Recenzję można przeczytać na stronie e-splot.pl
Bezpośrednio na blogu od 22.08.2022
Efemeryczna, eteryczna i hermetyczna japońska literatura przenosi europejskiego czytelnika w świat zjaw, duchów, zjawisk nadprzyrodzonych, niewytłumaczalnych racjonalnie zdarzeń, gdzie poetycka i skłaniająca do kontemplacji przestrzeń przyrody współgra ze światłami neonów i wielkomiejskim tempem życia. „Manazuru” Hiromi Kawakami, czerpiąc z bogatej tradycji japońskiej prozy spod znaku Yasunariego Kawabaty i Jun’ichirō Tanizakiego, wpisuje się w nurt introwertycznych podróży literackich.
Kei mieszka w Tokio ze swoją matką oraz dojrzewającą córką, Momo. Od dwunastu lat Rei, mąż Kei, nie daje znaku życia. Pewnego dnia Kei znajduje w dzienniku swojego zaginionego ukochanego słowo „Manazuru”, które w niepojęty sposób przyciąga ją i przyzywa. Kobieta wyrusza zatem do Manazuru, ale wyprawa ma na celu tyleż odnalezienie potencjalnego śladu Reia, ile odzyskanie utraconego światła. Poszukiwane przez Kei światło to, jak się zdaje, ekwiwalent czy substytut radości (z) życia, pewności i bezpieczeństwa, podczas gdy świat Reia jawi się jako uzależniająca siła, ciemność i mrok pochłaniający energię życiową. Wzajemne relacje Kei i Reia to metaforyczny taniec światła i ciemności, przyjemności i bólu, pragnienia i nienasycenia.
Manazuru wypełniają liczne retrospekcje, reminiscencje młodości Kei, charakteryzujące się dygresyjnością, anegdotycznością i ulotnością, niekiedy jednak wkrada się do nich fałsz w postaci podszeptów zazdrości głównej bohaterki, toteż trudno odróżnić wymysły zakochanej kobiety od realnych wydarzeń. Odbiorca dryfuje pośród strzępków, fragmentów wspomnień, nie odróżniając fikcji od prawdy. I tak pozostanie aż do końca powieści, jakkolwiek zakończenie – co typowe dla japońskiej literatury – jest otwarte.
Manazuru to w rzeczywistości nadmorskie miasto, znajdujące się w prefekturze Kanagawa. W powieści Kawakami nabiera ono jednak szczególnych właściwości – staje się płaszczyzną, na której dochodzi do ścierania się i przenikania dwóch światów: rzeczywistego i onirycznego. Manazuru przybiera formę miejsca urojonego, wyśnionego, krainy tyleż duchów czy bogów, ile przeszłości, osobliwego świata widm, ledwie widocznych porzuconych i wypartych wspomnień. Intrygująca jest konstrukcja owej krainy przeszłości – paradoksalnie nic nie jest definitywne, dookreślone, gdyż minione wydarzenia uwięzione są w wiecznym niedokończeniu, niedokonaniu, trwaniu i nieprzemijaniu.
Odbywane przez Kei podróże do Manazuru wydają się być pretekstem, istotniejsza okazuje się bowiem wewnętrzna peregrynacja, duchowa, introwertyczna wyprawa. Dlatego też podróż Kei będzie trudną do przebycia, pełną zwidów, omamów słuchowo-wzrokowych, igraszek umysłu i podświadomości drogą. Kei to swego rodzaju medium, jej wrażliwość i percepcja rzeczywistości są wyostrzone – kobieta widzi cienie, zarysy sylwetek różnych osób czy raczej widm, fantomów. Innymi słowy, Kei dostrzega to, czego nie jest w stanie odebrać większość ludzi. Podczas wyjazdów do Manazuru towarzyszy jej jedno z kobiecych widm. Czy to alter ego Kei, czy objaw narastającej choroby psychicznej, rozstrojenia nerwowego, a może konstruowanie świata wewnętrznego, potrzeba wytworzenia kogoś, kto wydobędzie na światło dzienne głęboko zakopane wspomnienia?
