„(…) ciało jest klatką, dusza zaś ptakiem (…)”.* Recenzja „Pałacu kobiet” Pearl S. Buck

Nie tylko poprzez wschodnie okna
Świtem dnia światło przychodzi.
Słońce pnie się wolno, jakże wolno!
Lecz spójrz! Kraj zachodni także oświetlony
! [s. 155]


Pani Wu kończy czterdzieści lat. Za nią jest już ta część życia, która wiązała się z rodzeniem dzieci, pielęgnacją i podtrzymywaniem rodu. Rozpoczyna się zaś nowy etap, otwierają się nowe możliwości, pojawiają się nowe oczekiwania. Ot, nareszcie będzie mogła przeczytać „zakazane” przez teścia książki (jak choćby Kwiaty śliwy w złotym wazonie), wreszcie jej ciało powróci do niej, nie będzie musiała go dzielić z mężem. Stanie się jednością, całością. Będzie kompletna. Pani Wu bowiem należy do istot obdarzonych inteligencją ponadprzeciętną i umysłem chłonnym wiedzy, skłonną do introspekcyjnych podróży, stanowiąc przeciwieństwo męża, zadowalającego się cielesnymi aspektami życia, nieprzywiązującego wagi do intelektualnego rozwoju, nie wspominając o poszukiwaniu duchowej satysfakcji i wewnętrznego nasycenia.

W swej przezorności i przemożnym pragnieniu uwolnienia się od nużących ją obowiązków kobiety, pani Wu postanawia… wyszukać konkubinę dla swego męża, aby osłodzić jego powolne, acz nieubłagane starzenie się, przynosząc mu w darze młodość i witalność. Pani Wu już nie wypada rodzić kolejnych dzieci (mogłoby to skończyć się niekorzystnie zarówno dla niej, jak i dla dziecka), toteż przyszła Druga Pani przejmie tę część jej roli. Rodzina, zszokowana pomysłem pani Wu, czcigodnej matki, przed której mądrością i nieomylnością wszyscy czują respekt, musi się podporządkować. Ale jakże się pani Wu myli! W błędzie są również domownicy. Przewartościowanie, prawdziwą zmianę w życiu pani Wu oraz rewizję egoistycznych pragnień i ambicji przyniesie spotkanie z obcym, innym, z przybyszem – bratem André. Pani Wu z czasem odkryje, czym jest realna, autentyczna, poszukiwana przez nią wolność (uprzednio definiowana przez kobietę jako po prostu bycie panią samej siebie i własnego czasu [s. 256]), czym jest miłość i gdzie szukać spełnienia, nasycenia i zadowolenia. Kolejny raz rozbudzony intelekt nie pozwoli już wycofać się z obranej drogi…

[Pani Wu] Czuje, że ma skrzydła, ale że nigdy nie pozwolono jej latać. [s. 201]

Autorka wykreowała inspirujący, sugestywny i nader ambiwalentny portret pani Wu – z jednej strony to kobieta przepełniona dobrocią, słodyczą (przynajmniej taką jawi się na zewnątrz, wobec drugiego człowieka), z drugiej zaś jest samotnym duchem uwięzionym w ciele, usilnie poszukującym wolności i wyzwolenia, niebacznie wkraczającym na samolubną i egoistyczną ścieżkę, wiodącą raczej ku powolnej destrukcji (jej misterne plany uszczęśliwienia wszystkich na siłę przynoszą skutki odwrotne do zamierzonych). Pearl Buck świetnie uchwyciła metamorfozę kobiety, która w oczach rodziny była niemalże boginią, a tak naprawdę, głęboko w sercu przeżywała jedno rozczarowanie za drugim. Ból duszy, niepokój wynikający ze społecznych i rodzinnych ograniczeń, tradycyjne pojmowanie roli kobiety, stojące w sprzeczności z ambicjami pani Wu, zostają uciszone. Kobieta stopniowo odkrywa siebie i swoją upragnioną wolność poprzez prawdziwą i szczerą miłość.

