Tekst można (było) przeczytać na stronie bookznami.pl
[Bezpośrednio na blogu od 14.04.2013]
.– Dobrze ci tak mówić, ty nic nie czytasz.
– Nie mam kiedy (…) ale lubię rozmowy o literaturze. To wielka oszczędność czasu poznawać ją w ten sposób..
Henry James, Opowiadania nowojorskie, z przedmową Colma Tóibína, przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska, W.A.B., Warszawa 2012, s. 417.
W 2005 roku ukazał się wybór opowiadań z lat 1868-1910 Henry’ego Jamesa, obejmujący wyłącznie utwory związane z Nowym Jorkiem. Niedawno zbiór opublikowało w Polsce Wydawnictwo W.A.B. w serii „Nowy Kanon”, z zachowaniem przedmowy irlandzkiego pisarza i krytyka Colma Tóibína, który omawia poszczególne opowiadania, rozszerzając rozważania nad pisarstwem Jamesa także o dzieła niezamieszczone w niniejszej publikacji.
W dorobku prozatorskim Henry’ego Jamesa, jednego z ważniejszych amerykańsko-angielskich pisarzy przełomu XIX i XX wieku, brata filozofa i psychologa, pragmatysty Williama Jamesa, znaczące miejsce zajmują właśnie opowiadania. A każdy z utworów przestawionych w Opowiadaniach nowojorskich jest swego rodzaju ministudium percepcji, zwłaszcza zaś postrzegania drugiego człowieka i jego ukrytych motywacji. Mikropowieści Jamesa, bo trudno nazwać je krótkimi formami prozatorskimi, odznaczają się przede wszystkim świetnie skonstruowanymi wizerunkami postaci, w tym narratora.
Aranżacja (czaso)przestrzeni
Kluczem do rozszyfrowania utworów wydaje się Nowy Jork – miejsce, gdzie James się urodził, jakkolwiek sporą część swojego życia spędził w miastach europejskich. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że Nowy Jork wyznacza przestrzeń w opowiadaniach. Miejsca odwiedzane i nawiedzane przez bohaterów związane są zarówno z amerykańską metropolią, jak i Europą. Należy jednak od razu zaznaczyć, że każde z miejsc cechuje się swego rodzaju palimpsestowością. Poszczególne postacie bowiem nierzadko nakładają dwie perspektywy: „dawniej” i „teraz”, czyniąc z (czaso)przestrzeni nielinearny labirynt skojarzeń, wrażeń, a nade wszystko wspomnień zapisanych w rzeczach i ludziach.
Nowy Jork w opowiadaniach Jamesa jest okropnym miastem o zniszczonej, bo mentalnie i architektonicznie przekształconej przeszłości starych budynków i niegdysiejszych salonów; miastem bez inspiracji, gdzie zahamowaniu ulega twórczość artystyczna (Impresje kuzynki). Niechęć do Nowego Jorku doskonale odzwierciedlają te utwory, w których centralne postacie przybywają z Europy, zachwycającego pod względem kultury i sztuki Starego Świata, acz zapatrzonego na „wczoraj” (choćby Anglia w Epizodzie międzynarodowym czy Włochy w Impresjach kuzynki). Ameryka jawi się im jako Nowy Świat, agresywnie pędzący po jutro, nazbyt otwarty i bezwstydny, zaś samo miasto Nowy Jorku przypomina długie dodawanie, a ulice – kolumny liczb [s. 401]. Analogię można znaleźć w kreacjach bohaterów. Dawni znajomi albo przechowują w sobie i własnym otoczeniu „pamiątki” przeszłości, głównie wspomnienia, ale także odpowiedni zasób wiedzy i styl bycia. Młodzi, nowi mieszkańcy Nowego Jorku przestawiają elementy przestrzeni, dokonują zmian w swoich domach i umysłach – dominuje pustka intelektualna, zadowalająca się przyjęciami bez polotu i prawdziwego błysku, czego najlepszą ilustracją utwór Krepowa Cornelia, w którym salon Cornelii staje się symbolicznym „dawniej”, zaś salon pani Worthingham – obrazem martwego społeczeństwa „teraz”. Roszady dotykają jednak przede wszystkim strukturę miasta (budynki, sklepy, parki), co widoczne zwłaszcza w nieco nostalgicznych podróżach po ulicach Nowego Jorku bohaterów z opowiadań Plac Waszyngtona czy Niezły narożnik.
