Czas kaleczy i czas leczy. [s. 130]
Na norweskim pustkowiu, niedaleko granicy ze Szwecją, zjawia się Izak. Niczym mityczny pierwszy człowiek ciężką i pełną wyrzeczeń pracą wcieli w życie myśl, by czynić sobie ziemię poddaną. Trudy zostaną wynagrodzone, jakkolwiek ludzka natura bywa zmienna i kapryśna, toteż niejednokrotnie stanie w poprzek świetlistym planom. Niebawem do Izaka dołączy Inger, dziewczyna gospodarna i zaradna, ale ze skazą – zajęczą wargą. Piętno determinuje los Inger. Nie ma większego wyboru i musi zostać z Izakiem, zamiast szukać „przystojnych” i „ponętnych” amantów. Pobyt na odludziu, które z czasem zacznie przeobrażać się w wieś, przyczyni się do nieustannych duchowo-fizycznych wzlotów i upadków Inger. Jakby stała się ona swego rodzaju pars pro toto (większości) kobiet – ulegających podszeptom złego, by później szukać oczyszczenia; płonących ogniem namiętności, który ugasić może tylko stanowczość, konsekwencja i siła mężczyzny. Kobiety hamsunowe nie tyle ocierają się o krwawą zbrodnię i grzeszność, kalając swoje początkowo czyste serca i umysły, ile działają jak w transie, z zimną krwią dokonując czynów haniebnych. Zresztą kreacje kobiet w powieści Knuta Hamsuna są znakomite. Wyśmienite. Choćby Olina – tyleż katalizator(ka), ile „akcelerator(ka)” wydarzeń. Albo Barbro – przewrotna i nienasycona czarodziejka zmysłów.
Dobro kroczy często szlakiem niewidocznym. Zło wlecze zawsze za sobą swoje następstwa. [s. 66]
Przez pewien czas Inger zmieni przestrzeń. Znajdzie się w mieście, gdzie jej samoświadomość nieco wzrośnie. Przemianie ulegnie ingerowy ogląd rzeczywistości. Po inicjacji w świat „cywilizowany” i po operacji szpecącej wargi, poczucie kobiecości powróci, a wraz z nim pragnienie „lepszego”, „wygodniejszego”, „pięknego”. Dostrzeże braki (bo będzie dokonywać porównań tego, czego zestawić niesposobna), zacznie energicznie i niespokojnie działać. Jej „miejska” dynamiczność skontrastowana zostanie z powolną i spokojną pracą na pustkowiu, gdzie potrzeba wielkiej cierpliwości. Niegdysiejsze ingerowe zachwyty każdym męskim czynem Izaka – mężczyzny, który sprawnie i dzielnie radzi sobie z największymi trudami – znikną, ustępując miejsca niechęci i złości. Przewrotny bywa jednak los. Kpi z każdego zuchwałego. Inger niedługo potem będzie szukać oczyszczenia i spokoju sumienia. Ale… czy na długo?
Dyskretny obserwator, narrator-mężczyzna, oprowadza podglądającego czytelnika po krainie Izaka, niekiedy żartobliwie komentując zachowanie ludzi (zwłaszcza kobiet), pełne sprzeczności i paradoksów. Odium w tej opowieści spada jednak na miasto, które, zestawione z wsią, przywdziewa maskę kusiciela, złego i podstępnego węża. Odnogą fałszywie brzmiącego miasta jest we wsi Izaka władza administracyjna, która zbiera podatki, wyznacza granice, nadaje nazwy – innymi słowy, brutalnie ogranicza ludzką kreatywność i swobodę działania, ale… zjawia się dopiero wówczas, gdy człowiek mozolną pracą zagospodaruje trudną ziemię. Nigdy wcześniej.
Ja jestem czymś – jestem mgłą, jestem tu i tam, faluję tam i z powrotem, niekiedy jestem deszczem na wyschłym polu. [s. 371]
Sellanrå – tak nazwana została przez niegdysiejszego sołtysa Geisslera ziemia, na której mieszkają Izak, Inger oraz ich dzieci.** Geissler jest postacią niezwykle intrygującą. Pojawia się i znika bez uprzedzenia. Dla Inger i Izaka okazuje się dobroczyńcą. Ale jest przede wszystkim kuglarzem, iluzjonistą, żonglerem kamieni, w których poszczególni ludzie upatrują różne minerały, o odmiennej wartości materialnej. Geissler potrafiłby wykorzystać stosowną chwilę, by wygrać, bo wie, co czynić należy, jednakże… nie robi tego. Zatrzymuje się w połowie gestu i rozpływa w powietrzu, jak przystało na ulotne zjawisko.
Przywodzący na myśl mitycznych Deukaliona i Pyrrę, Izak i Inger podporządkowują swoje życie prawom natury. Cykl przyrody wyznacza rytm życia człowieka. Co jednak znamienne, narrator skupia się na zarodku, początku, wzroście i rozkwicie, z rzadka pozwalając sobie na opowiadanie o upadku, schyłku i śmierci. Chociaż życie bohaterów zależy głównie od zachcianek natury, to nieodpartym pozostaje wrażenie, iż przebywają w magicznym miejscu – na przecięciu onirycznej krainy i rzeczywistości. Mityczny czas (wyraźna dominacja czasu teraźniejszego) i mityczna przestrzeń czynią z Błogosławieństwa ziemi utwór wyjątkowy. I słusznie – noblowski.
