziałach bohaterka odtworzy swoje młodzieńcze spojrzenie, wrażenia i emocje. Kontrapunktem dla opowieści Yun stanie się „Brązowa księga” spisywana przez Yi Myeong-seo. Narrację Yun-kobiety dopełni narracja Myeong-seo-mężczyzny. Równowaga zostanie (pozornie) zachowana. Znamienne, że nie usłyszymy dojrzalszego głosu Myeong-seo – na zawsze zostanie przypisany do roli autodestrukcyjnego młodego mężczyzny, który zaborczą miłością byłby w stanie zniszczyć psychicznie i fizycznie obiekt swoich myśli.
W obrębie wcześniej wspomnianych pamiętniko-dzienników pojawią się dwa kolejne (dualizmy, paralelizmy – świat Shin jest światem dzielącym się przez dwa). Jeden należy do Yun Mi-ru, przyjaciółki Myeong-seo, magnetycznej dziewczyny, przyciągającej Yun, jednakże będącej jedynie cieniem własnej siostry – marionetką niepotrafiącą poradzić sobie z poczuciem winy (Yun przez moment przeobrazi się w jej oczach w substytut Mi-rae). Co ważne, Mi-ru zapisuje potrawy, które zjada – spisując je, czuje, że żyje dziś; to swego rodzaju rytuał (rozszerzony później o dopiski czynione przez Yun i Myeong-seo). Jak słuchanie przez nią muzyki przed snem. Drugi dzienniko-pamiętnik jest własnością Dana, przyjaciela Yun z czasów dziecięcych. W jego przypadku namiastkę osobistego tekstu spełnią listy kierowane do Yun z wojska. Pamiętniko-dziennikowym cieniem staną się materiały (dotyczące Min-ho) zebrane przez Mi-rae i przekazane Mi-ru.
Yun i Dan oraz Myeong-seo i Mi-ru to, co jasne, paralelne pary, lustrzane odbicia (nie tylko na linii Yan i Dan – Myeong-seo i Mi-ru, ale także wewnątrz pary: Yan-Dan i Myeong-seo-Mi-ru). Stanowią swoje przeciwieństwa, mimo iż zdają się mieć wspólny rys charakterologiczny: samotność, niezrozumienie i niepokój. Tym, co ich dzieli, jest stosunek do życia. O ile Yun i Myeong-seo nie byliby w stanie odejść w imię własnej, osobistej, indywidualnej racji i prawdy, o tyle Dan oraz Mi-ru okazują się mieć kruche osobowości, są delikatni. I ulotni jak cienie. Tym samym potencjalny związek Yun i Myeong-seo musi być skazany na niepowodzenie – posiadają charaktery nazbyt podobne, by mogli uzyskać pełnię. Obie pary, co podkreśli kilkukrotnie Shin, stanowią doskonały przykład wspólnoty duchowej, do której nikt inny nie posiada dostępu. To dzielenie się z drugim człowiekiem światem, ba! wytwarzanie wspólnego świata przeżyć, będzie ich siłą i zarazem największą słabością.
Alienacja, niepewność i objawy mizantropii u Yun znajdą swoje odzwierciedlenie w analogicznych stanach emocjonalno-psychicznych występujących u Myeong-seo (młody mężczyzna śledzi życiorysy tych, którzy uciekali niepokojeni czymś, czego nazwać nie potrafili; próbowali zachować równowagę między przeszłością a przyszłością i w jakiś sposób odnaleźć chociaż na chwilę antydot na niepewność i poczucie pustki). Oboje, widząc w sobie nawzajem cel życia, przetrwają czas niepokoju. Pustkę Mi-ru wypełni pragnienie, któremu i tak nie podoła. Podobnie z Danem, który sądził, iż w wojsku odnalazł siebie (przestał się już bać pająków, zmężniał). Oboje – jako cienie Yun, Mi-rae i Myeong-seo – muszą odejść w młodości, bo nie są w stanie opanować siły autodestrukcji. Prawdziwej autodestrukcji, a nie deklarowanej jak w przypadku Myeong-seo. Być może ich decyzja sprawi, że Yun i Myeong-seo będą w stanie żyć. Z poczuciem winy.