Równie ciekawie, choć z mniejszą wnikliwością (wypływającą zapewne z przesunięcia akcentów – w centrum jest pani Wu i jej przeobrażenie się), nakreślone zostały obrazy synów, synowych, męża pani Wu, a także otoczenia: przyjaciół, zarządców, biedaków, służby. Enigmatyczną postacią pozostaje właściwie do końca powieści napiętnowany mianem heretyka brat André, który odnajduje swoją przestrzeń, swoje miejsce w tak odległym od jego rodzinnej Wenecji kraju, stając się nie tylko cichym opiekunem, dobrym duchem, ale i rzetelnym nauczycielem. Jakże daleki, a jednocześnie, paradoksalnie, bliski staje się on portretom poczciwych szaleńców, wypełniającym powieściowe światy Shūsaku Endō.

Żaden z nas nie jest o wiele lepszy ani mędrszy od innego na tyle, aby niszcząc jakąś istotę, nie niszczył zarazem czegoś w sobie samym. [s. 342]

Tytułowy „pałac kobiet” rozważać można na kilku poziomach. Z szerszej perspektywy patrząc, „pałacem kobiet” jest dom, w którym rodzą się dzieci. Dzień narodzin bowiem to czas niepodzielnego panowania kobiety. Powieściowy „pałac kobiet” zmienia jednak swoje znaczenie wraz z samodoskonaleniem się duchowym pani Wu, wraz z nauką, rozmowami (na poły filozoficznymi, na poły teologicznymi), które kobieta prowadzi z bratem André. Opieka nad znajdami, dziewczynkami porzuconymi, stworzenie swego rodzaju azylu dla najsłabszych istot, napiętnowanych i odrzuconych, przyczyni się do budowy tyleż metaforycznego, ile dosłownego „pałacu kobiet” – miejsca, w którym dziewczęta nie są kimś gorszym, a wręcz przeciwnie – należy się im uwaga, miłość i ciepło. Jakże zmieni to spojrzenie pani Wu na własne synowe czy wreszcie na wybraną dla męża konkubinę! Kobieta dokona redefinicji szczęścia i spełnienia. Ale… czy odkryta przez nią miłość z czasem nie zamieni się znów w egoistyczne uwielbienie?

Interesujące w Pałacu kobiet (wydanym w 1946 roku!) są ciągłe i nieuniknione zderzenia starego z nowym, tradycji z nowoczesnością, doświadczenia i rutyny z młodzieńczością i spontanicznością. Na tym tle uwodzą czytelnika prowadzone rozmowy i rozważania o rolach kobiet i mężczyzn, o społecznych funkcjach, o starości, przemijaniu i śmierci, a nade wszystko o życiu i jego kuszącej urodzie, o sensie życia, sensie istnienia. Cielesność, ciało, zmysłowość, fizyczność i fizjologiczność skontrastowane z duchowością, duchem, inteligencją, umysłem, wolnością i wyzwoleniem wiodą do rozmyślań na temat należenia do siebie i należenia do innych, życia w samym sobie i życia w domu, pośród rodziny czy wreszcie tyleż ukonstytuowania się „ja”, ile transgresji, przekraczania, wykraczania poza.

Jest we mnie takie ja (…) które nie ma nic wspólnego ani z tobą, matko, ani z dziećmi, które mam płodzić. [s. 190]

Pearl Buck stworzyła piękny, zbudowany na retrospekcjach i reminiscencjach, obraz jednego z chińskich rodów. Obraz kruchy, delikatny, efemeryczny, naszkicowany kreską subtelną, o różnych odcieniach, przesycony zapachami peonii, orchidei, lotosu oraz innych wonności. Pod koniec, niestety, Pałac kobiet traci na początkowym impecie i sile wyrazu, pozostając w pamięci czytelnika jako eteryczny, nieco rozmyty i zamglony rysunek pochodzący z jednego z chińskich, nigdy nienamalowanych zwojów. Wychowana w Chinach amerykańska pisarka, laureatka literackiej Nagrody Nobla (1938), pisze subtelnie, zwiewnie, ulotnie, zarazem jednak jej proza charakteryzuje się niezwykłą sensualnością, oddziałując tym samym zarówno na sferę intelektualną, jak i zmysłową czytelnika. W Pałacu kobiet Pearl S. Buck penetruje korytarze dusz niespokojnych, nienasyconych umysłów, wciąż poszukujących, nieustannie zachłannych wolności i wyzwolenia. Piękna, eteryczna i bardzo kobieca proza.

