Tekst można przeczytać na stronie bookznami.pl
[Bezpośrednio na blogu od 27.04.2013]
Stopniowo przyzwyczajamy się, jako czytelnicy, do nieustannych rekonfiguracji oraz redefinicji pojęć z dziedziny (nie tylko) literaturoznawstwa. Ów gest, o nieco dekonstrukcjonistycznym, a nieco kontestatorskim zabarwieniu, o tyle jest potrzebny dla kreatywnego poszukiwania nowych środków mówienia o rzeczywistości, o ile się nie wymyka i nie prowadzi do chaosu. Innymi słowy, pojęcia takie jak choćby „kryminał” czy „thriller” zatraciły współcześnie ostre granice. Wszystko może być kryminałem, a jest nim zwłaszcza wtedy, gdy wykracza poza schemat fabularny. Czy na pewno?
„Zbrodnia w jedenastu odsłonach” – kusi wydawca Zatrutych piór. Antologii kryminału. Zbrodnia, owszem, jakaś jest. Motywem przewodnim ma być zemsta, a że to pojęcie szerokie, autorzy serwują rozmaite historie i historyjki dotyczące mniej bądź bardziej krwawych i wyrafinowanych porachunków. Ale dobrych kryminałów – wśród jedenastu utworów – niewiele. Krótka forma prozatorska to sztuka, nawet większa niż powieść, co znajduje doskonałe odzwierciedlenie w opowiadaniach wchodzących w skład Zatrutych piór. Znakomitej bowiem większości utworów brakuje dopracowania i przemyślenia struktury opowieści. Często niepotrzebnie wprowadzane są retardacje, mające na celu umożliwienie autorowi/autorce lepszego, wyrazistszego nakreślenia sytuacji wyjściowej (czyli, na dobrą sprawę, popisania się warsztatem pisarskim i umiejętnością obserwacji rzeczywistości) – niepotrzebnie, bo później, po długiej i nudnej części pierwszej, w kluczowych (kryminalnych!) momentach historia nagle przyspiesza, akceleracja jest jednak zbyt gwałtowna i krótkotrwała, nie wywołuje tym samym w odbiorze zamierzonego skutku. Intryga pozostawia nierzadko wiele do życzenia – albo jest nazbyt wymyślna, kwiecista, nieprawdopodobna, że aż śmieszna, albo nie ma jej wcale, a cały „kryminał” zasadza się na serii nieporozumień i niefortunnych „zbiegów okoliczności”. Zresztą nawet konstrukcja zbioru Zatrute pióra zdumiewa – ani chronologicznie, ani alfabetycznie, ani „subtematycznie”, ani „genderowo”. Może losowo?
No, matrix rewolucja! [s. 219]
Rozpoczyna się bardzo dobrym, rasowym kryminałem Anny Klejzerowicz (Zatruta krew). Autorka świetnie łączy historię Gdańska z motywem „zemsty zza grobu”. Na uwagę zasługuje sposób narracji – Klejzerowicz wykorzystuje technikę montażu poszczególnych scen-kadrów, wprowadzając kilku autonomicznych opowiadaczy, co wpływa na ogląd sytuacji z wielu perspektyw, niepostrzeżenie nakładających się na siebie. Następnie otrzymuje czytelnik utwór Krzysztofa Koziołka (Recepta), silnie zanurzony w „tu i teraz”, zatem o dość krótkim żywocie – bo iluż odbiorców książki za kilka czy kilkanaście lat odczyta wyraźne aluzje do reformy związanej z lekami refundowanymi. A sam w sobie „kryminał” Koziołka przywodzi na myśl parodię reportaży z miesięcznika „Detektyw”. Anna Klejzerowicz, wydawca publikacji, we wstępie zaznacza, że odnajdziemy w antologii teksty dwojga pisarzy debiutujących na niwie opowiadań kryminalnych. O ile Romuald Pawlak w Wakacjuszu nudzi niemiłosiernie, o tyle Lucyna Olejniczak (jej utwór Spokojnie, kochanie… zamyka książkę) prezentuje ciekawy wariant tyleż kryminału, ile thrillera osadzonego na motywie przewrotnego losu, umożliwiającego dokonanie zemsty wręcz doskonałej. Czwartym opowiadaniem w zbiorze jest Sprawiedliwość i zemsta Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Od razu wiemy, kim jest morderca, pozbawieni więc zabawy w detektywa-śledczego liczymy na jakiś suspens. Tymczasem motywacje zbrodniarza okażą się nazbyt pokrętne i wymyślne, by zadowolić wybredny gust odbiorcy. Kolejnym opowiadaniem są, na szczęście, bardzo dobre Zabawy przy torach Gai Grzegorzewskiej – makabryczna historia o zabójcy małych dziewczynek. Dwóm kolejnym utworom w antologii – Transakcji Marcina Pilisa oraz Ostatniej kołysance Roberta Ostaszewskiego – daleko do standardowych kryminałów, jakkolwiek same w sobie są całkiem niezłymi opowiadaniami; pierwsze o społecznym odcieniu, drugie – introspektywne, wyciszone i przewrotne (nota bene dedykowane Nataszy Goerke). Krew jest osobliwym sokiem Joanny Jodełki to tyleż kryminał, ile thriller ze sporym potencjałem. Szkoda tylko że autorka w finałowej partii utworu znacznie przyspiesza akcję i dokonuje zbyt dużego skrótu – gdyby nie to, całość prezentowałaby się porównywalnie do dwóch najlepszych opowiadań w zbiorze: Zatrutej krwi oraz Zabawy przy torach. Dziewiątym przykładem krótkiej (quasi-)kryminalnej formy prozatorskiej w zbiorze jest Efekt domina Jacka Skowrońskiego – raczej niby-sensacja niż kryminał; ot, powolna, rozwlekła historyjka, z niewykorzystanym całkiem dobrym pomysłem. Natomiast Agnieszka Krawczyk w utworze Memento zaprezentowała czytelnikom opowieść o odcieniu spiskowo-szpiegowskim – jakkolwiek całość sprawia wrażenie chaotycznego dryfowania między różnymi koncepcjami historyjki; w dodatku autorka nieustannie czyni aluzje do współczesności, co skazuje jej utwór na nieczytelność za parę lat (ot, choćby nazwisko pani premier Popis czy partia Pro Femina – ani to specjalnie zabawne, ani ekscytujące).
