Kiedy opadła groza pogasły reflektory
odkryliśmy że jesteśmy
na śmietniku w bardzo dziwnych pozach
jedni z wyciągniętą szyją
drudzy z otwartymi ustami z których sączyła się jeszcze ojczyzna (…)Zbigniew Herbert, Przebudzenie[2]
Pierwsze wspomnienia z dzieciństwa są pełne kartek pokrytych nieporadnymi rysunkami, przedstawiającymi zazwyczaj rodziców, rodzeństwo. Dopiero z biegiem czasu, niektórzy spośród małych artystów, bystrych obserwatorów świata podejmują ważną decyzję, że sztuka portretowania będzie wypełniać ich życie. Niektórzy z nich skończą swą przygodę z malarstwem jak wujek Gucio z Gnoju Wojciecha Kuczoka[3]… Inni uciekać będą przed natrętnym spojrzeniem ciekawych, porzucą swą pasję, kiedy ta niepostrzeżenie zamieni się w katorgę…
Jak narysować portret? To proste, trzeba tylko pamiętać, żeby dokładnie oddać każdy szczegół, każdy grymas, by pamiętać, że osoba, którą się rysuje, ma duszę…
Są różne metody, sposoby rozpoczęcia obrazu. Można na przykład narysować kształt twarzy Polaka. Ja jednak wolę zacząć od oczu – zwierciadeł duszy. W głębi źrenicy dostrzec można obrazy, obrazy dnia, przywoływane przez przypadkowe słowo… Utrwalone, jak zdjęcie na kliszy, zdarzenia, których jesteśmy mimowolnym świadkiem (niczym żebrak z opowiadania Żebracy Zbigniewa Kruszyńskiego[4]), ludzie, których widujemy na co dzień, wciąż gdzieś pędzących naszych rodaków (czasami mam wrażenie, że co dzień widzę nowych ludzi, że ci raz przeze mnie widziani, znikają, zapadają się pod ziemię albo zmieniają trasy wędrówek).
A kolor oczu? Kolor jest nieważny, chyba, że ktoś wierzy w symbolikę kolorów. Ważne, że oczy otwierają przed nami głębię, głębię kryjącą świat nieskończony, niezmierzony, nieznany. Oczy – okna na świat, którymi wygląda małe dziecko ukryte w nas… W oczach czasami można zobaczyć strach, ból. Szczególnie, kiedy ktoś nas rani czy to fizycznie, bijąc jak stary K. z Gnoju, czy to psychicznie.
Dalej nos, aby Polak mógł wąchać kwiaty, usta, by mógł mówić, całować. Teraz dopiero zamknąć można części twarzy, obwieść je owalem. Zresztą kształt twarzy też nieważny. Tak samo kolor i długość włosów, bo wystarczą nożyczki, farba do włosów, by zmienić się, przeobrazić w kogoś, kim się nie jest, a kim by się chciało być, by ukryć swoją prawdziwą twarz…
Patrzę na portret, jak rośnie, jak dojrzewa, dorasta, by za kilka słów, zdań osiągnąć pełnoletniość, samodzielność i odtąd to już czas będzie dodawał mu lat, aż stanie się starcem i śmierć zapuka w ramy, w które zostanie oprawiony… ale czemuż wyprzedzam fakty? Przecież jeszcze jest małym Polakiem, małym dzieckiem. A płeć?! – zapyta ktoś przerażony, że mogłam ominąć tak istotny fakt. Spokojnie, jeżeli chodzi o przyszłość Polaka, płeć nie ma dużego znaczenia, tylko wyznacza granice możliwości, ale i tak niewielkie.
A jak ma na imię? Według Nataszy Goerke tożsamość podąża za imieniem,[5] a Marek Bieńczyk pisze, że jednostkę określa nie jej imię, lecz odniesienie do imion innych.[6] Mówi się, że imię jest prezentem od rodziców na całe życie, ja się z tym nie mogę zgodzić – teraz, analogicznie jak kolor włosów, oczu, można je zmienić. Polak na mym obrazie ma takie imię, jakie nada mu oglądający portret – on będzie wiedział najlepiej. Ja nie chcę determinować poprzez imię jego tożsamości, a i tak imię, które bym mu nadała odnosiłoby się do konkretnej, znanej mi osoby – lepiej nie kusić losu…
Mały Polak spogląda z obrazu smutno albo radośnie – to zależy od jego dzieciństwa, czy rodzice kochali go, czy też wiecznie się kłócili o drobiazgi, o nieistotne – w oczach dziecka – sprawy. Czy miłością, dobrym słowem i uśmiechem witali każdy kolejny dzień, czy też krzyczeli jak rodzice małego K. z Gnoju…
Każdy dzień przybliża małego człowieka do okresu dojrzewania, buntu i… miłości. Co ciekawe, literatura po 1989 przynosi wiele obrazów miłości Polaka i to nie tylko młodego, ale także… starszego. Miłość przegląda się w oczach młodego Polaka. Przynosi zmiany na jego buzi i nikt nie jest w stanie zatrzymać jej wpływu, ona jest silniejsza.
