„Kto jest samotny, pozostanie samotny.”* O „Jacku Londonie. Żeglarzu na koniu” Irvinga Stone’a

Spać na wodzie

Życie to walka, jestem do niej przygotowany. Gdybym nie był zwierzęciem myślącym logicznie, ustałbym w marszu lub sczezł przy drodze. [s. 152]

Wybuchowa i porywcza Flora Wellman wdała się w romans z profesorem Chaneyem (Irlandczykiem, socjalistą, astrologiem – dookreślenia można mnożyć). Owocem przelotnego związku był Jack, jakkolwiek biologiczny ojciec nigdy się do niego nie przyznał. Niepodważalne – według Irvinga Stone’a, jednego z biografów Londona – pozostaje, że bystry umysł, inteligencję, zamiłowanie do książek, cząstkę profetycznych zdolności oraz styl pisania, Jack odziedziczył po profesorze. Flora niedługo później związała się z farmerem Johnem Londonem, ale życie z matką Jacka okazało się trudne, pełne nie tylko wzlotów, ale przede wszystkim bolesnych upadków. Kobieta pragnęła za wszelką cenę szybko się wzbogacić, toteż wszelkie interesy rychło prowadziły do bankructwa. Ucieczką przed biedą, a później odskocznią od fizycznej pracy, stał się dla Jacka świat literatury, zwłaszcza przygodowej.

Obok książek drugą miłością przyszłego pisarza było morze. W wieku trzynastu lat rozpoczął swoje pierwsze morskie wojaże, zakupiwszy uprzednio starą łódkę. Morza się nie lękał, był młodzieńcem (a właściwie dzieckiem jeszcze) odważnym i dzielnym. Spełnienie marzeń o „spaniu na wodzie” i opłynięciu świata statkiem musiał jednak odłożyć na później – rodzina potrzebowała pieniędzy. Jack jako chłopiec pracował zatem między innymi w fabryce konserw, ale… sporadycznie podsyłał też swoje młodzieńcze literackie próby do czasopism – rzadko z powodzeniem. Jednakże już pierwsze przymiarki do bycia pisarzem okupione były walką o wynagrodzenia, stanowiąc zapowiedź późniejszych bitw Jacka o pieniądze – przez całe życie bowiem pisarz zmagać się musiał z oszustami i naciągaczami.

Zew przygody co jakiś czas zmuszał go do opuszczenia domu: udał się na Szlak z armią Kelly’ego, nie ominął aresztu, głodu i żebractwa, ba! zapadł także na gorączkę złota. Dotknąwszy dna, poznawszy włóczęgów z przymus (uprzednio sądził, że istnieją jedynie włóczędzy z wyboru), doszedł do wniosku, że wykształcenie jest niezbędne, by móc żyć godnie. Jakkolwiek nie dane było mu ukończyć szkół. Właściwie do końca życia pozostał zainteresowany kondycją człowieka, a zwłaszcza życiem i perspektywami ludzi z wykorzystywanych przez kapitalistów warstw społecznych. Życie Londona było pełne przygód. Burzliwe i niespokojne jak charakter pisarza.

Inspiracje i kobiety

Za jedną z rzeczy najbardziej godnych podziwu Jack uważał słowa, słowa piękne, melodyjne, mocne i ostre jak nóż. [s. 126]

Duchowymi przewodnikami stali się dla Londona: Karol Darwin, Herbert Spencer, Karol Marks i Fryderyk Nietzsche. Tak, pisarz był nie tylko agnostykiem,** ale i socjalistą, (paradoksalnie, na swój sposób) łączącym walkę o najbiedniejszych z nietzscheańską koncepcją „nadczłowieka”. Jednakże pod koniec życia, gdy nadszedł czas rekapitulacji, przeżył głębokie rozczarowanie i załamanie. Ot, teoria w zmierzeniu z praktyką.

