Recenzję można (było) przeczytać na stronie PapieroweMyśli
[Bezpośrednio na blogu od 05.03.2020]
Rząd chiński mówi, że Chiny to kraj socjalistyczny, ale prawda jest taka, że stał się całkowicie kapitalistyczny. [s. 235]*
Hybrydyczność chińskiej gospodarki i polityki sprawia nam trudność, komplikuje nasze postrzeganie jednej z najstarszych cywilizacji. Obecnie zarówno w europejskiej, jak i w amerykańskiej świadomości „koegzystuje” paralelny obraz Chin XXI wieku. Z jednej strony Państwo Środka nadal rządzone jest przez komunistów (wszelka krytyka poczynań Partii równoznaczna jest z zamachem na niepodległość państwa), z drugiej zaś – powoli zaczyna pojawiać się i zaznaczać coraz silniej swoją pozycję (niby-)kapitalizm (paradoksalnie kolejny system wykluczający, niszczący i degradujący najsłabszych). Owszem, wytwarza się stopniowo klasa średnia, są także ludzie niewyobrażalnie majętni, ale ci, którzy zostali zepchnięci na margines, napiętnowani, poniżeni i wykorzyst(yw)ani, cicho żyją i w ciszy umierają. Mimo iż nie stanowią, wbrew pozorom, mniejszości. Nikt ich nie słyszy, bo praktycznie nikt ich nie chce słuchać. Nie pasują do wizerunku Chin-kraju sukcesu (propaganda jak za czasów Mao) lansowanego zarówno w chińskich, jak i w zachodnich mediach. Rząd do tej pory nie przeprosił Chińczyków za prześladowania, bicie, tortury czy klęskę głodu, nie mówiąc już o wydarzeniach na placu Tian’anmen – innymi słowy, za wszystko to, co dotknęło miliony ludzi podczas władania Chińską Republiką Ludową przez Przewodniczącego Mao i jego następców. Im właśnie, tym porzuconym i zniszczonym, poświęcił czas jeden z chińskich dysydentów, pisarz i dziennikarz Liao Yiwu (zgodnie z obowiązującym zapisem chińskich nazwisk imię znajduje się po nazwisku). Oddał im zabrany głos. Pozwolił mówić i ofiarował możliwość wysłuchania nie tylko przez siebie, ale i przez amerykańskich oraz europejskich czytelników.
Na tym świecie nie można być zbyt uczuciowym. Dzisiaj Partia pozwala mówić, co się myśli, i rozluźniła kontrolę polityczną, więc ludzie czują, że wszystko im wolno, i się cieszą. Ale jak kogoś za bardzo poniesie, to Partia wyśle go do obozu pracy. Potem taki będzie żył z podkulonym ogonem w obozie przez dziesięć, dwadzieścia lat. [s. 28]
Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych składa się z dwudziestu ośmiu wywiadów wybranych przez Liao oraz amerykańskiego tłumacza, Wen Huanga. Edycja anglojęzyczna stanowi podstawę przekładów na inne języki, ze względu na pewne uproszczenia i selekcję bogatego materiału zebranego przez Liao, by ułatwić odbiór czytelnikom spoza Chin, którzy wielu realiów nie znają, nie są świadomi historycznych, społecznych i politycznych przemian, przyczyn oraz ich skutków. Polskie wydanie, na szczęście, opatrzone zostało kilkunastoma przypisami (czego nie uczyniono w wersji anglojęzycznej). Co wydawać by się mogło zaskakujące, książkę Liao przeszmuglowano (sic!) za granicę w 2002 roku (czyż to nie przypomina czasów stalinowskich w Rosji?). Na Tajwanie wydano tekst w całości, w trzech tomach. Polski czytelnik ma zatem możliwość poznania jedynie wycinka rozmów, które przeprowadził Liao (większość z nich, jak można przypuszczać, spisana została w latach 90. XX stulecia). Może w przyszłości doczekamy się pełniejszego wydania? Warto by było, bowiem wywiady chińskiego intelektualisty stanowią cenny i szalenie ważny głos w dyskusji o Chinach XX i XXI wieku.
