Tekst można (było) przeczytać na stronie PapieroweMyśli.pl
[Bezpośrednio na blogu od 05.03.2020]
Gromadzone i spisane w 1994 roku przez Lisę See rodzinne wspomnienia zaczynają się od zarysów portretu pradziadka autorki – Fong See, który wyruszył na Złotą Górę w 1871 roku. Do wizerunku przodka autorka wróci w kolejnych odsłonach książki, ale nim to nastąpi, wyjaśni zamysł publikacji, motywacje i powody pisania „(o)powieści (auto)biograficznej”. Na wstępie poinformuje czytelnika o trudach poszukiwań materiałów źródłowych, Lisa See wykorzystała zarówno rodzinne anegdoty przekazywane ustnie czy pamiątki (między innymi: fotografie, różnego rodzaju dokumenty, listy, wycinki z gazet, filmy), jak i zasobów narodowych archiwów. W ciągu pięciu lat – przyznaje autorka – spotkałam się z niemal setką ludzi: bogatych i biednych, rasy żółtej i białej. Zmagałam się z różnorodną pisownią tych samych nazwisk (…). [s. 20] Z mozolnej pracy nad zagłębianiem i rekonstrukcją zawiłej rodzinnej historii wyłoniła się (…) opowieść o przenikaniu się ludów i kultur. [s. 21] Lisa See odżegnuje się jednak od pretendowania do miana znawczyni problematyki dziejów chińskiej imigracji oraz doświadczeń Chińczyków poza granicami Państwa Środka. Niniejsza publikacja bowiem, jak podkreśla autorka, jest zapisem prawdy jej serca, jej doświadczeń i jej badań, bo – co istotne – Lisa See już na początku jasno określa swoją tożsamość: Choć nie wyglądam na Chinkę, w głębi duszy nią jestem (…). [s. 22]
Bardzo trafny dopisek polskiego wydawcy – „opowieść autobiograficzna” – wskazuje już na początku na specyfikę książki Lisy See. Na Złotej Górze zdaje się nie tylko zapisem wspomnień, dokumentem, odmianą „intymistyki”, ale także powieścią. Autorka łączy fakty z elementami fikcji (szczególnie gdy wprowadza hipotetyczne dialogi przodków i fabularyzuje autentyczne wydarzenia). Całość napisana jest całkiem nieźle, chociaż pojawiają się stylistyczne niedociągnięcia i mniej atrakcyjne dla czytelnika drobiazgowe informacje o rodzinie See. Publikacja dzieli się na sześć części, obejmujących zasięgiem chronologicznym ponad wiek (lata 1866-1991) – nota bene, pradziadek autorki dożył stu lat. Do książki załączono mapy: prowincji Kwangtung, fragmentu Los Angeles oraz dzielnic chińskich w tym mieście, a także plan starego Chinatown (1920-1949). Nie zabrakło drzewa genealogicznego rodziny See (szkoda że nie podano dat urodzenia przy imionach poszczególnych członków familii). Książkę uzupełniają liczne fotografie, dokumentujące nie tylko rodzinę autorki, ale również czasy, o których Lisa See opowiada: przemiany społeczne, polityczne, kulturowe. Na końcu publikacji zamieszczono spis wykorzystanych przez pisarkę źródeł.
Tytułową Złotą Górą Chińczycy nazywali Stany Zjednoczone – miejsce o cechach iście arkadyjskich, substytut Eldorado, ale jednocześnie (paradoksalnie) kraj niewolniczej pracy, poniżenia i wykluczenia. Pisze Lisa See o rasizmie i wykorzystywaniu, o rzadkich chwilach szczęścia, o trudnym życiu i pracy Chińczyków w Ameryce, czego ilustracją są dzieje jej pradziadka, jego dzieci oraz wnuków. Wiele miejsca poświęca autorka utrudnieniom ze strony „białych”, szczególnie ustawie wykluczającej z 1882 roku (anulowanej dopiero w 1943 roku przez Roosevelta) oraz jej konsekwencjach dla funkcjonowania Chińczyków w Stanach Zjednoczonych. Życiem chińskich imigrantów – jak w pewnym momencie stwierdzi Lisa See – targały wichry polityki i historii. [s. 76] Paradoksalnie dopiero czasy II wojny światowej przyniosły Chińczykom możliwość odniesienia względnego sukcesu w Ameryce, bo kiedy Japończycy [po ataku na Pearl Harbor] cierpieli, Chińczycy zyskiwali coraz wyższą pozycję społeczną i coraz lepiej powodziło im się w interesach. [s. 351]