Natomiast wśród literackich inspiracji Londona odnajdziemy między innymi: Rudyarda Kiplinga, Roberta Louisa Stevensona, Karola Dickensa, Waltera Scotta, Edgara Allana Poego, George’a Eliota, Walta Whitmana czy Stephena Crane’a. Irving Stone skrupulatnie odtwarza warsztat pracy Jacka – zarówno okoliczności, w jakich tworzył swoje dzieła, jak i pomoce naukowe, z których korzystał. London, co ciekawe, tworzył kartoteki, w których znajdowały się wypisy i wyimki z przeczytanych przez niego książek. A sięgał po publikacje z różnych dziedzin wiedzy i nauki. Solidne przygotowanie merytoryczne oraz liczne przygody (i te przeżyte przez niego naprawdę, i te wymarzone, noszone w sercu) współtworzą literackie przestrzenie Londona, o czym warto pamiętać, czytając obecnie jego prozę.

Dla Stone’a Jack London to odnowiciel amerykańskiej literatury. Po latach ckliwych i obłudnych romansideł, konwencjonalnych i pouczających opowiastek, drogą, którą torował między innymi Edgar Allan Poe, podążył London, wprowadzając do amerykańskiej prozy to, co nie było w niej do pomyślenia – choćby socjalizm. I ten silny, nieujarzmiony, męski głos – w poprzek bigoteryjno-dydaktycznego bełkotu.

Jacka kobiety interesowały zawsze tylko o tyle, o ile znajdował rozrywkę w ich towarzystwie. [s. 186]

Kobiety, co chyba oczywiste, odgrywały niebagatelną rolę w życiu pisarza. Począwszy od nieobliczalnej matki, poprzez przyrodnią siostrę-matkę Elizę (która do końca pozostała przy Jacku), skończywszy na licznych (niekoniecznie) przelotnych znajomościach (choćby intelektualna towarzyszka pisarza – Anna Strunsky), uwieńczonych dwoma małżeństwami. Pierwsza prawdziwa i wielka miłość do Mabel Applegarth-boginki, ideału, zakończyła się rozczarowaniem i… szybkim ślubem z Bessie Maddern. Zamiast oczekiwanego i wymarzonego syna, kobieta urodziła mu córki. Wolny duch Londona znudził się w małżeństwie „z rozsądku” i, za porywem sentymentalnego uczucia (niekoniecznie miłości), rozwiódł się z Bessie, by związać się z Charmian Kittredge. W tym czasie, co ciekawe, ukończył Zew krwi i pracował nad Wilkiem morskim. Wymiana listów z Charmian – w oczach Irvinga Stone’a – zniszczyła dobry, bo mocny, ostry i bezkompromisowy styl Londona-odnowiciela prozy amerykańskiej. Po płomiennym romansie zakończonym ślubem, styl Jacka zaczął dryfować w stronę sentymentalności, ckliwości, taniej egzaltacji i przesłodzonej-prawie-grafomanii, czyli tego, z czym walczył w pierwszej fazie swojego pisarstwa.

Podobno każdy mężczyzna w życiu powinien (powinien?) „dokonać” trzech „rzeczy”: spłodzić syna, zbudować dom i posadzić drzewo. Jackowi udało się właściwie tylko to ostatnie. Nie miał syna – same córki – co mocno przeżywał. Mogłabym zaryzykować twierdzenie, że wymarzonym „synem-dziedzicem” są jego książki (tymczasem Stone uważa, że był nim japoński służący Nakata…). „Dom Wilka” – dom, który London budował długie lata – został zniszczony najprawdopodobniej przez zawiść. Wszystko się rozsypało, rozpadło na drobne kawałeczki. Pozostały słowa. Chociaż i one bywały fałszowane – drukowano kontrowersyjne artykuły, które rzekomo napisał London…

Nienapisana autobiografia

(…) taki jestem (…) przygodny gość, przelotny ptak, który na skrzydłach obrzeżonych morską solą pojawił się na krótką chwilę w twym życiu, nieoswojony ptak, nawykły do przestworzy i szerokiej przestrzeni, nieznający uroków życia w klatce. [s. 140]

Nieco neurotyczny, pełen sprzeczności (choćby to, że z jednej strony zdawał się nieśmiały i skromny, z drugiej zaś był pewny siebie, wręcz megalomański) w drugiej połowie swojego życia London cierpiał w związku z wyniszczającymi jego ciało chorobami, stale powracającymi stanami depresyjnymi oraz alkoholizmem. Rozczarowanie ludźmi podgryzło jego zdrowie psychicznie, wyniszczyło silnego i dumnego mężczyznę. I tak naprawdę jedyną osobą, która nigdy go nie zawiodła, był przyrodnia siostra Eliza.