(…) w Chinach jedynym sposobem na to, żeby przetrwać, jest posłuszeństwo wobec Partii. [s. 226]
Kim są bohaterowie owych „opowieści prawdziwych”? To przede wszystkim wykluczeni, zmarginalizowani, odrzuceni, napiętnowani (czy to jako „prawicowcy”, „kontrrewolucjoniści”, czy… trędowaci). Wreszcie mogą powiedzieć o społecznym ostracyzmie i licznych upokorzeniach, których doświadczają od lat. Część z nich to przedstawiciele zawodów związanych z minionymi, przedkomunistycznymi czasami, a zatem w nomenklaturze komunistów: piewcy zabobonów, zacofania, nawyków zgniłej burżuazji. Wymieńmy dla przykładu: ulicznych grajków, samorodne talenty muzyczne, zawodowych żałobników (co ciekawe, pionierem i pierwszym wykonawcą tego zawodu był… Konfucjusz; zawodowy żałobnik lamentuje na pogrzebie, gdy zasłabną zawodzenia krewnych zmarłego), prowadzących umarłych (osoby przenoszące ciała zmarłych do rodzinnej wioski nieboszczyka, by jego duch zaznał spokoju, wróciwszy do swojej ziemi), przedsiębiorcę pogrzebowego, kierownika szaletu publicznego, domniemanych trędowatych (wystarczy tylko posądzenie, by zostać zamkniętym wśród dotkniętych trądem), szalonego, wariata (jak choćby „chłopski cesarz”, który w 1985 roku obwołał się cesarzem, a swoje rodzinne miasto w prowincji Syczuan ogłosił niepodległym królestwem), mistrza feng shui, opata zniszczonej przez czerwonogwardzistów świątyni czy wyznawczynię Falun Gong, która, jako „oporna”, usilnie trwająca przy Falun Gong (Falun Gong łączy medytację buddyjską i taoistyczną z ćwiczeniami; przez komunistów uznane za sektę), trafiła w 2002 roku do… psychuszki, szpitala psychiatrycznego, gdzie „leczono” elektrowstrząsami – analogia jest oczywista.
Niektórzy spośród rozmówców Liao zaprzepaścili swoje szanse na światową karierę przez niebacznie wypowiedziane słowa – jak jeden z kompozytorów, który przed serią planowanych koncertów, podczas próby (pod koniec 2000 roku!) wygłosił takie przemówienie: Nareszcie mamy za sobą dwudziesty wiek. Przez ostatnie sto lat wydarzyło się wiele niezapomnianych rzeczy, takich jak dwie wojny światowe i niezliczone innowacje w nauce i technologii. Uważam jednak, że największym wydarzeniem dwudziestego wieku jest to, że ludzkość ogromnym kosztem wdrażała komunizm, a później go bohatersko obaliła. [s. 115] Konsekwencje były natychmiastowe. Nie brak także wśród rozmówców Liao, co może zdumiewać i zaskakiwać, byłych czerwonogwardzistów, niegdysiejszych komunistów (nieliczni zmienili przekonania po masakrze na placu Tian’anmen), kierownika komitetu sąsiedzkiego (prezentującego dość płynne przejście od komunizmu do kapitalizmu: Czasy się zmieniły. Dzisiaj wszyscy mówią o pieniądzach, komunizm już nikogo nie obchodzi) czy emerytowanego urzędnika państwowego, który powiedział Liao między innymi o wielkim głodzie po jednej z kampanii Mao oraz o… aktach kanibalizmu, będących prostą konsekwencją niewyobrażalnego głodu. Wyznania byłych działaczy związanych mniej bądź bardziej z Partią zderzone zostają z relacjami, reminiscencyjnymi obrazami i wspomnieniami ofiarami prześladowań, przykładowo: „prawicowcami”, byłymi właścicielami ziemskimi czy rodziną zamordowanego uczestnika protestu na Tian’anmen w 1989 roku. A i to nie wszyscy interlokutorzy Liao Yiwu. Skąd taka rozpiętość? Partia jest zmienna jak kapryśna suka. [s 270] W jednej chwili wygląda na to, że Partia poluzowała kontrolę polityczną. Jak człowiek przestaje się mieć na baczności, wtedy go dopadają. Stosowali tę sztuczkę całymi latami. Przywódcy komunistyczni zmieniają twarz jak pogoda w kwietniu. [s. 256]
