Tekst można (było) przeczytać na stronie bookznami.pl
[Bezpośrednio na blogu od 05.03.2020]
Maroko kojarzy się przede wszystkim z jednym miastem – Casablanką – i świetnym filmem Michaela Curtiza z Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergman. Suzanna Clarke, australijska fotografka, pisarka i reporterka, zbiera czytelników w podróż do centrum Maroka – Fezu. Tam wraz z mężem, pisarzem i dziennikarzem Sandym McCutcheonem, zakupiła zrujnowany dom, by go odrestaurować. Zmagania z marokańską przestrzenią opisała w książce, która niedawno trafiła do rąk polskich czytelników.
Dom w Fezie. Nowe życie w sercu marokańskiej medyny Suzanny Clarke otwiera serię „Kolorów Wschodu” krakowskiego wydawnictwa Lambook, poświęconą krajom Bliskiego Wschodu oraz regionu północno-zachodniej Afryki (Maghrebowi). Tym, co wyróżnia publikacje Lambook, jest wybór przewodników – ludzi Zachodu, którzy stykają się z arabskimi mieszkańcami. Spotkanie Innego przyczynia się nie tylko do zachwytu kolorami, smakami i zapachami wybranych rejonów Orientu, ale także do rewizji swoich przedsądów o arabskiej przestrzeni.
Fascynują przygodę po Bliskim Wschodzie i Maghrebie inauguruje wyprawa do Fezu – modelowego przykładu muzułmańskiego miasta [s. 24] – a dokładniej w głąb starej dzielnicy (czyli medyny). Ale Suzanna Clarke nie jedzie tam, by podjąć rolę turystki robiącej zdjęcia i opisującej egzotyczne miejscowe zwyczaje czy wyłapującej sensacyjne przyzwyczajenia mieszkańców. Moim celem – przyzna – było znalezienie domu, który zdołał się oprzeć postępującej modernizacji. [s. 26] W Fezie rozróżnia się zasadniczo dwa typy budynków mieszkalnych: dary oraz raidy. Oba wznoszone są wokół dziedzińców, ale raidy są znacznie większe od darów. [s. 21-22] Obecnie większość mieszkańców przebudowuje domy na styl nowoczesny. Wynika to nie tylko z komfortu życia (nota bene, Clarke snuje ciekawe rozważania na temat prawa do modernizacji a kwestii zachowania i restaurowania zabytków), ale także rozwoju turystyki. Ze smutkiem autorka konstatuje, że przyjazdy turystów niszczą piękno kulturowe Maroka – mieszkańcy zamiast skupić się na kultywowaniu tradycji, robią wszystko, by przyciągnąć przyjezdnych i wyciągnąć od nich pieniądze.
Pisarka zapragnęła – wbrew tendencjom do przebudowy zabytkowych konstrukcji – odtworzyć oryginalny wygląd budynku. W książce opisuje długą drogę do odnowy raidu – począwszy od myśli, by kupić dom w Fezie, poprzez żmudne, długie i uciążliwe prace nad renowacją, skończywszy na tradycyjnym błogosławieństwie Raidu Zany (w dzieciństwie wołano na Clarke „Zany”). Przez całe dziesięciolecia – stwierdzi Clarke – nie przeprowadzano w raidzie żadnego poważnego remontu. Teraz miało się to zmienić. [s. 175] Dom krył wiele niespodzianek – między innymi… kocią czaszkę pod podłogą, swego rodzaju „amulet”. Narracja koncentruje się głównie na zmaganiach z rekonstrukcją raidu; autorka opisuje perypetie z sąsiadami, nieustanne poszukanie odpowiednich pracowników, długotrwałe batalie z biurokracją. Mnóstwo anegdot i historii (osobistych, rodzinnych, intymnych) stanowi punkt wyjścia do rozważań o marokańskim społeczeństwie.
Nie brakuje w publikacji fotografii prezentujących postępy w remoncie oraz portretów kilku pracowników i pomocników przy rekonstrukcji oryginalnego kształtu raidu. Terminy marokańskie wyjaśnia Suzanna Clarke w przypisach. Całość napisana jest bardzo dobrze. Autorka snuje opowieść powoli, smakuje każde zdarzenie, pozwala czytelnikom odczuć atmosferę medyny – miejsca dźwięków i kolorowych bazarów. Co istotne, w obrębie narracji Clarke sięga nie tylko po styl pamiętnikarsko-dziennikowy czy reportażowy, ale także iście powieściowy czy eseistyczny. Prezentuje w przystępny sposób, wykorzystując elementy eseju podróżniczego, między innymi wyimki z historii Fezu, rozwój islamu, ramadan, kwestię Żydów, dzieje marokańskich niewolników. Pojawi się także relacja ze Światowego Festiwalu Muzyki Sakralnej w Fezie czy wzmianka o reakcji Marokańczyków na inwazję amerykańską na Irak w 2003 roku. Clarke podczas eksploracji marokańskiej przestrzeni dowie się również o duchach (dżinnach i maridach); podzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat losu zwierząt (w tym szczególnie kameleonów) w Maroku i opowie o swojej nauce… języka francuskiego oraz daridży.