Żeglarz na koniu to miał być tytuł autobiografii, ale Londonowi nigdy nie udało się jej dokończyć w takim wymiarze, w jakim ją zaplanował. Jakby nieco w zastępstwie, wnikliwie przyjrzał się jego życiu Irving Stone. Jakkolwiek swoją wersję biografii Jacka Londona… nie okrasił ani jednym przypisem odsyłającym, ba! wplótł w strukturę tekstu (krypto)cytaty i parafrazy, nie wyodrębniając ich w żaden sposób. I mimo iż powołuje się niejednokrotnie na notes Londona, jego dziennik, listy, fragmenty wypowiedzi znajomych i rodziny pisarza, to próżno będziemy szukać bibliografii. Stone wyjaśnia to, co uważa za konieczne do wytłumaczenia czytelnikom. Gdy sądzi, że należy bronić czy usprawiedliwiać Londona, czyni to bez wahania. Ciekawsze są jednak te momenty, kiedy nie komentuje, nie ujawnia swojej obecności, ba! wręcz się ukrywa, najczęściej zasłaniając cytatami. Nie chce wyrażać się o Londonie specjalnie niepochlebnie, toteż pewne fragmenty życiorysu pisarza zbywa lakonicznymi konstatacjami (choćby stany depresyjne czy alkoholizm). Jack London. Żeglarz na koniu Irvinga Stone’a to po prostu opowieść (o jednym z [naj]ciekawszych amerykańskich pisarzy). Czyta się jak pasjonującą powieść. I z tej perspektywy należy rozpatrywać „biograficzność” książki.

Interesujące. Widać pasję Stone’a i jego zamiłowanie do twórczości Londona, mimowolnie udzielające się odbiorcy, a to chyba najważniejsze.

——————
* Irving Stone, Jack London. Żeglarz na koniu, przeł. Kazimierz Piotrowski, Muza, Warszawa 2012, s. 358. Wszystkie następne cytaty pochodzą z tego wydania i zostały umiejscowione bezpośrednio w tekście.
** Por. tamże, s. 141.

Autor: Luiza Stachura

Reklama

10 uwag do wpisu “„Kto jest samotny, pozostanie samotny.”* O „Jacku Londonie. Żeglarzu na koniu” Irvinga Stone’a

  1. tej pozycji w dorobku Stone’a nie znam, ale bardzo wysoko cenię sobie „Udrękę i ekstazę”. Czytałem ją w trakcie przygotowań do egzaminów wstępnych na studia i być może dlatego załapałem się na drugim miejscu od końca ;-). To znaczy, gwoli wyjaśnienia, opowieść o Michale Aniele nie pokrywała się ze strefą wiedzy potrzebną do dostania się na stosunki międzynarodowe, co jest oczywistą niesprawiedliwością losu ;-). Czytałem także „Pasję życia” – dzięki niej pokochałem van Gogha i nawet zrozumiałem jego malarstwo, a tego nie udało mi się osiągnąć wcześniej na podstawie samego tylko oglądania obrazów. Mówiąc krótko: Irvinga cenię. Z tego co widzę, „Żeglarz na koniu” to jedna z wczesnych powieści Irvinga, ale to chyba jej nie zaszkodziło. Zastanawia mnie to co napisałaś o pewnym subiektywnym podejściu do Londona – to niestety fakt. Piszę niestety, bowiem bardzo łatwo zapomnieć, że Irving nie analizuje krytycznie opisywanej postaci, ale stawia jej pomnik trwalszy nad spiż. Trochę na tej zasadzie, jak to naszemu Sienkiewiczowi udało się nieudolnego Jana Kazimierza wznieść ku świętości…

    1. Hehe, na drugim od końca _^_;
      Udręka i ekstaza na stosunki międzynarodowe… tak, masz rację, jawna niesprawiedliwość losu ; )
      Pasji życia nie znam (jeszcze), ale mam w planach.