Młody Polak ma więc dwie drogi – albo będzie walczył z uczuciem i… przegra prędzej czy później, albo pozwoli, by to miłość kontrolowała jego życie. Pierwszą drogę odrzućmy od razu. A druga? Młody Polak jest przerażony, zaniemówił nawet i nie wie, co zrobić dalej, ale jednocześnie czuje, że wreszcie żyje, oddycha. Młody Polak jest jeszcze nieopierzony, niedojrzały i niedoświadczony, toteż nie wie, że prawdziwa, odwzajemniona miłość pojawia się bardzo rzadko i już nawet w książkach trudno ją znaleźć. Tutaj znów pojawia się dychotomia – albo jego miłość okaże się tą na wieki, albo tylko igraszką losu… Wybierzmy tę drugą opcję, która pojawia się częściej w powieściach po 1989. Zrozpaczony i zdezorientowany młody Polak myśli, że ktoś z niego zadrwił. Może on daremnie usiłować zagłuszyć wspomnienia, które są jak wióry (…) lecą tam, gdzie drwa rąbią[7] i bać się pokochać kogoś, otworzyć się przed kimś (co później owocuje studiowaniem psychologii, a następnie otwarciem poradni czy raczej gabinetu psychoanalitycznego, gdzie przybywają masowo ofiary miłości – porzuceni mężowie, opuszczone żony i naraz człowiek zdaje sobie sprawę, że ci ludzie wciąż opowiadają twoją historię i męczą cię, a ty już tak nie możesz…, aż nareszcie przychodzi wybawienie – ktoś… zabija cię… Zupełnie jak tytułowy Doktor Haust z opowiadania Wojciecha Kuczoka[8]), może wciąż zadawać sobie pytanie – jak Michał z książki Manueli Gretkowskiej Tarot paryski – dlaczego? To doprowadzi go w końcu do samobójstwa[9] lub… będzie poszukiwał kolejnej miłości…
A co z przyjaciółmi? Cóż, to trochę trudne, zważywszy, że młody Polak dojrzewa (niczym owoc w sadzie) w czasach, kiedy tak naprawdę wszyscy jesteśmy samotni, dopóki nie znajdziemy tego jedynego serca, które nas zrozumie…
Młody Polak dorósł i teraz wybiera kierunek studiów (albo jak mieszkańcy ulicy Cmentarnej postanawia – naiwny – żyć chwilą i nie martwić się o jutro…). Co chce studiować? To już kwestia tego, czy w szkole postrzegano w nim humanistę, czy też dostrzeżono jakiś ukryty talent matematyczny. Kiedy młody Polak jest zdolny, zaradny może wyjechać na stypendium i zwiedzić bardziej bądź mniej egzotyczne kraje, przywieźć z nich zdjęcia (chyba że, tak, jak bohater powieści Terminal nie lubi robić zdjęć…), a także… miłość, którą spotyka się wtedy, gdy się najmniej jej oczekiwało.
Oczywiście, jeśli młody Polak nie był pochłonięty nauką na tyle, by zasłużyć na stypendium, idzie do pracy. Biedny młody Polak trafia najpierw do biura pracy (chyba że ktoś mu znajdzie pracę po znajomości). W biurze pracy czuje się, jak Mirek ze Zwału Sławomira Shutego,[10] zmiażdżony, przytłoczony i co prędzej pragnie stamtąd uciec.
Jeżeli preferuje styl życia Mirka ze Zwału, chodzi często na przyjęcia znajomych (oraz nieznajomych), których pamiątką i wspomnieniem jest jutrzejszy zwał. Może mieszka z rodzicami (jak Mirek) i wciąż słyszy od nich, że wreszcie znalazłby pracę i ustatkował się.