——————
* Knut Hamsun, Błogosławieństwo ziemi, przeł. z norweskiego Czesław Kędzierski, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1973, s. 270. Wszystkie następne cytaty pochodzą z tego wydania i zostały umiejscowione bezpośrednio w tekście.
Ten cytat przypomniał mi film Bergmana.
** O dzieciach Izaka i Inger można by wiele opowiadać. Zachwyca Hamsun między innymi iście baśniowym zestawieniem dwóch braci – gospodarnego i utracjusza, silnego i wydelikaconego. Świetnie naszkicowane charaktery.
Autor: Luiza Stachura
Z zaskoczeniem odkrywam, że to już dwa lata
dryfowania tego fragmentu przestrzeni Yume.
Długo – jak na mnie.
Dziękuję tym, którzy czytają, tym, którzy komentują, tym, którzy milczą, tym, którzy pod-glądają, tym, którzy…
Gratuluję dwulatka!
Ja dziękuję, że piszesz. Ciekawie i wnikliwie.
Wyobrażasz sobie prowadzić blog przez całe życie? I za ileś lat wracać do wpisów początkowych, przypominać sobie książki, może czasem nawet okoliczności, które towarzyszyły ich czytaniu? To byłoby intrygujące. Taka ciągłość w nieciągłości…
Życzę wielu radości z blogowania :)
Dziękuję serdecznie i niezmiernie się cieszę!
Przez całe życie? To mogłoby się przerodzić w fabułę… „quasi-neurotycznej” powieści; ) Mogłoby być ciekawe. Kto wie. Intrygujący pomysł.
Ale jak niedawno byłam zmuszona przeczytać niektóre swoje wpisy, to najchętniej bym je usunęła albo prze-pisała ; )
Ja też tak często mam. Czasami nawet coś kasuję albo poprawiam. Chociaż innym razem myślę, że wpisy powinny zostać takie, jakie są. Tak wtedy człowiek napisał… i tyle ;)
Hehe, może wpisy rzeczywiście powinny pozostać niezmienione. Chociaż… opcja „edytuj” zawsze kusi ; )
No proszę noblista z ’20 roku!;) Bardzo dobry tekst. Swoją drogą jestem ciekawa, którego z dotychczasowych noblistów lubisz /cenisz /oceniasz najlepiej / najbardziej /najwyżej? Bo jestem niezwykle ciekawa;) Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję!
Jednego nie mam (chociaż – gdyby mnie ktoś przymusił – to zapewne bym powiedziała, że Samuel Beckett – i jego dramaty, i jego proza).
Z polskich noblistów w dziedzinie literatury najbardziej cenię Reymonta. Przede wszystkim za genialną Ziemię obiecaną, która do dziś nic nie utraciła ze swej aktualności. Jedna z najlepszych polskich powieści (w ogóle).
Z noblistów „światowych” najbardziej (kolejność przyznania Nobla): Maurice Maeterlinck, Hermann Hesse, André Gide, T. S. Eliot, Albert Camus, John Steinbeck, Jean-Paul Sartre, Yasunari Kawabata, Samuel Beckett, Kenzaburō Ōe.
Ale cenię również: Knut Hamsun, William Butler Yeats, Thomas Mann, Iwan Bunin, Borys Pasternak, Aleksander Sołżenicyn, Patrick White, Gabriel García Márquez, Josif Brodski, Gao Xingjian, Herta Müller.
I ta lista jest otwarta, bo chcę się zagłębić np. w literacki świat Singera, słabo – aż wstyd przyznać – mi znanego czy Anatole’a France’a.
A Ty, Alicjo?
Witaj Luizo,
Jestem pod wrażeniem, że w tak szybkim czasie odpowiedziałaś mi na zadane pytanie. Patrząc na noblistów i zadając sobie zbliżone, ale trochę inne pytanie – który z nich realnie wpłynął na mnie? – to należy zatrzymać się na Noblu z roku 1987, kiedy to otrzymał go Josif Brodski. Nie będą tutaj go porównywała z innymi laureatami, to po prostu człowiek, którego twórczość realnie wpłynęła na moje literackie poszukiwania. W wieku, który określam „najbardziej chłonnym” i zarazem takim, kiedy młody człowiek „kształtuje się” odkryłam dla siebie J.B. Pamiętam dokładnie jak czytałam wywiady z nim, jego eseje, etc., i skrupulatnie wypisywałam w notesie wszystkie nazwiska czy utwory, które wymieniał, aby następnie je wyszukać i zapoznać się z nimi. Dzięki niemu odkryłam wiele nazwisk /utworów /i innych spraw wokół świata literackiego, iż tak naprawdę był dla mnie lepszym „nauczycielem” niż wszyscy ci, którzy „uczyli” mnie o literaturze na lekcjach, zajęciach, ćwiczeniach czy wykładach. Żałuję, że nie miałam okazji spotkać go na żywo. Pozdrawiam serdecznie
Rozumiem.
Wpływ na wielu płaszczyznach. Wielowymiarowo. Przejmująco i do głębi.
Na mnie najrealniej wpływa Beckett. Ale reszta przeze mnie wymienionych inspiruje (coby nie nadużywać słowa „wpływa”) w dużym stopniu na moje literackie przestrzenie.
Pozdrawiam, Alicjo!
Wytrwaj jeszcze dłużej, jesteś tu potrzebna… :)
Hehe, dziękuję ; )
wow.
muszę ją gdzies znaleźć.
dzięki :) i gratuluję rocznicy :)
Koniecznie, Mary. Warto.
Dziękuję!