Urodziłem się po to, by stać się biednym wędrowcem ziemskim. Czyż nie mogłem ujrzeć światła dziennego po młodziutką sosną jako mały zajączek?[1]
A gdyby tak do XIX wieku polska literatura powstawała wyłącznie w języku łacińskim? I gdyby Adam Mickiewicz swoje dzieła jedynie w tymże pięknym języku tworzył? Aż strach (?) pomyśleć, jak wyglądałaby dzisiejsza rodzima literatura. Finowie doczekali się dopiero w XIX wieku narodowej literatury w języku fińskim, a wiązało się to z położeniem geograficznym i uwikłaniami historycznymi (od około XII wieku Szwedzi zaczęli coraz intensywniej przejmować fińskie przestrzenie) – szersze rozważania na ten temat odnajdziemy w świetnym posłowiu Wilhelma Szewczyka do powieści Aleksisa Kiviego, Siedmiu braci. Kivi (a właściwie Alexis Stenvall), jeden z pierwszych pisarzy tworzących w języku fińskim, przyszedł na świat 10 października 1834 roku w Nurmijärvi. Jego ojciec, ubogi krawiec, dostrzegłszy talent syna, wysłał go do Helsinek, gdzie zdany na siebie Kivi ukojenie i wyzwolenie (głównie z biedy i alkoholowych eskapad) odnalazł w literaturze. Burzliwe życie (długi, fizyczne niedomagania, oznaki obłędu – żeby wymienić tylko kilka punktów granicznych) Fina mogłoby posłużyć za inspirację do niejednej powieści czy dramatu. Umarł w biedzie, ostatniego dnia 1872 roku.
Poza jedenastoma utworami dramatycznym i zbiorem poezji pozostała po Kivim jedna powieść – Siedmiu braci, nad którą pracował w początkach lat 60. XIX wieku, a rękopis zaprezentował Fińskiemu Towarzystwu Literackiemu w 1869 roku; opublikowano ją rok później. Należy podkreślić, że wydanie Siedmiu braci jest symbolicznym punktem, od którego rozpoczyna się fińska literatura w języku fińskim.[2] Miał rację Maksym Gorki, który nazwał dzieło Fina „powieścią w dialogach”.[3] W istocie, Kivi niewiele miejsca pozostawia dla narratora – żartobliwego opowiadacza, powoli snującego historię o chłopskich synach z obejścia Jukola; jego komentarze, najczęściej o charakterze uzupełniającym (gdy wprowadzony zostaje ważny dla danego epizodu bohater) i scalającym, spinającym poszczególne scenki, zdają się swego rodzaju didaskaliami. Utwór zbudował Kivi z dialogów i (z rzadka się pojawiających) monologów. Wiele w powieści pieśni rubasznych, żartobliwych, niekiedy nostalgicznych; nie brakło miejsca dla legend i baśni. Swobodnie i bezwstydnie toczy się opowieść. Tak żwawo, witalnie.
Siedmiu braci odwróciło się od świata, opuściło ojcowiznę, wioskę i bliźnich, by zaszyć się w głęboką noc lasów.[4]
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami… W obejściu Jukola mieszkało siedmiu braci z matką.[5] Po śmierci kobiety zostali zmuszeni do reorganizacji swojego życia. Wejście w obręb społecznej struktury inaugurować miała nauka czytania i pisania u miejscowego proboszcza. Młodzieńcy jednak, nieskorzy do podporządkowania się i przymusowej edukacji, ba! rozniecający z błahych powodów krwawe bójki, uciekli ze szkolnego „więzienia”. Ostracyzm społeczny, wyzwiska, niemożność pogodzenia się ze współmieszkańcami wioski, doprowadziły braci do decyzji o wyprawie w głąb puszczy Impivaara. Życie (w) siedmiu okazało się – wbrew pozorom – trudne i skomplikowane, zwłaszcza że każdy z nich odznaczał się innym charakterem oraz predyspozycjami. Imiona ich (od najstarszego do najmłodszego) brzmią następująco: Juhani, Toumas, Aapo, Simeoni, Timo, Lauri i Eero. Są wśród nich dwie pary bliźniaków: jedna to Toumas i Aapo, druga – Timo i Lauri.[6] Juhani to apodyktyczny, porywczy, impulsywny młody mężczyzna. Niezwykle łatwo wpada w gniew i irytację, a wówczas skłonny jest do rękoczynów i bijatyk. Toumas łączy w sobie siłę fizyczną z łagodnym usposobieniem. Aapo posiada dar wymowy, jest doskonałym oratorem, on urozmaica wieczory braci, prezentując kilka miejscowych legend i baśni. Eero zaś ma talent do nauki – czytanie i pisanie nie sprawiają mu większych trudności, w przeciwieństwie do jego braci, którzy opornie i mozolnie przedzierają się przez alfabet. Jakby w kontraście, Timo zdaje się młodzieńcem o małym rozumku, nierozumiejącym prostych aluzji. W Simeonim po alkoholu wzrasta nienasycone pragnienie bicia, chociaż na co dzień jest stateczny. Lauri o duszy mizantropa, odludka, w ciszy i ciemności borów odnajduje swoje miejsce.