(…) jak można sięgnąć gwiazd? [s. 199]

——————
* Pearl S. Buck, Pałac kobiet, przeł. Adam Chmielewski, Wydawnictwo MUZA SA, Warszawa 2011, s. 199. Wszystkie następne cytaty pochodzą z tego wydania i zostały umiejscowione bezpośrednio w tekście.
Pearl S. Buck, czyli Pearl Sydenstricker Buck (Sydenstricker to panieńskie nazwisko pisarki).

Autor: Luiza Stachura

15 uwag do wpisu “„(…) ciało jest klatką, dusza zaś ptakiem (…)”.* Recenzja „Pałacu kobiet” Pearl S. Buck

  1. Bo tak naprawdę trudno jest żyć dla samej siebie tzn. NIE przepędzać życia w egoistycznych uniesieniach, ale nie zapominać o sobie i swoich potrzebach. Zawsze dopadnie nas po drodze poczucie winy. Najważniejsza jest chyba równowaga. Jak zwykle.
    Recenzja niezwykła.

    Pozdrawiam

  2. Pani Luizo Eteryczna ;) mam „Peonię” Pearl S. Buck od lat kilku, ale nie zaglądałem do niej. Zajrzę, dzięki tej recenzji.

  3. Och, uwielbiam tę książkę! Czytam panią Buck nałogowo – z jej wydanych po polsku powieści została mi tylko dopiero co wznowiona „Cesarzowa”, którą dostałam kilka dni temu – ale najbardziej lubię właśnie „Pałac kobiet”. Ciekawe, że jakoś nigdy nie czułam szczególnej sympatii do pani Wu, za to bardzo podoba mi się postać Rulan… Może różnica wieku mi przeszkadza ;).
    Wspaniała recenzja!

    1. Oooo, to świetnie xDD rzeczywiście nałogowo xD”
      Rulan jest interesującą postacią, ale szkoda, że tak słabo rozwiniętą – chciałoby się więcej. Hehe, może to różnica wieku – kto wie ; )

      Dziękuję! Pozdrawiam^^

  4. Zajrzałem do „Peonii”. Dotrwałem do strony 18. Motyw młodzieńczej miłości (bądź zakochania/zauroczenia) stał się dla mnie uciążliwy… Poddałem się. Gdyby tak w powieści nie występował Dawid ;) Ale „Pałac kobiet” wciąż kusi.
    Pozdrowienia.

    1. Hm, może w takim razie „Pałac kobiet” spodoba Ci się bardziej ; )
      Sztuką jest pisać oryginalnie, bez popadania w skrajności itp. o miłości, zwłaszcza młodzieńczej, świeżej, ożywczej ; )

      Miłego dnia!

  5. Mam nadzieję.

    Przeczytałem zaledwie cząstkę „Peonii”. Może na kolejnych stronach opis wspomnianej miłości ewoluuje, wraz z młodymi bohaterami (?). Poczekam na twoją recenzję „Peonii” (bo scenka w ogrodzie przechyliła szalę) :)
    Zmykam. Miłego dnia… sierpnia!

    1. Pawle, nie zniechęcaj się przypadkiem do pani Buck po fragmencie „Peonii”! Wg mnie to jedna z jej słabszych książek – do dziś nie mogę zrozumieć dlaczego Peonia, odciągająca pana-ukochanego od rozsądnej dziewczyny i wrabiająca go w małżeństwo z bezmyślną głuptaską jest przedstawiona jako postać pozytywna ^^. Mam do niej sentyment chyba tylko dlatego, że przeczytałam ją jako pierwszą. „Pałac kobiet” jest o niebo lepszy. Spróbuj może też „Łaskawą ziemię” – a jeśli Ci się spodoba, pozostałe części trylogii… Moja współlokatorka wymiękła, uznała, że główny bohater jest strasznie niewdzięczny, ale mi tam się podobała :).

      1. Dzięki, Aithne. Dzięki, Luizo. Nie zniechęciłem się do Buck – dziś spoglądam na „Peonię” łaskawszym okiem :)
        Pozdrawiam.

Dodaj odpowiedź do pandorcia Anuluj pisanie odpowiedzi