Sen to głęboko ukryte szaleństwo ludzi normalnych, choroba psychiczna to sen śniony na jawie, w biały dzień.**
Narra(u)tor (nar-ratio?)
W 1996 roku Han Shaogong (zgodnie z zapisem nazwisk dalekowschodnich, nazwisko poprzedza imię) opublikował Słownik Maqiao.*** Tytuł zwodzi na manowce. Chiński pisarz pod słownikową formą przemyca specyficzne dzieło – po części magiczną powieść, w której odżywa chiński folklor, a po części fabularyzowany wariant „intymistyki” (wspomnienia spisane za pomocą słów-kluczy). „Narratorem” Słownika Maqiao jest autor, który przez sześć lat mieszkał i pracował w tytułowej wsi, gdzie – jako przedstawiciel „wykształconej młodzieży” – został wysłany w ramach reedukacji.
Inicjacja w nową przestrzeń odbywa się przede wszystkim w słowach i poprzez słowa. Słownik Maqiao jest tyleż ponownym wejściem do słowoprzestrzeni wsi, ile prywatną walką z niepamięcią i próbą powstrzymania czasu, który zaciera znaczenia poszczególnych słów. Jeśli rzeczywistość odbita jest w języku, to gdy znikną pewne znaczenia (albo nie będą już czytelne), owa rzeczywistość albo ulegnie anihilacji, albo zostanie zacyfrowana. W drugim przypadku Słownik Maqiao będzie księgą deszyfrującą (jakkolwiek ułomną, bo nieobejmującą wszystkich znaczeń i wszystkich słów używany przez mieszkańców wsi), z którą należy wejść w labirynt maqiaowskiej rzeczywistości.
Konstrukcja (przestrzenie słowa)
Język jest czymś w rodzaju zaklęcia, a słownik puszką Pandory, z której po otwarciu mogą się wydostać tysiące demonów. [s. 210]
Wiele haseł hanowego słownika rozpoczyna się od badań etymologicznych i onomastycznych. Eksplorowania przestrzeni semantycznej słów narrator dokonuje najczęściej w oparciu o słowniki języka chińskiego. Jednakże encyklopedyczne definicje podważa (dekonstruuje), zestawiając z pojmowaniem tych słów przez mieszkańców Maqiao. Jako ilustracje służą mu nie tylko przytaczane opowieści (które same w sobie są świetną egzemplifikacją kreacji przestrzeni za pomocą określonych znaczeń słów), ale także fragmenty podań ludowych, ludycznych przyśpiewek i wierszy(ków). Innymi słowy, Han zanurza „słownikowe” definicje słowa w nurcie życia, gdzie język podlega stałym przemianom, igra z przybyszów (obcych w strukturze językowej przestrzeni). Dodatkowo swoje rozważania autor uzupełnia przykładami językowych konstrukcji z dwóch zwłaszcza rejonów świata – Japonii i Francji. Jednocześnie Han pokazuje mechanizmy wykluczenia na poziomie języka (zarówno w sferze „posiadania prawa głosu”, jak i na płaszczyźnie komunikacji werbalnej – każdy człowiek słyszy inaczej, pewne elementy pomija). Język konstytuuje nasze istnienie w określonej społeczności, jest wyznacznikiem naszego statusu (czy – jak by powiedzieli mieszkańcy Maqiao – postawy), a zatem i pewności siebie. Nieznajomość języka prowadzi do chorobliwości, izolacji, manii prześladowczej. Na uwagę zasługuje śmiała teza Hana, że właściwie wszelka wojna wypływa ze słowa. „Wojna słów” (nienawiść z powodu słowa) prowadzi w prostej linii do walk, zarówno w sferze mikro (prywatne potyczki, niesnaski, bójki), jak i w sferze makro (wojny między narodami).
Co prawda, nie rezygnuje Han z typowej enumeracji, rozbija jednak klarowną strukturę hasła słownikowego par excellence – zadaje liczne pytania, poddaje w wątpliwość, szuka alternatywnych, nierzadko sprzecznych interpretacji. Niejednokrotnie kluczy, obudowuje dygresjami i obrazami historię, zanim przejdzie do konkretnego słowa bądź wyrażenia. Ciekawym zabiegiem jest także podzielenie niektórych haseł na dwie, oddalone od siebie w strukturze „słownika”, części. Całość sprawia wrażenie powieści rozpisanej nie na rozdziały, ale na słowa i frazy. Innymi słowy, słowo (bądź zwrot) koncentruje (wytwarza?) pewne kręgi tematyczne, zamieniane później w opowieści. Dodać należy, że Słownik Maqiao zamyka posłowie, odautorskie słowo, które poniekąd ma wyjaśnić ideę oraz istotę książki. W rzeczywistości zaś jest sprawnie skonstruowaną (auto)obroną Hana.