Dom w Fezie to podróż smakowita, momentami zabawna i niezwykle ciepła. Pięknie i z sympatią Suzanna Clarke pisze o Maroku. Kusi, by pojechać. Ale nie jako standardowy turysta z aparatem fotograficznym. Jako nienasycony eksplorator nowych przestrzeni.
——————
Suzanna Clarke, Dom w Fezie. Nowe życie w sercu marokańskiej medyny, Wydawnictwo Lambook, Kraków 2012.
Autor: Luiza Stachura
Może kiedyś się skuszę, ale jakoś mocno mnie ten tytuł nie zainteresował. Polecam Ci w wolnym czasie poczytać Edwarda Kajdańskiego, którego zresztą już Ci chyba polecałam. Jego reportaże to kopalnia wiedzy o Państwie Środka. Nie dość, że ma taką wiedzę, że tylko można pozazdrościć, to opisuje tyle niesamowitych historii, że nie można się od tego oderwać. PozdrawiaM
Tak, polecałaś chyba. Będę miała w pamięci, ale nie wiem, czy szybko uda mi się po jego książki sięgnąć. Dziękuję.
Czyżbyś przerzuciła się, dla kontrastu, na Bliski Wschód? :)
Ja bym z chęcią przeczytała już za samą okładkę ;). Tak, wiem, nie powinno się, ale… A może to po prostu mój obecny kryzysowy niedobór książek, przez który mam ochotę pochłonąć wszystko, co choć trochę mnie zaciekawi.
Nie wiem o Bliskim Wschodzie nic, więc wszystkie pozycje dotyczące tamtego rejonu brzmią dla mnie tak egzotycznie…! A jeśli czegoś nie wiem, to od razu ciekawość mnie bierze, kiedy pojawia się szansa, żeby się dowiedzieć…
Tylko ta kolejka innych książek do przeczytania, uch! Nie wiem, czy i kiedy znajdę czas na tę :).
Hehe, nie… to przypadek. Chociaż… Bliski Wschód jest magiczny. Przyciąga. No, tak jak Daleki Wschód. Na swój sposób.^^’
Oj, tak – okładka jest b. ładna. Przyciąga wzrok. Ładnie wydana książka.
To chcesz mi powiedzieć, że w Dżapanlandii nie ma książek? xD’
Znajdziesz czas, znajdziesz – na emeryturze może xD Może ; )
Są, oczywiście, że są. Ale jestem jeszcze na nie za cienka. Tj., niby jestem w stanie je czytać, ale idzie mi to tak wolnooo… Zniechęcam się w połowie. No i to zupełnie co innego – czytać książkę, która przypadkiem wpadła Ci w ręce, a taką, na którą naprawdę masz ochotę… Chodzi mi po głowie kupno czytnika e-booków; z tego, co widziałam na stronie empiku, nowości ukazują się już przeważnie również w cyfrowych formatach, do tego nieraz są 10-20 zł. tańsze niż wersje papierowe. Powstrzymuje mnie głównie obawa, że jeśli naprawdę sobie taki czytnik zamówię, to przestanę robić w tej Japonii cokolwiek poza czytaniem :P. Ale ciągle się zastanawiam, nie mówię ostatecznego nie… ;)
Mnie Daleki Wschód już nie przyciąga :P. Za to Bliski… Jak najbardziej.
Tylko przypadek? Ale ciekawie się to zestawia: lodowata Skandynawia, a z drugiej strony tak upalne klimaty. Myślałam, że to tak dla równowagi ;).
Wiem, wiem.^^’ Ale to zabrzmiało, jakby nic tam nie było xD’
Czytnik, mówisz? Haha, to może po powrocie z Japonii? xD Chociaż… co Ty będziesz wtedy w Polsce robić poza czytaniem?
Nie dziwię się, że już Cię nie przyciąga, zwłaszcza, że go oglądasz od, hm, środka. To na pewno wiele zmienia. Ale to z drugiej strony dobrze – wiesz, co będziesz robić po tych studiach. Zajmiesz się, o! arabistyką xD
A widzisz, nawet nie zauważyłam, że tak się to układa.