W końcu (cuda się zdarzają) znajduje pracę, ale pracę mieć – to jedno, a pracować – to drugie. Tu znów nasz młody Polak ma różne drogi; jeżeli będzie uczciwie pracował, to kiedyś stać go będzie na założenie rodziny, kupno domu (wreszcie wyprowadzi się od rodziców!). Jednakże stać się może, iż praca nudzić go niezmiernie będzie i niczym Mirek pochłonięty grami na komputerze czy chatami, zatraci poczucie rzeczywistości i nawet nie zauważy, kiedy przegrał swoje życie, kiedy przegapił najlepsze szansy. Obudzi się może w jakimś mieście, które podobne jest do supermarketu – jest wszystko i (paradoksalnie) nic… i spróbuje zawalczyć z wszechogarniającą wszystkich cywilizacją konsumpcji, ale wygrać mu się nie uda… Możliwe jest także to, iż życie jego wpadnie w rutynę i nie pozostanie mu już nic innego jak pogodzić się z tym albo… zacząć pić – podobnie jak narrator Pod mocnym aniołem Jerzego Pilcha.[11] Permanentny stan deliryzmu czy zwału doprowadzi go do samobójstwa…
Przyszłość młodego Polaka mogą zdeterminować warunki w jakich dorasta. Nie jest powiedziane, że młody Polak będzie przez całe życie kroczył drogą prawdy, sprawiedliwości i uczciwości. Zdarzy się tak, że nieoczekiwany, niekorzystny splot okoliczności sprawi, że młody Polak analogicznie jak Waldemar – narrator Opowieści jednej nocy Andrzeja Stasiuka[12] – porzuci drogę prawości i wstąpi na ścieżkę przestępstwa…
Nie będę jednak taką pesymistką. Przecież młody Polak ma tyle wyborów przed sobą, tyle różnych dróg (może kroczyć ulicami w kształcie gwiazd czy meandrów…). Wcale nie musi zostać w Polsce, przecież jesteśmy już w Unii Europejskiej i nie potrzebuje paszportu, by wyruszyć na podbój Europy. Kiedy będzie miał dużo pieniędzy może pojechać na przykład do Paryża, tak jak Charlotta czy Michał z powieści Gretkowskiej Tarot paryski, ale na miejscu może okazać się, że młody Polak nie jest już taki młody…
Jednakże byłoby miło, gdyby został, gdyby pamiętał, że tu są jego korzenie… A co, jak odetnie się od korzeni? Będzie jak to powalone drzewo, bo czyż można żyć bez korzeni, czyż jest możliwe określić, znaleźć swoją tożsamości bez łączenia się z ludźmi, miejscem, które, parafrazując Magdalenę Tulli, jest przedłużeniem nas samych, uzupełnia się z nami i jesteśmy połączeni niewidzialnymi sznurami, jesteśmy zależni od siebie i, gdy tylko któraś część umiera, druga także? Bo nikt z nas nie jest samoistną wyspą…
Młody Polak wyjedzie z Polski nawet nie wtedy, gdy nie zobaczy tu możliwości dla rozwoju swoich talentów, skrzydeł; ale wtedy, gdy będzie chciał uciec. Ucieczka ta będzie tyleż przed ludźmi, którzy przypominają mu osobę ukochaną, która go porzuciła, tyleż przed miejscem, przywołującym wspomnienia z dzieciństwa, z czasu dorastania, dojrzewania. Uciekał będzie przed… sobą, przed przeszłością, przed bólem, upokorzeniem, strachem i… samotnością, zupełnie jak Maja z Ostatnich historii Olgi Tokarczuk.[13]
Na obczyźnie Polak odkryje przerażającą prawdę, że przed przeszłością, przed sobą… nie da się uciec. Do niego należy decyzja, co z tą wiedzą zrobi, jak ją wykorzysta. Czy pogodzi się i wróci niczym syn marnotrawny, czy też pożegna życie… Kiedy stanie młody Polak oko w oko ze Śmiercią, powie jej, że chce żyć, ale czy wtedy nie będzie za późno?…
Młody Polak weźmie ślub. Niech tak będzie. Jednakże czy po czasie nie zorientuje się, że to wszystko fikcja, że miłość skończyła się wraz z powiedzeniem sakramentalnego tak? Poczuje się wtedy podobnie do małżeństwa z opowiadania Olgi Tokarczuk Skoczek[14] – to już nie będzie miłość, to już zacznie się przyzwyczajenie, życie obok siebie (zamiast ze sobą). Oczywiście przytrafić się może, że jednak będzie szczęśliwy i miłość nie zamieni się w rutynę. Młody Polak będzie rodzicem. Ale jakim? Jeżeli w dzieciństwie był bity, może krzywdzić w ten sam sposób swoje dzieci (młody K. stanie się starym K.), wtedy koło zamknie się, a przecież okręg jest obłędem, samopowtarzającą się sekwencją szaleństwa (…) można taki okrąg tylko przerwać,[15] ale czy młody Polak będzie miał na tyle odwagi i siły?