(…) kwiaty pokrywające drzewa uważałem za sny korzeni, wyboiste górskie ścieżki za intrygę lasu. [s. 99]
Hasła Słownika Maqiao to właściwie „drzewne”, „drzewiaste” słowa – rozrost słowa (w tym jego znaczeń) wymusza na narratorze stworzenie odrębnego hasła. Jakby tego było mało, w obrębie niektórych haseł pojawiają się odnośniki do kolejnych słów. Przestrzeń Maqiao wyłania się z poszczególnych haseł, arbitralnie zestawionych przez autora. Nie obowiązuje porządek alfabetyczny – słowo za słowem, nanizane niczym koraliki, to tyleż opowieść za opowieścią, ile do-(o)powieści, permanentnie w stanie otwartym, niezakończone, niepewne, prowadzące w kierunku aporii. W każdej historii musi pojawi się jednak centralny bohater (niekoniecznie człowiek) – czasami poświęconych jest mu kilka słów-haseł, niekiedy wraca w innych odsłonach dzieła jako postać epizodyczna. Słowna ekspansja związana jest z historiami, które relacjonuje narrator – każda opowieść odtwarzana jest ze słowa czy raczej znaku, wszak język chiński operuje znakami. W znaku-słowie-haśle wyryta została historia. Inaczej mówiąc, znak-słowo-hasło wypowiedziane przy Hanie bądź przez niego ujrzane na papierze ewokuje w jego umyśle różne obrazy z przeszłości, na które nakłada się teraźniejszość. Piętrowa, zapętlona, warstwowa (nad)budowa znaku ugina się pod wpływem próby spisania. Niezbędna selekcja, wymogi, jakie stawia forma słownikowa, wymuszają na autorze tworzenie słownych tropów, obrazów nieukończonych, a jedynie rozpoczętych i porzuconych.
Struktura powieści jest – paradoksalnie – zbyt sztywna i rygorystyczna dla Hana. Decyduje się zatem na formę słownikową (tylko z pozoru, całość jest świetnie wykoncypowaną powieścią, z dialogami, opisami, wyśmienitymi portretami kilkunastu osobowości Maqiao), gdzie swobodnie możne snuć dygresje, a każdą z nich oznaczyć jako nowe „hasło”. Słownik, co najważniejsze, ułatwia rozrzucanie tropów, multiplikowanie sensów, prezentowanie wyimków, fragmentów, bez konieczności holistycznego ujęcia. Tym samym autor nie musi przejmować się linearnością historii, a może swobodnie wprowadzać zaburzenia w czasoprzestrzeni – stosować retardacje, antycypacje, przemilczeć pewne elementy, zasłaniając się niepamięcią czy niewielką wagą pominiętych zdarzeń. Han kreuje w Słowniku Maqiao literacko-eseistyczno-reportażowe miniatury, wypełnione baśniami, legendami (duchy i demony, „fruwająca dusza”, a także swoiści jurodiwi snujący się w obrębie Maqiao) skonfrontowanymi z logicznym wywodem i racjonalnym podejściem do świata – autor stara się nie pozwolić fantazji, podszeptom nieświadomości, igraszkom języka przejąć kontroli nad pozornie przejrzystą konstrukcją słownika.
Czasoprzestrzeń wykuta w języku (w chińskich znakach)
Rewolucja kulturalna, podróż w głąb maqiaowskiej przestrzeni sprzed lat stanowią poniekąd pretekst dla narratora do rozważań o charakterze lingwistycznym, społecznym (socjologicznym), filozoficznym, historycznym, a wreszcie literackim, autotematycznym, metafikcyjnym. W gruncie rzeczy wciąż powraca do dwóch zasadniczych, kluczowych dla niego zagadnień: słowo i czas (czas, czyli jednocześnie wyzwalacz i wymazywacz semantycznego nacechowania słów). Napięcie między słowem (wokół którego narosły kolejne warstwy semantyczne) a jego uwikłaniem w określony czas, prowadzi autora do konstatacji, że czas tworzy nowe społeczności językowe. Rozważania Hana o indywidualnym pojmowaniu czasu i jego istocie stanowią doskonały pretekst dla odbiorcy-podczytywacza do prywatnych podróży w strukturę osobistego słownika.