Co istotne, Kei podczas podróży w głąb Manazuru musi zmierzyć się z własną fizycznością, fizjologią, cielesnością, aby pojąć, czym w istocie jest obcość i bliskość, inność i „swojskość”. Okaże się to niezbędne dla odbudowania więzi zarówno z córką i matką, jak i z dwoma mężczyznami jej życia – zaginionym mężem Reiem oraz kochankiem Seijim. Pożegnanie, duchowy pogrzeb tego pierwszego stanie się elementem wyzwalającym. Niezwykle zmysłowe, intymne, wręcz wiwisekcyjne (auto)analizowanie i rekonstruowanie z jednej strony każdego słowa i gestu, z drugiej – cielesnych doznań, fizycznego nienasycenia, przywodzi na myśl literacką twórczość Jun’ichirō Tanizakiego, blisko tu także do prozy Kenzaburō Ōe.
Hiromi Kawakami wykorzystuje strukturę labiryntu – w czasoprzestrzeni Manazuru pełno jest ślepych uliczek, przeszkód, błądzenia, docierania po omacku do zakrytej, odrzuceni i zanegowanej prawdy. Jednakże dominującą w Manazuru techniką jest quasi-filmowe odwzorowywanie i przetwarzanie rzeczywistości. Przeskoki w czasie, nagłe zwroty w obrębie czasoprzestrzeni, niebezpieczne przyspieszanie i spowalnianie (na granicy psychodeliczności) akcji wzbudzają niedoparte odczucie oglądania wybranych scen, kadrów z filmu. Sytuacje i wrażenia nagle się urywają albo przechodzą jedne w drugie, bez ostrzeżenia, zupełnie jakby rzeczywistość i nierzeczywistość (sen na jawie) wdzierały się na siłę, brutalnie, drastycznie, druzgocąc i niszcząc równowagę między dwoma światami, a tym samym równowagę psychosomatyczną Kei i odbiorcy dzieła. Z ową techniką niby-filmową łączy się osobliwe podejście do konstruowania dialogów (identycznie było w Nadepnęłam na węża). Można rzec, że Kawakami dekonstruuje konwencjonalne dialogi – partie dialogowe są zaburzone, często brak wyodrębnionych wypowiedzi bohaterów powieści, niejednokrotnie dialogi bywają maskowane. Z jednej strony sprawia to wrażenie, że Kei mówi sama do siebie, z drugiej – że kobieta odbiera wyraźniej, czytelniej nieliczne z wypowiedzianych słów, inne zaś stają się po prostu tłem, dekoracją, zamazują się i rozpływają. Przestrzeń jest wypełniona dźwiękami. Kawakami preferuje krótkie wypowiedzenia, nierozwinięte zdania, na swój sposób będące wypunktowaniem najważniejszych elementów przestrzeni. Reszta pozostaje w zawieszeniu, niedopowiedzeniu. Analogicznie jest z pojawiającą się pod koniec powieści informacją, że Kei pisze książkę. Oczywiście, pisanie jest rodzajem autoterapii, a zatem aktem intymnym – czyżby Manazuru było w całości zapisem Kei?
Obok subtelnych, poetyckich (bardziej w swej formie przywodzących na myśl haiku czy tankę) opisów zjawisk przyrodniczych także bogata symbolika Manazuru przywodzi mimowolne skojarzenia z prozatorską działalnością Yasunariego Kawabaty, pierwszego japońskiego noblisty w dziedzinie literatury. Drobne poruszenia w obrębie natury współgrają ze stanem psychicznym bohaterów Manazuru, zwłaszcza Kei. Poszczególne elementy przestrzeni przyrody, takie jak: ptaki, kwiaty, ryby, kijanki, pies czy wreszcie cień, transponują uczucia i doznania Kei, szczególnie przemijanie, samotność, odejście, ucieczkę, śmierć. Kontrapunktem dla tak pojętej roli świata natury stają się lalki, fotografie oraz ruiny domów, symbolizujące między innymi upadek, miniony czas, przeszłość, niezrealizowane i niespełnione marzenia, zmarnowany potencjał, nieziszczalne pragnienie stworzenia silnej i stabilnej rodziny…
Wydane po raz pierwszy w Japonii w 2006 roku Manazuru jest powieścią niezwykle zmysłową, a jednocześnie ulotną i subtelną. Autorka prowadzi czytelnika po różnych wymiarach samotności i opuszczenia, wprowadzając go do kobiecego ogrodu słów i myśli. Wielopoziomowe Manazuru można odczytywać zarówno przez pryzmat japońskich kategorii estetycznych, japońskiej symboliki (niewątpliwie wiedza, jakimi znakami zapisane są imiona Kei i Reia, byłaby owocna w trakcie interpretacji), jak i jako egzemplifikację literatury introspektywnej i psychodelicznej.