Czas jest sędzią nieubłaganym i nie pozwoli, aby wyrok nie został wykonany. Młody Polak z biegiem czasu zacznie się starzeć. Poczuje się już bezwartościowy, przestawiany z kąta w kąt, nikomu niepotrzebny, zbędny. Zacznie powoli znikać, stapiać się z rzeczami, jak wujek młodego K. z Gnoju.
Zacznie uciekać. Świat realny stanie się nie do zniesienia. Możliwe, że to będzie rejterada przed starością w świat snu, marzeń sennych, w świat, w którym zaciera się granica między światem rzeczywistym a światem duchów (jak Regina z Królowej żalu Kuczoka[16] czy jak matka Idy z Ostatnich historii Tokarczuk).
Jeżeli nie porzuci rzeczywistości na rzecz onirycznego świata, może odkryć, że młodzi ludzie (on przecież też był jak oni!) zapragną zniszczyć to, co on i jego rówieśnicy dokonali; że ci młodzi ludzie (zupełnie jak on w ich wieku!) będą się buntować, kontestować polską rzeczywistość niepewną jak przyszłość. Poczuje się samotny – w końcu przyszli nowi rewolucjoniści, nowi konstruktorzy Polski i nie ma już dla niego miejsca w ich szeregu. Będzie już tylko smutnie spoglądać z portretu, a łzy żłobić będą jeszcze bardziej jego twarz.
W pewnym momencie swego życia, gdy włosy jego będą już tak siwe, że żadna farba nic nie pomoże (albo włosy niczym szczury, kiedy statek się topi, „uciekną”, „porzucą go”), gdy wzroku nie poprawią najlepsze szkła kontaktowe na świecie ani żadne operacje, gdy ci, których kochał najmocniej, odejdą lub uciekną od niego i wreszcie, gdy Śmierć zastuka posępnie i (nie)oczekiwanie do ram jego portretu, wtedy zda sobie sprawę, że warto było żyć, choćby dla paru tych pięknych chwil, jakimi była miłość…
Tu kończy się mój portret. Pozostało tylko jeszcze wykończenie. Jakie będzie tło? Tło to Polska widziana na co dzień przez okno, na ulicy. Portret żyje swoim życiem zaklętym ramach i – analogicznie do kamieni czy luster z książki Magdaleny Tulli Sny i kamienie – ma swą głębię, swój świat, bezdenną (nie)rzeczywistość…
——————
[1] M. Bieńczyk, Terminal, Warszawa 1998, s. 138.
[2] Z. Herbert, Przebudzenie [w:] tegoż, Napis, Wrocław 1999, s. 12.
[3] Por. W. Kuczok, Gnój, Warszawa 2004.
[4] Por. Z. Kruszyński, Żebracy [w:] tegoż, Na lądach i morzach, Warszawa 1999.
[5] N. Goerke, 47 na odlew, Warszawa 2002, s. 81.
[6] M. Bieńczyk, dz. cyt., s. 59.
[7] M. Tulli, Sny i kamienie, Warszawa 2004, s. 80.
[8] Por. W. Kuczok, Doktor Haust [w:] tegoż, Widmokrąg, Warszawa 2004.
[9] Por. M. Gretkowska, Tarot paryski, Warszawa 1999.
[10] Por. S. Shuty, Zwał, Warszawa 2004.
[11] Por. J. Pilch, Pod mocnym aniołem, Kraków 2001.
[12] Por. A. Stasiuk, Opowieść jednej nocy [w:] tegoż, Mury Hebronu, Wołowiec 2001.
[13] Por. O. Tokarczuk, Ostatnie historie, Kraków 2004.
[14] Por. O. Tokarczuk, Skoczek [w:] tejże, Gra na dziewiętnastu bębenkach, Wałbrzych 2002.
[15] M. Gretkowska, dz. cyt., s. 44.
[16] Por. W. Kuczok, Królowa żalu [w:] tegoż, Widmokrąg, Warszawa 2004.
Autor: Luiza Stachura [2005 rok]
Chciałam Ci powiedzieć, że bardzo mi się ten tekst podoba i… no właśnie. Skleroza nie boli. Miałam na jego temat pewne przemyślenia, ale gdzieś zniknęły.
Dziękuję^^
Przemyślenia przemyśleniami – kiedyś będą nowe ; )