      Hm, czy nie zaszkodziło? Stone pisze, oczywiście, w sposób pasjonujący, chociaż – jak wiadomo – czas i praca nad stylem na pewno wpływa na jakość kolejnych książek. Różnice w pisaniu o poszczególnych postaciach są widoczne (np. taka „drobnostka” jak obecność „spreparowanych” dialogów albo całkowity ich brak).

      O. Porównanie z Sienkiewiczem całkiem trafne.
      Tzw. „beletryzowana biografia” ma swoje wady i zalety. Sądzę jednak, że dla odbiorców „nieprofesjonalnych” (czyli: osób, które nie zajmują się zawodowo twórczością czy dokonaniami, czy badaniami naukowymi/in. opisywanych przez Stone’a postaci) ma więcej walorów niż wad. Opowieść płynie jak wartka rzeka. To nie krytycznie opracowane fakty, ale żywa postać, osobowość itd. Ciekawe. Na swój sposób ; )

      Pozdrawiam!

      1. masz rację: dla osób spoza „rdzenia”, takie książki to złoto. Mało kto zaciekawi się postacią Londona dzięki nudnej ale precyzyjnej biografii, natomiast taka ma wielką szansę obudzić niejedną fascynację. I pomóc wielu osobom odkryć piękno literatury. Zyski więc są potencjalnie spore ;-).

        pozdro

  2. A ja właśnie finiszuję lekturę biografii Londona. Faktycznie subiektywizm Stone’a rzuca się w oczy, ale czy nie właśnie za to go kochamy ;) Jak on broni tego Londona, jak walczy o jego dobre imię, jak całą winę zrzuca na otoczenie za niepowodzenia autora „Białego kła” ;) I tak uwielbiam książki Stone’a :) Świetne i wciągające powieści :) Pozdrawiam serdecznie :)

    1. O, to można się niedługo spodziewać recenzji na Twoim blogu xD
      Tak, tak – zgadzam się, za to go czytelnicy cenią.

      A tak na marginesie – nie wiem, ale zdumiałam się, gdy przeczytałam, że dla Stone’a XX wiek zaczął się w 1900 roku ; )

      Dziękuję i również pozdrawiam!

  3. Odnośnie komentarzy – autora najlepiej „broni” jego literatura. Tego typu biografie wymagają też sporej wiedzy o bohaterze, bez względu na to, jak mocno są „zbeletryzowane”, Koniecznie spróbuj francuza Echenoza, wyspecjalizował się w „biografiach” – notabene też bardzo udanych.

    1. Oczywiście – gorzej jednak, jeśli czytelnicy będą oczekiwali innego (niż zbeletryzowana) typu biografii.
      W ogóle zawsze mnie zastanawiało, dlaczego powstaje tak wiele biografii – wszak każde pisanie o życiu innego człowieka wymaga ogromnej wiedzy i długiego przygotowania. No ale powodów jest wiele zapewne…
      Dziękuję! Poszukam.

  4. A to akurat proste, najwidoczniej biografie dobrze się sprzedają, bo ludzie uwielbiają czytać i słuchać o innych (szkoda, że nie od innych) – szczególnie, jeżeli Ci inni są znani… :D

    1. Powiem Ci, że nie wierzę w tak prostą motywację. Tzn. wiem, że jest mnóstwo biografii pisanych dla zysku. Ale jak wyjaśnić te biografie, które inspirowane są życiem ludzi zbyt hermetycznych dla szerokich mas odbiorców? Pasją badawczą? Ciekawością? Potrzebą? Koniecznością? Przeznaczeniem?

      To tak tylko na marginesie, w czasie gdy tłumy szaleją na piknym Stadionie Narodowym (tylko nie wiem, czy kibicują raczej Polakom, czy raczej… C. Ronaldo ; )).

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s