——————
Hiromi Kawakami, Manazuru, przeł. Barbara Słomka, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2011.
Autor: Luiza Stachura
Ależ Ty pięknie piszesz! Rozbierasz na czynniki pierwsze tą książkę, z taką dokładnością!
Dziękuję*^^*
O tej książce można wiele mówić, wiele pisać. Mam nadzieję, że ją przeczytasz kiedyś. Warto.
Pozdrawiam serdecznie!
Chyba raczej przeczytam ;)
Świetna recenzja. „Manazuru” uważam za powieść wybitną, ale po lekturze noweli „Zapiski…” uzbroiłem się w oczekiwania, których zrecenzowana książka nie spełniła. Oczekiwałem „Zapisków…” do sześcianu. Być może to był błąd.
„Manazuru” odczytuję jako próbę opisu wielopoziomowego świata wewnętrznego. Próbę zachwycającą, ale… zawierającą za dużo dopowiedzeń. Czytam „Manazuru” po raz drugi… :D.
Po Twoim komentarzu odnośnie „Manazuru” podeszłam do tej książki inaczej – nie spodziewałam się powtórki z „Nadepnęłam…”, w ogóle niczego się nie spodziewałam (no, może poza odrobiną tego japońskiego czaru i uroku).
„Manazuru” jest niezwykle intymną, osobistą książką – sądzę, że znajdą się głosy krytyczne (nawet wśród tych, którzy japońską literaturą się zajmują/interesują/pasjonują), m.in. z tego powodu, że Kawakami pisze o kobiecie (kobietach), z perspektywy kobiety, podążając za kobiecymi myślami, uczuciami. Całość bardzo introspektywna, introwertyczna, nie neurotyczna. Pociągający utwór. Przynajmniej dla mnie.
Dopowiedzeń? One czasami są mylące, zwodzą na manowce. (Czy znalazłeś konkretne dopowiedzenia, które niszczą Twój odbiór książki, i mógłbyś się podzielić nimi?)
Pozdrawiam serdecznie!^^
Zgadzam się z Tobą. Ten utwór także dla mnie jest pociągający. Wręcz wybitny.
Zauroczenie nowelami z tomu „Nadepnęłam na węża” (w szczególności „Zapiskami…”) wpływa na moje postrzeganie „Manazuru”. Chcę czytać „Zapiski…”, „Znikają” i „Nadepnęłam…” czytając „Manazuru” – ot, takie dziwo!
„Niszczą” jest zbyt mocnym słowem – w przypadku mojego odbioru „Manazuru”.
Dopowiedzenia – być może mylące (wszak interpretacje można mnożyć – tu też zgadzam się z Tobą), moim zdaniem bliskie (niestety) rzeczywistości murakamicznej („Sputnik Sweetheart”, „Kronika ptaka nakręcacza”) – pewne motywy fabularne (nie zdradzę ich w komentarzach, aby nie sugerować interpretacji potencjalnym czytelnikom powieści), które (niestety) wpłynęły kilkakrotnie na moje odgadnięcie, przewidzenie kilku dalszych wypadków (przygód bohaterki/bohaterek):(. Fabuła jest elementem, który interesuje mnie najmniej, spośród wszystkich składników powieści jako gatunku (Fabuła „Manazuru” jest płynna – na szczęście).
