Literatura postmodernistyczna made in China. Recenzja książki “Kompleks sędziego Di” Dai Sijie

Dai Sijie (Dai to nazwisko – między innymi chiński zwyczaj nakazuje umieścić nazwisko przed imieniem) urodził się w Chinach w 1954 roku, jego dzieciństwo i wczesna młodość przypada zatem na lata chińskiej rewolucji kulturalnej (1966-1976), czyli osobliwej indoktrynacji komunistów – osobliwej, gdyż polegała ona na wprowadzeniu i wszczepieniu w każdym obywatelu zasad maoizmu (maoizm to, oczywiście, ideologia Mao Zedonga/Mao Tse-tunga). O chińskiej rewolucji kulturalnej w swoich powieściach pisze między innymi Anchee Min (choćby Dziki Imbir) czy Jung Chang w Dzikich łabędziach: trzech córach Chin.


Dai Sijie nie uniknął reedukacji – w latach 1971-1974 przebywał w Syczuanie. Dopiero później mógł ukończyć szkołę i podjąć studia (studiował historię sztuki). W 1984 roku wyjechał na stypendium do Francji, gdzie zafascynowało go kino i… został reżyserem. Spośród jego filmów warto wymienić szczególnie jeden – Balzac i mała Chinka – który powstał na podstawie pierwszej, na poły autobiograficznej powieści Dai (Balzac i chińska krawcówna z 2000 roku). W 2003 roku wydał kolejną powieść, Kompleks sędziego Di, która otrzymała w tym samym roku francuską nagrodę literacką Prix Femina. Jak Dai sam przyznaje, z sentymentem i nostalgią patrzy na Chiny i czuje się Chińczykiem, ale jego dom jest we Francji. Powieści pisze po francusku. Co ważne, Dai Sijie zaliczany jest do pisarzy francuskich, nie chińskich.

Trzon warstwy fabularnej można streścić w kilku zdaniach. Ot, wierny uczeń, adept psychoanalizy, nieomal fanatyk dzieł Freuda, Muo, postanawia wyjechać z Francji i powrócić do swojej ojczyzny, czyli Chin. Jako dziecko (podczas chińskiej rewolucji kulturalnej) był poddany reedukacji, toteż wraca do kraju z pewnym zakodowanym obrazem komunistycznej nierzeczywistości, komunistycznych cudów. Jego celem jest uratowanie ukochanej kobiety o jakże poetyckim imieniu Wulkan Starego Księżyca, która aktualnie przebywa w więzieniu, oskarżona o rozpowszechnianie zdjęć godzących w dobry wizerunek i dobre imię Chińskiej Republiki Ludowej na arenie międzynarodowej. Wszystko byłoby pięknie i ładnie, gdyby nie fakt, iż sędzia Di (od niego zależy ewentualne zwolnienie z więzienia ukochanej Muo) nie przyjmuje już łapówek, ponieważ pieniędzy ma aż za dużo. Jego pragnieniem jest… dziewica. Dziewicy pożąda, o niej marzy i śni. Pierwszy w Chinach psychoanalityk Muo, ufny w swoją tajemną wiedzę na temat ludzkiej nieświadomości i pełen wiary w siłę płynącą z owej wiedzy, zaczyna swoje poszukiwania. Jednakże w Chinach (analogicznie jak w innych państwach) niezwykle trudno znaleźć dziewicę… Jak zakończą się (i czy w ogóle się zakończą) poszukiwania Muo? Warto przekonać się, czytając tę niekonwencjonalną i zwariowaną powieść.

Już sama konstrukcja głównego bohatera, Muo, jest ironiczna. Otóż bowiem znawca Freudowskich teorii sam nie potrafi poradzić sobie ze swoimi kompleksami. Spośród nich największym i najpoważniejszym dla przebiegu akcji zdaje się być fakt, iż Muo nadal jest… prawiczkiem, co prowadzi do wielu kuriozalnych wydarzeń, będących wynikiem Muowskiej (seksualnej) frustracji. Mogłabym zaryzykować twierdzenie, że obsesje pierwszego chińskiego psychoanalityka łączą się jedynie z seksualnością i cielesnością człowieka. Niemniej jednak sam Muo stara się być daleki od tak „przyziemnych” spraw i pragnie zachować swoją czystość (bynajmniej nie czystość myśli) dla ukochanej Wulkan Starego Księżyca. Czy uda mu się wytrzymać i oprzeć czyhającym ze wszystkich stron pokusom?

