Mo Yan* (naprawdę nazywa się Guan Moye) przyszedł na świat w 1955 roku, w Chinach, a dokładnie w prowincji Szantung. Rozpoczynał swoją życiową „karierę” jako wojskowy – między innymi był oficerem propagandy. Utwory (quasi-)literackie publikuje od 1981 roku. Jego dzieło Klan czerwonego sorga (tłumaczone też jako Czerwone sorgo) w Chinach zostało uznane za najlepszą powieść 1986 roku. Co ciekawe, Czerwone sorgo doczekało się adaptacji (o tym samym tytule), nagrodzonej Złotym Niedźwiedziem w 1988 roku na festiwalu w Berlinie. W 1992 roku światło dzienne ujrzała proza na wskroś… deliryczna, o niebanalnym tytule Kraina wódki.
Jesteśmy w stanie określić czas oraz miejsce akcji Krainy wódki jedynie w przybliżeniu, ale, co ważne, niedaleko odbiegniemy od czasu i miejsca powstania tego utworu. Lata 90. XX wieku, Chiny – tak w skrócie prezentuje się „stelaż”, na którym rozpięto historię „niesamowitą”. Mogłabym rzec, że czas i miejsce akcji są jedynymi pewnymi i niepodważalnymi „elementami” powieści chińskiego pisarza, reszta zaś jest względnym, delirycznym, (goło)słownym labiryntem. Chociaż z łatwością każdy czytelnik Krainy wódki jest w stanie podważyć powyższe twierdzenie, ba! sam Mo Yan nam to ułatwia, wręcz zachęca do negacji (jakiegokolwiek) ustalonego porządku, ale o tym za chwilę.
Ding Gou’er, śledczy z prokuratury, zostaje wysłany do Alkoholandii, by rozwikłać tajemnicę nie z tej ziemi, czyli by ujawnić niecne praktyki i postępki wysoko postawionych urzędników. Powiedzieć mogę tyle, że owi urzędnicy, poza obowiązkowym spożywaniem alkoholu w ekstremalnie wysokich dawkach (co nie wzbudza w prokuraturze niepokoju), raczą się osobliwymi potrawami. Jakimi? Chyba mogę zdradzić, bo Mo Yan czyni to na początku swej powieści. Otóż urzędnicy spożywają… dzieci (a dokładnie małych chłopców), co wywołuje od razu skojarzenia z plotką głoszącą, iż spożywanie ludzkich płodów pomaga utrzymać (wieczną) młodość.** Ding Gou’er przemierza meandry delirycznego miasta. Upojony alkoholem, niepewny tego, co jest jawą, a co snem, Ding prowadzi czytelnika… na manowce. A czekają go (Dinga i/albo czytelnika) niezwykłe przygody, zaiste, niezwykłe przygody.
Tyle, jeśli chodzi o warstwę fabularną pierwszego utworu, który otrzymujemy w Krainie wódki. Oto bowiem, już w pierwszym rozdziale (Kraina wódki składa się z dziesięciu rozdziałów) „dzielne”, niebywale „heroiczne” poczynania Dinga Gou’era zostają brutalnie przerwane i czytelnik ma sposobność przeczytania listów niejakiego Li Yidou do… Mo Yana! Li Yidou to doktorant alkohologii w Alkoholandii oraz adept literatury. Li pragnie zostać pisarzem. Wielbi, podziwia Mo Yana, toteż zasypuje go swoimi listami, dołączając do nich próbki tekstów: opowiadania, nowele, quasi-reportaże. Innymi słowy, perypetie Dinga Gou’era przeplatają się z korespondencją prowadzoną przez Mo Yana oraz jego „ucznia”, Li Yidou. Dodatkowo otrzymujemy kuriozalne opowiadania Li Yidou. Działalność Dinga zazębia się niebezpiecznie z historią opowiadaną w „dziełach” Li Yidou. Gdzie kończy się jeden utwór (quasi-)literacki, a zaczyna drugi?
Czym jest zatem Kraina wódki? Na pewno świetnym przykładem literatury eksperymentalnej, chociaż niektórzy mogą stwierdzić, że Mo Yan wykorzystuje zabiegi typowe dla postmodernistycznej literatury i nic w tym innowacyjnego, a wręcz przeciwnie – Mo Yan jest wtórny. W obrębie Krainy wódki odnajdziemy elementy powieści epistolarnej, romansu, powieści sensacyjnej, kryminału, baśni (choćby pierwszy człon tytułu – słowo „kraina” – wskazuje nam na tyleż „fikcjonalność”, ile baśniowość), legend, mitów, reportaży, powieści w odcinkach. Oczywiście nie brak w dziele chińskiego pisarza opowiadań, nowel – dzięki nim utwór Mo Yana zbliża się do osobliwego zbioru (delirycznych) opowiadań. Wszystkie elementy charakterystyczne dla poszczególnych gatunków, odmian, rodzajów są, oczywiście, swoiście dekonstruowane przez chińskiego pisarza. Niewątpliwie dekonstrukcję ułatwia Mo Yanowi komunistyczna (nie)rzeczywistość, której doświadczają mieszkańcy Państwa Środka.