W „Manazuru” obecny jest duch prozy Kawabaty, obecne są elementy znane mi z nowel Kawakami… Czytam, czytam, czytam.
Uważam, że poważnym minusem polskiego wydania jest brak „Od tłumaczki”. „Od tłumaczki” w „Nadepnęłam na węża” jest tekstem wielce interesującym!
Kawabata – Kawakami :) Są sąsiadami na półce.
Mój komentarz wpłynął na Twoje podejście… Dobrze, że nie odebrał Ci przyjemności z lektury :D.
Ciekawe, jaki byłby Twój odbiór „Manazuru”, gdybyś swoją przygodę z pisarstwem Kawakami zaczął od tejże książki, a nie od opowiadań z „Nadepnęłam na węża”.
Odnośnie dopowiedzeń – hm, podejrzewam, że wiem, co możesz mieć na myśli.
Z jednej strony „Od tłumaczki” stanowiłoby ciekawe uzupełnienie, dopełnienie „Manazuru”, ale z drugiej – byłoby zabiegiem nieco utrudniającym i komplikującym interpretację, wszak inaczej na literaturę japońską patrzy japonista, tłumacz, a inaczej zwykły czytelnik.
Kawakami jest fascynującą pisarką, chciałabym więcej jej książek przeczytać i przeżyć. Jest w jej prozie coś z Kawabaty, ale nie tylko. Czytając „Manazuru”, przekonałam się jak wiele jest np. z Tanizakiego czy Ōe. Przynajmniej dla mnie.^^’
Ależ przyjemności z czytania nie odebrał mi Twój komentarz, po prostu spojrzała z nieco innej, odmiennej perspektywy. Takie inspirujące doświadczenie.
Słonecznej niedzieli!^^
„Odnośnie dopowiedzeń – hm, podejrzewam, że wiem, co możesz mieć na myśli.” – :D Nie jestem zadowolony ze swej odpowiedzi.
„Od tłumaczki” ze zbioru nowel zawiera ISTOTNĄ wzmiankę o „Manazuru”, więc może moje grymaszenie nie jest uzasadnione.
Tanizaki, Ōe – tak, wspomniałaś o nich w recenzji.
Tanizakiego jeszcze nie czytałem. Przeczytałem „Sprawę osobistą” Ōe, ale w przekładzie z angielskiego, czyli uznaję, że nie znam Ōe :(
O tak! Kawakami jest fascynującą pisarką. Mam nadzieję, że niebawem Karakter wyda wszystkie książki jej autorstwa!
Hm, ilu czytelników, tyle życzeń, także odnośnie ewentualnych komentarzy tłumacza/tłumaczki ; )
Niestety, niewiele utworów zarówno Tanizakiego, jak i Ōe wydano w Polsce…
Czasami przekłady pośrednie są jedyną szansą na poznanie twórczości danego artysty, jakkolwiek pozostaje mieć nadzieję, że z czasem ukaże się więcej tłumaczeń na polski japońskiej literatury bezpośrednio z języka japońskiego.
Wszystkie jej książki? To byłoby cudowne, bajeczne, wspaniałe – realne?
Myślę, że realne. Twórczość japońskich pisarzy jest lubiana przez liczną część polskich czytelników. Za Karakter wielu trzyma kciuki. Tak, jestem dobrej myśli :).
Obawiam się tylko, że jednak przeważają w Polsce odbiorcy zafascynowani (prawie jedynie) twórczością Harukiego Murakamiego (^_-)
Też trzymam kciuki za Karakter! xD
Zapewne przeważają, ale…
Część wielbicieli HM odkryje Kawakami i klasyków. Gdybym nie pokochał Godzilli (będąc przedszkolakiem), nie odkryłbym filmów Ozu.
Moja mama oglądała „Godzilla kontra Hedora” w kinie. Szczęściara ;).
Pozdrawiam.
Cieszę się, że masz tak optymistyczne podejście.
O, Godzilla w kinie? Tak, szczęściara! xD
Pozdrawiam serdecznie^^
Dziś dowiedziałem się, że istnieje dwutomowa mangowa wersja jednej z książek Kawakami. Widziałem okładki wersji francuskiej.
