Trzy opowiadania, kryjące się pod pozornie wieloznacznym, przewrotnym, ba! niektórzy powiedzieliby, że kontrowersyjnym tytułem, powstały w różnych okresach życia i twórczości hiszpańskiego pisarza, dość dobrze znanego w Polsce (ot, chociażby za sprawą Niezwykłej podróży Pomponiusza Flatusa), Eduarda Mendozy (ur. 1943). Tytuł Trzy żywoty świętych koresponduje oczywiście z, pisanymi już od starożytności, legendami o świętych (męczennikach), a zatem stanowi niewątpliwą aluzję do hagiografii. Czy jednak poszczególne opowiadania, czytane w oderwaniu od narzuconej nam odgórnie, instytucjonalnie idei, myśli przewodniej, rzeczywiście odsyłają nas ku zdekonstruowanym żywotom świętych? A gdyby przeczytać każde opowiadanie jako odrębne dzieło literackie, pozwolić im zaistnieć jak twory (chociaż częściowo) autonomiczne, nieuwikłane w dyskurs quasi-religijny?
Trzy żywoty świętych* otwiera, pisany w pierwszej osobie, utwór Wieloryb (pomijam konotacje biblijne). Oto biskup Fulgencio Putucás z San José de Quahuicha w 1952 roku podczas Kongresu Eucharystycznego trafia do pewnej barcelońskiej rodziny. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że wielebny jest człowiekiem o zupełnie innej naturze niż większość europejskich kapłanów. Jego podróż do obcego kraju zamieni się w wyprawę w poszukiwaniu własnej drogi. Peregrynacja biskupa ma na celu, jak się zdaje, doprowadzenie go do (z)rozumienia znaczenia i sensu życia – tak, nie do nadania sensu, ale do zrozumienia. Fulgencio Putucás przekracza swoje dotychczasowe „powołanie”, by dążyć wpierw w kierunku pijaństwa, łajdaczenia się, aż ku kontemplacji, wyciszeniu. Dość interesująca wydaje się koncepcja narratora, który spogląda na wydarzenia z co najmniej dwóch perspektyw. Wspomina spotkanie z biskupem po wielu latach, a zatem gdy narrator-bohater jest już człowiekiem dojrzałym. Jednakże próbuje jednocześnie odwzorować i przywrócić swoje myśli, spostrzeżenia z czasów dzieciństwa oraz wczesnej młodości, kiedy na jego drodze pojawił się ów niecodzienny gość, przewrotny święty. Czytaj dalej