W puszczy dosięga braci między innymi głód, który wyzwala w nich odruchy atawistyczne. Nieustannie dryfują między wzniosłością (gdy obiecują Bogu poprawę i życie zgodnie z Jego przykazaniami) a profanacją, bluźnierstwem, grzechem. Bo grzech – zwłaszcza pod postacią alkoholowego upojenia, delirycznego snucia się po lasach i żądzy tyleż mordu, przelewu krwi, ile („łotrzykowskich”) bójek – pociąga i przyciąga w mrokach puszczy, gdzie brak społecznych nakazów, a nieodparte wrażenie wyzwolenia. W lasach rozważają istotę miłości, małżeństwa, umiaru, religijności, nauki i występków moralnych. Dopiero po długiej (i niekoniecznie zakończonej) walce wewnątrz duszy z demonami nienasycenia i całkowitej wolności, bracia mogą, niczym synowie marnotrawni, powrócić do społeczeństwa.
Siedmiu braci to właściwie powieść dydaktyczna. Z jednej strony odczytywać ją można jako zapis dorastania do podjęcia ról społecznych (nie nazwałabym jednak utworu Kiviego Bildungsroman, głównie z uwagi na wiek bohaterów: najmłodszy z nich ma… osiemnaście lat, a najstarszy – dwadzieścia pięć) – w tym celu bracia, niepogodzeni z mieszkańcami wioski, wpierw udają się w puszczę (samotnię, pustelnię, miejsce oddalone, „poza nawias”); z upływem czasu są zdolni do podjęcia ról ojców, mężów i mieszkańców wioski, wpisując się w ówczesny model mężczyzny. Zdaje się jednak, że książce Kiviego blisko do może nie tyle gloryfikacji czy afirmacji życia zgodnie z przyrodą, ile wskazania na silny rozdźwięk między sztucznością międzyludzkich stosunków w dużej zbiorowości i koniecznością przystosowania się do podstawowych zasad a atawistycznym, bezwstydnym wręcz funkcjonowaniem w przestrzeni przyrody niezawłaszczonej, ale i wymagającej tylko (aż?) poszanowania prawa do życia innych stworzeń. I powie ktoś, że niby nic odkrywczego – tak, z naszej, jakże oświeconej, perspektywy…
Myślę, że świat jest dla nas taki, jak my dla świata. A kto sobie wmawia, że inni go zawsze krzywdzą, niechaj się zastanowi przede wszystkim nad sobą.[7]
Powieść (muzyczno-teatralna, o!) Aleksisa Kiviego to nie tylko zabytek fińskiej literatury narodowej, ale i wnikliwe, (naówczas) świeże spojrzenie dziewiętnastowiecznego pisarza na uwarunkowania społeczne. Żywo i malowniczo nakreślone portrety siedmiu braci oraz postronnych, epizodycznych bohaterów, przyśpiewki i baśnie, czynią z Siedmiu braci magiczną opowieść.
——————
[1] Aleksis Kivi, Siedmiu braci, przeł. Izabella Czermakowa, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1977, s. 44.
[2] Por.: Za moment ostatecznego ukształtowania się fińskiego języka literackiego oraz współczesnej literatury w tym języku uważa się wydanie powieści Aleksisa Kivi Siedmiu braci (Seitsemän veljestä, 1870). – cyt. za: Zenon Ciesielski, Literatura fińska, [w:] Słownik pisarzy skandynawskich, pod red. Z. Ciesielskiego, Wiedza Powszechna, Warszawa 1991, s. 106.