Zatrute pióra. Antologia kryminału jest zbiorem bardzo nierównym. Obok porywających i przerażających opowieści o charakterze kryminalnym (Klejzerowicz, Grzegorzewska, Jodełka, Olejniczak), pojawiają się nużące, powolne historyki, niestrawne nawet w letnie upały. Najbardziej rozczarowują… mężczyźni, prezentując ospałe i leniwe opowieści. Większość utworów jest niedopracowana, nazbyt silnie związana z obecną chwilą, przesiąknięta wulgaryzmami i poszatkowana słownymi żonglerkami, a także nieudanymi próbami rozśmieszenia czytelnika rzekomo zabawnymi aluzjami do najnowszych wydarzeń politycznych i społecznych w Polsce. Całość sprawia wrażenie pospiesznie montowanej „antologii”. Już to samo w sobie jest zbrodnią niesłychaną.
——————
Zatrute pióra. Antologia kryminału, Replika, Zakrzewo 2012.
Luiza Stachura
Ha, ha! Spodobało mi się Twoje podsumowanie. Pozwolę sobie je przytoczyć: „Całość sprawia wrażenie pospiesznie montowanej „antologii”. Już to samo w sobie jest zbrodnią niesłychaną”. Cóż, z antologiami tak to już jest, że wśród wielu tylko nieliczne zasługuję naprawdę na uwagę, a tym bardziej kiedy mowa antologii, w której pojawiają się teksty wielu autorów. Choć już wiele razy zapewne to mówiłam – lubię zbiory opowiadań i same opowiadania, ale jeśli są to naprawdę pozycje na wysokim poziomie. Zgadzam się również z Tobą w tym, że krótka forma prozatorska to często sztuka większa niż pisanie powieści, a to chociażby z jednego powodu. W opowiadaniu nic nie da się ukryć, wszystko musi być dopracowane, dokładnie przemyślane, mieć odpowiednie proporcje.
Cała przyjemność po mojej stronie ; )
Antologie najnowszej współczesnej literatury zazwyczaj są bardzo nierówne. Czasami zastanawiam się, dlaczego redaktor/wydawca zdecydował się na wybór opowiadania/wiersza/dramatu/in. autora/-ki X, a nie poszukał „czegoś” lepszego. Ech…
A Ty pisz, pisz – bom ciekawa, jaki będzie efekt finalny xD
Powodów zapewne może być wiele i pewnie mogłybyśmy napisać o tym cały artykuł;) Dla mnie najciekawsze antologie to takie, które jednak mają jakiś konkretny klucz wyboru.
A ja piszę, piszę, oby wyszedł tylko ładny tego owoc;))
Może kiedyś napiszemy? Byłoby ciekawie ; )
A to świetnie – liczę na „coś” dobrego.
A możemy kiedyś spróbować, na pewno byłoby ciekawie;)
Też tak sądzę ; )
bardzo zgrabna recenzja, jako zwykle u Ciebie ;-)
zaskoczyła mnie niska forma Romualda Pawlaka, choć on – niestety – skłonność do nudzenia ma. Szkoda, że gildia nie zaoferowała nam do recenzji tego zbiorku, bardzo chętnie z Izą byśmy go rozłożyli na czynniki pierwsze, bowiem zwłaszcza Iza, ale i ja, jesteśmy wielbicielami kryminału ;-)
Dziękuję ; )
Jak dla mnie jego opowiadanie powinno być po prostu znacznie krótsze, wówczas efekt byłby silniejszy niż w wersji „dłuuuuugo-i-nudnoooo-gdzie-ten-suspens”.
Się zastanawiałam, czy recenzowaliście albo będziecie recenzować tę antologię. Szkoda, że nie.
z drugiej strony, może i dobrze że nie wpadła nam w ręce. Byśmy się wkurzali, że nie jest taka jak być powinna ;-)
Też prawda ; )