W maqiaowskim języku odzwierciedlają się silnie takie tendencje, jak na przykład: swego rodzaju defeminizacja („mały starszy brat”, czyli… starsza siostra), dominacja „cielesnych” słów (przede wszystkim wytwarzanie znaczeń na zasadzie analogii z budową ciała człowieka – metaforyka „ukryta”, w języku polskim to będą na przykład nogi krzesła), ubogie i wulgarne słownictwo związane z seksem (typowe też – w gruncie rzeczy – dla języka polskiego), władza w języku i język władzy (charakterystyczne dla wszystkich chyba narodów). Pojawiają się również: „językowa magia” (zaklinanie świata za pomocą słów), językowe tabu, językowe atrapy – słowa wyprane ze znaczeń, puste semantycznie skorupy (produkowanie słów pozbawionych treści [s. 324]). Intrygujące są tajemnice zakodowane, zaszyfrowane w słowach (znakach) i liczbach – doskonałe, paradoksalnie, zarówno dla hermeneutycznych badań, jak i dla derridiańskich fascynatów, którzy wszystko by dekonstruowali i podważali. A i to nie wszystko.
Słownik Maqiao nie jest tłumaczeniem dialektu języka chińskiego, ale prywatnym słownikiem, podręcznym leksykonem-zastępczą pamięcią. Pojedyncza osoba posiada swój własny słownik, gdzie każde słowo (semantycznie, emocjonalnie i tak dalej) nacechowane jest inaczej niż w słowniku innego człowieka. Wynika to z odmienności percepcji czasoprzestrzeni, w której żyjemy i funkcjonujemy, z różnic w doświadczeniu (i w doświadczaniu świata), z uwarunkowań społecznych, politycznych i innych.
W słowniku mieszkańców Maqiao „koniec” i „początek” wyrażane są tym samym dźwiękiem (i znakiem), co implikuje cykliczność (życie-śmierć-życie czy śmierć-życie-śmierć). Autor stosuje ten sam zabieg w odniesieniu do struktury książki – koniec Słownika Maqiao jest w zasadzie jego początkiem, podróżą do Maqiao podjętą jeszcze raz. Tym samym można, a nawet należałoby przeczytać książkę ponownie. I tak w nieskończoność.
——————
* Tak czytam to, co napisałam, i widzę, że jakieś to mętne i niejasne. Się postaram następnym razem pisać klarowniej, bez wchodzenia w las słów.
** Han Shaogong, Słownik Maqiao, przeł. z chińskiego Małgorzata Religa, Świat Książki, Warszawa 2009, s. 112. Wszystkie następne cytaty pochodzą z tego wydania i zostały umiejscowione bezpośrednio w tekście.
*** Pojawiły się podobno zarzuty, że koncepcja słownika Hana została zaczerpnięta ze Słownika chazarskiego Milorada Pavicia.
Autor: Luiza Stachura
bardzo mnie zaciekawiłaś, może niejasność jest wpisana w ten słownik (kiedy przeczytałam, że nawet porządek alfabetyczny, który tak cały świat lubi, nie obowiązuje….)
czy ja to jeszcze gdzieś znajdę?
kojarzy mi się z tym wir o coraz większym zakręceniu i ze to jest jakaś książka, która wręcz nie może mieć konca:)
dzięki za ten opis
podpisuję się starym blogiem,
bo nowy mam tu http://signe2.blox.pl
Cała przyjemność po mojej stronie.
Książek, które poniekąd posiadają podobną strukturę (powiedzmy, cykliczną, czyli: początek-koniec-początek i tak w nieskończoność) można kilka odnaleźć. Oczywiście, wszystko zależy od czytelniczych potrzeb ; )
Co do pierwszej gwiazdki, ja bym powiedziała, że to „trudne”, ale ani mętne, ani niejasne;)
Trudne? Hm. Pomyślę nad tym.
Dziękuję!
Przeglądałam tę książkę w bibliotece i zaciekawiła mnie forma, ale niestety konto biblioteczne miałam wypełnione do ostatniej pozycji, więc musiałam ją odłożyć na półkę. Może szkoda.
Widocznie nie był to czas tej książki. Może niebawem nadejdzie odpowiednia chwila.