Liao Yiwu tyleż przeprowadza wywiady, ile po prostu rozmawia, wymienia myśli, słowa, wspomina i próbuje poznać drugiego człowieka – jego historię, przeżycia, pracę, poglądy. Wtedy, gdy trzeba, Liao słucha, pozwalając swobodnie opowiadać interlokutorowi, ale gdy się nie zgadza albo dziwi, wówczas zadaje pytania uszczegóławiające bądź prezentuje swoje stanowisko, niekiedy spierając się z rozmówcą (czego przykładem jest wywiad z handlarzem kobiet). Nie bywa Liao biernym „odpytywaczem”, angażuje się w rozmowę, momentami prowadząc ją nieco ironicznie, na wpół złośliwie, ale przeważnie bardzo życzliwie, wyrozumiale i taktownie. Przed każdą ze spisanych rozmów zamieszcza małe wprowadzenie niejednokrotnie dotyczące późniejszych losów interlokutora, a także krótką informację o okolicznościach spotkania rozmówcy – czasami ludzie przychodzili do niego przypadkiem (jak wyznawczyni Falun Gong), czasami Liao zabiegał o rozmowę z nimi przez dłuższy czas, innych zaś spotkał w więzieniu (jednych tam odwiedził, niektórzy byli jego współwięźniami).
To są Chiny. Człowiek nie ma zbyt dużej kontroli za życia. Po śmierci nie ma też kontroli nad własnym nekrologiem. [s. 211]
Bolesne, wstrząsające rozmowy, w wielu wypadkach rekonstruowane po tygodniach. miesiącach i latach przez Liao (bo nie zawsze mógł rozmowę spisywać bądź nagrywać), współtworzą obraz Chin XX wieku i początku XXI stulecia. Niby wiele się w Europie i Ameryce mówi o braku wolności słowa w Chinach, o polityce wobec Tybetu, ale ilu spośród nas zwraca uwagę na to, co naprawdę przeszli (i nadal przeżywają) ludzie w Państwie Środka? Ile istnień zostało zmarnowanych? Ilu napiętnowanych nigdy nie zrehabilitowano? Zniszczenie, ruina, destrukcja. Sadystyczne znęcanie się nad więźniami w celu wymuszenia zeznań. Bestialskie zachowanie czerwonogwardzistów. Wielki głód od około 1960 roku to już dla nas takie wydarzenie jak wielki głód na Ukrainie na początku lat 30. XX wieku – zamierzchłe, niewyobrażalne. A co powiedzieć o przymusowym pobycie w szpitalu psychiatrycznym w celu wymuszenia zmiany światopoglądu (dzieje się to w XXI wieku!)? Ale trzeba o tym pamiętać. Trzeba wiedzieć więcej o Chinach i Chińczykach, by lepiej zrozumieć przede wszystkim obecne przemiany w Państwie Środka i spróbować powtórzyć za jedną z rozmówczyń Liao: Z czasem będzie lepiej. Będzie?
(…) wtedy [za rządów Mao] cały kraj był jak jedno wielkie więzienie. Partia kontrolowała każdy aspekt życia – jedzenie, picie, sikanie, sranie, narodziny, małżeństwo i śmierć. [s. 321]
Dlaczego słowobcość? Obcość słowa, obcość języka (w tym wypadku, pozostając na poziomie podstawowym, dotyczącym przekładania tekstu: język chiński – język angielski – język polski), w którym opowiedziane zostało pojedyncze doświadczenie, implikuje tłumaczenie, ale każdy przekład jest poniekąd pewnym zawłaszczeniem. Pisanie o cudzych doświadczeniach zamazuje prawdziwy obraz. Często w języku brak terminów, słów, wyrazów zdolnych nazwać to, co jest w rzeczy samej nienazywalnym… Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych Liao Yiwu ofiaruje nam możliwość przełamania na chwilę słowobcości.
——————
Liao Yiwu, Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych, przeł. Agnieszka Pokojska, Czarne, Wołowiec 2011.
* Wszystkie cytaty zaczerpnięte zostały z książki Liao Yiwu.
Autor: Luiza Stachura