Pozdrawiam!
O, a to ciekawe, dziękuję za informację!
Może kiedyś JPF czy Waneko pokuszą się o wydanie w Polsce mangi na podstawie prozy Kawakami (chyba jeszcze tego nie zrobili^^’ – od jakiegoś czasu nie śledzę polskiego rynku mangi).
Miłego dnia!^^
Chyba jeszcze nie ma polskiego wydania (a jeśli jest – przeglądarka nic o nim nie wie).
Ja przeczytałem zaledwie (lub aż) trzy mangi ;) – jedną przetłumaczoną na język polski i dwie w przekładzie angielskim.
Dzięki! Miłej dzisiejszej lektury książki! Przyjemnego pisania recenzji!
Pa.
Pozostaje nadzieja, że kiedyś będzie polskie wydanie, bo mnie zaintrygowałeś. Jestem ciekawa, jak wygląda wersja mangowa.
Trzy mangi? Jakie, jakie, jakie? xD
Hehe, dziękuję!
Mangi, które przeczytałem to: „Tekkonkinkreet” Matsumoto Taiyō, „Dōmu” Ōtomo Katsuhiro i dwutomowe, wydane przez Hanami „Pitu pitu” Igarashi Daisuke.
Zapewne są dostępne (nielegalnie) na zainfekowanych stronach internetowych :/
W domowej biblioteczce mam „Pitu pitu” (Igarashi Daisuke mógłby narysować… „Zapiski…” Kawakami).
A Kawakami mogłaby gościć na przyszłorocznych Targach Książki!
Pierwszy tytuł wiele mi mówi – widziałam jednak anime, nie znam mangowej wersji.
Tak, w Internecie jest prawie wszystko, zatem te mangi (a raczej ich skany) są pewnie gdzieś w (nie)zmierzonej sieci.
Kawakami na Targach Książki to byłby piękny prezent!
Animowany „Tekkonkinkreet” widziałem i ja (i polubiłem – uogólniając).
Hmm… Myślę, że dział z komentarzami nie jest najodpowiedniejszym miejscem na słowny ping-pong o komiksach i filmach :). Kooo-niec. Pozdrowienia! :)
Hehe, rozumiem, rozumiem^^’ – chociaż komentarze to też jedna z form wymiany myśli, nawet jeśli w pewnych momentach zamienia się w „słowny ping-pong” (podoba mi się to wyrażenie).
Pozdrawiam~!
Ja na Twoim blogu czuję się jak w… herbaciarni połączonej z biblioteką.
Dlatego czasem (nader często) się zapominam :)
Bardzo mi miło.*^^*
Czasami trzeba się „zapomnieć” ; ) (jakkolwiek to by nie zabrzmiało)
Hej, Luiza. Czy w Twoje ręce trafiła książka „Pan Nakano i kobiety” (wyd. W.A.B.)? Jestem ciekaw czy tłumaczenia dokonano z oryginału, czy może z przekładu (w najbliższym czasie nie odwiedzę księgarni).
Pawle,
jeszcze nie trafiła (kiedyś na pewno się to stanie), ale Pan Nakano i kobiety jest bezpośrednim przekładem – tłumaczka to japonistka.
Dziękuję za odpowiedź. Pozdrowienia :)
A jednak trafiła w moje ręce, jakkolwiek w książce nie znalazłam informacji, czy był to przekład z japońskiego, toteż sugeruję się nazwiskiem tłumaczki ; )
Słoneczności^^
Książka trafia w Twoje ręce przed godz. 09:00. W Krakowie dodają nowości wydawnicze do cieplutkiego pieczywa lub egzemplarz „Pana Nakano i kobiet” stał się prezentem… :) Dzięki słoneczne.
Hehe, nie, trafiła wczoraj, ale nie wiedziałam o jej istnieniu w skrzynce na listy ; )
Inspirujące. Japoński sklep w krakowskiej skrzynce na listy. Ach, ta literatura.
Oj, tak. Inspirujące.
Zaskakujące.