Na Złotej Górze nie jest, co jasne, publikacją naukową, ale literacką opowieścią o Chińczykach poszukujących szczęścia, miłości i możliwości realizacji swoich ambicji oraz marzeń, ba! jest w zasadzie opowieścią o ludziach, którzy błądzą, kochają, nienawidzą, rywalizują, odnajdują i tracą swoje miejsce – bez względu na kolor skóry i pochodzenie. Obok sylwetek mężczyzn pojawiają się interesujące portrety kobiet (nie tylko z rodu See), które stanowią jeden z silniejszych punktów publikacji. Jednakże książka nie tylko poświęcona została burzliwym kolejom losu rodziny See (blisko publikacji Lisy See do swego rodzaju sagi rodzinnej), ale jest również zgrabnie skonstruowaną panoramą Ameryki (zwłaszcza Ameryki Chińczyków, czyli przede wszystkim Chinatown), uzupełnioną o szkice z przemian obejmujących Państwo Środka. Autorka oddaje sprawiedliwość swoim przodkom i podkreśla wpływ chińskich imigrantów na rozwój Stanów Zjednoczonych, bo – jak konstatuje ze smutkiem – Nikt się nigdy nie zastanawiał nad wkładem Chińczyków w amerykańską gospodarkę. [s. 478]
Nostalgiczno-wspomnieniowa książka Lisy See – swoista rodzinna fotografia – a zarazem literacki debiut pisarki, jest bez wątpienia wartą uwagi próbą rekonstrukcji życia Chińczyków w Ameryce; stanowi cenną ilustrację i upamiętnienie trudnej walki o prawo do bycia i funkcjonowania na Złotej Górze, walki, która – co istotne – nie ma w zasadzie końca, wszak przejawy wykluczania pojawiają się do dziś…
——————
Lisa See, Na Złotej Górze, przeł. z ang. Dorota Kozińska, Świat Książki, Warszawa 2012.
Autor: Luiza Stachura
Ta książka za mną chodzi, ale jeszcze nie zrównałyśmy kroku;) Swoją drogą, taką przekrojową to właśnie czytam biografię Heleny Rubinstein autorstwa Michele Fitoussi – niby śledzę losy kobiety i jej budowanie imperium urody, a tak naprawdę dostaję porządną dawkę historii, tworzenie się pojęcia „dbanie o urodę”, powstawanie największych domów mody, rodzenie się zjawiska marketingu (i dochodzę do wniosku, zdumiona i pełna podziwu, że o ile towar się zmienił, metody nadal pozostają te same i tak samo na konsumenta działają)… Lubię tak opowiedzianą historię, historię przez pryzmat codzienności, a nie stricte polityki i wojen. Lubię później stać w sklepie, wybierając tusz do rzęs, i śmiać się, wspominając anegdotkę, że to wszystko przez Maybell, siostrę pewnego chemika, której brat chciał pomóc oczarować pewnego amanta;)
A za mną (przede mną?) chodzi ta autorka – i tą książką zainaugurowałam moje z nią rozmowy ; )
O. Tak z własnych zainteresowań czytasz tę biografię?
Hehe, otóż to. Ale to sztuka napisać b. dobrą biografię.
Mówiąc „ta autorka” masz na myśli Lisę See, dobrze rozumiem?:) Czytałam jej „Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz” – bardzo mi się podobała. Ale to dobrych kilka lat temu było i może pora, by wrócić i sobie odświeżyć;)
Biografię Heleny, hm, tak, chyba można powiedzieć, że z własnych zainteresowań czytam, ale nie chodzi o zainteresowania modą czy kosmetykami (bo pod tym względem to ja minimalistką jestem raczej – ubrania mają być pod mój gust, a nie gusta kreatorów na dany sezon, a kosmetyki to bardziej do pielęgnacji, niż w kontekście make-up’u). Życie Heleny Rubinstein przebiega przez moje ulubione epoki – schyłek XIX wieku i dwudziestolecie międzywojenne, a ja uwielbiam czytać o zmianach, jakie w tych epokach zachodziły i o tym, jak wówczas tętniło życie w miastach tudzież jak przedmieścia czy wioski w miasta się zmieniały;)
Tak – Lisę See. I tak się przymierzam, przymierzam. Ale moje drogi w bibliotece z jej książkami się nie krzyżują ; )
O, to interesujące. Świetnie. Szkoda, że nie piszesz o takich książkach na blogu (innym swoim blogu xDD””).
Rozumiem.
Ten okres czasu jest (dla mnie też) fascynujący i/czy inspirujący, właśnie teraz, z perspektywy XXI wieku (i z końca XX stulecia).
Znam Miłość Peonii – świetna książka. Znakomity klimat. Pozdrawiam!
O, dziękuję za polecenie!
Pozdrowienia^^