Warstwa fabularna nie jest jednak najważniejsza, ba! w przypadku takich książek jak Kompleks sędziego Di, fabuła nie tyle jest drugorzędna, ile staje się jedną z dwóch niezmiernie istotnych i wzajemnie zazębiających się warstw. Stylistyczno-semantyczne aspekty powieści Dai przyczyniają się do pogłębienia niezwykłości i oryginalności powieści. Dai bowiem gra (z) czytelnikiem. Gra odbywa się na kilku poziomach, spośród których można wskazać choćby grę słów (Dai – Di, Muo – Mao), mnóstwo aluzji, nawiązań, pastiszy, trawestacji, karykatur – począwszy od dzieł i poglądów Zygmunta Freuda, Jacquesa Lacana (co ciekawe, Dai celowo marginalizuje Junga, skupiając się bardziej na Lacanie), Ericha Fromma, poprzez Claude’a Lévi-Straussa, Jacquesa Derridę, Michela Foucaulta, Stéphane’a Mallarmégo, Charlesa Baudelaire’a, Franza Kafkę czy Wieniedikta Jerofiejewa (ot, choćby jazda pociągiem – istna trawestacja i poniekąd karykatura genialnego utworu Moskwa-Pietuszki Jerofiejewa). Mogłabym zaryzykować twierdzenie, że inspirację dla Dai stanowił nie tylko Freud, ale i… Umberto Eco. Pomijam już tak oczywiste aluzje, jak zapisywanie na pudełku od zapałek swoich przemyśleń, ale warto zwrócić uwagę na konstrukcję Kompleksu sędziego Di, przebieg akcji tejże powieści i zestawić z literackimi utworami Eco.

Dai Sijie gra schematami fabularnymi, sprawnie je dekonstruuje i porzuca na pastwę losu, toteż w Kompleksie sędziego Di znajdziemy elementy romansu, love story, kryminału, powieści przygodowej, powieści sensacyjnej czy wreszcie quasi-filozoficzne dzieło o snach, baśń, legendę, mit, dziennik, pamiętnik, powieść epistolarną, powieść szkatułkową i… wiele innych. Wszystkie schematy fabularne okraszone są dodatkowo specyficznym poczuciem humoru Dai Sijie. Autor posługuje się bowiem przede wszystkim ironią, sarkazmem, tym samym dystansując się zarówno od bohaterów wykreowanych na kartach powieści, jak i od komunistycznej nierzeczywistości. Dai upodobał sobie zderzanie podniosłego z trywialnym, poważnego z komicznym. Swobodnie łączy także sferę sacrum z profanum. Pozostaje wrażenie, że trafiliśmy do osobliwej Krainy Czarów, podążając nie tyle za białym królikiem, ile za… dziewicą. Oniryczno-realistyczna kraina, do której prowadzi nas Dai Sijie, jest przedsięwzięciem ryzykownym. Dai bowiem wikła się, plącze, zapętla, mąci, miesza, a w efekcie porzuca swoich czytelników przy zakończeniu (otwartym).

Co ciekawe i ważne, Dai przeplata i wiąże ze sobą chińską tradycję, kulturę, obyczaje, zwyczaje oraz historię ze współczesnością. Mahjong, chińskie pismo, historie z okresu Trzech Królestw, pieśni komunistyczne, czerwona książeczka Mao i mnóstwo innych „elementów” zostaje zmieszanych, wrzuconych do jednego worka, wstrząśniętych i przekazanych czytelnikowi. Błądzimy po zdumiewającym kraju paradoksów, znajdujemy się na cyrkowej arenie w trakcie przedstawienia, stając się mimowolnymi aktorami-statystami. Dai swobodnie żongluje motywami, schematami fabularnymi, tworząc (przede wszystkim na wzór powieści Umberto Eco) postmodernistyczne „dzieło sztuki”, domek z kart, który może zwalić się w mgnieniu oka od swojego własnego ciężaru.

Dai Sijie „czyta” komunizm przez Freuda, ba! dokonuje psychoanalizy komunizmu w chińskim wydaniu. Innymi słowy, psychoanaliza jest przefiltrowana przez chiński światopogląd, a chiński komunizm zostaje poddany badaniu przez psychoanalityka z Chin. Każdy, kto zna interpretację Czerwonego Kapturka (szczególnie owego czerwonego kapturka) Fromma, ten zrozumie prześmiewczy ton Dai, kiedy pisze o krwistej czerwieni komunistów – osobliwym kompleksie? Jakby tego było mało, Dai Sijie dokonuje psychoanalizy każdego czytelnika, poprzez wprowadzenie niezliczonych elementów znaczących, elementów (ot, pojawiają się na przykład drabiny, miotły, węże), których interpretacja jest niewygodna dla czytelnika, bowiem w prostej linii prowadzi do ujawnienia znanej wszystkim obsesji Freuda – obsesji, którą być może i każdy z nas (czy tego chce, czy nie) podziela.

Kompleks sędziego Di to interesująca, zaskakująca i zabawna powieść, pod warunkiem, że przyjmiemy ją jako postmodernistyczne igranie z czytelnikiem, z konwencjami, ze schematami fabularnymi czy wreszcie z całą (pop)kulturą. W przeciwnym wypadku czytając powieść Dai, poczujemy się rozczarowani. A szkoda by było.

——————
Dai Sijie, Kompleks sędziego Di, przeł. Krystyna Sławińska, Wydawnictwo Literackie MUZA, Warszawa 2004.

Autor: Luiza Stachura

Reklama

4 uwagi do wpisu “Literatura postmodernistyczna made in China. Recenzja książki “Kompleks sędziego Di” Dai Sijie

  1. Nie było ze mną jednak tak źle. Aż musiałam przeczytać swoją recenzję, żeby ją skonfrontować z Twoją. Gra słów z imionami – zauważyłam to, ale o tym nie wspomniałam. Nawet nie przyznałam się, że nałogowo czytałam Mao zamiast Muo.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s