[3] Ten i poprzednie akapity powstały przede wszystkim na podstawie posłowia do powieści Kiviego – zob. Wilhelm Szewczyk, Posłowie, [do:] Aleksis Kivi, dz. cyt., s. 335-349.
[4] Aleksis Kivi, dz. cyt., s. 297.
[5] A dokładnie: W południowej części okręgu Häme, na północnym stoku wzgórza nie opodal Toukola leży obejście Jukola. – cyt. za: tamże, s. 5.
[6] Tamże, s. 6.
[7] Tamże, s. 253.
Autor: Luiza Stachura
Zawsze przyjemnie jest nalać sobie herbaty i przeczytać o dobrej literaturze u Ciebie. Ciekawe skąd Ty to wszystko wynajdujesz? Cóż ja na studiach zawsze byłam językoznawcą, a literatura była wtedy, gdy mam ochotę lub kiedy trzeba. Nie znosiłam jej analizować, ale czytać czyjeś ciekawe analizy i owszem.
Tak a Finów najpierw Szwedzi zdominowali, potem z Rosjanami mieli problemy. Najwyraźniej byli mniej zdesperowani i być może mniej odważni niż my, bo mimo, że polski do XVI wieku teoretycznie nie istniał oficjalnie, to jednak trochę utworów po polsku powstawało.
Dziękuję, miło mi.*^^* One odnajdują mnie, tak sądzę.
A to ja miałam odwrotnie na studiach – wolałam i wolę literaturę, chociaż językoznawstwo niejednokrotnie mnie przyciąga/pociąga (ale w wyimkach, pod postacią pewnych form, struktur…).
Tak – wpierw Szwedzi, później Rosjanie, chociaż wpływ szwedzki był i jest największy. Hm, zdaje się, że byli mniej zdeterminowani niż my. Pianie było nie tyle sztuką, ile zawodem, acz średnio opłacalnym. Może my woleliśmy szukać swojej tożsamości w słowie pisanym, a Finowie zadowolili się tylko słowem mówionym? Kto wie. Niemniej jednak ciekawe. Zastanawiające.
bardzo mi się podoba Twoja skłonność do fińszczyzny, czytając te recenzję odkrywam czasami obcy wszechświat położony praktycznie po sąsiedzku…
Cała przyjemność po mojej stronie. Często jest tak, że lepiej znamy to, co oddalone, a to, co bliższe – słabiej. Ciekawa zależność, która wiele mówi o nas-ludziach – zbyt daleko patrzymy i potykamy się o kamyki ; )
/Czwarte zdanie też zaczynam od litery „c” _^_’/
Cudze chwalicie, swojego nie znacie. Cała to prawda o nas. Czasami rzeczywiście lepiej skrócić spojrzenie i wyostrzyć bliżej. Choć, z drugiej strony, mówi się że tak jesteśmy wpatrzeni w ziemię, że nieba nie widzimy, co jakby się kłóci ze zdaniem poprzednim. Cztery Twoje i przebijam: jedno moje ;-)
Czy cała prawda – nie jestem przekonana. Czasami jednak zdarza się nam doceniać rodzime albo to, co niedaleko nas. Chociaż obawiamy się posądzenia o tzw. „zaściankowość” i uciekamy od tego, co bliskie. Często, to prawda, zapatrzeni jesteśmy w ziemię, nieba nie widząc, ale to wcale nie kłóci się z tym, co napisałeś wcześniej. „Cudze” stanowi swego rodzaju „ziemię”, „niebo” zaś jest tym, co ponad cudzym i rodzimym, jak sądzę.