Na uwagę zasługuje próba wykreowania strumienia świadomości, próba zaprezentowana przez Mo Yana w ostatniej odsłonie Krainy wódki. Nie trzeba chyba dodawać, że inspirację i pomysł do tak (prze)tworzonego strumienia świadomości zaczerpnął chiński pisarz u samego mistrza – Jamesa Joyce’a. Nie można, oczywiście, porównywać szczątkowego strumienia świadomości Mo Yana do techniki Jamesa Joyce’a, a to przede wszystkim z tego względu, że Mo Yanowski strumień (nie)świadomości wydaje się być trawestacją, pastiszem, kpiną i ironią z techniki irlandzkiego pisarza. Oto bowiem chiński pisarz zdaje się nam mówić, że „prawdziwy” strumień (nie)świadomości może zaistnieć dopiero w trakcie upojenia alkoholowego. I teraz pytanie: na ile to jest strumień świadomości? Czy może przypadkiem zakończenie Krainy wódki nie jest strumieniem nieświadomości, osobliwą grą podświadomości?
Język, którym posługuje się Mo Yan w Krainie wódki, cechuje się różnorodnością – sporo pięknie, wręcz kunsztownie zbudowanych zdań, ale, paradoksalnie, dążących ku parodii tyrad, mów, monologów i dysput. Chiński pisarz nie unika wulgaryzmów, kolokwializmów. Język mięsny (w szerokim znaczeniu tego słowa) i żywotny, drapieżny i poetycki, nie wspominając o szczypcie „terminologii” alkoholowej i kucharskiej!
Istotny w Krainie wódki okaże się również automatyzm, pisanie o pisaniu. Mo Yan pisze na oczach czytelnika, ba! Mo Yan staje się bohaterem literackim, Mo Yan przybiera momentami maskę narratora. Kto tworzy dzieło? Kto pisze? Kto gra? Kto ucieka? Kim są bohaterowie? Gdzie zaczyna się fikcja, a kończy rzeczywistość? Gdzie kres krainy onirycznej czy raczej delirycznej? Co jest jawą, a co snem? Mo Yan odpowiedzi nie udzieli, wręcz przeciwnie – nakreśli kilka(naście) możliwych, potencjalnych scenariuszy, dróg interpretacji i… wywiedzie czytelnika w pole.***
Chociaż piszę o tym na końcu, to jednak nie wolno bagatelizować obrazu społeczeństwa, który wyłania się z Krainy wódki. Można zastanawiać się, czy to (nieco przekoloryzowany) wizerunek jedynie chińskiego (komunistycznego) narodu. (Samo)Świadomość poszczególnych mieszkańców, ich hierarchia wartości, ambicje, cele – to wszystko staje się doskonałym pretekstem (i celem samym w sobie) dla Mo Yana, aby poprowadzić czytelnika w egoistyczny świat człowieka.
Kraina wódki to literatura deliryczna – jakkolwiek będziemy chcieli to sformułowanie rozumieć. Po spożyciu takiej literatury czytelnik przyłączy się do finałowego bełkotu (pijanego Mo Yana?), naśladującego i wywracającego na nice strumień (nie)świadomości. Bachusowy pochód właśnie ruszył…
——————
* Zgodnie z chińskim zapisem: nazwisko (Mo) poprzedza imię (Yan).
** Por. chociażby film Dumplings (reżyser: Fruit Chan). Film wchodzi w skład Three… Extremes z 2004 roku.
*** I spokojnie można powtórzyć ostatnie słowa Ferdydurke Witolda Gombrowicza.
Mo Yan, Kraina wódki, przeł. Katarzyna Kulpa, W.A.B., Warszawa 2006.
Autor: Luiza Stachura
Ha, jestem w trakcie tej lektury i przyznaję, że faktycznie jest ono mocno deliryczna :) Bardzo zainteresował mnie obraz Chin, jaki wyłania się z kart tej powieści – autorowi daleko do pochwalnych peanów pod adresem własnego kraju, ba, portret jest bardzo surowy, ale wydaje mi się, że mimo wszystko to trochę karykatura, obliczona na poklask zachodniego czytelnika :)
Twoja recenzja jak zawsze wspaniała. Podobają mi się szczególnie odwołania do Joyce’a. Będę musiał w końcu przeczytać „Ulissesa” :)
Pisarzy prawie zawsze można posądzać o koniunkturalizm, chęć zabłyśnięcia, bycia zauważonym czy inne tego typu zagrania. Ale czasami warto dać się do pewnego stopnia uwieść i podjąć grę z pisarzem i/lub utworem ; )
Dziękuję! Życzę owocnych podróży w świat Mo Yana – warto poznać.