Jedynym momentem szczęścia stanie się krótkie wspólne przebywanie w „pustym domu” Yun, Dana, Myeong-seo, Mi-ru oraz kotki Mi-ru – Emily. „Pusty dom” (w którym niegdyś mieszkała Mi-ru z siostrą i Myeong-seo) odczytywać można jako namiastkę Arkadii, krainy, w której zapieczętowane zostały radosne chwile. Jak dobry, pogodny sen, nękany przez brutalną rzeczywistość.
Miasto, początkowo obca dla Yun przestrzeń, zostanie oswajane przez spacery. Z „wiecznej imigrantki” przeobrazi się w element miasta – idealnie dopasowany. Czasoprzestrzeń percypuje i odbiera Yun z różnych perspektyw (na przykład: ulica, wiadukt, przejście podziemne, tunel****, plecy Myeong-seo). W jej umyśle tworzy się coś na kształt paralaksy – drobnych przesunięć i deformacji tego samego miejsca, ale odwiedzanego o różnych porach dnia i roku. Samotne wędrówki skontrastowane zostaną z włóczęgą we troje: Yun, Myeong-seo i Mi-ru (kolejny paralelny obraz, ale wybrakowany – nie ma Dana). Podczas wspólnych podróży po mieście (choćby po labiryntach bazarów) młodzi zaczną dostrzegać detale przestrzeni. Rozpoczną grę w układanie (elementów) świata. Jakże ironiczną grę, której inicjatorką przez laty była Mi-rae (znów pamięć o niej infekuje relacje między młodymi ludźmi). Współczesna historia Korei Południowej zapisywana jest w mieście. Chae-su, zwany Wodospadem, kolega naszych bohaterów, pomoże im ją odcyfrować. Tylko… nic z tego nie wyniknie dla życia bohaterów. Jak byli, tak i pozostaną biernymi obserwatorami i fotografami bieżących wydarzeń w Korei Południowej. Będą obiecywać, ale nie będą tam.
Będę tam to również portret południowokoreańskiego społeczeństwa, niepotrafiącego się komunikować, pogrążonego w demonstracjach, manifestacjach, usilnym pragnieniu zmian społecznych pod dyktando młodych kontestatorów. Przeszłość, pamięć, tożsamość, wspomnienia przerywane są nie tyle głośnymi hasłami prawie-rewolucjonistów, ile drobnymi zdarzeniami, spotkaniem kogoś, słowem wypowiedzianym bądź przemilczanym, gestem wykonanym lub wstrzymanym. To te pozornie błahe epizody decydują o przyszłości oraz o spojrzeniu na własną i zbiorową przeszłość; one zmuszają do rewizji, reinterpretacji i odrzucenia bądź zaakceptowania.
Profesor Yun – poeta i myśliciel, człowiek o niezmierzonej duszy, silna osobowość – jest jasnym punktem, osią, wokół której krążą bohaterowie-ćmy. Kilkoro jego studentów (w tym Yun) nie może do niego dotrzeć, piętrzą się przed nimi problemy w drodze do jego domu – jest nieosiągalnym stanem umysłu i ducha. On przedstawi studentom metaforyczną opowieść o świętym Krzysztofie; nauczy Yun i Myeong-seo otrzepywać śnieg z drzew, czyli zmagać się z problemami. Profesor jest celem podróży. Ale dalekim, niedostępnym. Ideałem. Który musi zniknąć. Nie przystoi do tego świata. Analogicznie z Mi-rae. Swego rodzaju czarną duszą, która wywrze silny wpływ na siostrę i Myeong-seo, a później, pośrednio, również na Yun. A może jest odwrotnie? Może to profesor Yun…
Aby utrzymać czyjąś rękę, trzeba wiedzieć, kiedy ją puścić. Jeśli przegapisz okazję, aby puścić rękę niedbale chwyconą, stanie się to niewygodne i nieprzyjemne. [s. 144]
Słowa to oś powieści Shin Kyung-sook. „Będę tam” czy „Zapamiętajmy ten dzień na zawsze” są powtarzanymi jak mantrę przez Myeong-seo zaklęciami. Pewnego dnia Yun dowie się, że to przejęte od Mi-rae hasła – puste obietnice. Analogicznie z „kiedyś” Yun, czyli oznaką bezsilności, kolejnym niespełnionym przyrzeczeniem, które pozwoli uciszyć wyrzuty sumienia. Ale podobnie jak wcześniej wymienione wątki, moc sprawcza słowa pozostanie potencjałem niewykorzystanym przez pisarkę. Ot, dryfującym fragmentem po niezmierzonej przestrzeni.