Cztery i na pięciu się kończy. Chociaż ; ) można by niezłą powieść napisać, rozpoczynając każde zdanie od jednej litery. „Coś” takiego mogłoby być ciekawym eksperymentem na czytelnikach ; )
dobra, ja pas ;-)
w temacie eksperymentów jednakowoż polecić mogę „Łaskawe” Littela… bardzo długie zdania ;-)
co do literatury fińskiej – i okolicznej – jeszcze: wydaje mi się, że problematyczne okazało się ongiś zapatrzenie na Hamerykę. Dopiero teraz coś drgnęło, ludzie odkrywają, że poza masowo produkowanymi twórcami w USA jest jeszcze cały świat wart odkrycia. Może to być także fala jakiegoś rozczarowania sztampowością, odtwórczością i bylejakością mainstreamu, który jest reprezentowany głównie przez pisarzy zza Oceanu. Co prawda rozczarowanie oznaczałoby, że tzw. przeciętny czytelnik zwraca uwagę na to co czyta, a to jeszcze nie zostało udowodnione… Ale faktem jest, że szary czytelnik dowiaduje się, że czytanie Finów, Szwedów, Chorwatów czy innych Kambodżystów jest modne i trendy. A niestety, rynek literatury, jak każdy inny, nastawiony jest na klienta masowego, nie na konesera.
Jakoś mnie ta książka ominęła – dzięki za tytuł; przy najbliższej sposobności poszukam.
Eksperymentalnie długie zdania? Może tak w stylu Siekierezady Stachury. Bo Andrzejewskiego chyba nie pobije ; )
Tak. To znaczy zdaje mi się, że dawniej (do lat 90. XX wieku) wydawano i czytano w Polsce literaturę światową (w pełni znaczenia tego sformułowania). Teraz zaś – to, co modne, popularne i bestsellerowe (czyli głównie literatura popularna z USA, a ostatnio nawet i z Chin).
O, przypomniałeś mi, że muszę nadrobić braki w znajomości literatury serbskiej, chorwackiej,… ; ) Aż strach pomyśleć, jakiej jeszcze ; )
spoko, jeszcze trochę życia przed nami ;-). Damy radę ;-D. Ja czytuję teraz mniej niż kiedyś, ale ciągle w granicach 70-80 książek rocznie. Bywało, że do setki dobijałem. Ale ile bym nie czytał, ciągle mnie przeraża jak wielu książek jeszcze nie miałem ;-)
Hehe, oby ; )
70-80 rocznie to jest bardzo dobra ilość, ba! świetna. Chociaż – jakość zawsze lepsza niż ilość. Hm, nie liczę, ile czytałam i czytam, więc trudno mi oszacować/porównać.
Otóż to! Przerażające, ale… może to i dobrze, że nie można przeczytać wszystkiego ; )
statystyka w takich sprawach jest drugorzędna, a nawet trzeciorzędna. Ja nie liczę w sensie takim, by mieć największą liczbę po stronie zaliczonych, jest to raczej dla mnie informacja strategiczna… myślę sobie na przykład, że w ciągu ostatnich pięciu lat przeczytałem ponad czterysta książek a zaległości mam drugie tyle ;-). Za kolejne pięć lat… uświadomię sobie, że przy dwukrotnie większej ilości przeczytanych książek, także zaległości wzrosły dwukrotnie ;-D
Hehe, lepiej o takich rzeczach nie myśleć – aż głowa boli. Bo tyle jeszcze literackich światów, z dnia na dzień ich przybywa… Nie, lepiej o tym nie myśleć ; )
nie musi ich przybywać – same archiwalia przekraczają ludzkie możliwości przyswojenia ;-)
na jakiejś tam wishliście ciągle mam całego Szekspira, o starożytnych Grekach i Rzymianach nie wspominając…
Tak, ale często nie zdajemy sobie sprawy z książek wydanych niegdyś i te „archiwalia” odkrywamy dziś, jutro, pojutrze… ; )
Hehe, całego Szekspira? To szybko go przeczytasz – jak się sprężysz i ustalisz, że jeden utwór dziennie xD
no, nie wiem czy z Szekspirem tak łatwo by poszło ;-). Widziałem kiedyś dzieła zebrane… jest to dość objętościowa sprawa ;-)
E tam, poradzilibyście sobie z Izą ; )
Widzę, że nadal lit. fińska na tapecie;) Najbardziej podoba mi się zakończenie: „Powieść (muzyczno-teatralna, o!)”, szczególnie te „o”.
Hehe, dziękuję.^^’
Czasami mnie korci, by dodać takie „o” czy jakieś „eee” albo inne „aaa” ; )
I dobrze, że Cię korci!:D Bo te wszystkie „o”, a” i „e” są i fajnutkie i wymowne;)
Hehe, ale dobrze, że ktoś to zauważa ; )
Zauważa, zauważa;-)
; )