Mikael Niemi jest szwedzkim pisarzem, urodził się w 1959 roku.* Tworzy i poezję, i prozę, jakkolwiek ta ostatnia stanowi główną domenę jego literackiej działalności, zwłaszcza w wersji skierowanej do dzieci i młodzieży (co bywa mylące, gdy sięga się po Muzykę pop z Vittuli). W roku 2000 ukazała się powieść Muzyka pop z Vittuli, która przyniosła autorowi prestiżową szwedzką nagrodę Augustpriset (podobno to odpowiednik naszej NIKE). Polski przekład pojawił się trzy lata później.
Ludzie nazywali naszą ulicę Vittulajänkkä, co w tłumaczeniu oznacza Cipowe Błota. Pochodzenie tej nazwy nie jest jasne. Prawdopodobnie wzięła się z faktu, że rodzi się tu tak dużo dzieci. (…) Vittulajänkkä, albo w skrócie Vittula, była zamieszkana przez ubogich chłopów, którzy dorastali w chudych latach trzydziestych.**
Narrator – Mattias – podczas podróży (najpewniej podróży życia; gdy go poznajemy, właśnie zamierza podbić Himalaje) wraca myślami do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło, czyli rodzinnej Pajali. Każdą odsłonę przywołanego z przeszłości dziecięco-młodzieńczego świata (lata 60. XX wieku) rozpoczyna od krótkiego streszczenia. Innymi słowy, wszystkie rozdziały mattiasowych notatek poprzedza lakoniczny opis zmagań, które zamierza nam narrator zaprezentować w dalszej części tekstu. Nie trudno odgadnąć, że tytułowa muzyka pop (ach, przewrotnie, przewrotnie, bo dziś słowo „pop” wywołuje odmienne asocjacje niż jeszcze dwie-trzy dekady temu) wyznaczy granice przestrzeni mattiasowej opowieści. Interesująca jest ekspansja owej przestrzeni – prowadzi bowiem w dwa (niekoniecznie rozbieżne) kierunki: rozszerzanie przestrzeni muzycznych (poprzez muzykę otwarcie [się] na świat) i fizycznych (tu znów dychotomia: „geograficzność”-wyjście poza Pajalę i cielesność-dorastanie). Adapter starszej siostry narratora zaczaruje Mattiego oraz jego kolegę Niilę, przeobrażając się w chłopięcej perspektywie w promienny punkt (centrum) Pajali – tu mogą odtwarzać, aż do zdarcia, płytę Beatlesów, która (lawinowo) pociągnie ich do tworzenia własnej muzyki…
Pajala to pograniczna miejscowość na północy Skandynawii (na przecięciu Finlandii i Szwecji), gdzie dorastał Mikael Niemi i której mityczny wizerunek utrwalił w literaturze na tyle skutecznie, że przyciąga licznych odbiorców Muzyki pop z Vittuli. Pogranicze geograficzne, wpływające na rozdwojenie tożsamości(owe) (w perspektywie mieszkańców Pajala to ani „prawdziwa” Szwecja, ani Finlandia), koresponduje z literacką pogranicznością Muzyki pop z Vittuli. Książka Niemiego łudzi znamieniem czy też rysem Bildungsroman, będąc w istocie zbiorem luźnych notatek-montaży-kolaży, reminiscencyjną podróżą do pierwszych inicjacji w dorosłość. Podwójna perspektywa narracyjna (Mattias-dziacko i Mattias-dorosły wspominający dzieciństwo) odzwierciedla między innymi dwoistość pajalskiej przestrzeni – ni szwedzkiej, ni fińskiej.