Aranżacja przestrzeni pociąga za sobą dobór nie tylko odpowiednich rekwizytów (wystrój salonu, ubiór czy zapraszani goście), ale przede wszystkim misterną konstrukcję nowego stylu życia, czyli wyboru… małżonka i udoskonaleniu własnego wizerunku, często kosztem autentyczności. Pozór, sztuczność i konwencja wiodą prym. Tym samym flirt między kobietą a mężczyzną zamienia się w mniej bądź bardziej wyrafinowany tani teatrzyk, w którym kluczem staje się… majątek. Nic zatem dziwnego, że pierwszych sześć (z dziewięciu) opowiadań oscyluje wokół wątku zakochania i małżeństwa. James sięga po sprawdzony schemat. Jest ona-mimoza, bezwolna i subtelna (aż mdła); czasami to sierota, czasami mieszka tylko z ojcem i ciotką. Jej życie płynie leniwie i ospale, bo przeważnie intelektualne rozrywki jej nie pociągają. Aż w końcu zjawia się on-amant, podrywacz, czyhający na majątek, człowiek nierzadko obdarzony wielką inteligencją i przebiegłością. W pobliżu uwodzonej i kuszonej dziewczyny musi znaleźć się ona-katalizatorka zdarzeń, zazwyczaj jest ciotką, sąsiadką, przyjaciółką, która stara się nakłonić kobietę do małżeństwa. Na straży cnoty dziewczyny stoi jednak niewzruszenie albo rodzic, albo przypadkowy widz, czyli znajoma albo krewna. Styczność z amantem kończy się dla młodej kobiety odkryciem obłudy świata dorosłych – innymi słowy, dziewczyna przechodzi inicjację w dorosłość dzięki miłosnej udręce. Nie należy jednak sądzić, że James jest odtwórczym pisarzem – wręcz przeciwnie, portrety przez niego konstruowane są niezwykle plastyczne i sugestywne, uwodzą czytelnika swoimi namiętnościami.
Powyższy schemat nieco à rebours pojawi się w Historii pewnego arcydzieła i Stałości Crawforda – odwrócenie ról przyczynia się do znacznie ciekawszych efektów. Jednakże doświadczani przez kobiety mężczyźni nadal pozostają osobnikami o wyostrzonej inteligencji, podczas gdy jamesowe przedstawicielki płci pięknej są nadobnymi i pustymi lalkami, „nieożywionymi pięknościami” – jedynie do podziwiania z oddali. Z bliska iluzja przez nie wytwarzana traci siłę zniewalania, a teatr zmysłów zamienia się w lichą choreografię. I mężczyźni, i kobiety z Opowiadań nowojorskich wytwarzają w swoich umysłach liczne wyobrażenia na temat drugiej osoby – tej, w której miłość pragną wierzyć. Błędne postrzeganie ukochanego (ukochanej) przyczynia się do nieporozumień i ciągu zdarzeń, najczęściej o charakterze dramatycznym, pozostawiających piętno na całe życie. Teraźniejszość niepostrzegalnie zamienia się w przeszłość, a nowa „teraźniejszość” wydaje się bardziej przerażająca, bo pozbawiona fikcjonalności i ułudy pierwszego zakochania.
Ja-Inny kontra ja-znany
Autentycznie bolesny podział na „dawniej” i „teraz” dotyczy tyleż znajomych (Runda wizyt), ile siebie. Samotność i niezrozumienie (albo społeczno-genetyczne uwarunkowania) wpływają na stopniowy rozłam osobowości. Dualizm dotyka „ja” nie tylko rozpatrywanego w perspektywie „czasowości”, ale i „przestrzenności”. Innymi słowy, ja-kiedyś kontra ja-dziś zdaje się mniej ważnym problemem w obliczu rozszczepienia osobowości na ja-znany oraz ja-Inny. Dopiero zmiana pozycji i dobór innych gestów przez obserwowanego (czy będzie nim nasz rozmówca, czy my sami) pozwala na świeży odbiór i nowe spostrzeżenia. Zobaczyć kogoś-Innego i/lub siebie-Innego, ale samemu nie być widzianym – oto ideał, do którego dążą niektórzy bohaterowie opowieści (Runda wizyt; Niezły narożnik; Krepowa Cornelia).
Wśród zaprezentowanych w Opowiadaniach nowojorskich utworów podział na ja-Inny i ja-znany najwyraźniej dostrzec można w świetnym Niezłym narożniku, gdzie pojawiają się motywy znane polskiemu czytelnikowi (i Jamesowi zapewne także) choćby z najsłynniejszej powieści Oscara Wilde’a czy noweli Roberta Lousia Stevensona – Doktor Jekyll i pan Hyde. Spencer Brydon po wielu latach wraca do Nowego Jorku, ale nie na fali nostalgicznych podróży do krainy lat dziecięcych, lecz by zmierzyć się ze swoją osobowością – rozszczepioną jaźnią i swego rodzaju sobowtórem (czy dosłownym, czy metaforycznym – pozostawiam do interpretacji czytelnikom). W tym celu dokonuje stopniowej eksploracji przestrzeni – penetruje dom w nocy, bada możliwości oraz zdolności swojej percepcji, walczy ze strachem i narastającą psychozą.