To dobra powieść dla tych, który pozwolą się (emocjonalnie, ale niekoniecznie intelektualnie) uwieść. I odnajdą jakąś cząstkę siebie w Yun, Myeong-seo, Mi-ru, Danie, Mi-rae czy profesorze Yun.
A może w kuzynce Yun lub w ojcu bohaterki.
Spotykamy ludzi, których mamy spotkać. [s. 105]
….będę tam. Razem z Tobą.
——————
* A że to nie recenzja, pojawią się w dalszej części tekstu informacje dotyczące kluczowych momentów. Zgodnie z zapisem dalekowschodnich nazwisk, nazwisko poprzedza imię.
** Shin Kyung-sook, Będę tam, przeł. z koreańskiego Marzena Stefańska-Adams, Kwiaty Orientu, Skarżysko-Kamienna 2012, s. 18. Wszystkie następne cytaty pochodzą z tego wydania i zostały umiejscowione bezpośrednio w tekście.
*** Słowo o polskim wydaniu. Przekład bezpośrednio z koreańskiego pozwala polskim czytelnikom zapoznać się z możliwie najmniej zawłaszczonym dziełem. Powieść Shin uświetniać mają ilustracje Katarzyny Łucznik – zbędne, moim zdaniem. Do licznych literówek odbiorcy literatury chyba się przyzwyczaili. Ale odnośnik do Wikipedii i odwołania do tłumaczeń zamieszczonych w Internecie całkiem mnie zaskoczyły…
**** Mnoży Shin tropy. Różnorodnie można odczytywać tunel i – przysposobionym w odpowiednie konteksty – można bawić się w pogłębione interpretacje. Tylko… w jakim celu? By pograć wspólnie z autorką?
/Za chaos w czystej formie przepraszam/
Autor: Luiza Stachura
Jak tam chaos? Ciekawy wywód!
(I intrygujące zakończenie…)
Dziękuję!^^’
Dostrzegam chaos. I to mnie niepokoi ; )
Chciałam zapytać: „Jaki tam chaos?”. Widać zjadłam „i”. Chyba czasem tak jest w życiu, że rożne wątki się urywają, nachodzą na siebie i nie można nad wszystkim zapanować (taka refleksja uogólniająca).
Tak sądziłam, że zgubiłaś „i”.
Otóż to. Gorzej, jeśli takie chwile w życiu powtarzają się często i trwają dłużej. No ale trzeba zebrać myśli i jakoś je poskromić. Podobnie ze słowami.
z Twoich recenzji można poznać Daleki Wschód (i okolice) nie gorzej niż z lektury książek, które są podstawą owych recenzji ;-)
a, jeszcze wspomnę, że bardzo mi się okładka spodobała
Hehe, cała przyjemność po mojej stronie ; )
Mnie też. Jak i większość okładek do książek wydanych w Kwiatach Orientu. Chociaż najlepsza jest – jak na razie – do Chwastów.
Chaos, albo „bardzo skomplikowany porządek” :)
Errata: Chaos albo „bardzo skomplikowany porządek” ;)
A dziękuję ; )
Luizo,
Jestem ciekawa jak (i czy w ogóle) ten tytuł mógłby mnie emocjonalnie uwieść… Akurat jestem z tych czytelników, którzy, że tak się wyrażę „kupują” zarówno emocje, jak i intelekt w powieściach. Wszak można porywać ludzi na różne sposoby, aby umieć i robić to najlepiej. Mam spore zaległości czytelnicze, ale dopiszę ten tytuł do mojej listy bom ciekawa;D
A i mi też bardzo spodobała się okładka!
PozdrawiaM!
To musisz się sama przekonać. Powiem tak – podczas czytania dałam się uwieść, ale po skończeniu, gdy zaczęłam zagłębiać, więcej myśleć o tej książce, to wrażenia, towarzyszące mi podczas czytania, zostały wspomnieniem. Pięknym, ale wspomnieniem.
Nie znaczy, że to słaba książka. Wszystko zależy jednak od tego, czego się szuka w literaturze – to jasne, ale wielu o tym zapomina (ot, jak kiedyś trafiłam przypadkiem na komentarze na fb KO odnośnie mojego tekstu, to wówczas mi uświadomiło, że nadal stosuję za dużo skrótów myślowych i wiele osób nazbyt emocjonalnie pochodzi do literatury, a zapomina jednocześnie o innych aspektach…).
Pozdrowienia!