W prologu narrator (Mattias-dorosły) dokonuje rytualnego zabójstwa samego siebie, by móc opowiedzieć o Mattiasie-dziecku i Mattiasie-młodzieńcu. Świat dorosłych przefiltrowany przez dziecięce spojrzenie stanowi mocny punkt powieści. Śledzenie sprzeczności w zachowaniu dorosłych, ich – paradoksalna – naiwność w stosunku do własnych dzieci, stają się pożywką dla teatru wyobraźni małego Mattiasa. Znamienne, że wczesne obrazy, wykreowane przez chłopca, przesycone są elementami magicznymi, baśniowymi. Z czasem uniezwyklanie świata zanika, ustępując miejsca mało wyrafinowanym seksualnym aluzjom. Humor i (auto)ironia. A także suspensy (choćby moment, gdy Niila, który nie chciał nic mówić, nagle wymyśla swój język – świetne zagranie autora!). To najistotniejsze składniki powieściowego świata Niemiego. Gdyby nie one, całość rozpadłaby się pod naporem onanistycznych i alkoholowych z(a)wrotów, zawirowań i baletów. Drugim silnym punktem opowieści jest (gorzko-ironiczne) rejestrowanie rozwoju pogranicznej tożsamości, choćby gdy narrator stwierdza:
Na pewno dużą role odgrywało to, że jego [Niili] mama pochodziła z Finlandii. Była to zawsze milcząca kobieta z ciemiężonego narodu wyniszczonego zarówno wojną domową, Wojną Zimową i dalszym ciągiem walk, podczas gdy tłusty zachodni sąsiad – Szwecja – wzbogacił się, sprzedając Niemcom rudę żelaza. Czuła się gorsza. Chciała dać swoim dzieciom to, czego sama nie otrzymała, miały stać się prawdziwymi Szwedami, dlatego chciała je nauczyć szwedzkiego zamiast swojego ojczystego fińskiego.***
Muzyka pop z Vittuli to w zasadzie zapis poszukiwania kreatywności w sferze artystycznej, a nie – jak to ma miejsce w (literackiej) Pajali – w sferze przetrwania w trudnych warunkach atmosferycznych i/lub materialnych. Kilka ciekawych wątków (zwłaszcza motyw kształtowania się tożsamości, powiązany z muzycznymi odkryciami, które przyczyniają się do tworzenia własnej, odrębnej przestrzeni) rozpływa się jednak niepostrzeżenie, jakby autor nie odnalazł dość siły czy chęci do ich rozszerzenia, pogłębienia, lepszego zaprezentowania. Ot, zbiór kadrów, urywków. Wycinków. Czyżby wpływ konwencji podróżniczej, zmuszającej narratora do ostrej selekcji, rozpoczynania i przer(y)wania w połowie?
Powieść Niemiego to takie deliryczno-seksualne balansowanie po mikroprzestrzeni języka. Mdłości, mdłości. Obrzydliwości. Takie były moje (przeważające) odczucia podczas czytania. Bo zbyt wprost. Gdy pisze na przykład o uśmiercaniu myszy, o chłopięcych wojnach oraz innych inicjacjach młodzieńców w dorosłość. Nazbyt ostentacyjnie. Bezwstydnie życie żywcem wcielone, włożone i zapisane w powieściowe ramy. Muzyka pop z Vittuli odpycha i przyciąga. Odpycha. Ale przyciąga. W sposób niezrozumiały.
——————
* To, przyznaję, moja wikipediowa wpadko-pomyłka. Tam zaliczono Niemiego do zarówno fińskich, jak i szwedzkich pisarzy. A ja szuka(ła)m fińskich… Ale też nie obojętnie jakich…
** Mikael Niemi, Muzyka pop z Vittuli, przeł. Monika Banach, Wydawnictwo Czarne, Wydawnictwo Jacek Santorski & Co, Wołowiec, Warszawa 2003, s. 10-11.
*** Tamże, s. 31-32.
I jeszcze jeden fragment:
Z czasem zrozumieliśmy, że nasze rodzinne strony właściwie nie należą do Szwecji. Dołączyliśmy jakby przez przypadek. Północny skrawek ziemi na doczepkę, trochę posępnych mokradeł, gdzie można natknąć się na ludzi, którzy tylko po części są Szwedami. Byliśmy inni, odrobinę gorsi, odrobinę niewykształceni, odrobinę ubodzy duchem. Nie mieliśmy ani saren, ani jeży, ani słowików. Nie mieliśmy żadnych znanych osobistości. Nie mieliśmy ani wesołych miasteczek z kolejkami górskimi, ani sygnalizacji świetlnej, ani zamków czy dworów szlacheckich. Mieliśmy tylko niezliczone ilości komarów, tornedalsko-fińskie przekleństwa i komunistów.
To było dorastanie w niedostatku. Nie w sensie materialnym, oczywiście. Materialnie radziliśmy sobie. Lecz w sensie tożsamości. Byliśmy nijacy. Nasi rodzice byli nijacy. W szwedzkiej historii nasi przodkowie znaczyli zero i nic. Naszych nazwisk nie potrafiono przeliterować, a tym bardziej nie potrafili ich wymówić przyjeżdżający na zastępstwo nieliczni nauczyciele z prawdziwej Szwecji. (…) Kłóciliśmy się z fińskim akcentem, nie będąc Finami, kłóciliśmy się ze szwedzkim akcentem, nie będąc Szwedami.