Opowiadacz
Percepcja „ja” silnie wiąże się z koncepcją narratora w utworach Jamesa. Opowiadacz bowiem wybiera starannie punkt obserwacji, by perspektywa okazała się odpowiednia. W większości opowiadań jest to trzecioosobowy, (prawie) wszechwiedzący narrator, dokonujący drobiazgowej selekcji wydarzeń (powie nam wprost: Ta młoda dama nie odgrywa roli w naszej historii, która z konieczności jest krótka i skazana na staranny dobór składowych [s. 105]). Czasami doskonale się maskuje i ukrywa, aby za chwilę przy pomocy zaimka „my” utorować sobie drogę, a później w pełnej krasie ujawnić „ja” (Epizod międzynarodowy). Wyjątkiem są Impresje kuzynki, w których narratorka to tytułowa kuzynka, opowiadanie zaś utrzymane zostało w formie zapisków dziennikowych. Warto zauważyć, że w tym utworze wcześniej wspomniana jamesowa kobieta-lalka ustępuje miejsca inteligentnej i bystrej artystce-malarce (i to jedyna taka kobieca postać wśród dziewięciu opowiadań). W swoim dzienniku zapisuje znamienne dla epoki, w której żyje, stwierdzenie: Nie jestem artystką, zbyt wiele we mnie krytyka. Kobieta krytyk to chyba rodzaj potwora; kobiety mogą tylko być krytykowane [s. 403]. Ona, podobnie do filozofa i doktora Slopera z Placu Waszyngtona ma zwyczaj studiowania ludzkiego profilu [s. 415] – wątek o tyle ciekawy, o ile czytelników interesują teorie dotyczące wyglądu czaszki i jego wpływu na charakter człowieka.
Postać narratora w strukturze utworów zaznaczona jest niezwykle silnie. Często spoufala się z czytelnikiem, licząc na jego inteligencję. Niekiedy żartobliwie czy wręcz ironicznie kwituje poczynania bohaterów (choćby: Pani Penniman zawsze, nawet w rozmowie, zwracała się do adresata rozstrzelanym drukiem [s. 299]), chociaż zazwyczaj przybiera pozór adwokata, obrońcy, odpierającego ewentualne zarzuty odbiorcy, który nie jest zaznajomiony ze sprawą (czyli życiem zewnętrznym i wewnętrznym bohatera) tak jak on. Kokietuje czytelnika, że niekiedy odczuwa niezręczność w mówieniu o pewnych sprawach otwarcie i że wolałby zachować dyskrecję (Plac Waszyngtona). Waha się nad wprowadzeniem ewentualnych antycypacji, unika retardacji, ale także nadmiernego przyspieszania akcji (jedynie kiedy to konieczne: Nasze opowiadanie, które dotychczas zaledwie dreptało do przodu, dobiegając końca, musi wydłużyć krok [s. 376]). Stara się jednak, by opowieść o losach wybranych postaci nie znużyła czytelnika detalami. W odpowiednich momentach wyjaśnia i uzupełnia fakty; nie stwarza pozoru, że bohaterowie żyją tylko w chwili opowiadania, ba! oni istnieją naprawdę, a narrator, jak zdaje się przekonywać, wybiera tylko fragmenty ich dziejów. Utwory zazwyczaj rozpoczynają się od opisu momentu granicznego dla bohatera – zalotów amanta, planowanego małżeństwa czy powrotu po latach do rodzinnego miasta. Narrator nierzadko zbywa milczeniem naglące pytanie czytelnika, co działo się z postaciami wcześniej oraz co stanie się z nimi później, gdy opuszczamy ich mikroświat.
Opowiadania nowojorskie Henry’ego Jamesa są interesującym ministudium nowojorskich zaburzeń percepcji, które swobodnie można odczytywać i interpretować zarówno w powiązaniu z pragmatyzmem Williama Jamesa, jak i w oderwaniu od niego. Śledzimy bowiem w każdym utworze, jak przestrzeń doświadczana wpierw w dzieciństwie, a później w życiu dojrzałym potrafi redefiniować wspomnienia i – w dalszej perspektywie – tożsamość „ja”.
——————
Henry James, Opowiadania nowojorskie, z przedmową Colma Tóibína, przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska, W.A.B., Warszawa 2012.
Autor: Luiza Stachura
Bardzo dobra recenzja. Również mam w planach ten zbiór, a Twój tekst zachęcił mnie dodatkowo. Pozdrawiam:)
Rafał
Dziękuję!
O, to świetnie. Z chęcią przeczytam Twoją recenzję/Twoje omówienie wyboru opowiadań Jamesa.
Pozdrowienia!^^
„Odczarowany” Nowy Jork? To ciekawe… i coś nowego! Chętnie poznam.
Może okaże się inspirujące. W jakiś sposób.