Spójrz na mnie to, między innymi po Lodzie w żyłach, piąta z cyklu książka poświęcona prawniczce Thórze Gudmundsdóttir. Jakkolwiek czytelnik swobodnie może rozpocząć swoją przygodę z kryminałami Yrsy Sigurðardóttir (1963) – islandzkiej pisarki, absolwentki inżynierii budowlanej – od dowolnie wybranej części, a to wszystko dzięki rozmyślnie skonstruowanej fabule.
Książka rozpoczyna się nieprawdopodobnie i nietypowo dla kryminałów, bo od… wizyty ducha. W Spójrz na mnie nie będzie jednak o nawiedzonych domach czy zjawiskach nadprzyrodzonych. Początkowo, po pojawieniu się mary w prologu książki, nie ma śladu duchów i nic nie zapowiada, że pojawią się wkrótce. A zjawią się… Pensjonariusz zamkniętego oddziału psychiatrycznego w Sogn, pedofil Josteinn, zwraca się do Thóry z prośbą (chociaż raczej należałoby to nazwać swego rodzaju wymuszeniem, nonszalancką propozycją nie do odrzucenia) o doprowadzenie do rewizji wyroku. Prawniczka zniesmaczona, pełna obaw i niechęci jedzie na spotkanie z Josteinnem. Dowiaduje się jednak, że nie o jego wyrok chodzi. Josteinn chce sfinansować rewizję wyroku Jakoba, dwudziestolatka z zespołem Downa. Młodego człowieka oskarżono bowiem o podpalenie ośrodka rehabilitacyjnego dla niepełnosprawnych, w tym tragicznym wypadku (czy zamierzonym i nieprzypadkowym działaniu?) zginęło w płomieniach pięcioro osób, z czego czworo było niepełnosprawnych. Josteinn wie, że chłopak jest niewinny, a Thóra będzie musiała to udowodnić.
Oczywiście, nic nie jest takie, na jakie wygląda na pierwszy rzut oka. Świadkowie mijają się z prawdą, akta sprawy są niekompletne, pełne luk i przemilczeń. Brak między innymi informacji o tym, iż pogrążona w śpiączce Lisa, jedna z pensjonariuszek ośrodka, była… w czwartym miesiącu ciąży! Śledztwo opiera się z początku na przeczuciach, domysłach, poszlakach, ale z czasem dowodów przybywa. I trzeba przyznać – są przerażające. Czytaj dalej