Byliśmy niczym.
Istniało tylko jedno wyjście. Jedna jedyna możliwość, jeśli chciało się zostać czymś. Mianowicie: wyjechać.
Cyt. za: tamże, s. 51-52.
Autor: Luiza Stachura
O, mam tę książkę w swoim schowku. Natknęłam się na nią, kiedy czytałam „Krainę zimnolubów” – zdaje się, że autor, zainspirowany „Muzyką Pop…” pojechał właśnie w tamte strony, żeby na własne oczy zobaczyć, jak wygląda to pogranicze… Hmm, jestem trochę rozczarowana – myślałam, że to będzie naprawdę dobra książka, a tu widzę, że rewelacji nie mam co się spodziewać. Ale co tam. I tak kiedyś przeczytam ;).
Pozdrowienia! Czekam na dalsze wycieczki do literackiej Finlandii…
Notabene, naprzeciwko mnie siedzi właśnie najprawdziwszy Fin ;).
Kraina zimnolubów? Ciekawy tytuł.
Hehe, a tu się okaże, że jednak nie jest taka zła – szczerze mówiąc, mam z nią kłopot, jest nierówna, są świetne momenty, ale są i takie, które mnie odpychają. I bardzo dobrze, że kiedyś przeczytasz – trzeba poszerzać literackie lądy xD
Czytałam na Twoim blogu, że jest Fin wśród Was, japonistów xD Super xD
Dziękuję. Pozdrawiam ciepło i życzę dużo dobrego!
ostatni akapit wyjaśnia wszystko, choć zarazem nie wyjaśnia niczego ;-). Też tak czasami mam, że jedną ręką bym książkę przez okno wyrzucił, drugą bym ją łapał i do piersi tulił. Czasami takie niejednoznaczne pozycje długo zostają w głowie…
Hehe, tak, czasami takie książki zostają dłużej.
Powieść Niemiego jest taka… niespójna, rozsypująca się, nierówna, ale potencjał w niej tkwi.
O, np. Kompleks Portnoya (momentami miałam wrażenie, że autor zna tę książkę i pewnie zna) P. Rotha wywołuje inne reakcje, bo (m.in.) jest spójny.
skądinąd, bardzo ciekawe porównanie z tym Kompleksem ;-)
to jedno z najsilniejszych moich skojarzeń podczas czytania Muzyki pop… ; )
Obrzydliwości, odpycha i przyciąga – czyli coś dla mnie;d ( śmiech) Takie przyciąganie i odpychanie to nic innego jak magnes. Lubię takie pogrywanie z moimi uczuciami, odczuciami, ale musiałabym sięgnąć po książkę, aby szerzej się wypowiedzieć. Teraz niestety nie mam w planach czytania lit. szwedzkiej. Zapamiętam tytuł i jak będzie ku temu czas i okazja na pewno zajrzę, aby zobaczyć jak odbiorę ten tytuł. PozdrawiaM
Coś dla Ciebie? A, wiesz, jestem ciekawa, co byś o tej powieści powiedziała. Może by Cię zainspirowała do napisania czegoś ; )
Hm, ale i tak wolę wersję Witkacego, szczerze mówiąc.
Pozdrawiam.
Luizo,
Trochę kręci mnie takie odpychanie – przyciąganie, ale wszystko zależy w jaki sposób jest to zrobione. Z mojego punktu widzenia taka sytuacja, kiedy nie wiem czy bardziej jestem zniesmaczona czy zauroczona jest interesująca, pociągająca, ma w sobie coś niebezpiecznego, ale i pojawiają się różne pytania o treść, o moją wrażliwość, etc. Jestem też ciekawa swoich wrażeń odnośnie tej powieści, zapisuję ją na liście książek, które przeczytam, ale nie będzie to szybko. Teraz zaplanowałam letnie spotkania z klasykami lit. amerykańskiej więc nie będę siebie terroryzowała listą jak na egzamin;D
PozdrawiaM
To kiedyś zapewne przeczytasz, a wówczas – jeśli podzielisz się swoimi wrażeniami – przekonamy się, jak na Ciebie zadziałała powieść Niemiego. To dopiero będzie ekscytujące ; )
Zapowiada się w takim razie interesujące lat – klasyka literatury amerykańskiej – z chęcią podpatrzę i pod-czytam na Twoim blogu (jeśli napiszesz o efektach podróży w głąb amerykańskiej literatury).
Przyjemnego popołudnia!